Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 382315
Komentarzy: 4412
Założony: 17 sierpnia 2010
Ostatni wpis: 2 września 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
TlustaWeronika

kobieta, 33 lat, Łódź

170 cm, 62.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 grudnia 2010 , Komentarze (20)

Dzisiejszy poranek był straszny.... Schodzę na dół do kuchni i słyszę jakiś trzask naczyń, biegnę a moja mama leży na podłodze, zemdlała... Wybudziła się szybko, powiedziała, że zakręciło jej się w głowie i musiała zemdleć, chciałam dzwonić po pogotowie, ale mama nie chciała, tata odrazu pojechał z nią do lekarza, też stwierdził że pogotowie to bez sensu w tym przypadku, bo lepiej jechać do prywatnego lekarza, a za nim pogotowie w tych korkach w łodzi i przy tej pogodzie przyjedzie, to oni już dawno będą wiedzieć, co się stało.
Więc szybko pojechali a ja teraz siedzę i czekam na nich, dostałam sms-a od taty, że wszystko jest w porządku, że zwykły zawrót głowy.. Uspokoiło mnie to, ale widok był dla mnie straszny... Jeszcze gdyby były jakieś upały to wiadomo, każdemu może się słabo zrobić, a tutaj? Na szczęście wszystko jest dobrze...
Mam zrobione zdjęcia dwóch rzeczy, bluzy jednej i sweterka, ale teraz nie mam głowy żeby podłączać aparat, bardzo przepraszam, bo niektóre z Was chciały zobaczyć te fotki, wstawię popołudniu albo jutro:) A teraz tylko czekam na rodziców... Dobrze że to nic gorszego, ja nie wiem, co by było gdyby stało się naprawdę coś poważnego... Nie byłam w takiej sytuacji, a rodzice to dla mnie najważniejsi ludzie w moim w życiu, gdyby nie oni, to nie wiem.. Ale po co te złe myśli? Nic się nie stało, rodzice zaraz będą, może to też zwykłe przepracowanie...

Pytacie się mnie czy moje przyjaciółki się odchudzają...
One są trochę na etapie odchudzania w tygodniu i jedzenia w weekendy, szczególnie Eliza, bo po Asi to ja widzę różnicę. Czasem mówią mi, że żałują że się nie wzięły wtedy porządnie, że zrezygnowały z diety, bo pewnie schudłyby tyle ile ja, ale ja im tłumaczę, że przecież nigdy nie jest za późno. Dałam im ostateczny czas do Nowego Roku a od Nowego Roku mają ruszać. I nie będę tolerowała tego jak będą jadły jakieś chipsy na naszych wspólnych spotkaniach, że będziemy sobie robić owocowe sałatki, że damy sobie radę. Także mam nadzieję, że coś się ruszy, ale ja wiem jak to jest.. Jak waży się tyle, to jest się tak jakoś niechętnym do diety... bo człowiek już widzi przed sobą kilka lat, przez które będzie musiał się głodzić, odmawiać sobie wszystkiego, by tego wszystkiego się pozbyć. Ale decyzja należy do nich, ja tak naprawdę nie mogę im niczego narzucać, dla mnie nie staną się bardziej wartościowe w momencie, gdy stracą swoją nadwagę, tak jak moja mama nie będzie mnie kochać bardziej gdy będę ważyć 60 kg.. Ale ona sama nie ukrywa że cieszy się z moich postępów, że postanowiłam coś ze sobą zrobić.
Także to jest decyzja moich dziewczyn, aczkolwiek widzę jak się męczą z tym wszystkim, jak zjedzą coś, czego później żałują, ale jedzą dalej.
Zresztą, ja taka mądra, a nie wiadomo co zdarzy się za jakiś miesiąc, może nagle coś mi odbije i znowu będę ważyć 134 kg? Nie, mam nadzieję, że do tego nigdy nie dopuszcze, bo moje samopoczucie znowu legnie w gruzach, a już jest ok.. Nie mówię że super, bo nadal mam masę kompleksów, ale wiem że idę w dobrym kierunku.
Kochane ja kończę, buziaki i trzymajmy się do świąt, ponieważ musimy przygotować miejsce na jakiś dodatkowy kilogram! :)

16 grudnia 2010 , Komentarze (55)

