Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 382264
Komentarzy: 4412
Założony: 17 sierpnia 2010
Ostatni wpis: 2 września 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
TlustaWeronika

kobieta, 33 lat, Łódź

170 cm, 62.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 maja 2011 , Komentarze (18)

Tydzień diety i ćwiczeń i kolejne 0,9 kg mniej!! :) To prawie kilogram jakby nie było :) Prosicie mnie, żebym tak jak cioci rozpisała co mam zrobić:) To są zasady, które każda z Was zna, Ameryki nie odkryłam, ale ona chciała i nie mogłam jej odmówić, choćbym miała jej napisać to, o czym sama dobrze wie :) Pisałam Wam nie raz jak wygląda moja dieta, dlatego wklejam odpowiedzi z wcześniejszej notki:

Pytacie się jak wygląda mniej więcej moja dieta, posiłki itd.
Otóż od samego początku diety ulega ciągłym transformacjom. Na samym początku, kiedy raczkowałam w temacie odchudzania( bo wcześniejsze próby polegały na krótkim odchudzaniu bez większych efektów) skorzystałam trochę z porad przyjaciółki mojej mamy, która jest dietetyczką. Jadłam 5 niedużych posiłków dziennie w tym dużo warzyw oraz stosowałam zamienniki, np zamiast białego pieczywa- ciemne, zamiast białego ryżu- brązowy, zamiast tłustych mięs- chude wędlinki itd. Nie jestem w stanie Wam dokładnie opisać co jadłam, bo każdego dnia menu wyglądało inaczej. Nauczyłyśmy się z mamą lekkiej kuchni, zmieniać posiłki które  jedliśmy normalnie na takie, aby były zdrowe.. Czyli zamiast usmażyć kotleta, jadłam grillowaną pierś z kurczaka. Odpadały wszelkie fast foody, łakocie. Wtedy waga szalała, szybko spadała. Ostatnimi czasy jeśli mam tak szczerze przyznać, to nie pilnuję się bardzo wszystkich zasad, nie jem 5 posiłków, a 3, czasem 4, czasem zjadam mniej niż nawet 1000 kcal, bo zwyczajnie nie potrzebuję, nie mam ochoty na więcej. Ale cały czas ciemny chleb.. Wiadomo, łakocie wpadają częściej niż na samym początku, ale nie ma tragedii. Nie jestem Wam w stanie podać dokładnego jadłospisu, bo jak mówię, wszystko zależy od dnia. Raz na śniadanie jest bułka z wędliną, innym razem płatki. Obiady tak samo różnie, ale nie jem smażonego. Na kolację staram się jeść białko, ale czasem mdli mnie na samą myśl o serku wiejskim i wybieram pieczywo :)

Moje ćwiczenia.
Na samym początku nie szalałam, zwiększyłąm aktywność ( z nicnierobienia na COŚrobienie), marszowałam po własnym ogrodzie, a i to było męczące przy 134 kilogramach. 19 letnia dziewczyna a po kilkunastu minutach wcale nie szybkiego marszu czerwona i zadyszana. Wraz z ubytkiem kilogramów było coraz łatwiej, mogłam iść coraz dłużej, mogłam schylić się coraz bardziej. Dzisiaj jestem w stanie ponad godzinę ćwiczyć na orbitreku ( przejście z rowerka na orbitrek też było jakimś przełomem, bo tak jak na rowerku można pedałować cały dzień, tak na orbitreku człowiek jednak się męczy) a do tego zrobić ćwiczenia dywanowe, jestem wygimnastykowana mimo swojej wagi :) Oczywiście czasem mam lenia i nie chce mi się, ale znam siebie i wiem, że czasem dłuższa przerwa w  ćwiczeniach spowoduje, że całkowicie na długo o nich zapomnę. A gdy przebiore się w dres, rozciągnę, wejdę na orbitreka i przy TV zacznę ćwiczyć, jest już z górki. :)

Kolejne pytanie to jak taką liczbę zrzuconych kilogramów zniosła moja skóra.
Więc od początku odchudzania wklepuję w siebie kosmetyki- rano i wieczorem. Zamiennie różnych firm, chociaż Eveline to moja ulubiona linia. Wieczorem wklepuję w siebie balsamy antycellulitowe, rano serum przeciw rozstępom ( chłodzące z Daxa), ok 3 razy na tydzień robię peeling antycellulitowy, no czasem dwa razy w tygodniu, ale staram się trzy. W ogóle nie zawsze mi się chce, naprawdę, walczę z leniem. Niby taka prosta czynność, a się nie chce... Trudno stwierdzić czy są skuteczne. Przede wszystkim nie wiem, czemu zawdzięczam to, że żadna skóra mi nie wisi- ćwiczeniom czy balsamom, ale słyszałam że balsamy warto jest wklepywać w trakcie odchudzania, bo później na wiszącą skórę nic nie pomoże. No i może wpłynęło to na wygląd mojej skóry. Jedyne rozstępy jakie mam to rozstępy nie biuście, ale je miałam wcześniej.


