Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Miewam dni, kiedy chcę zdobywać szczyty, wesoła rozmawiam z wszystkimi o moich dalekosiężnych planach, z wypiekami na twarzy patrzę na otaczającą mnie rzeczywistość. Jednak czasem wszystko nagle przestaje być ważne, a moją jedyną myślą jest: zjeść jak najwięcej!!!! I postanowiłam, że chcę pożegnać się z takimi myślami na dobre - przede wszystkim dla swojego zdrowia, zarówno fizycznego, jak i psychicznego.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 15328
Komentarzy: 205
Założony: 28 listopada 2010
Ostatni wpis: 27 grudnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
szmaragdowa.woda

kobieta, 35 lat,

170 cm, 58.50 kg więcej o mnie

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 grudnia 2014 , Komentarze (2)

Po prostu przestałam myśleć o odchudzaniu. Najpierw było to spowodowane stresami różnej natury, po prostu nie mogłam jeść. Później sytuacja się poprawiła, ale wtedy nie myślałam o odchudzaniu, bo byłam zajęta romantycznymi uniesieniami ;p Nie miałam nawet czasu gotować, więc zazwyczaj na drugie śniadanie i podwieczorek jadłam czekoladę, której mamy zawsze w pracy pod dostatkiem, a na lunch dużą bagietę np. z kozim serem i szynką parmeńską (omonmnom). Piłam sporo piwa i wina. Na siłownię chodziłam co jakiś czas, ale o wiele rzadziej, wysiłek fizyczny był głównie związany z ww. romantycznymi uniesieniami. Ale jadłam tylko wtedy, gdy byłam głodna, nie objadałam się kompulsywnie, co wcześniej było moją zmorą.

No i co? Schudłam do 58kg (na pasku mam teraz 58,5, bo optymistycznie zakładam, że tylko tyle przytyłam w święta ;p ). Zapinam się na 3 dziurkę od paska, a we wrześniu była to ledwo pierwsza. Wiadomo, przez święta podjadłam, ale bez wyrzutów sumienia, bo od dawna czekałam na pierniki i sernik, czy też kaczkę z pyzami. A teraz już mi się to przejadło, i cieszę się, że święta minęły i mogę już znów jeść normalnie ;)

Skąd to wszystko mi się wzięło, takie podejście do jedzenia? Nie wiem, ale jakoś tak przestałam się bać. Jest to ciągle work in progress, i dotyczy wszelkich sfer życia, ale jakoś tak mocno utknęła mi w głowie myśl "Kiedy, jeśli nie teraz?" Dlaczego mam żyć półgwizdkiem, bać się zaangażować, próbować, otworzyć na nowe rzeczy i nowych ludzi? Wiem, może wydawać się, że ma to mało związku z jedzeniem, ale do tej pory wszystko musiałam mieć pod kontrolą, ustalałam sobie zasady, plany, etc. Czytałam o tym co jeść a czego nie, a wiadomo, każdy mówi inaczej, więc koniec końców byłam strasznie niepewna już czegokolwiek, przekładało się to i na inne sfery życia. Nigdy nie wiedziałam, jak powinnam się zachować w kontaktach z ludźmi, próbowałam się podpasować pod to, co uważałam, że oni ode mnie oczekują, i koniec końców wychodziło to bardzo niezdecydowanie. 

Na przykład, zawsze bałam się jeździć na łyżwach. W tym roku poszłam 2 razy, i za każdym było bardzo fajnie. Wcześniej bałam się wywrotki, że będzie ślisko ;p etc etc. No i ale odważyłam się, i nic się nie stało! Miałam momenty na granicy równowagi, no ale widziałam innych ludzi wywracających się, więc to całkiem normalne, nie umiera się od zaliczenia gruntu. No risk, no fun.

W przyszłym roku mam zamiar wykorzystywać tę zasadę jak najczęściej. Chcę przestać bać się zaangażować, i wiem, że mogę się sparzyć, ale mogę też zyskać. A trzymając się swojej comfort zone nic nie zyskam. No a wracając do jedzenia, to wszystko ma się do niego tak, że jeśli zajmę się nowymi rzeczami, to dalej nie będę o nim myśleć, a jak widać, dobrze mi to służy ;)

I tak na koniec, żeby zilustrować, jakie są moje pomysły na te nowe rzeczy: 
- spróbować pograć w tenisa/squasha
- wybrać się na żagle
- pojechać na północ (do tej pory zawsze jeździłam na południe)
- pogadać z szefową o stałej umowie o pracę
- zaangażować się w jakieś hobby (okej, może to brzmi sztucznie, ale ja mam zawsze dużo pomysłów, co miałabym ochotę robić, ale potem zawsze mi się wydaje, że bez sensu się za to zabierać, bo i tak nic mi z tego nie wyjdzie)

21 listopada 2014 , Komentarze (7)

Nie o odchudzaniu, o facecie.

