Dzisiaj babski wieczór:*
Cześć Kochane :*
Dzisiaj ostatni dzień zajęć przed długim weekendem. Dziewczyny z grupy wymyśliły spotkanie całą grupą, żeby iść gdzieś do klubu. Szczerze mówiąc to nie miałam na to ochoty. Poza tym wcześniej miałam zaplanowane spotkanie z moimi dziewczynami, więc gdybym miała wybierać gdzie pójść to na pewno wybrałabym dziewczyny.
No ale chłopaki z grupy zaczęli się wyłamywać, kilka dziewczyn też, więc wpadłam na pomysł, że jeżeli nie muszą iść do klubu, to zaproszę je do mnie. Pomysł się spodobał, dzisiaj babska impreza u mnie, mam nadzieję, że moje dziewczyny polubią te z mojej grupy. A przynajmniej ja będę miała je okazję bardziej poznać. Także dzisiaj pokuszę się pewnie na coś, bo nie mam ochoty wszystkim w kółko tłumaczyć że się odchudzam, same rozumiecie że to nic przyjemnego. Ale spokojnie, zaraz jadę z mamą do marketu i wśród zakupów znajdą też się owoce i warzywa na sałatki. Dziewczyny też mają poprzynosić jakieś fajne jedzonko.
W sumie fajnie że klub nie wypalił. A tak szykuje się miły wieczór w babskim gronie:)
Trzymajcie kciuki, żeby wszystko się udało i żeby dziewczyny się wszystkie stawiły :)
Ale by było, gdyby wśród moich gości była jakaś Vitalijka, hihi :)
Wiecie co, już mnie trochę nudzi jazda na rowerku stacjonarnym :( Czekam aż zejdę do dwucyfrowej i będę mogła śmigać na orbitreku.
To ja lecę, bo dziewczyny mają przyjść na 20.00, a ja muszę zrobić te zakupy, wykąpać się, ogarnąć pokój i naszykować jedzonko :*
A i zmieniam cel na pasku, bo te ponad 50 kg do zgubienia mnie przeraża :)
Ehhh...
Czasem są takie dni, że mam ochotę zamknąć się z domu i nie wychodzić.
Tak jak wczoraj.
Na studiach mam WF. Nie chciałam sobie załatwiać zwolnienia, chociaż wizja przebierania się i ćwiczenia mnie przerażała. Ale liczy się ruch, a ja chcę schudnąć. Zresztą, czasem nie tak łatwo załatwić sobie zwolnienie.
Zawsze się wycwaniałam i pod bluzę czy sweter zakładałam bluzkę do ćwiczeń i normalnie spodnie dresowe i tak szłam do szkoły a potem ćwiczyłam. Ale dzisiaj wiadomo jaka pogoda była, bałam się, że w drodze do szkoły wszystko uszargam. No to wzięłam strój w torebce do szkoły, przebrałabym się w toalecie i poszła na wuef. Nie wiem dlaczego, najzwyczajniej w świecie po wykładach o tym zapomniałam.
Musiałam przebrać się we wspólnej szatni z tymi wszystkim chudziutkimi dziewczynami. Czułam że starają się nie zwracać na mnie uwagi, ale niestety, pewnych rzeczy nie da się nie zauważyć.
Między innymi dlatego tak bardzo chcę schudnąć. To takie upokarzające. Marzę o dniu, kiedy przebrania się przy innych nie będzie się wiązało z uczuciem upokorzenia.
Pomijam fakt, że pewne rzeczy na wuefie sprawiają mi straszną trudność. Tak jak w domu spokojnie mogę przepedałować dobry kawał czasu,tak wykonanie pewnych ćwiczeń sprawia mi ogromny problem.
Kolejne 1,5 kg w dół :)
Od ostatniego wpisu jest mnie mniej o 1,5 kg. Szczerze mówiąc to się zdziwiłam, bo 1,5 kg to niemało, a w końcu minęło zaledwie parę dni!