Cioci napisałam wszystko w punktach. To są sposoby, dzięki którym mi udało się schudnąć, nie mówię, że są one wszystkie dopracowane i idealne, bo tak pewnie nie jest. Wiadomo, że z czasem dieta ulega zmianie, nie chce się czasem gotować ładnych kolorowych dań i nie dba się tak o pory i ilość posiłków, ale daję radę:) Zastanawiam się, ile zdołam schudnąć do wakacji... Oby jak najwięcej :)

A w niedzielę nie wytrzymałam... Obiecywałam kupić sobie ciuchy dopiero wtedy, kiedy zobaczę 7 z przodu na wadzę, ale pojechałyśmy z A. do tej Manu... Na początku ostro się trzymałam, ale w końcu kupiłam przepiękną różową marynarkę. Wszedł na mnie rozmiar 42 był taki akurat, chociaż troszkę mógłby być luźniejszy.. a ja kupiłam rozmiar 40, żeby była to motywacja do chudnięcia:) I kupiłam jeszcze sobie prześliczny szary sweterek, rozmiar 42, ale akurat idealnie dopasowany i kwiecistą sukienkę w H&M. Widzicie, jednak nie mam takiej silnej woli w każdej sferze życia:)
Jak A. przymierzała ciuchy to z takim podziwem na nią patrzyłam.. Taka chudzinka zgrabna. Mama mówi, żebym się nie przejmowała, bo jeszcze parę miesięcy temu do głowy by mi nie przyszło, że kupię sobie sukienkę w "normalnym" jak to ja mówię sklepie:)
Powiedziała mi też coś, co było dla mnie strasznie miłe, powiedziała, że mój tata jest ze mnie bardzo dumny, że wszystkim znajomym chwali się, jak jego Weronika schudła, wymienia im moje zasady i tłumaczy, że jak się chce, to można. To takie miłe :)
Jeśli jesteśmy już przy tacie, chce się jak to mówi "wylaszczyć" na wakacje i ma nie jeść pizzy i innych fast foodów, co od zawsze było jego miłością i ma zamiar biegać, ale to postanowienie jeszcze niepewne :)) Może i ja bym zaczęła? Zawsze jakieś urozmaicenie :) Nie wiem tylko, czy bym zdołała, orbi, czy rower, to co innego:)
Już miałam ochotę odpuścić sobie ćwiczenia dzisiaj, ale jeśli są rezultaty to szkoda się cofać, albo je pomniejszać.. więc ruszam, trzymajcie się Kochane :*

22 maja 2011 , Komentarze (19)

