Pamiętnik odchudzania użytkownika:
agi78

kobieta, 46 lat,

168 cm, 77.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 sierpnia 2011 , Komentarze (1)

Dobija mnie ta pogoda, naprawde, jest tak duszno, ze nie ma czym oddychac, wszystko paruje, wilgotnosc powietrza jak w dzungli normalnie, ja sie do tego czuje na 50%, najchetniej polozylabym sie i umarla.

Nie pamietam, co wczoraj zjadlam - naprawde nie pamietam. Chyba wyparlam to wszystko z pamieci, bo pozarlam chipsy, po ktorych zrobilo mi sie lepiej. Serio! Kierownik mi nie wierzy, ale ja sie naprawde poczulam po chipsach lepiej.

Poza tym nie wiem, co mam zrobic, wciaz dopada mnie choroba lokomocyjna, gdy jade samochodem jako pasazer, w przyszlym tygodniu jedziemy na urlop, wiec albo zarzygam cale auto, albo jest jakis lek mozliwy, ktory moge wziac? W poniedzialek ide do pani doktor, moze mi cos poradzi. Albo zaszantazuje malzonka szanownego i da mi pojechac, chociaz jak do tej pory jechal ze mna tylko dwa razy: raz, jak byl mega chory i mial mroczki przed oczami, i drugi, jak byl po operacji. Doprawdy, nie rozumiem, o co mu chodzi. On tez przeciez szybko jezdzi  W ramach dopieszczania sie bylam tez dzisiaj u kosmetyczki i zrobila mi pazurki u stop, bo moj frencz tam juz w ogole niczego nie przypominal, i od razu jestem piekniejsza.

Wychodzi na to, ze niestety bede z przemila pania pracowala, ale przestalam sie przejmowac, niech tylko sprobuje mi podskoczyc, koniec z moja uprzejmoscia i grzecznoscia, nie dam sie gupiej babie zmobbingowac i juz.

Dzisiaj zjedzone: na sniadanie pol bulki posmarowanej serkiem waniliowym, potem banan - nie przyjal sie, i my juz po obiadku, salatka ziemniaczana i gotowana kielbaska. Powiem szczerze, ze ten moj jadlospis jakos w ogole do mnie nie przemawia, pewnie, ze staram sie go trzymac, ale raz: chodzi za mna pomidorowka z makaronem muszelki i zabielana smietana, i chocby skaly sraly, to zaraz zaczne ja gotowac, i dwa: normalnie lzy szczescia mi plyna na sama mysl o jakims krwistym kawale miecha. Wampirzyca normalnie.

Jutro wystawa z Molka, zobaczymy, jak jej pojdzie.

Milego lykendu, kolezanki:)

4 sierpnia 2011 , Komentarze (4)

No i to by bylo na tyle, jezeli chodzi o ladna pogode. Leje jak z cebra, ale przynajmniej cieplo jest.

Wczorajscze slonko wykorzystalam na maksa chyba, leniwilam sie na tarasie (specjalnie dla Dhoni:) ), oraz wybralam sie jednak na ten basen. Ludzi na szczescie nie bylo az tyle, ile myslalam, ze bedzie, ale pojechalam po prostu w dobrej porze: obiadowej. Ci Niemcy tutaj to po prostu tej godziny obiadu przestrzegaja jak swietosci normalnie, no to ja sru, na basenik. Pol godziny plywania, takie spacerkiem, zeby sie nie zmeczyc, ach, jak cudownie:) I przynajmniej sie troche opalilam, bo tak miedzy nami, moge lezec na naszym tarasie godzinami i nic, tylko sie spoce jak wielblad, a jak bylam biala, tak zostaje biala, a na owym basenie, czy tez na plazy, cyk, myk, i juz mnie lapie.

Jezeli chodzi o wczorajsze jedzonko:

S: bulka z serkiem waniliowym, miodem i orzechami.

II S: bulka (tym razem biala, ale jak sie nie ma, co sie lubi, to sie lubi, co sie ma) z pieczona swinka w baaaardzo cienkich plasterkach i z ogorkiem konserwowym, pozarta ze lzami szczescia na basenie. Zglodnialam po plywaniu.

O: plaster schabu pieczonego z trzema lyzkami bigosu domowej roboty

K: bulka z pasta jajeczna.

Wszystko (prawie wszystko, oprocz bulki na drugie sniadanie i bigosu zrobionego przez moja mame) moja wlasna reka robione, zadnej chemii, nic sztucznego, zadnych eksperymentow ze slodyczami i innymi rzeczami, i przezylam wczorajszy dzien.