No nic, może faktycznie tamto pół kilo to była woda, a swoim wieczornym podjadaniem ostatnim rozruszałam organizm?? Przyznam też że chciałam strasznie zbić to pół kilo i dwa razy dłużej jeździłam na rowerku. Tak jak na początku sapałam, tak teraz mam wrażenie że nie spalam wcale kalorii, bo przejechanie godziny nie sprawia mi problemy, tylko trochę nawet mnie nudzi, dlatego rezygnuje z rowerka na rzecz spaceru szybkiego po ogrodzie. Już naprawdę nie mogę się doczekać kiedy dojdę do 99,9 kg i rodzice kupią mi tak zachwalany przez was wszystkie orbitrek :) Motywacja jest, prawda?? Tylko zastanawia mnie jak w tak szybkim czasie mi zleciało 1,5 kilo.. mam nadzieję że nie wróci..
Jestem przeszczęśliwa:)
Pierwsza wtopa dietkowa:D
Wczoraj rano bardzo się wkurzyłam Wchodzę na wagę a tam zamiast mniej- pół kilograma więcej. Wieczorem spotkałam się z przyjaciółkami i podjadłam rzeczy, których już dawno nie jadłam a już na pewno w takiej ilości.
Poza tym obraziłam się na tę wagę i przez to obżarstwo. Przyznam szczerze że po takim wieczorze pełnym jedzonka pysznego trudno jest wziąć się garść, ale trudno- nie wolno sobie za bardzo popuszczać. Zbyt wiele już udało mi się zgubić.
Dziękuję kochane:*
Dzisiaj, a właściwie przed chwilą przejrzałam swoją pocztę i dopiero teraz odkryłam kilka przemiłych wiadomości w których pytałyście się mnie, czemu mnie nie ma, co u mnie. Jej jak miło mi się zrobiło. A przy okazji głupio, że dopiero teraz je przeczytałam. Nie wiem co powiedzieć, nie spodziewałam się, że będziecie o mnie myślały poza czytaną notką, że będziecie się martwiły moją nieobecnością. Za to wszystko Wam dziękuję:)
Dziękuję też za to że jesteście,każdej z osobna:*********************
Wiem, że kiedy przyjdzie chwila zwątpienia, wy mnie wesprzycie:)
Piszecie że mam w sobie dużo optymizmu. WIecie, od czasu kiedy zleciał mi pierwszy kilogram, wiele się zmieniło. To był przełom. Zaczęłam wierzyć że można.
Chociaż nie ukrywam że to dla mnie strasznie trudne iść na zajęcia do szkoły, gdzie pełno jest lasek idealnych, przy których ja wyglądam jak ostatnie nieszczęście. Jaki wstyd przeżywam, gdy nie ma wolnych miejsc na auli z boku gdzieś, tylko muszę się przeciskać przez rzędy krzeseł z wielkim trudem. Pocieszam się, że przechodzę te wszystkie upokorzenia po to, by za jakiś czas być dumną z siebie, że schudłam 60 kilo i jestem najszczęśliwsza na świecie:)
W Nowy Rok z wagą dwucyfrową!:D
Dzisiaj jest wtorek, zawsze ważyłam się we wtorki, ale jakoś odeszłam od tej zasady. Ważę się co jakiś czas, częściej rzadziej, także dzisiaj trzymam się od wagi z daleka, bo przecież nie dawno się ważyłam.
Oj trochę najadłam się wczoraj. Nie zjadłam nie wiadomo jak dużo, ale jednak poczułam się straaaasznie syta:) Jednak przyzwyczaiłam się do mniejszym ilości jedzenia, do zdrowszego jedzenia niż ciasta i smażone dewolaje, ale to chyba dobrze, że już mnie do tego tak nie ciągnie. Dzisiaj czuję się przepełniona.
Rodzina z Białegostoku przyjechała do mnie na Wszystkich Świętych, w tym kuzynka, z którą dawno się nie widziałam. Nigdy jej nie lubiłam, bo uważała się za gwiazdę i w ogóle taka była niezbyt fajna. A tu proszę, miłe rozczarowanie, przegadałyśmy razem całą noc. Widziała mnie kiedy byłam tęższa niż teraz i stwierdziła, że bardzo zeszczuplałam. To w końcu dwadzieścia kilo, może nie jest jeszcze super, ale przecież ważąć tyle ile ważę nie może być super, najważniejsze że jest lepiej i że ludzie to widzą:)
Któraś z Was kochane pytała się, czy mogłabym dokładnie rozpisać co jem :)
Bardzo chętnie, ale nie spodziewajcie się szalonych miksturek i super dietetycznych dań :)
Jem zdrowiej niż kiedyś, ale teraz, kiedy zaczęła się szkoła nie mam już czasu na dokładnie rozplanowywanie posiłków co do godziny i co do ilości.