Jeszcze nie ważę się, bo od ostatniego ważenia nawet tydzień nie minął. Wczoraj byłam w Zgierzu u mojej kuzynki, daleka rodzina, bardziej byłyśmy zawsze w stosunkach koleżeńskich, niż rodzinnych, bo rodzina na tyle daleka, że nawet w żadne święta się nie spotykaliśmy, nasze mamy od czasu do czasu spotykały się na kawę, ale to w dzieciństwie, a nasze spotkanie ostatnio miało miejsce na przystanku 57 i to zupełnie przypadkiem, jeszcze przed moimi maturami, chciała się strasznie spotkać, ale same wiecie, jak to wychodzi. Jakiś czas temu z ciekawości wyszukałam ją na facebooku, zaprosiłam do znajomych i gadałyśmy o tym, żeby faktycznie się spotkać. Wcześniej miałam opory, bo od razu miałam wizję, jak wychodzimy na spacer i ludzie patrzą się na mnie z obrzydzeniem. W ogóle jak ją ostatnio zobaczyłam, to nagle poczułam się, jakbym była 5 metrów pod ziemią.. Ona kiedyś miała nadwagę, co prawda lekką, ale nawet widoczną, a kiedy ją spotkałam, nie ta dziewczyna.. schudła, wyładniała, paznokcie zrobione, makijaż cudowny... A ja obok niej.. gruba, zaniedbana. Zrozumieją to tylko te, które kiedykolwiek tak się czuły.
Zgadałyśmy się na facebooku i umówiłyśmy się na przysłowiową kawę u niej w Zgierzu. Najzabawniejsze było w tym wszystkim to, że ona zupełnie nie wiedziała, jak ja mogę teraz wyglądać, ostatnio mnie widziała przed maturami, z bardzo zaawansowaną otyłością, w bezkształtnym czarnym swetrze, beznadziejnych spodniach, długaśnych włosach zawiązanych w kitę, bez nawet tuszu do rzęs, a teraz miała mnie zobaczyć 50 kg lżejszą.
Założyłam sukienkę z H&M, którą ja noszę jako tunikę, bo jest przed kolano, dżinsy rurki, umalowałam się, ułożyłam włosy. Nie zniosłabym tego uczucia zapadnięcia się pod ziemię :D Pojechałam do niej sama, a tata miał mnie odebrać. Spotkałyśmy się na przystanku u niej, ona mnie nie poznała na początku :) Siedziała na ławce, patrzyła w moją stronę i nic :) A jak w końcu mnie poznała, była w tak głębokim szoku, oglądała mnie na wszystkie strony, Boże, to było takie miłe :) Powiedziała, że laska się ze mnie zrobiła, pytała jak tego dokonałam, że jeszcze ostatnio mnie widziała i wyglądałam zupełnie inaczej. Poszłyśmy do niej do mieszkania, gadało nam się tak super, o wszystkim. Ostatni raz, żeby spędzić z nią tyle czasu.. nie pamiętam ale raczej kilka lat temu. Czułam się fantastycznie i nie musiałam podkopywać się pod grunt :) A wieczorem wróciła ciocia, to wtedy było dopiero. Wiedziała, że mam przyjechać, bo jej córka powiedziała, więc nastawiła się na to, że mnie zobaczy, nie mogła uwierzyć, że to ja i kazała mi spisać na kartce wszystkie zasady jakich trzeba się pilnować żeby schudnąć, bo jej przydałoby się zrzucić trochę :) Było fantastycznie :)
Dzisiaj znowu A. ma przyjechać do Łodzi do mnie, zapytała się, czy nie chciałabym jechać z nią do Manu na zakupy, jakieś ciuchowe, ja że chętnie, ale sama sobie nic nie kupię, bo następne zakupy obiecałam sobie za parę kilo dopiero, dla motywacji :) Ale chętnie się z nią spotkam, naprawdę, wspaniale mi się spędza z nią czas. A przynajmniej mam zaplanowaną niedzielę :)
Rozgadałam się trochę, uciekam pod prysznic, trochę posprzątać a potem wyszykować się jakoś, bo o 14.00 jestem umówiona :) Tylko w czym ja pójdę.. wieczorem miałam się w co ubrać, bo mogłam założyć narzutkę.. a jak jest tak gorąco?? Nie lubię pokazywać ramion....
Uciekam i miłego weekendu Wam życzę, ja mam jutro wolne, bo dni rektorskie :D

17 maja 2011 , Komentarze (45)