Cześć dziewczyny!
Dzisiaj weszłam na wagę i to co zobaczyłam to dla mnie niesamowity widok.. Na wadze równe 102 kilo po tej całej chorobie... Czyli przez tydzień 4,10 kg? Nie wiem czy to możliwe.. Ale w sumie ostatnio ta choroba, ciągłe biegunki, jadłam tyle co nic... Mam nadzieję, tylko że na dniach nie wróci mi ta waga.. Ale to już nie o wagę chodzi, czułam się lżej, czułam luz w spodniach, bardziej płaski brzuch. Ale od dzisiaj wracam do ćwiczeń.
Na zakupy w końcu poszłam wczoraj, bo mama zaproponowała że ze mną pójdzie, a nie mogła we wtorek. Jestem tak niesamowicie rozradowana, ponieważ okazało się, że spokojnie mogę kupić coś dla siebie w sklepie innym niż supermarket... Byłyśmy w galerii, tam nie ma C&A ale jest za to H&M, akurat była jakaś wyprzedaż. Niestety spodni żadnych nie kupiłam, ale udało mi się kupić dwie sukienki! Może ja to będę jako tuniki nosić, rozmiar 44, ale dlatego, że są takie lużno puszczone, gdyby były dopasowane na pewno w 44 bym się nie zmieściła. Jedna czarna druga granatowa, takie falbankowe rękawy i tym sposobem mam fajną elagancką rzecz, którą mogę założyć na Sylwestra i na multum innych okazji.
Kupiłam sobie bardzo ładny szaro- czarny sweterek z takimi akcentami na ramionach, kupiłam sobie dwa żakiety, może powininy być ciut większe, bo jak się zapomnę to zwyczajnie są za ciasne, ale jak sobie odepnę to mam, poza tym to kwestia czasu kiedy będę na mnie już zupełnie pasować. Kupiłam sobie ładną bluzę z Hello Kitty, rozmiar 42, ale też taka luźniejsza, no i dwie koszulki. Na to stoisko dla dużych nie szłam, bo chyba takie szare te ubrania...
Czułam się tam jak ryba w wodzie, oczywiście ze względu na mój rozmiar było ciężko coś znaleźć, kupiłam sobie kilka ubrań, to fakt, ale było też dużo cudownych w bardzo małych rozmiarach, ale sam fakt że udało mi się kupić takie rzeczy w sieciówce sprawił że ubyło mi pół cięzaru..... Za jakiś czas, bardziej przed świętami albo po świętach jadę do Manufaktury do tego C&A, może tam znajdę jakieś spodnie, miałyście rację, w HM bardzo małe są, żeby nie powiedzieć malutkie.
Jeszcze jedna sytuacja, która bardzo mnie rozweseliła, dzisiaj rano poszłam otworzyć mojej cioci, bardziej przyszywanej, bo to ta dietetyczka- przyjaciółka mojej mamy i jak mnie zobaczyła to zaczęła mnie zachwalać jak to ja schudłam.. Że jak do niej mama w sierpniu zadzwoniła, to nie myślała że wytrwam na diecie więcej niż dwa tygodnie, że rzucę się na pierwszego hamburgera, a ja tyle schudłam, że to widać... Że w sumie sama sobie radzę, bo przecież nie korzystam z pomocy cioci, tylko na począku mama jej się radziła, a potem to już sama. Ale nie o tym chciałam Wam napisać. Musiałam ciocię wpuścić przez garaż, bo zamek u nas szwankuje czasem i nie zawsze można otworzyć. No to wpuściłam ciocię, ona poszła na górę a moim oczom ukazało się dziwne pudło.. Może nie dziwne, ale nowe, tak jakby ktoś coś kupił. Podchodzę a tam pudło z orbitrekiem! Nie wiem od kiedy ono tam leży kiedy przyszło nic nie wiem..Najchętniej wzięłabym sobie to pudło, złożyła sprzęt i poćwiczyła, ale nie zepsuję mamie i tacie niespodzianki. Niech myślą że nic nie wiem. Strasznie się cieszę, bo to znaczy, że orbitrek już na mnie czeka, że oni wierzyli zamawiając go że ja i tak schudnę do tej stówki, żeby mi go dać. Jakie to miłe...  Zostały mi dwa kilogramy... Chciałabym się ich pozbyć jak najszybciej, chciałabym Na Sylwestra pójść z wagą dwucyfrową, może to wiele nie zmieni w moim wyglądzie, ale zmieni moje samopoczucie. Już nie mogę doczekać się Sylwestra, jak założe te sukienki, czy tam tuniki do dżinsów, jak się umaluję uczeszę, jak ja dawno tego nie robiłam...... czy ja to kiedyś w ogóle robiłam? Makijaż na codzień czasem sobie zrobię, jasny cień i rzęsy, ale nie miałam tak nigdy, żeby zamiast stresować się przed imprezą, to cieszyć się, że będę mogła założyć coś ładnego, zrobić mocniejszy makijaż, ułożyć włosy. Możecie się dziwić że ważę 100 kg i tak się tym podniecam, ale nie będę tego ukrywać przecież:)
Mam niesamowicie dobry humor, mam nadzieję że waga 102 kg utrzyma się i nie powróci, ale wiadomo, jadłam mało przez ten czas,dlatego możliwe że jak zjem cokolwiek więcej to mi wróci... Motywuje i cieszy mnie strasznie, gdy słyszę że schudłam. Przecież widzę że jeszcze to nie to do częgo dążę, ale wiem, że nie pamiętam siebie takiej szczęśliwej, optymistycznej, uśmiechniętej i pełnej nadziei...
Dziękuję Wam za wszystko, za to co poradziłyście mi ze sklepami za każdy komentarz, za każde gratulacje, za każdą poradę!!