Bo na początku było 5 posiłków, a teraz wiadomo, jak jestem w szkole, to są zazwyczaj trzy, chyba że jestem bardzo głodna to kupię sobie byłkę czy sevenday'sa. Wiem że ten rogal z czekoladą to nic zdrowego i dietetycznego, ale lepsze to niż baton, a człowiek powietrzem nie żyje:)
Ogólnie to już nie pamiętam kiedy jadłam białe pieczywo ( chodzi mi o pieczywo w domu, bo jak mówię czasem kupię sobie tę bułę w sklepiku, ale to rzaaadko), stawiam na ciemne z jakimiś ziarnami.
Więc śniadanie najnormalniejsze w świecie, dwie kanapki z twarożkiem czy wędliną ( lubię z serem ale żółty ser jest kaloryczny w porównaniu do takiej chudej wędliny) do tego herbata, bo bez herbaty się nie ruszam. Jak jest słodzik to ze słodzikiem, a jak cukier to 1 łyżeczka i to bardzo płaska.
II śniadanie czasem jest a czasem nie i to sobie jakiegoś owocka schrupię, którego łatwo jest do szkoły zanieść i zjeść, czyli banan, jabłko.
A co jeśli obiad.. hmm.. Nie jem smażonych rzeczy, typu kotlety, bo wolę to sobie zrobić na termoobiegu bez zbędnych kalorii i tłuszczu. No i do tego obowiązkowo surówka i albo ryż, albo ziemniaki, albo makaron. Także jem normalny pospolity obiad, ale mięso jest niesmażone, no i w rozsądnych ilościach, czyli na pewno więcej surówki niż makaronu.
Podwieczorku zazwyczaj sobie nie robię bo w tej chwili jem obiad za późno, żeby mieć ochotę na podwieczorem.
Kolacyjka to obowiązkowo serek wiejski, posolony bo inaczej nie umiem, pychotka:)
Także tak wygląda zazwyczaj moja dieta, ale zdarzają się dni, kiedy zamiast tego pięknego obiadku wcinam kanapkę, z braku czasu.
Ogólnie jak zauważyłyście jem normalnie, a kiloski lecą bo mają z czego lecieć. No i po 18- 19 nie jem. Jak widzicie nie trzeba żywić się Wasą, żeby chdunąć, wystarczy iść swoim rozsądnym planem i nie zaprzepaszczać tego w weekendy:)
Ćwiczę zacięcie na rowerku i czekam aż dobiję 99,9 kg, bo wtedy dostanę orbiego. Czyli motywacja do odchudzania:D
Wiecie co, po Waszych komentarzach wierzę że uda mi się wejść w Nowy Rok z wagą dwucyfrową:*
Jak zwykle po długiej przerwie ( 20 kilo
poszłoooooooooo :) )
Witajcie dziewczyny. Moja waga wczoraj wskazała 114,1 kg :)
Wczoraj spotkałam moją ciocię, kiedy byłam z mamą na zakupach. Widziała mnie kilka dni przed rozpoczęciem diety i nie mogła nadziwić się jak schudłam. Schudłam, faktycznie, ale z jej słów wynikało, że jest mnie połowę mniej, a ja ważę aż 114 kilo :) Mama słuchała tego i była ze mnie dumna. Powiedziałam, że po prostu ograniczyłam jedzenie, bo taka w sumie prawa, przecież nie zagładzam się. Zapytała się ile schudłam. W myślach podliczylam sobie i mówię " A już 20 kilo"
Sama zbaraniałam... Nie zdawałam sobie sprawy wczoraj rano ważąc się, że brakuje mi 0,1 kg do pełnych straconych dwudziestu kilo! I nie liczy się dla mnie już nic. Nie liczy się to że przede mną jeszcze kilka takich dwudziestek. Pierwsze dwadzieścia poszło. Pierwsze kilogramy szły super szybko, ostatnie dwa tygodnie już gorzej, ale i tak ponad dwa, więc fajowo. Schody zaczną się jak będę bliżej setki. Wtedy będzie wolniej, ale i inne samopoczucie, w porównaniu do dni kiedy ważyłam 134 kg.......................