Cześć dziewczyny!!! :) 6 dni "szczerego odchudzania" i... 1,3 kg mniej!!! :) I już jest 85 na wadze,  jeszcze nierówne, ale jest :) Za chwilę zobaczę 50 kg na wadze mniej. Boże, to tak jakbym, przez całe życie nosiła na plecach dziewczynę jakąś i teraz ją zrzuciła.. A została jeszcze druga osoba, bardziej już dziecko, ale zawsze:) Weekend spędziłam w domu. Musiałam uczyć się do bardzo ciężkiego kolokwium, za cel postawiłam sobie zaliczyć je w pierwszym terminie. Kolokwium naprawdę trudne, nie było mowy o zdaniu przez farta. Ale nie żałuję, bo poszło dobrze. Pogoda nie zachwyca, wczoraj jeszcze mogłam wyjść na rower, ale dzisiaj chyba nie mam na to szans...
Postanowiłam dokończyć moją metamorfozę, która cały czas zachodzi. Zmieniłam się, tracąc kilogramy, ale chcę jeszcze bardziej się zmienić :) Chcę odmienić swój wygląd, schudnąć jeszcze dużo, iść do fryzjera na zrobienie koloru. Nigdy tego nie robiłam:) Moje koleżanki mówią, żebym nie farbowała, bo to niszczy, a same co miesiąc farbują odrosty :) Mam taki ten kolor zwykły. Muszę to przemyśleć. Myślę o jakimś blondzie, mama proponuje mi iść do lepszego salonu, w którym pomogliby mi dobrać odcień, na pewno nie spalą włosów. Ale to i tak nie chcę teraz farbować, ale na wakacje. Taka wakacyjna przemiana.
Chcę jeszcze przejść się kilka razy na solarium :) Nie żeby być grzanką od razu, ale żeby się opalić ładnie, zawsze inaczej się wygląda. Dziewczyny na roku teraz robią szturmy na solaria, to widać, wszystkie opalone, wątpię, że każdym przypadku jest to słońce :)
Chciałabym jeszcze zmienić swój styl ubierania się. Nie mogę narzekać, bo przez kilka miesięcy zmienił się on diametralnie, całkowicie musiałam i chciałam wymienić zawartość szafy, mam dużo tunik, ładne kardigany, nawet buty na obcasie :) Ale to jeszcze nie jest to, co chcę, do dalszej zmiany stylu potrzebne mi jest gubienie kilogramów :) Możecie się śmiać, pozwalam, ale jestem tak podniecona, że brak słów. Chcę się zmienić, chcę zrobić to, co niektóre z Was robię trzy razy do roku- całkowita odmiana wizerunku, przez zmianę fryzury, stylu ubierania... Jestem strasznie podniecona... To ja uciekam chudnąć dalej, żeby przełom czerwca / lipca zachwycać swoją przemianą :)

10 maja 2011 , Komentarze (15)

Dziewczyny, jesteście kochane :) Tylko sytuacja wygląda tak, że ja jestem nim totalnie zauroczona, a on mną nie, bo w niedzielę był ewidentnie zainteresowany swoją śliczną koleżanką, z wzajemnością :) Ja na nic nie liczę, był miły dla mnie, dobrze nam się rozmawiało, zauważyłam, że mnie polubił, ale nic więcej:) Z jednej strony szkoda, z drugiej sama nie wiem, rozmawiając z nim czułam się super, a później głupie myśli : "pewnie śmiesznie z nim wyglądałam", albo "przystojni faceci zawsze będą mnie traktować jako koleżankę do rozmowy". Wiem, głupie to, są dni kiedy wydaje mi się, że myślę kategoriami dziewczyny, która waży 134 kilogramy, świat jak i ona sama siebie nie akceptuje jej, wstydzi się spojrzeń, kąśliwych uwag. Już taka nie jestem i czuję się z sobą ok- jest wiele do zrobienia, ale wiem, jak wiele już dokonałam, ale czasem, gdy zostaję zupełnie sama z sobą, bez komplementów od rodziny, znajomych, czuję się źle i zastanawiam się, czy przemiana jest aż tak wielka jak mi się wydawało? Bo przecież nadal mam wielkie uda, wielkie ramiona, duży brzuch....
Wiem, że się wieeeele zmieniło. Kilka miesięcy temu nie myślałam, że idąc do kina z koleżanką, założę tunikę, dżinsy rurki i buty na obcasie, umaluję się, uczeszę... Nie było wyjść do kina, co najwyżej siedzenie w domu z moimi dziewczynami przy misce chipsów. Nie było wieczornych spacerów po Pietrynie. Na początku, gdy poszłam na studia, odmawiałam wyjść ze znajomymi z grupy. Wstydziłam się wyjść do klubu, gdziekolwiek. Dzisiaj bez wahania mówię jasne, jak mamy się spotkać w parku, czy w pubie, czy zrobić imprezę w akademiku. Wyjście nie jest już dla mnie traumą, ale przyjemnością. Nie boję się wyjść do pubu, wiem, że nie założę seksownej krótkiej sukienki, ale idą ze świadomością, że idą pogadać, spotkać się z fajnymi ludźmi. Gdyby pojawiła się propozycja wspólnych wakacji nad morzem z moimi znajomymi na dzień dzisiejszy- odmówiłabym. To jeszcze nie ten dzień, kiedy nie wstydziłabym się wyjść w kostiumie kąpielowym i leżeć na ręczniku obok opalających się szczupłych koleżanek w ślicznych strojach. Ale myślę że akurat ostatni problem, ma wiele z Was na Vitalli i nie świadczy to o moich zbyt wysokich kompleksach. O kompleksach na pewno, ale zrozumiałych, prawda?:)
A dzisiaj kontynuuję odchudzanie na maxa :) Odpuściłam sobie wykłady i zaraz idę na rower :)