13 grudnia 2010 , Komentarze (32)

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze. To już postanowione, jutro wybieram się do HM i nie ma bata:)
Dzisiaj nie poszłam na zajęcia, niby już się lepiej czuję, nie mam biegunki ani wymiotów, ale strasznie głowa mnie boli i jestem taka słaba, wczoraj w końcu przeleżałam cały dzień w łóżku, wcześniej też nic nie robiłam, tylko w sobotę wieczorem gdzieś wyszłam. Muszę wstać, ogarnąć się, i chociaż trochę pochodzić po domu, żeby nie leżeć, żeby nabrać jakiś sił przed jutrzejszymi ćwiczeniami. Nie mam kompletnie apetytu, wczoraj to już prawie nic nie zjadłam, obiad tylko, ale to taka ilość mała, jak nic. Nie będę w siebie wciskać, bo od razu uczucie, że zaraz zwymiotuję, ale dzisiaj zjem więcej, bo jak pisałam już się lepiej czuję.
Mam wrażenie że mam o wiele bardziej płaski brzuch, nic dziwnego, jak tyle rzeczy z siebie wyrzuciłam:)
Sylwester za pasem... Wiecie jak się cieszę, że wejdę w nowy rok odmieniona?
Może sprawiam wrażenie niepewnej siebie, bo tak jest niewątpliwie, ale ta niepewność w porównaniu do niepewności z tą kiedy ważyłam 134 kilo jest dużo większa. A wiem że może być jeszcze lepiej.
Naprawdę, mi ciężko było wierzyć w siebie kiedy ważyłam ponad 130 kilo. Może to też zależy od charakteru, bo ile razy widziałam bardzo otyłe dziewczyny w jakiś miniówkach... Ja bym tak nigdy nie zrobiła, bo dla mnie to ośmieszenie trochę samej mnie...  Ja bym się na pewno w takim stroju dobrze nie czuła, mi się wydaje że pewne swoje niedoskonałości należy ukrywać. Ja nie mówię o tym że szczupła dziewczyna z krzywymi nogami powinna nosić cały czas długie spodnie. Bo dlaczego? Kto powiedział że skrzywienie jakieś małe nie jest ładne? ALe noszenie miniówek przy takiej wadze ponad 130 kilo to naprawdę nie wygląda ładnie. No chyba że się ma szczupłe nogi, ale ja tak nie mam, że brzuch mam duży ale nogi szczupłe,wszystko mi się jednakowo jakoś rozmieściło:)
A będąc przy Sylwestrze, dzisiaj rano dostałam SMS od koleżanki z grupy, czy nie wpadłabym do niej, bo jej rodzice wyjeżdżają. Ona była u mnie kiedyś, na babskiej imprezie, o której Wam pisałam. Nie zaprasza całej grupy tylko pojedyncze osoby. Bardzo się ucieszyłam, bo to będzie mój pierwszy taki Sylwester... Zawsze wyglądał on tak że siedziałyśmy zazwyczaj u mnie z dziewczynami przy chipsach i gadałyśmy a tutaj zupełnie coś innego. A jak któraś nie mogła to spędzałam Sylwestra w domu przy słodyczach i tv sama, bo rodzice poszli gdzieś do znajomych. Ale wtedy mi to naprawdę nie przeszkadzało:) Bardzo się cieszę, a najbardziej z tego że mogę wziąć moje dwie przyjaciółki :)
Mam nadzieję,  że uda mi się coś jeszcze zrzucić do tego Sylwestra. To będzie moja pierwsza impreza od dawna... Od dawna które miało miejsce.. nawet nie pamiętam.. ale na pewno nie w LO. Bo nie liczę jakiś imprez rodzinnych. Ani spotkań przy ciachu z dziewczynami, ani babskich imprez. Tam się będzie tańczyć, pić alkohol, bawić się. Cieszę się jak głupia, cieszę się też tego że nie jest zaproszona cała grupa. Bo mam kilka osób takich którzy mają się za nie wiadomo kogo, bywalców wszystkich dyskotek, tacy "łodziacy" w złym znaczeniu tego słowa.
A jeśli na zakupach uda mi się kupić coś fajnego, to po świętach może uda kupić mi się coś ładnego, bardziej Sylwestrowego:))

12 grudnia 2010 , Komentarze (21)

