Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1495968
Komentarzy: 54575
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 23 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 83.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 maja 2024 , Komentarze (35)

Dziś mam szkołę i trzeba było wstać wcześnie, a trochę jestem tygodniem zmęczona. Był S i mnie zmęczyła i praca i to, ze on dużo mówi i duzo ogląda telewizji. W czwartek gdy miał jechać już nie dałam rady i uciekłam rano w sen. Spałam zawinięta w kołdrę ponad 2 godziny, a on się denerwował, bo nie miał z kim rozmawiać. Krzysiek jest ostatnio spokojniejszy i dużo nie mówi. Odpoczywam więc. U mnie zmęczenie psychiczne jest gorsze. Fizyczne przechodzi szybko. Gdy jestem zmęczona psychcznie od razu się denerwuję i poziom stresu wzrasta. Od razu jest gonitwa myśli i inne sensacje typu coś z sercem. Muszę szybko odreagować. Pomaga mi odizolowanie się od ludzi na jakiś czas, medytacja, Reiki, sen, joga i praca fizyczna na dworze. Teraz dodatkowo dokucza mi słońce w bliźniętach i na dodatek mars w baranie. To i to wpływa na energię. Słońce w bliźniętach aspektuje moje skupisko planet w pannie, a mars w baranie wenus i marsa w raku. 

W nadchodzącym tygodniu będzie plewienie i cięcie sekatorem gałęzi. Nic więcej nie planuję. Praca koło 40 minut do godziny dziennie. To mi pozwoli uspokoić się i zniwelować napięcia psychiczne. Trzeba się spieszyć z działaniem, bo ponoć upały możliwe... Wtedy będzie działalność tylko w domu.

4 tygodnie diety mi minęły, a jutro minie 4 tygodnie wyzwania tu na Vitalii. Na razie zrzuciłam około 5,5 - 6 kg. Do końca miesiąca jeszcze trochę moze spaść. Na żadnej diecie waga mi nie leciała tak szybko. Jeszcze bym chciała coś zrzucić w VI, ale nie wiem czy się uda. Niby motywacja jeszcze jest i niby wyzwanie jeszcze tydzień trwa, ale w upały nie chudnę. No zobaczymy. Na razie dieta mnie nie znudziła i za czym innym nie tęsknię. To lato będzie inne niż wszystkie, bo po tej diecie chcę zacząć keto ale wegetariańskie z rybami. Zobaczymy jak moj organizm zareaguje. Kalorii ma być około 1200-1300 więc mogę nic nie schudnąć. Do tej diety co mam teraz powrót od początku września. Wygląda na to, ze młodych ziemniaczków w tym roku ani truskawek, czereśni nie posmakuję. Ciasta z rabarbarem nie było. Placków z cukinii nie będzie. Cóż trudno. No chyba, że na keto nie będę chudnąć to wtedy będę węglowodany jeść ale rzadko i mało.

W talii na czczo mam teraz około 95 cm. Nie jest najgorzej. 

Wczoraj sprzątałam u babci. Zebrałam trochę ubrań dla PCK, porządnych ale nie w moim stylu. Zebrałam wszystkie śmieci do worka z 2 pomieszczeń. Trochę potrzebnych rzeczy - firanki, obrusy, znicze, za małe, fajne ubrania pochowałam do szafki, która zostanie. To dól kredensu z lat 60 XX w- drewniany. Chcę mebel pomalować na biało. W najbliższym czasie przeniosę szkliwo do kredensu w pokoju S. Jemu to ponoć nie przeszkadza. Serwantka będzie na książki. Ten pokój z książkami też chcę wysprzątać, bo zamierzam w nim urządzić mój gabinet. Wejście jest od podwórka i nikt by przez mieszkanie chodzić nie musiał. Wkręcilam żarówki do żyrandoli i dom żyje. Póki ja żyję i mam siłę umrzeć mu nie pozwolę.

Megusia umiera. Spi i już nie dźwiga głowki. Do weterynarza na ostatni zastrzyk nie pojadę, bo nie chcę jej fundować stresu na koniec. Niech odejdzie w domu, na swoim ulubionym miejscu, na fotelu w słońcu. W tym roku w lipcu minęło by jej 17 lat. Choruje na tarczycę i trzustkę. Taki żal...

25 maja 2024 , Komentarze (10)

Dziś mam szkołę od rana do 15. To zajęcia z Feng szui. Szkoła potrawa do października, a później trzeba będzie szukać coś nowego, bo mam zamiar uczyć się dalej. Moze astrologia? Niby astrologiem jestem, ale samoukiem. Inna możliwość to studia. Znowu do tego wracam, bo znalazłam studia 3 letnie i znalazłam studia magisterskie z lektoratem zaliczanym bez egzaminu. Tu bym miała szansę. Moja bolączka to angielski z którym sobie nie radzę, ale jeśli zaliczenie a nie egzamin to jakaś szansa jest. :) No zobaczymy. Krzysiek rzucił już kilka przekleństw i wyzwisk gdy mu o tym wspomniałam. Niech tam...