9 maja 2011 , Komentarze (18)

Od ostatniego ważenia 1,2 kg mniej :) Szóstka na drugim miejscu:) Czy to jest sukces.. hmm nie wiem, bo biorąc pod uwagę, że ostatnie ważenie było 2,5 tyg temu, cud się nie stał, ale po drodze był weekend majowy, a tam kiełbaski, piwko :) Ostatnio kiedy tutaj byłam chciałam opisać jak się bawiłam, ale nacisnęłam jakąs kombinację klawiszy i niestety to, co napisałam zostało usunięte i się zniechęciłam:)
Napiszę tyle: było FANTASTYCZNIE!! Miałam tam spędzić dwa dni, wróciłam kolejne dwa dni później, bo rodzice kolegi przedłużyli wyjazd:) Okazało się, że nie miałam jechać na działkę, tak jak myślałam, był to dom kolegi, z ogromną działką i sadami :) Pogoda była beznadziejna, ale codziennie grillowaliśmy pod wiatą, było cudownie :) Myśleliśmy, że to już nie wypali, bo większość osób z grupy nagle zaczęła się wyłamywać, tłumacząc się dojazdem ( paradoskalnie Ci, którzy albo mieli najbliżej, albo byli zmotoryzowani), ale okazało się, że to właśnie w tym wszystkim było najlepsze, bo stawiły się najfajniejsze osoby z mojej grupy. Wieczorami przychodzili do nas znajomi tego kolegi, rozpalaliśmy grilla i się bawiliśmy :) Wspomniany już kolega, czyli organizator ma brata, który jest chyba najprzystojniejszym chłopakiem jakiego widziałam, jak go zobaczyłyśmy z dziewczynami, nie wiedziałyśmy na co patrzeć. Z soboty na niedzielę zrobiliśmy grilla, to była dość huczna impreza, ludzie polegli, ja się trzymałam. W głowie czasem zaszumiało, ale dziewczyny, ja nie widzę nic fajnego w tym, żeby się opić i być potem ledwo przytomną. Wolę delektować się drinkami, jeśli już zdarza mi się pić alkohol, a to nie jest jakoś wyjątkowo często, nie chodzę na imprezy co tydzień. No i właśnie na tym grillu dużą część czasu spędziłam z bratem kolegi, jest przesympatycznym facetem, pierwszym facetem, który zrobił na mnie takie wrażenie. Ale nie tylko na mnie tak chyba działa, bo moje koleżanki równo nim zafascynowane jak ja, rano, jak doszły do siebie, wypytywały się o czym gadaliśmy i tak dalej, sugerowały, że mnie polubił :) Polubić, polubił, czułam to, ale nic więcej na pewno. Nie taki facet, nie w takiej  dziewczynie jak ja :) Poza tym, w niedzielę przyjechała do niego śliczna koleżanka, nie mogę patrzeć na takie wyniosłe i piękne dziewczyny, bo moja samoocena drastycznie spada w dół :) Podobno pytał się mojego kolegi, jak Weronika żyje i żeby mnie pozdrowił i przekazał, że byłam dobrym kompanem do rozmowy, gdy inni przysypiali :) To takie miłe, jestem głupia, wiem, ale od tamtej niedzieli codziennie o tym myślę. Śmiejcie się, śmiejcie, ja nigdy takiego czegoś nie przeżywałam chyba :)
Poznałam znajomych mojego kolegi ( przepraszam za to ciągłe " mojego kolegi" :) ) i czułam się tak normalnie.. oni nie patrzyli na mnie jak na aliena, nikt już zwracał uwagi na moją wagę.. chłopaki chcieli ze mną tańczyć, to jedno z najwspanialszych uczuć, jakie kiedykolwiek miałam, takie.. bycie traktowaną normalnie, nie w kategoriach " gruba". Nie wstydziłam się sięgnąć po kiełbaskę razem z innymi, nie myślałam o tym, co oni sobie pomyślą kiedy zobaczą mnie jedzącą. Kiedyś tego się bałam, naprawdę :)
Kiedy wróciłam, mama kazała zdać dokładną relację jak było, sama stwierdziła, że wraz z kilogramami odżyłam i się zmieniłam, bo jej dawna córka zamiast spędzić weekend majowy ze znajomymi 50 km od domu, siedziałaby przed tv i jadła pizzę :)
Przepraszam za styl tej notki, za chaotyczność, może ciężko się czyta, ale to z serduszka :)
Postanawiam, że do wakacji schudnę tyle, ile mogę, żadnego obijania i zmarnowanych dni :)!!! Może znowu pojedziemy do kolegi i spotkam tam jego brata :))