Co nie zmienia faktu, ze praktycznie dnie cale mam mega mdlosci, buuu.

Milego dnia zycze;)

3 sierpnia 2011 , Komentarze (4)

Cudnie jest miec wakacje, zwlaszcza gdy jest cudna pogoda. Po sniadanku, zjedzonym na tarasie, od razu lepiej. Burze maja przyjsc wieczorem, wiec mam zamiar korzystac z dnia dzisiejszego na maksa. Korci mnie strasznie, zeby pojechac na basen, ale w taka pogode bedzie tam kupa ludzi.

Co dwie minuty wlatuja do nas osy, nie wiem, co jest, zadnego gniazda nie ma, i denerwuje mnie to strasznie, chyba normalnie kupie sobie jakas zaslonke plastikowa, taka, co to dawno temu na wsiach miewali, w paseczki kolorowe, bo juz sama nie wiem, co mam robic. Okna musze umyc, ale jak sobie pomysle, ze zaraz potem przyleci inna wielka mucha i mi to okno obsra, to mi sie odechciewa.

Wczorajsze jedzonko:

S: Platki owsiane z jogurtem, bananem i orzechami. Resztka ciasta tesciowej. Naprawde resztka. Jeden kawalek.

I teraz mam problem. Albo to drugie sniadanie, albo wczesny obiad: zupka z ziemniaka i pora, dwa talerze, pyszna byla.

No po pozny obiad: za lenistwo zostalam ukarana, zamiast zrobic normalnego kurczaka curry, to wygrzebalam jakis sos od Maggi, i zrobilam z tym sosem, i pieczarkami, i po tym obiedzie moglam pozegnac sie z zyciem, wyhaftowalam cala zawartosc zoladka. Na sama mysl robi mi sie niedobrze.

No coz, metoda prob i bledow ucze sie, co moge, a czego nie moge. Czekam tylko na owe magiczne "12 tygodni", zgodnie z obietnica, ze powinno wszystko przejsc jak reka odjal.

W miedzyczasie zjadlam 4 krowki, przyjely sie, wiec po owym obiedzie zjadlam jeszcze cztery. Nie musze mowic, gdzie sie znalazly. Goopia baba jestem po prostu, albo naiwna, albo sama juz nie wiem co.

 

Dzisiaj z ranca slad dla Molki ulozony, nie wiem, czy zdamy ten egzamin w ogole, bo raz: poszla jak burza, ale polowe pierwszej prostej przeszla mi obok sladu, na trzeciej prostej zas znalazla mysia nore, potem zaczela do mie wracac... Co za malpa, no.

A w ogole to czuje sie okropnie dzisiaj. Bleee. Ide legnac na taras, taki leniwiec ze mnie. Nie wiem, co dzisiaj zjesc, bo jakos jadlospis na dzien dzisiejszy w chwili obecnej do mnie nie przemawia. Trzeba bedzie chyba cos zaimprowizowac.

Milego dzionka, kochane.

2 sierpnia 2011 , Komentarze (3)

Jak pieknie! Nareszcie slonko, cudnie. Z ranca leciutka mgielka, pajeczyny... Wczoraj skosili nam trawe na lace za domem, i tak pieknie pachnie... Ach, ciekawe, jak dlugo, jutro znow maja byc burze. Ale nic to, dzisiaj mam zamiar relaksowac sie na tarasie.

 

Juz wiem, o co chodzi z tymi kaloriami. Kupilam madra ksiazke, przeczytalam, i bang, taka zarowka mi sie nad glowa zaswiecila. Jak by nie patrzec, bylam na diecie - te 1400 kalorii dziennie to przeciez byla zredukowana ilosc, normalnie kobieta w moim wieku potrzebuje okolo 2000 kalorii dziennie, i stad taka ich ilosc w moim obecnym jadlospisie. No. Takie to proste, ale potrzebowalam kilku dni, zeby na to wpasc. No, lepiej pozno, niz wcale.