Wczoraj wieczorem już lepiej się poczułam, głowa trochę pękała, ale nie chciałam spędzić soboty w łóżku, dlatego zaproponowałam moim dziewczynom wyjście do kina. Dawno nie byłam w kinie, chyba na jakimś wyjściu w LO na jakiś film całą klasą, a tak dla rozrywki to dawno. Jakoś unikałam wyjść, wolałam posiedzieć z dziewczynami, ale w bardziej ustronnych miejsach, spędzałyśmy wieczór w domu, a jeżeli gdzieś już wyszłyśmy to były to ustronne miejsca. A tutaj ja sama proponuję wyjście do kina. W Silverscreen w tym barze, Cavablanca chyba, czekałyśmy przy stoliku, ja wypiłam herbatę, a dziewczyny się ciachami zajadały, ale nawet gdybym chciała sobie zgrzeszyć to nie miałabym ochoty, przez tę chorobę kompletnie nie mam apetytu, jem, albo i nie jem w cały świat, ale domyślam się że każda z Was wie jak to jest... Było strasznie fajnie, ale co, wróciłam do domu i od nowa fatalne samopoczucie, biegunka... Zamierzam cały dzień spędzić w łóżku, na nic nie mam siły...
Mówicie o tym HM... Ja słyszałam że tam są wiekszę rozmiary, ale nie myślałam że takie na mnie.
Doszłam do jednego wniosku. Mimo tego, że schudłam i to widzę, to mi nadal się wydaje że i tak nie znajdę nic w sklepie, tak jak ważyłam 134 kilo. Ale przecież już ważę 106... Ale nie dziwcie mi się, schudłam tyle w krótkim czasie i naprawdę, ja najzwyczajniej w świecie do tego nie przywykłam. Jeszcze w tym tygodniu jadę do HM do Galerii i może czegoś poszukam. Zaoszczędziłam dość sporo kasy, no bo przecież nie kupowałam sobie masy ciuchów i kosmetyków tak jak inne dziewczyny w moim wieku. Nic mi nie szkodzi, muszę poszukać i tak zrobię...
Mam nadzieję że coś tam wynajdę.
Tylko mam pytanie, tam ( w galerii w hm) te większe rozmiary są w jakimś miejscu konkretnym, czy po porstu trzeba szukać w ciuchach większych numerów??

Myślę, że do mnie tak naprawdę nie doszło, że ja tak schudłam, to znaczy nie potrafię zauważyć aż tak dużej zmianie w moim wyglądzie. Jakąś widzę, ale choćby to, że cały czas mi się wydaje, że i tak ciuchów na siebie nie znajdę. mam nadzieję że jest inaczej, dzięki że podsunęłyście mi pomysł HM:)
Tak samo, czasem szukam na Vitalii dziewczyn z moją wagą i wydaje mi sie że są szczuplejsze ode mnie dużo...Muszę iść i na własne oczy przekonać się, że wchodzi na mnie bluzka z normalnego sklepu, chociażby był to największy rozmiar w całym sklepie!:)
A przez tę chorobę to naprawdę czuję się połowę lżejsza...Co zjem, to zostawię w toalecie.. Nienawidzę jelitówki, gdyby to było przeziębienie to można byłoby cokolwiek zrobić, a tak to mdli cały czas...
Już się nie mogę doczekać zakupów, mam nadzieję, że coś znajdę, żebym się nie rozczarowała:)

9 grudnia 2010 , Komentarze (28)

Dzisiaj moja grupa na studiach idzie do klubu. Pewnie nie w całości, ale kilka osób się zdeklarowało. Ja odmówiłam. Nie jestem jakimś outsiderem, ale fatalnie bym się tam czuła :( Wszystkie dziewczyny poubierane jak w teledyskach a ja? Szczerze to nawet nie miałabym nic fajnego żeby na siebie założyć... Niby ostatnio byłam na zakupach, bo byłam zmuszona kupić kilka koszulek, bo tamte były za duże, ale to są zwykłe koszulki... Spodnie tak samo, ostatnio w markecie, chyba w tesco, ale nie wiem, znalazłam męskie spodnie, ale nie wyglądają jak męskie na mnie, zwykłe dżinsy. Nie miałabym w niczym pójść, niestety w sklepach nie ma nic fajnego w dużym rozmiarze. Najlepiej czarnego, czegoś co zasłaniałoby mi ręce, a najlepiej z jakimś błyszczącym akcentem. Zresztą co ja gadam, to nie zależy od bluzki, ani od spodni. Najzwyczajniej w świecie strasznie bym tam się czuła ze świadomością, jak wyglądam w porównaniu do moich koleżanek. Może to dziwne, ale nic na to nie poradzę. Niby liczy się wiara w siebie, ale żadnej wiary nie będę posiadać w klubie. Zresztą, ja nawet nie wiem jak jest w tych wszystkich klubach, nie chodzę do nich... Nie wiem jak się tam tańczy, o nie, może się domyślam oglądając jakieś teledyski, jak to mniej więcej wygląda. Nie bywam w takich miejscach. Grubaski mają przerąbane.
Wiem że mogłabym powiedzieć sobie teraz " Kilogramy są nieważne, pójdę, liczy się pozytywne myślenie" Ale akurat w tym przypadku u mnie byłoby to tylko próżne gadanie, udawanie że dobrze się bawię w momencie gdy tak naprawdę miałabym ochotę się poryczeć.
Dzisiaj odpuszczę sobie ćwiczenia, miałam ćwiczyć, ale dziwnie się czuję, a to mi zimno, a to gorąco i w brzuchu jakieś turbulencje... Moja mama miała ostatnio jelitówkę, mam nadzieję że nie złapie mnie na sam weekend ...
Buziaki dziewczyny, trzymajcie się i walczmy dalej o siebie:)