29 kwietnia 2011 , Komentarze (17)

Dieta idzie ok :) Na razie się nie ważę :) Dzisiaj ślub Williama i Kate, mam ochotę go obejrzeć, jeszcze nie wiem, na którym kanale i o której godz tylko :) Cały świat patrzy się teraz na nich. Nie macie wrażenia, że gdyby córka polskiego prezydenta wychodziła za mąż, my, jako naród, poświęcilibyśmy mniej uwagi, niż teraz, Williamowi i Kate?:) Zupełnie inna rzeczywistość, mentalność:) U nas głośno byłoby o tym, że prezydent wyprawia córce ślub za nasze pieniądze, wielkie oburzenie i to wszystko :) Tam chyba większą wagę przywiązuje się do takich rzeczy, nic dziwnego, ród królewski to w końcu nie rodzina mieszkająca przez 4 lata w pałacu prezydenckim :)
Macie plany na majówkę? Ja o swoich dowiedziałam się wczoraj wieczorem, jadę dzisiaj na dwa dni na działkę ze znajomymi z grupy, okolice Głowna, jak się na Warszawę jedzie. Jakiś domek letniskowy, dokładnie nawet nie wiem, ale czemu nie skorzystać? Zawsze to coś ciekawszego niż siedzieć w domu:) A reszta majówki na pewno z moimi z dziewczynami w Łodzi, z tego co wiem, pogoda ma nie dopisywać. Szkoda, bo przez kilka dni było przepięknie:) Mama się bardzo cieszy, stwierdziła, że zaczęłam wychodzić z domu i dałam szansę światu, by lepiej mnie poznał:) Pytacie się co u niej, przepięknie wygląda, nie tyje w ogóle, jak ktoś nie wie, że jest w ciąży to nawet tego nie zauważa :) Tylko źle trochę znosi ciążę, źle się czuje, wymiotuje:) Ale mały bobasek wszystko jej zrekompensuje:) Nie chce wiedzieć czy to chłopczyk, czy dziewczynka, chce żeby to była dla nas niespodzianka, ale ciągle ją korci by się dowiedzieć, zresztą tak jak każdego z nas :) I wnerwia się na mnie i na tatę, że wyręczamy ją we wszystkim, co się tylko da, bo ciąża to nie choroba :) Może tak, ale nie mogłabym patrzeć, jak moja mama w ciąży myje podłogi, albo coś takiego, w którym miesiącu by nie była. A ja będę miała wspaniały prezent na wakacje:))
Nie wiem jak niektóre Vitalijki w ciąży, ale moją mamę ( mnie zresztą też) denerwują porady starszych ciotek mojego taty, albo sąsiadek, które każą jej jeść za dwoje ( a nie dla dwojga), bo trzeba jeść itd. Szczerze Wam powiem, że kiedyś też myślałam, że ciążą wiążę się z jedzeniem i dużym przytyciem, ale kiedy okazało się że mama jest w ciąży, zaczęłam się bardziej interesować tym tematem i wiem, że to głupoty, większość porad tych osób, które każą mamie jeść i narzekają, że jest w ciąży, przełom lipca sierpnia poród, a ona wcale nie przytyła, na twarzy ani nic:) Albo jak takie ciotki dwie mojego taty usiadły i gadały o ich ciążach, jak to utyły, że rozstępy, że piersi obwisłe. Moja mama na to, że ma nadzieje, że u niej aż tak nie będzie, bo się smaruje codziennie ( chyba Ziają dla mam w ciąży), a one takie oczy, jakby w ogóle moja mama była nienormalna:) Dziewczyny, naprawdę, nóż się w kieszeni otwiera:)
Oj moja notka bez składu i ładu, wybaczycie mi to:) Miłego dnia:)

26 kwietnia 2011 , Komentarze (18)