 

Na porcje rybki bylo wczoraj za wczesnie, jeszcze nic nie mieli. Kupilam zatem buleczki i sie strulam chyba. I co ja zatem wczoraj zjadlam, mysle, ze spokojnie pod te 2000 kalorii podeszlam

S: kromka chleba z polowa serka topionego i ogorkiem kiszonym, przy czym biala kromka, bo nie mialam nic pelnoziarnistego

2 S: curry wurst  (ale tak naprawde to jak jem jedna porcje raz na trzy miesiace, to jest git)

O: talerz rosolu wolowego od knorra, potem (na drugi obiad chyba?) zjadlam bulke z rybka, no i koniec, rzygalam dalej niz widzialam, ale to wina rybki, widocznie smazone mi nie posluzylo, do teraz mi stoi w gardle tak naprawde, grrr)

P: no i znow myslalam, ze uda mi sie sama siebie przechytrzyc, jako ze ze slodyczami nie eksperymentuje, postanowilam zrobic sobie krem paradise o smaku straciatella, jak by nie patrzec, to nie ma on nic wspolnego z czekolada, i sobie pomyslalam: bedzie dobrze. Jasne, bylo po prostu super. Zwlaszcza, jak sobie konwersowalam z kiblem.

K: no trudno, tesciowa zrobila pyszne ciasto z jablkami. Ale przynajmniej troche mi sie lepiej zrobilo po tej rybie, jak je zjadlam. Nie cale, nie:) Dwa kawalki.

 

Chyba nie bylo tragicznie? Troche zbyt smieciowo, dlatego zraza wracam na jedyna, prawidlowa sciezke zdrowia i zaraz przyszykuje sobie platki z bananem, orzechami i jogurtem na sniadanko. Mniam.

 

Milego dnia:)

1 sierpnia 2011 , Komentarze (3)

Dzieki za Wasze rady. Tez tak mysle, ze trzeba z glowa, i nic na sile, i to duzo za duzo, a te dodatkowe 200 - 300 kalorii, czyli szklanka mleka, albo jakies dwa owocki, to i tak dopiero pod koniec. Moze rzeczywiscie napisze do mojej dietetyczki i sie poskarze:)

 

Schodzi mi skora z moich malinowych ud, a wlasciwie z mojego jednego malinowego uda, tego, co go tak sobie zjaralam na tarasie. I to mimo ze nawilzalam sie jak szalona, bo balsamow do ciala mam wiecej, niz pieniedzy w portfelu. No nic.

 

Tak w ogole to chyba zaczne Wam tu wypisywac, co zjadam w ciagu dnia, zebyscie mogly mnie besztac, wykpiwac, wysmiewac i srogo machac palcem, bo przez weekend tak sobie pofologowalam, jak jeszcze nigdy w zyciu sobie nie pofolgowalam. Chyba 10 - litrowy gar rosolu od Knorra zezarlam. I Pepsi...!!! Jak rany, od marca - kwietnia nie pije pepsi i innych gazowanych trucizn, a tu prosze, bach, i to wieczorem.

Ale moze z tym wypisywaniem zaczne od jutra, bo dzisiaj jade sobie z mojej wiochy do miasta na zakupki, i przewidzialam mozliwosc zakupienia sobie droga wymiany waluty curry wurst oczywiscie, bo coz by innego, lub tez rybki w Nord See, bo mam kupony, i wcale nie wiem, czy zamiast gotowanych warzyw nie wezme pieczonych ziemniaczkow:) Nie wykluczam rowniez, ze zamiast "lub" (tego pomiedzy curry wurst, a rybka) nie zamienie na "i". Uch.

 

Milego dzionka:)

30 lipca 2011 , Komentarze (6)

Dostalam jadlospis na nastepny tydzien i jestem z letka zaklopotana. Do tej pory krecilam sie w okolicach 1400 kalorii dziennie, a teraz moja pani dietetyczka przewiduje ponad 2000 kalorii. Czy to nie za duzo? Czytalam, ze na poczatku wystarczy dodac 200 - 300 kalorii i powinno byc gucio. Dziewczyny madrzejsze ode mnie, co wy na to?

Nie zauwazylam, zebym pozerala mega wielkie ilosci, jem regularnie, w miare zdrowo, i gdy czuje, ze jestem naprawde glodna. Nie glodze sie, nie przeczekuje, ale nie jest to objetosciowo duzo wiecej. I nie czuje glodu. Dlatego tez troche jestem zdezorientowana. Co radzicie?

Poki co wsluchuje sie w siebie i jest dobrze.

29 lipca 2011 , Komentarze (9)

Nareszcie. Bo juz zaczynalam sie o siebie obawiac.