_________________________________________________________________
Edycja: Moje drogie, chyba jednak choróbsko mnie złapało, leżę w łóżku, trzęsę się z zimna i odwiedzam co jakiś czas toaletę :(

8 grudnia 2010 , Komentarze (14)

Dziewczyny, serdecznie Wam dziękuję za tak miłe słowa, naprawdę.. to jest niesamowite.. Mówicie że mam siłę.. tak chyba tak jest. Bo pamiętam takie dni, jeszcze tego roku, kiedy nie wiem, ktoś coś powiedział o mnie za plecami, albo wstydziłam się gdzieś wyjść, albo zobaczyłam jakąś cudowną zgrabną dziewczynę. Wtedy postanawiałam, że od jutra dieta. Skończyło się na paru dniach niemądrej diety, a potem brak całkowity jakiejkolwiek motywacji.
Myślę że odchudzania trzeba naprawdę chcieć, trzeba przede wszystkim potrzebować diety, spadku tych kilogramów. Ja się czułam kompletnie nieakceptowana, teraz już może mniej, gdy mam świadomość że zaraz na wadze będą dwie cyfry. Ale wtedy czułam się fatalnie. Ta rozmowa z mamą, jej pomoc na początku, napisanie pierwszej notki na Vitalii, Wasze stosy komentarzy. To mnie nakręciło. Tego potrzebowałam by zacząć. Później, już po tygodniu przyszły pierwsze stracone kilogramy- taka zachęta. Później kolejne i kolejne. Każdy stracony kilogram zachęca mnie do dalszej walki.
Bo widzę efekty moich starań. Wiem z własnego doświadczenia, że dieta+ ruch+ czas= starcone kilogramy.
W ogóle pisząc wcześniejszą notkę, nie pomyślałam o tym, że straciłam już prawie 30 kilo. To jest niesamowite dla mnie..... Myślę, że nawet zakładając tutaj pamiętnik nie brałam tego pod uwagę, a już szczególnie że w tak krótkim czasie to zrzucę. Bo tak w środku sierpnia zaczęłam więc prawie 4 miesiące... No ale weźcie pod uwage balast z jakim starowałam. Ciekawa jestem jak będzie wyglądać moja motywacja, kiedy kilogramy zaczną się ociągać :D
Przeczytałam wszystkie Wasz komentarze ( za które jeszcze raz dziękuję) ale jeden szczególnie mnie zastanowił, gdzie jedna Vitalijka zapytała kiedy dodam zdjęcie bo niektóre dziewczyny myślą, że jestem jakimś kontem fikcyjnym..
Naprawdę tak myślicie?Kompletnie nie rozumiem tej sytuacji, nawet nie wiem dlaczego ktoś mógł tak pomyśleć. Piszę tutaj swoje odczucia, znalazłam wsparcie wielu Vitalijek, nie widzę powodu, żebym miała coś zmyślać. No bo co znowu? To że mam 19 lat, albo że ważyłam 134 kilo? Przecież tacy ludzie też żyją na tym świecie :( Nie wiem dlaczego ktoś tak mógł pomyśleć, szczerze mówiąc to bardzo mnie to zastanawia, a z drugiej strony to jest mi trochę przykro, bo to tak jakby ktoś nie traktował mnie poważnie. A może chodzi o to że nie mam zdjęć wstawionych? Przecież na wielu pamiętnikach nie wklejacie swoich zdjęć, prawdopodobnie z tego samego powodu, co ja- nie chcecie zostać rozpoznane, chociażby miały to być zdjęcia w samej bieliźnie z zakrytą twarzą. Jak tutaj się rejestrowałam, podałam swoje imię, imiona koleżanek, wiek i miejscowość,to tak strasznie się bałam że już mnie ktoś rozpozna... a co jeśli chodzi o zdjęcie... akurat dla mnie nie byłaby to komfortowa sytuacja gdyby jakaś znajoma znalazła mnie tutaj, może odchudzać się to nie wstyd ale to dla mnie przynajmniej zbyt osobiste.Tak samo nie napisałam gdzie studiuję, jaki kierunek, bo ja panicznie boję się tego że ktoś mnie tu znajdzie, a pytałyście się mnie co studiuje:) No nic, tak się rozpisałam, ale ciężko mi uwierzyć, że ktoś czytając mnie uważa że to konto fake, no bo w sumie, po co miałabym to robić? Mam co robić w domu, nie muszę z nudów zakładać kont na portalach. A ja Vitalii potrzebuję, jako osoba jak najbardziej prawdziwa, zżyłam się z Wami kochane, mimo że was nie znam, ten pasek wagi idący do przodu mnie motywuje, to że mogę napisać co u mnie,ile mi spadło, jak mi idzie dieta........ No nie ogarniam tego naprawdę, więc wytłumaczcie mi to:)