Dziewczyny, jeśli któraś z Was kiedykolwiek wątpiła, że można schudnąć, to ja wam mówię że można... Tym szczuplejszym wydaje się pewnie, że nie wiem co mówię, bo ważyłąm tyle, że malo musiałam robić żeby waga musiała spadać. Uwierzcie jednak, że takim jak ja 130 + jest się ciężej zebrać. I może waga faktycznie na początku szybciej spada niż tym co ważą 80, ale nasza droga jest dłuższa i cięższa i starujemy z o wiele gorszą samooceną.
Jutro wszystkich świętych, długi weekend więc pewnie będzie o wiele więcej pokus. I pewnie na coś się skuszę. Ale nie zaprzepaszczę tej całej mojej pracy ;* trudno byłoby w te kilka dni przytyć 20 kg :)
Któraś z Was wysłała mi wiadomość co u moich koleżanek. Otóż one raz się odchudzają a raz nie. Uważają że mi jest łatwiej, bo one mają słabszą wolę. A ja może niby mam silną?
Nie, mi po prostu bardziej zależy na normalnym wyglądzie, niż na kawałku pizzy. Jeśli dobiję setki, to będę najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.. Hmm, jak myślicie, za jaki czas zobaczę setkę na wadze ( czyli w jakim czasie zgubię 14 kg?? albo 14,2 kg, by zobaczyć na wadze 99,9? )
Witajcie kochane:*
Dziewczyny, przepraszam że pisze tak jakbym chciała ale nie mogła, ale jakoś nie mogłam się zebrać w sobie. W domu już lepiej, żyje się przecież dalej, przepraszam, ale nie chcę pisać co się stało, bo nie chcę do tego wracać:)
Ważę 116, 4 kg.
10,5 kg mniej od ostatniego ważenia na tym pamiętniku:) Uważam że to dobry wynik, bardzo dobry, ale waga już zaczyna szaleć- raz spadnie 1kg/ tydz innym razem 2 coś. Teraz już waga nie będzie pewnie tak spektakularnie spadać:)
Nadal jestem gruba, ale widzę, że zupełnie inaczej wyglądam. Może nie to, że zupełnie ale widzę róznicę, szczególnie na twarzy.. Nie jest aż tak spuchnięta, a portki to mi wiszą, ale czekam z kupnem nowych i ratuję się agrafkami albo przesuwaniem guzików:)
Przepraszam za nieobecność
Dziewczyny, przepraszam za nieobecność. Mam straszne problemy rodzinne. Już jest lepiej, jakoś daję radę. Nie chcę tu opisywać tego co się stało, bo jak najszybciej chcę o tym zapomnieć. Teraz studia się liczą.
Od ostatniego wpisu ważę duuużo mniej !! ale wszystko opiszę jak będę miała chwilę wolnego. Wtedy opiszę moje zmagania z wagą i zmienię pasek:):)
Kolejne kiloski w dół:)
Kochaniutkie, miałam wejść wczoraj i się zamelodwać. Rano mama mnie obudziłam czy nie chcę z nimi jechać do Wawy, myślę czemu nie, weszłam tylko na wagę zważyłam się i ( szczęśliwa spadkiem) pojechałam do Wawki. Później wieczorem miałam coś z netem, nie wiem, podłączony elegancko ale strony się nie wyświetlały. Nie jestem mózgiem informatyki, więc jedyne na co wpadłam to zainstalować jeszcze raz neostradę, zrobiłam to dzisiaj rano:)
Wczoraj weszłam na wagę a tam 126, 9 kg, czyli kolejne 2,9 kg w dół. Zdaję sobie sprawę, że już nie będzie takich spektakularnych wyników, ale przynajmniej te największe liczby mi zeszły:) Jestem szczęśliwa na sto dwa, ale przyznam, że naprawdę się przykładam:) I wiecie co, widzę że warto się starać, bo Eliza z Asią mające podobną wagę do mnie, w tygodniu jakoś sobie radzą a w weekendy wszystko zawalają, no i niestety efekty idą w las:) Także starajmy się kochane każdego dnia, dziękuję Wam za mega wsparcie...
Mama stwierdziła, że mam zupełnie inną twarz, że widać po mnie że schudłam, a mnie to dadatkowo mega motywuje:)