To ta rozmowa tak mi lezala na sercu, normalnie balam sie jak nie wiem co, wszystko sobie zapisalam, zeby mi bylo latwiej, a i tak glos mi drzal jak cholera, bo: to tak glupio, jakbym sie skarzyla jak jakies male dziecko, ale z drugiej strony uwazam, ze moja szefowa powinna o tym wiedziec, a poza tym ja z ta baba jeszcze nie pracuje, a juz mam mega stresa. No i Sabine powiedziala, ze to niedobrze, ze zobaczy, co sie jeszcze da zrobic, ze dostali kilka podan, ale generalnie wszystkie na inne stanowisko, ale moze jeszcze uda sie cos zmienic, i zebym absolutnie jeszcze sie niczym nie martwila i nie przejmowala, mamy jeszcze czas:) Powiedzialam jej, ze nie oczekuje od niej absolutnie niczego, nie moge niczego oczekiwac, ale i tak zrobilo mi sie lzej na duszy. Ufff. Teraz musze tylko miec nadzieje.

 

Wczoraj nie eksperymentowalam ze slodyczami. Okay, zjadlam jedno Ferrero Roche, slownie: JEDNO, i caly wieczor mi wracalo. Czyli koniec, szlus, nie ma w ogole o czym mowic, ani marzyc, tak ma byc widocznie:) Kara za moje poprzednie obzarstwo najwyrazniej:) Ptasim mleczkiem nie bede juz was wiecej meczyc, bo kierownik je wczoraj wykonczyl.

 

Napisalam do mojej pani dietetyk, bede teraz dostawala specjalna "diete". Poki co nie jem duzo wiecej, nie nazeram sie, bo wychodzi mi, ze nauczylam sie odrozniac glod od zagryzania nudy, bo z reguly zarlam z nudow. Zauwazam jedynie, ze dostaje mega wyrazne sygnaly: a to ochota na jajecznice, a to na szklanke mleka i nic innego...

Dobra, nie zanudzam. Ostatni dzien szkoly, tadam, tadam, lalala, szesc tygodni wakacji, w miedzyczasie pierwszy od pieciu lat urlop, ach, jak pieknie:) Po poludniu mamy plan, zeby pojechac do kilku sklepow, i juz nie moge sie doczekac mojej ukochanej curry wurst, czyli kielbaski z grilla, lub innej parowy podsmazanej, w sosie curry, mam jedno miejsce, gdzie moglabym ja jesc od rana do wieczora, dzien w dzien, normalnie nic mi w tych Niemcach nie smakuje tak jak curry wurst, na sama mysl dostaje slinotoku, aaaaa:)))) Mniam.

 

Milego dzionka, chudzielce:)

28 lipca 2011 , Komentarze (4)

Kurszszsze... Komar dzisiaj pojawil sie tylko na chwile i chyba go od razu zmiazdzylam, ale i tak, od drugiej nie spie i wygladam strasznie, i czuje sie strasznie. Caly czas ukladalam w myslach rozmowe z moja szefowa, bo postanowilam, ze jednak do niej zadzwonie i opowiem jej o moich odczuciach co do pani, z ktora mam pracowac. To ja mam z nia pracowac i ja mam sie czuc komfortowo w jej towarzystwie, a tak niestety nie jest i, podejrzewam - nigdy nie bedzie. Uprzedze zatem Sabine od razu, zeby nie byla zaskoczona, jak cos nie wyjdzie, ale zaraz mam zamiar spisac sobie wszystko w punktach, bo z tego stresu wszystko zapomne, do tego po niemiecku, grrr.

 

Kochane jestescie strasznie i w ogole nigdy Was nie opuszcze, nie ma takiej opcji normalnie:) Bede opowiadac, ile przytylam, a Wy mi bedziecie mowic, czy to za duzo, czy duzo za duzo:) Jem prawie zgodnie z dieta, ale to prawie robie mega roznice:) Wczoraj mialam przewidzianego pieczonego kurczaka na obiad, wiec go usmazylam z pieczarkami, cebulka i papryka, dodalam troche smietany i serek topiony i voila:) Dla kierownika ugotowalam makaron, sama zjadlam z chlebem, a ten tlustawy sos tak mi smakowal, ze wylizalam talerz do ostatniej kroplo. Wieczorem skusilam sie jednak na porcje kierownika, bo nie zjadl wszystkiego, a mnie z letka ssalo. Oprocz tego strasznie, ale to strasznie mialam ochote na cos slodkiego, wiec zjadlam dwa duplo, po czym rzygalam dalej niz widzialam, no kurde. Chyba zatem przestane ekperymentowac ze slodyczami:)

 

Trzymajcie za mnie kciuki, zebym dala rade podczas tej rozmowy. Ja naprawde jestem na uprzejma i juz czuje sie glupio, ale kurde, albo jej to powiem, albo zezre mnie to od srodka, mam w brzuchu jedna wielka kule, ktora sobie nie pojdzie, jak tej sprawy nie wyjasnie. Ot co.