A co do innych komentarzy:
nie liczę kalorii. przeraża mnie to. ale uważam na to co jem, stosuję zasade "mniejszego zła", nie przejadam się, unikam słodyczy i fast foodów jak ognia, jem zdrowo- brązowy ryż, warzywa, pierś z kurczaka, oczywiście bez panierki itd. Teraz jak są zajęcia to trudno stosować mi się do zasady 5 posiłków, a czasem zwyczajnie nie jeste, glodna, ale na pewno się nie głodzę. No i jeśli już zjadam pieczywo to ciemne, chyba że kupię sobie w szkole kanapkę.. Zdradzę tylko tyle, że jeżeli któraś z Was jest z Łodzi, to wie, jakie na uniwerku są pyszne kanapki... albo te w cukierni Jaś i Małgosia:) Ale to też rzadko staram się tego unikać, już zresztą dawno nie jadłam tych kanapek. W sumie myślę że odchudzam się racjonalnie. Myślę, czy by czasem nie zapisać się na jakieś zajęcia ruchowe, jakieś ćwiczenia, ale to chyba jak zejdę poniżej magicznej setki.
Aha, piję bardzo dużo. Naprawdę bardzo. Często chodzę przez to do toalety, ale nie mogę już żyć bez wody. podobno to bardzo pomaga w odchudzaniu.
Przeraszam że się tak rozpisałam, ale mówię, dzisiaj taka mnie energia rozpiera, trzeba ją twórczo wykorzystać:)


;***

8 grudnia 2010 , Komentarze (62)