Witam serdecznie. Postanowiłam udostępnić pamiętnik, ale tylko dla zarejestrowanych użytkowników. Dostaję cały czas zaproszenia, których dłuższy czas już nie akceptowałam, nazbierało mi się bardzo dużo wiadomości z zaproszeniami. Dlatego wolę odblokować pamiętnik i olewać te bardziej zołzowate Vitalijki. Zdjęcia bardziej osobiste również usunęłam. Historie dziewczyn na V. o tym, jak umieszczanie informacji o sobie jest w stanie wiele popsuć przestraszyły mnie. Na samym początku się tego bałam. Wtedy wydawało mi się, że już przez podanie wagi, wzrostu i miejscowości ktoś mnie może tutaj rozpoznać. To przykre, naprawdę bardzo przykre, jaka jest mentalność niektórych ludzi w Polsce. Kuzynka mojego taty mieszka w USA, nie mamy kontaktu takiego, że siebie odwiedzamy, ale na skypie, facebooku, czy gadu gadu przy okazji świąt, czy imienin i złożenia życzeń zdarza się pogadać, kiedy jest trochę czasu. Jak ona opowiadała mi ostatnio jak się żyje w stanach... Aż przykro, że mimo XXI wieku u nas w Polsce tak tępieni są ludzie, którzy odnoszą sukces, którzy tak jak my na Vitalii otwierają się i opisują pewne rzeczy. Tam na portalach o odchudzaniu nie ma czegoś takiego, że ktoś jest tępiony, bo wstawił swoje zdjęcie i został rozpoznany. Zupełnie inna mentalność. A u nas niestety na odwrót.
Pytacie się mnie często o kierunek studiów, przykro mi i przepraszam, ale tego na pewno nie zdradzę. Wiem, że pytacie z życzliwości czy ciekawości, ale prawda jest taka, że UŁ nie jest taki wielki, że po podaniu kierunku, ktoś by mnie nie rozpoznał, także przepraszam:) Chcę chronić swoją prywatność Kochane:)
A jak u Was święta? U mnie spokojnie. Dietowo jestem z siebie zadowolona. Zjadłam jeden kawałek ciasta. Upolowałam sobie takie, które wyglądało najpiękniej. Nie przejadałam się, wiadomo, było ciężko sobie czasem czegoś odmówić, szczególnie że włącza się myśl: " To święta, przecież można". Ale starałam się nie przeginać, po obiedzie zaliczałam z rodzicami spacer, a w pon wieczorem, kiedy oni mieli gości ( a ja miałam już naprawdę dość siedzenia przy stole), pośmigałam sobie na orbitreku :) Waga mnie zadowoliła, bo utrzymana, a nawet 0,1 kg mniej, ale na razie nic nie przestawiam na pasku.
Przypomniały mi się moje święta rok temu, tony żarcia, które pochłonęłam... Wiecie co? Jedzenie wcale nie sprawia, że święta stają się lepsze. To, że odmówiłam sobie dokładki ziemniaków, czy następnego kawałka ciasta, nie sprawiło, że aura świąt zniknęła.

22 kwietnia 2011 , Komentarze (16)

Z okazji zbliżających się świąt życzę Wam wszystkiego co najlepsze, szczęścia, zdrowia, pomyślności, świąt w miłej atmosferze :)
Od ostatniego ważenia 0,7 kg mniej na wadze :) Przez święta bardziej niż schudnąć staram się utrzymać wagę, co łatwe nie jest, same wiecie:) Tyle pyszności... Damy radę, prawda?:)

19 kwietnia 2011 , Komentarze (41)