 

Milego dzionka.

27 lipca 2011 , Komentarze (10)

Bosz, co za noc. Nie spalam w ogole, a wszystko przez jednego wrednego komara, ktory, oczywiscie omijajac kierownika, dopadl jak pijawka do mnie i bzyczal kolo ucha, oka, nosa, udziabal w jedna reke i druga i jeszcze nie mial dosyc, moje machanie i odganianie go traktujac jak zabawe chyba. Dziad jeden, chyba go w koncu trafilam, bo byl spokoj i moglam pospac, ale potem obudzilam sie, jak wstawal kierownik, a potem Maly Pies zaczal sie krecic i jeczec, juz mu bylo i smutno, i glodno. Wygladam jak strach na wroble z mega workami pod oczami.

 

Wczoraj dzien bez slodyczy. W ogole nie mam na nie ochoty.

 

A teraz dobra. Koniec z dieta. W chwili obecnej mam inne priorytety, a moja waga znajduje sie na samym koncu:) Pani doktor potwierdzila to, co miala potwierdzic, i jest git, jeszcze nic nie mowie, bo jest troche za wczesnie i nie chce zapeszac, ale jak rany, no:)

Oczywiscie nie pojde sobie stad, a skadze, tak mi tu dobrze z wami, bede zas tylko raportowala, ile mi przybylo, a nie ubylo:) Mam zamiar odzywiac sie swiadomie, rozsadnie i racjonalnie, i bedzie dobrze:) Mam nadzieje:)

Milego dnia:)

26 lipca 2011 , Komentarze (7)

Ten koktajl wyszedl RE - WE - LA - CYJ - NIE. Ananasowo - bananowo - truskawkowy. A najbardziej jestem dumna z kostki lodu z truskawka, o:)

 

Zwazylam sie dzisiaj rano. Nie zjadlam ptasiego mleczka. Wykonczylismy z kierownikiem tort milkowy, po ktorym sie znowu, ze tak powiem, porzygalam. No coz, kara musi byc:) Ide dzisiaj do pani doktor. Potem jade na psi plac. Zimno mi jak cholera, mimo ze wcale tak zimno nie jest, marzne ostatnio strasznie, w ogole w ostatnie dni rozpalalismy w kominku, tak niefajnie bylo. Zaraz sie wezme i owine kocem chyba, bo to nie do wytrzymania jest. Dieta w dalszym ciagu nie funkcjonuje tak, jak powinna, wprawdzie jakos powymienialam posilki, ale co jest, kurde? Ciagle cos im sie psuje. Jutro spotkanie z pania, z ktora bede pracowala od wrzesnia, juz ja znam, byla u mnie przez chwile w zeszly roku i jestem przerazona, bo moje pierwsze wrazenie nie bylo dobre, wydaje mi sie falszywa glizda, a w 99,9% moje pierwsze wrazenie mnie nie myli. Poza tym zadzwonilam wczoraj do niej, zeby sie umowic na to spotkanie, odebral jej maz i poczulam sie jak na przesluchaniu na policji: kim jestem, skad jestem, czego chce, po co w ogole dzwonie... Dupa jestem, bo powinnam byla powiedziec, spadaj gosciu na drzewo, nie z toba chce rozmawiac. Po raz kolejny sie przekonuje, ze za uprzejma jestem. Boje sie tej wspolpracy z nia, i juz. Dzisiaj ma wpasc na chwile moja szefowa, to sobie z nia pogadam, ale nie moge jej powiedziec, hej Sabine, nie lubie tej baby i nie chce z nia pracowac. Szkoda. Ze nie moge tak powiedziec.

Wyprobowalam wczoraj na kolacje zapiekanke z pora i szynki, z sosem z sera, mleka i jajka, i troche mi ten ser lezal na zoladku potem, ale generalnie - pychotka. Pora moglabym jesc w kazdej postaci chyba, a najlepsza jest salatka z majonezem:) Ktorej nie pamietam, kiedy jadlam:((

 

Maly Pies znalazla sobie fajna zabawke w nocy. Mysz. Tak sie z nia bawil, ze zeszla. Na serce chyba, z przerazenia. A ja musialam ja wyrzucac. Fuj. Co za bandyta.

 

Wczorajsze wieczorne wiadomosci: Norwegia, Amy Winehouse, w Berlinie znaleziono w mieszakniu zwloki 6 osob.

Chce mi sie czegos optymistycznego. Ale jak?

 

Wszystkiego najlepszego z okazji imienin dla wszystkich Anek:)

Milego dnia.