Dwa tygodnie minęły od mojego ostatniego wpisu...  Schudłam 3,6 kg :))) Na tydzień 1,7 średni wyszło, czyli w granicach normy przynajmniej przy mojej wadze. Ale zaraz Wam powiem jak to było....
Jakoś na drugi dzień od ostatniego wpisu napadła mnie taka chandra jakaś. No bo odchudzam się i odchudzam, dużo schudłam ale z drugiej strony nadal jestem grubasem. Dużo mniejszym, ale nadal.. Takie wtedy było moje myślenie.Wizja Sylwestra, tego jak wyglądam, że i tak będę się czuć źle, fatalnie, że przecież i tak jestem gruba. Pomyślałam sobie czy warto to wszystko, że odmawiam sobie tego i tamtego, czasem coś skubnę, no kompletny dół.
Umówiłam się z moją przyjaciółką na mieście, ale skończyłam wcześniej zajęcia, więc poszłam na jej wydział, bo co miałam się nudzić jak ten kołek, a tak zanim doszłam ( oczywiście spacerkiem) to chociaż minęło trochę czasu, weszłam do sklepu po wodę itd. Na jej wydziale spotkałam moją znajomą, chodziłyśmy do jednej klasy w LO. Ona do mnie, że sytrasznie schudłam, ze jest mnie chyba połowę mniej, że by mnie nie poznała, bo w ogóle inaczej wyglądam w porównaniu do LO, że umalowana ( raptem tusz do rzęs i perłowy cień) i włosy mam ścięte podług tych które miałam. Strasznie mi się miło zrobiło, ale nie zagłębiałam się w tłumaczenia, że się odchudzam itd...
Nagle weszła we mnie taka moc, taki power... Mówi mi to szczupła laska, która w LO traktowała mnie jak powietrze...
Te wszystkie złe myśli odeszły w dal. Przecież tyle już schudłam. teraz mnie to śmieszy że mogłam zwątpić w siebie. W to że tego nie widać. Jestem gruba, ale o wiele mnie w porównaniu z bagażem kilogramów, z jakim weszłam na Vitalie.. Pamiętacie??
Myślę że każda z nas ma takie chwile zwątpienia. Wie że schudła ale to i tak kropla w morzu potrzeb:)
Czasem się czuję tak beznajdziejnie. Szczupłe dziewczyny na Vitalii piszą jakimi są grubasami i pokazują swoje kiecki na Sylwestra które są króciótkie i obcisłe. Grubaski grubaskom nie równi, niestety.
Jak już walczyć to walczyć na całego..... mnie nie zadowala sto ileś kilo.
Czytam często pamiętniki i smutne jest to co widzę u niektórych z Was, tak jakbym widziała siebie jakiś czas temu. Każda wymówka jest dobra, by nie ćwiczyć, by zjeść coś bo jest weekend/ święto/ w nagrodę za coś. Tracicie kilogram,dwa, które za jakiś czas nadrobicie. To bardzo przykre. Ja też tak kiedyś miałam i nie chcę wracać do tego okresu. Uwierzcie że mi czasem tez jest zajebiście trudno. No bo co, przez dwa tygodnie schudłam 3,6 kilo. To dużo, ale ciężko na to pracowałam. Codziennie ćwiczenia, staram się z dietą, od dwóch tygodni do ust nie wpadło mi nic słodkiego ,żaden fast food. Ani jeden łyk słodkiego napoju. A też jest ciężko. W weekend najgorzej, ostatnio moja przyjaciółka zrobiła imieniny w małym gronie, babskim, ale były ciasta które strasznie mnie kusiły, były słodycze, chipsy. Ale nic nie ruszyłam nic. A było strasznie ciężko. W nagrodę wróciłam do domu lekka jak piórko, bez wyrzutów sumienia. Nie robimy sobie wymówek!
Wiem że myślicie że mi może łatwo mówić jak ważę więcej od was i jest mi łatwiej chudnąć. Ale wiecie, tak nie jest. Bo ja mam bagaż złych doświadczeń, wiem, że mimo że schudnę te 3 kilo to po mnie nie jest tak tego widać, jak po Was 1 kg... Mam świadomość że i tak wyglądam jak wyglądam, uważam że kumulując wcale nie jest mi łatwiej. Bo wy szczuplejsze, widzicie po sobie 2 kilo różnicy, na imprezę i tak założycie coś ładnego.
Dziewczyny nie krzwdzcie samych siebie, ja wiem po sobie, znam to błędne koło. Kilka dni odchudzania, po czym odrabianie wszystkich kilogramów i deprecha. Wszystko zależy od nas!:)
Ta notka jest chaotyczna, ale jakoś dzisiaj mam w sobie tyle energii że mogłabym góry przenosić. Wiecie, chyba pozytywne myślenie wpływa na wagę:D

24 listopada 2010 , Komentarze (23)

Przed chwilą napisałam całą notkę i jakoś usunęłam, wrrr :(
Przez ostatni tydzień waga stała w miejscu... w poniedziałek, czyli tydzien od ostatniego ważenia spadła.. o 0,1 kg..czyli na 111 kg a przecież ja się przyzwyczaiłam do większych spadków. Dzisiaj z ciekawości  weszłam na wagę, a tam 109,7 kg! Jupi, waga jest dziwna, to wiadomo nie od dzisiaj.
Jutro jest w rozmowach w toku o tych dziewczynach które tak dużo schudły. Ta na zapowiedziach ponad 70 kg i tak jej brzuch zwisa.. to smutne.. mam nadzieję że mnie to nie spotka. Mama wczoraj weszła do łazienki, bo czegos potrzebowała a ja byłam w samym ręczniku, powiedziała że moja skóra dobrze te spadki znosi i mimo tego że i tak ważę dużo, to mam ładną skóre. I przyznam że dbam o jej stan, dwa razy dziennie ciągle smaruję się kremami, mimo że nie chcę mi się, ale i tak podczas kąpieli te dwie minuty więcej rano i wieczorem to nic. No i teraz doszła mi masa ćwiczeń na nogi, już nie sam rowerek:) Trzeba się jeszcze bardziej zabrać do pracy.
Mam dziwną sytuację.. chłopak który przychodzi na jedne zajęcia do mojej grupy ciągle do mnie zagaduje, albo jak się odwracam do tyłu akurat patrzy się na mnie. Eh, gdybym, była szczupła po prostu pomyślałabym że mnie podrywa:)

15 listopada 2010 , Komentarze (23)