Czemu mnie to nie dziwi? Nie miałam zdjęć- źle, bo oszukuję, dodałam, jeszcze gorzej. Od dzisiaj nie zwracam na to uwagi, nie myślę o tym i robię swoje, Wy też się tym nie przejmujcie :* Moim zdaniem Vitalia dokładnie odzwierciedla społeczeństwo w Polsce, co widać szczególnie na forum, jak niektóre osoby zwracają się do dziewczyn i w ogóle. Bądźmy ponadto. Czasem trudno jest przejść obojętnie, ale postarajmy się. Ja zablokowałam pamiętnik, nie wiem dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej. Teraz uswiadomiłam sobie, że mój pamiętnik mogły czytać osoby zupełnie niezarejestrowane na Vitalii. Zrobiłam też porządki w znajomych. Okazało się, że wiele osób tutaj jest strasznie dwulicowych- wypisują mi różne rzeczy, a jednocześnie wysłali mi kiedyś zaproszenia. Doszukują się równości kokardek, jakiegoś materiału, że wciągnęłam brzuch... Przepraszam, że nie ustawiłam aparatu w identycznym położeniu, że nie zmieniłam kształtu kokardki, że nie zmieniłam fałdek na kocu z tyłu, w końcu tak często wpadam na strych i wypadałoby posprzątać.
Pytacie ile wtedy mogłam ważyć, to zdjęcie było robione jakiś czas temu, ale całkiem nie tak dawno, od 7 do 10 kg temu, ale na pewno  nie 134 :))
Co do stanika, wiem, że jest beznadziejny, w biuście sporo mi  spadło i nie umiem dobrać stanika. Wstyd się przyznać, ale nosiłam ten stanik, a dopiero na zdjęciach widzę, że już lepiej bez biustonosza wyglądam. Myślę, że wiele kobiet ma ten problem, a tak jak ja za bardzo się nim nie przejmuje :)
A co u mnie? Właściwie wróciłam do domu i od razu do komputera, odpuściłam sobie wykłady, bo widząc co się dzieje na dworze to aż się nie chce. Mam wilczy apetyt cały dzień, ale staram się z nim walczyć. Już nawet miałam wejść do " Jasia i Małgosi", tam mają takie przepyszne rzeczy.. Od bułki z serem po babeczki z budyniem :) Ale nie tknę nic słodkiego, do piątku to już na pewno :) Jak radzicie sobie z ochotą na słodkie? chrom jest skuteczny? Zawsze się nad tym zastanawiałam, jak to jest, że chrom ma za zadanie zmniejszyć naszą ochotę na słodycze. Rozumiem jak coś zmniejsza apetyt, ale na wszystko, a nie na to co najpyszniejsze :)

18 kwietnia 2011 , Komentarze (96)

Dzisiaj wyszło tak, że mam później zajęcia. Miałam to zrobić w weekend, ale w końcu zrobiłam to dzisiaj- dodaję zdjęcie. Mogę je porównać jedynie z tym, które zrobiłam jakiś czas temu, nie dla wstawienia, a dla samej siebie. Teraz żałuję, że nie cyknęłam sobie zdjęcia na samym początku mojej walki, ale doskonale wiem, że po pierwsze wcale tego zdjęcia z tamtą wagą bym sobie nie zrobiła, po drugie, jeśli już bym je zrobiła, to na pewno zaraz po zobaczeniu usunęłabym je, bo nie mogłabym na nie patrzeć. Myślę że mogłam przypominać osoby, które dziewczyny z Vitalli wstawiają do swoich pamiętników. Nie chodzi mi o żadne thinspiracje, a raczej o fat-anty-inspiracje :)

Wiem, że głupi stanik i głupie majtki :) Chciałam żeby i tło i bielizna były takie same, żeby jak najbardziej widać było różnicę :) Na poszukiwaniu tych majtek spędziłam kilkanaście minut :) A potem musiałam jeszcze wejść na strych, gdzie robiłam zdjęcie wcześniejsze :)
Moim zdaniem różnica widoczna na brzuchu. Cellulit jest, ale uwierzcie, że zmniejszył się niemiłosiernie i tak.
Przyjaciółka zaproponowała mi wczasy odchudzające. Szkoda mi jej, bo widzę, jak nie radzi sobie z dietą. Jakiś czas temu schudła i to całkiem widocznie, nagle zaczęła znowu tyć.. To takie smutne, bo widzę w tym siebie... Ale niestety wczasów odmówiłam, bo czytałam o tym wiele razy, chyba co roku o takim czymś myślałam. Podobno takie wczasy często robią więcej szkód niż pożytku, ale nie wiem, jak mówię, nigdy na takim czymś nie byłam. A na pewno teraz bym się na takie coś nie zdecydowała, wolę odchudzać się sama :) Zaproponowałam jej że z chęcią pomogę jej, w odchudzaniu, bo sama mam jeszcze sporo do zrzucenia.
Na początku mojej walki miałam nadzieję, że to będzie takie odchudzanie we trójkę, okazało się trochę inaczej. One raz się odchudzały raz nie, przez to czasem sama miałam trudności, bo jak nie jeść chipsów, gdy one sobie odpuszczają i tłumaczą mi, że najwyżej jutro zacznę? :) A naprawdę miałam nadzieję, że będziemy razem ćwiczyć, wymyślać przepisy, wiecie, taka mała grupa wsparcia. Wyszło trochę inaczej, szkoda mi ich, ale na własnej osobie wiem, że to my same musimy chcieć schudnąć i musi to wynikać z czegoś mocniejszego niż " do wakacji będę ładnie wyglądać".
Dziewczyny trzymajcie się, nie wiem kiedy się odezwę, bo szykuje mi się bardzo pracowity tydzień :)