No więc jest ten głupi Angol, co najpier do mnie wypisuje, robi prawie że deklaracje, ale potem od paru dni jest jakiś taki bez sensu, wczoraj ja się spytałam czy wychodzi wieczorem, on że tak i czy chcę dołączyć (ale sam z siebie nic nie zaproponował), ja że w sumie to nie wiem, ale jak długo będzie w tym miejscu gdzie był, i on nic nie odp. Ja się wkurzyłam, on w końcu potem odpisał, że... zemdlał i musieli go odwieźć do domu.

Potem coś blabla jeszcze pisał, i że oczywiście dzisiaj się spotkamy na lunch (też w sumie to była moja sugestia), no ale już 12 i on nic nie napisał, tzn spytałam się go dzisiaj jak się czuje, on że już okej, i tyle. 

No korba, dlaczego ja trafiam na takich typów. Oczywiście teraz nic nie mogę robić, nie mogę się skupić, bo myślę tylko o nim. Łatwo się wkręcam, zwłaszcza jak facet robi z siebie takiego króliczka.

12 listopada 2014 , Komentarze (4)

Dochodzę do wniosku, że z dietą, odżywianiem ogólnie, jest jak z samonapędzającym się kołem. Im lepiej/gorzej nam wychodzi, tym bardziej/mniej jesteśmy zmotywowani do dalszego działania. W zeszłym roku, gdy moje obżarstwo sięgało zenitu, po prostu jadłam non stop, na zasadzie - i tak już jestem gruba. A teraz, gdy na serio widzę, że zeszczuplałam, tym bardziej jestem zachęcona do kontynuowania danego sposobu odżywiania. Bo czuję, że wyglądam o wiele lepiej, więc jakoś tak dopasowuję jedzenie do wyglądu (do super laski nie pasuje jakieś przetworzone ciastko ;p ). Jestem szczuplejsza, więc bardziej chce mi się dbać o to, jak wyglądam, więc wyglądam lepiej, więc chcę to zachować poprzez lepsze jedzenie. 

Ale z drugiej strony też - stałam się wielką wyznawczynią zasady zdrowego umiaru. Kiedyś nie jadłam a to mięsa, a to mleka, a to węglowodanów - i nie kończyło się to dobrze. Teraz mówię sobie, że mogę jeść wszystko, jeśli naprawdę będę chciała. Jedzenie nie ucieknie. I koniec końców zazwyczaj wybieram zdrowsze opcje.

No, ale odpukać, bo na razie jeszcze nie osiągnęłam swojego celu ;)

11 listopada 2014 , Komentarze (3)

No i nadeszla ta wiekopomna chwila, waze dzisiaj 59,90, od ponad roku chyba tyle nie mialam :) Aleee wiem, ze moze to byc tylko stan tymczasowy, bo chyba w duzej mierze jest to efekt tego, ze od popoludnia wczoraj pobolewal mnie brzuch wiec nic nie jadlam, a poszlam na silke. Dzisiaj mam plan jesc tylko kasze jaglana z gotowanymi jablkami, mam nadzieje, ze uspokoje zoladek. Moze te rewolucje spowodowane sa moim podjaraniem Angolem, co tu duzo mowic, ciagle o nim mysle ;p 

10 listopada 2014 , Komentarze (7)

Nie powiem, jestem całkiem zadowolona, dzisiaj dokonałam pomiarów i wynika z nich, że od 30 września zrzuciłam po 7 cm z brzucha i talii, 6 cm z bioder i 4 z cycków. A że jestem typem jabłka, to wiadomo, najbardziej mi zależy właśnie na spłaszczaniu brzucha i talii. Spadki cieszą mnie tym bardziej dlatego, że przez ten okres w sumie nie odmawiałam sobie niczego, jak wiadomo zwłaszcza alkohol był częstą używką ;p Uczczę to dzisiaj powrotem na siłkę! 

Poza tym, wczoraj z Angolem jakoś tak zdeklarowaliśmy się, że się lubimy i chcemy spędzać razem czas. A ja w sumie myślałam, że raczej wszystko zmierza ku końcowi i spotkałam się wczoraj z jednym Niemcem... Wniosek: hasło miej wyjebane a będzie Ci dane sprawdziło się po raz kolejny! Tyle że potem nie mogłam zasnąć z wrażenia, teraz już się obudziłam i ssie mnie w brzuchu niesamowicie. 