Waga wskazała magiczne 111,1 kg! :) Jej, fajnie.
Czyli przez tydzień ostatni spadło znowu 1,5 kg. Kolejna granica przekroczona.
Ale tak Wam powiem, to czasem jak wracam z zajęć i np widzę budkę z hamburgerami czy pizzerię, to myślę sobie jak fajnie byłoby się najeść tych hamburgerów i frytek... Nie to, żebym je tam kupiła, bo musiałabym wyjść z autobusu, doczłapać się do baru stanąć w kolejce i w międzyczasie wstydzić się spojrzeń ludzi ( bo gruba i jeszcze kupuje hamburgera) dlatego nawet nie myślę o kupowaniu w jakiejś budce hamburgerka, ale zjeść to bym zjadła.
Ale nie warto. Jeśli przez takiego hamburgera miałabym zmarnować moje wysiłki to nie warto. Jak to wspaniale wejść na wagę , zobaczyć kilogram mniej, mieć świadomość że to tylko dzięki mnie, bo ja mówię nie chipsom, słodkim napojom, ja jeżdżę na tym rowerku, chociaż jak wspominałam bardzo mnie to nudzi. Każdy kilogram zbliża mnie do 9 z przodu, do nowego rozdziału mojego życia, do zdrowszej i piękniejszej siebie, do mniej zakompleksionej.
I może nie każdy kilogram jest równo widać, bo jestem gruba, Tak jak u szczupłej dziewczyny dwa kilo to duża różnica, tak u mnie już mało widoczna dla mnie, dla innych w ogóle.
Ale to rewelacyjna sprawa jest się odchudzać. Robić coś dla siebie, dla lepszego życia.
Nie mogę doczekać się też wagi, gdzie na drugim miejscu będzie zero. Takie odliczanie do dziewiątki..
109, 108, 107....102, 101
Czasem mam nerwy na wszystko, bo tak jak rodzice na początku starali się nie kupować rzeczy które by mnie kusiły, tak teraz tata kompletnie o tym zapomina, potrafi zamówić pizzę o 22, kiedy mi naprawdę ciężko jest zrozumieć, że ten jeden kawałek jednak może wszystko zawalić, że nie mogę sobie mówić, że teraz zjem, a od jutra znowu zacznę.
Ja tak nie chcę, jak już się za coś brać to na poważnie. Na spotkaniu z dziewczynami zdarza mi się zjeść trochę za dużo, albo sięgnąć po coś czego nie powinnam, dlatego nie mogę w tygodniu jeszcze dokładać pizzy itd. Poza tym, to że ja się odchudzam, nie oznacza, że wszyscy mają teraz się tym zajmować, obchodzić ze mną jak z jajkiem, odmawiać sobie przyjemności tylko dlatego że ja powinnam schudnąć.
Czekam na tę 9 i się doczekać nie mogę:) To będzie najwspanialszy prezent:) A co za tym idzie, dostanę orbitreka, tyle szczęścia naraz:)

13 listopada 2010 , Komentarze (35)

Cześć dziewczyny:) Babski wieczór udał się, oczywiście nie stawiły się wszystkie dziewczyny z grupy, nic nie poradzę, że nie lubią nudnych pogaduch w domu, tylko szalenie w klubach.
Było naprawdę miło.
Poskubałam trochę chipsów Fromage, które baardzo lubię i popijałam sobie Colę Light. Taka jedna Marta zobaczyła że właśnie pije colę light i do mnie: "A co Ty się odchudzasz?".
Mówię, że nie, ale że light ma dla mnie lepszy smak po prostu. Chyba nie jestem na tyle śmiała, żeby zwierzać się bandzie szczupłych lasek, że się odchudzam, że nie podobam się sobie. Z drugiej strony odchudzać się to żaden wstyd, a miałabym się w sumie czym pochwalić... Ale to jest raczej temat którego nie chciałabym poruszać z zupełnie nieznajomymi. Wiecie jacy są ludzie, jedni będą nas wspierać i cieszyć się z każdego kilograma, a inni będą się naśmiewać. Nie sądzę że akurat przez te dziewczyny zostałabym wyśmiana, bo to naprawdę miłe dziewczyny, ale poczekam, aż któraś z nich sama mi powie jak to schudłam:)
Moim największym marzeniem w tej chwili jest zobaczyć dziewiątkę na wadze.. Tylko na to czekam.
Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że wtedy dla mnie wszystko stanie się inne. Dla niektórych z was 70 kg to dużo, ale uwierzcie mi, że przy tych 134 które miałam, 9 z przodu wydaje się być czymś fantastycznym. Waga dwucyfrowa, o Boże... traktuję to jako wejście w nowe życie. Już raz weszłam w nowe życie, kiedy postanowiłam się odchudzać, kiedy dieta nie zakończyla się po dwóch dniach, kiedy mama mnie wspierała. Dzięki tej decyzji ważę już mniej. 9 jest moim największym życzeniem:)
Marzę o tym, by wyjść na ulicę, spotkać znajomych, dla których jeszcze niedawno byłam obiektem żartów. Pewnie nadal bym była. Mam nadzieję że będzie im głupio kiedy zobaczą mnie NORMALNĄ.