Według normy w moim wieku wskazane jest 150 minut ćwiczeń minimum tygodniowo. Ja mam więcej, bo joga i kroki. Nie mam jednak ćwiczeń wspierających wydolność, siłę i mięśnie. Myślę o ćwiczeniach z obciążeniem kilka razy, moze 3 w tygodniu. Tak po 10 minut chociaż. Już kiedyś ćwiczyłam z ciężarkami i postęp był, ale Mikuś mi obgryzł paski od opasek i nowych nie kupiłam. Można by też wrócić do callaneticsu. Chodzi mi o ćwiczenia na brzuch i biodra, pośladki. Pomyślę... Na razie kupilam obciążenie.

Prace w domu i koło domu się posuwają do przodu, powoli ale stale. Tym mam zajętą głowę i doprowadzenie domu oraz obejścia do względnego stanu to mój cel. Jeszcze kilka lat to potrwa. Wszystkie większe remonty chcę skończyć przed Krzyśka emeryturą. Później już drobne sprawy. Nie wiem czy tak się uda. Chciałbym mieć już głowę spokojną i z odchudzaniem i z remontami, generalnymi porzadkami. Wtedy zajmę się czymś innym- intensywnym rozwojem, malowaniem, pisaniem. Oby mi moje plany wyszły... W tym roku chcę ogarnąć do końca oba domy - porządki. W przyszłym jak się uda budynki gospodarcze. Później zostaną tylko prace na bieząco już tak nie angażujące umysłu. 

Zmienił się mój styl jeśli chodzi o ubieranie. Już nie kupuję kobiecych fatałaszków - koronek, wstawek koronkowych, haftów. Zbyt ,,słodkie" ciuszki mnie drażnią. Buty na obcasach, wysokich koturnach też. Teraz wolę coś bardziej uniwersalnego, nawet sportowego. Już nie oglądam koronkowych leginsów, a spodnie bojówki moro albo robocze. Nie musi być kobieco na co dzień, a bardzo wygodnie. W poncho pracować koło domu nie mogę. To by było niebezpieczne nawet, bo pilarka łańcuchowa i frędzle do siebie nie pasują. Coś by się mogło wkręcić i nieszczęście gotowe. Bluza sportowa lepsza. Na wyjście też wybieram buty sportowe i plecak zamiast fikuśnej torebki.

Mam bardzo ładne sałaty w donicach. Krzysiek je je i się cieszy. Teraz mimo diety staram się mu gotować obiady. Wczoraj miał znowu zupę pomidorową z makaronem. Tym razem była na rosole z udek. Dziś ma być sałata ze śmietaną, ziemniakami i udkiem pieczonym. On je tradycyjnie choć go oszukuję i np. zamiast śmietany daję jogurt naturalny. Czy można zjeść quiche z jogurtem i jajkami zamiast śmietany? Gdyby tak było, śmietany bym już nie kupowała.

Wczoraj musiałam zmienić plany, bo burza trwała kilka godzin. Nie dało się wysuszyć prania na dworze i nie dało się naszykować gałęzi do cięcia ani zrobić grilla. Chyba trzeba kupić suszarkę na pranie. Taka stojąca.

24 maja 2024 , Komentarze (22)

Nie lubię podróży zwłaszcza długich. Najdalej byłam na Mazurach pociągiem. Wtedy jechało się 18 godzin z przesiadkami. Pociągami. Miałam 24 lata chyba/najwyzej/ i powiedziałam nigdy więcej. ZA wygodna jestem. Za granicą nigdy nie byłam i nie ciągnie mnie. Mam to po mamie, która mawiała, że ludzie za granicę jeżdżą a Polski nie znają. Kiedyś chciałam pojechać na Syberię, pociągiem, ale gdy sobie przypomniałam tą pamiętną podróż, ochota mi przechodzi. Do samolotu nie wsiądę. Chciałabym jednak wrócić kiedyś w góry. Tęsknię za nimi. Mam jednak za dużo zwierząt by jechać. Kto by o nie tak zadbał jak ja.:) Teraz górskie wsie już nie takie jak kiedyś. Nikt pewnie krów nie ma, kur, pól nie uprawia. Są nowoczesne domy i jest masa samochodów jak wszędzie. Pewnie by mi sie nie podobało. Miejscowości wypoczynkowe nie dla mnie, bo turyści. Pewnie już nigdzie dalej nie pojadę. Sebastian ma we wrześniu jechać w Bieszczady. Kolega go weźmie. Powie mi jak tam jest teraz. Ja byłam w wieku 16 lat i wtedy było dziko. Zakochałam się wtedy w Bieszczadach. Teraz tam chyba tłumy...