9 listopada 2014 , Komentarze (3)

Okej, kończę z biadoleniem. Tak jak 25 lat temu upadł Mur Berliński, tak dzisiaj niech upadną moje głupie rozkminy ;p

Muszę zebrać się w sobie, zacząć znów jeść, zrobić porządny detoks, przestać myśleć o facetach. Chociaż z tym ostatnim nie będzie łatwo, bo na najbliższe weekendy mam przewidziane wizytacje koleżanek. Z Angolem sprawa jest chyba beznadziejna, tzn on jest jakiś dziwny i szkoda mi nerwów na jego teksty z dupy. Będzie, co będzie, nie on, to następny (zwłaszcza, że trochę już jest potencjalnych kolejnych haha)

Można powiedzieć, że już wczoraj trochę wprowadziłam nowy plan w życie, bo kupiłam nowe perfumy (Bottega Veneta Knot, głupia nazwa, ale pachną super, czuję się w nich jakoś tak luksusowo :) ), bordową torebkę i sweter ze srebrną nitką. Wstawiłabym zdjęcia, ale jestem chyba technicznym zerem i nie potrafię ;p

Jeśli chodzi o sprawy jedzeniowo-sportowe to jedzenie jest o tyle do zaakceptowania że jest go po prostu mało, nie mam na nic ochoty. Aktywność fizyczna leży, jutro i pojutrze chcę iść na siłkę. 

To tyle, w Brukseli słońce, więc mam nadzieję, że dzień będzie optymistyczny :)

8 listopada 2014 , Skomentuj

Mhm nie pisuję już codziennie, w ogóle rzadko wchodzę tutaj, w sumie to głównie dlatego, że ciągle robię coś innego, no ale mówi się, że jeśli nie masz na coś czasu, to oznacza tyle, że nie jest to twoim priorytetem. Więc okej, przyznaję bez bicia, doszłam do momentu, że wyglądam spoko, więc nie mam takiego ciśnienia na odchudzanie. Ale chcę kontynuować porządne odżywianie i ćwiczenia, więc będę pisać tak czy siak :)

Poza tym, ech znów na kacu, Angol z którym się spotykam ciągle dziwny - wczoraj powiedział mi, że zdradził swoją poprzednią dziewczynę i dlatego się rozstali. Czy ja chcę wiedzieć takie rzeczy? 

Okej, ogarniam się i idę na zakupy, wczoraj doszła wypłata, więc dzisiaj nastąpi rytuał wydawania :)

6 listopada 2014 , Komentarze (3)

Stres zawodowy, osobowy, zdrowotny, przepicia i zauroczenie się facetem, i jednocześnie za dużo innych przypadkowych facetów - i nawet pierścionek spada mi  z palca. 

Jestem ciągle tak niespokojna, że aż fizycznie czuję, jak ten niepokój siedzi mi w brzuchu. Nie mam ochoty na jedzenie, co jest dla mnie mega dziwne, bo zazwyczaj w takich sytuacjach właśnie jadłam. Najgorsze jest to, że nie mogę też spać po nocach.

Anyways, przez ostatnie dwa dni byłam na konferencji, więc wpadło trochę śmieciowego żarła, może waga znów mi odbije. 

27 października 2014 , Komentarze (11)

Wpis nie o odchudzaniu. Mam totalnie dość, niby nie mam czym przejmować bo takie jest życie, ale ile można. Kolejny głupi wuj wystawił mnie do wiatru. Nie wiem który to już w tym roku, ale schemat jest zawsze taki sam: spotykamy się, jest miło, jestem interesująca i ładna (albo nawet jak ostatnio, massively attractive), i potem nagle cisza. Albo że jest dopiero po rozstaniu z dziewczyną i nie szuka niczego na serio. No ja rozumiem że to się może zdarzyć, ludzie są różni, ale nie tyle razy! I specjalnie wybieram niby takich, którzy nie wyglądają na ruchaczy, a i tak kończy się zawsze tak samo. 

No korba czy jest ktoś na tym świecie kto szuka czegoś na serio????

Może coś jest i nie tak ze mną, że mam taką desperację i może to widać...

25 października 2014 , Komentarze (10)

Okej, to trochę nudne. Wczoraj znów wyszłam i zapiłam, przynajmniej nie paliłam. Dzisiaj dlatego pod względem jedzeniowym średnio, ale myślę, że nie przekroczyłam dziennego zapotrzebowania kalorycznego.

Jedzenie:
musli z mlekiem (duużo, niekorzystnie czułam się po tym mleku, no ale to nie ja przygotowywałam, śniadaniu darowanemu do łóżka nie zagląda się w oczy ;p )
coś jakby słodki rogal drożdżowy z nadzieniem z jabłek, jabłko
1 babybell serek (nie wiem po co w sumie)
zupa dyniowo-marchwiowa z mlekiem koko i curry
2 kawałki czeko placka jaglanego, kieliszek amaretto