Dziś planuję wyjść do pracy na dwór albo porobić coś w domu. Chcę pociąć sekatorem trochę drewna. Krzysiek zniesie. Moze o ile nie będzie deszczu, spryskam Randapem nastepne kawałki. OKazało się, że mój stary Randap jest dobry. Rośliny padły, ale po 10 dniach dopiero i oby korzenie też. Wcześniej nawet nie zółkły. Powinnam sprzątnąć to i owo w pokoju u babci. Powinnam naładować worek do wywiezienia.

Krzysiek od kilku dni chodzi i śpiewa kolędy...

Sebastian pojechał i mi smutno. Tym razem zrobił dużo i żal mi że wyjechał. Konfliktu nie było. Robił co trzeba i nie obijał się wcale. Z drugiej strony odpoczywam...

Zmieniła mi się sylwetka, proporcje. Kiedyś to było około 90/62/90, a więc prawie 30 cm różnicy między talią a biustem a teraz to  tylko dwadzieścia parę, bo jest około 122/100/122. Urósł mi brzuch. Nie wiem czy to chwilowe czy efekt klimakterium, ale zadowolona nie jestem. Tłuszcz aż kipi i wyglądam komicznie. Do tego mam teraz szerokie plecy, ramiona, bo aż 31 cm w ramieniu. Nie wiem co jeszcze zgubię i jaki będzie efekt końcowy przy powiedzmy zrzucenie około 20 kg. Spodziewam się, że spadną wymiary w biuście, biodrach, talii, a co z ramionami, nogami? Nogi mam względne. Jeśli to będzie okolo 102/80/102 to brzuch będzie gigantyczny. Zaniedbałam się kiedyś i teraz pokutuję. Gdy zaczęłam tyć, popuściłam, bo stwierdziłam, że się starzeję i wyglądać dobrze nie muszę. Teraz mam za swoje. WAlczę już około 10 lat. Jestem tym zmęczona. Chciałabym już zrzucić ile chcę, powiedzieć koniec i zająć się czymś innym. Wczoraj bylo pierwsze potknięcie od okolo miesiąca i chyba 1500 kalorii. Wstyd mi, że nie zjadłam 800 jak zamierzałam. Przytyć nie przytyłam, ale mój cel się oddalił, bo moglo być 30 dkg mniej a nie jest.

Dziś będzie grill nad ogniskiem - ryba dla mnie i kiełbasa dla Krzyśka... Krzysiek kupił mi przyprawę do ryb, ale na soli. Pewnie w niej dużo sztuczności.

23 maja 2024 , Komentarze (4)

Sebastian dziś jedzie, a ja się martwię. Ja mam trochę pracy. Nie wiem co zrobię. Pilne jest cięcie gałęzi i plewienie. Chcę to zrobić stosunkowo szybko, bo obawiam się upałów. W lecie chyba nic robić nie bedę. Moze ewentualnie w domu. U mamy w kuchni poza meblami i śmieciami już prawie nic nie ma. Na śmieci trzeba będzie brać worki i po napełnieniu wystawiać do wywiezienia po 2. Jest jeszcze szafa w przedpokoju do opróżnienia. To też będzie robione w lecie albo gdy będzie padać.

Mam sporo mebli w całym domu w których by mogły być książki. Nie wszystkie są drewniane. Niektóre są w okleinie. Ponoć można je wszystkie pomalować i wtedy by nie trzeba kupować nowych. Może na biało. Pomyślę o tym. Biblioteki będą w domu dwie, bo książek jest masa. Jedna moja i druga z książkami mamy. Część potrzebnych z bioterapii, ziołolecznictwa itp wezmę do siebie. Inne zgromadzę w pokoju u babci. Nie lubię wyrzucać książek. Ja pamiętam jeszcze czasy gdy książki były cenne. Załatwiało sie nowości spod lady i w księgarniach były kolejki.

Zaczęłam wyciągać ciuchy, które miałam odłożone na wyjście. Mam takich sporo. Tego szkoda i tamtego to moje normalne podejście. Koło domu wciąż kupuję męskie podkoszulki, a bluzki i tuniki leżą bez potrzeby. Ja praktycznie nie wychodzę i te ciuchy na wyjście mi zbedne. Teraz chodzę w różowej tunice. Jest fajna z trykotu i do tej pory używałam ją tylko w lecie gdy jechałam do miasta. Teraz noszę. Nie chcę na razie kupować ciuchów, bo mam ich bardzo dużo. Problem jest taki, że ciuchy koło domu bardzo niszczę, bo do malowania ich nie zmieniam i plamię. Akryle w praniu nie schodzą. Moze trzeba by zacząć się przebierać?

Jutro koniec tygodnia pracy koło domu i w domu. W sobotę i niedzielę mam zajęcia. Nic wtedy nie zrobię. ZAjęcia są z Feng shui. Dziś trzeba by odrobić pracę domową z warsztatów DDD. Pytań jest tym razem 4 i są dość trudne. Trzeba będzie pomyśleć.

Nowa pilarka łańcuchowa przeszła test. Jest ok. Daję radę nią ciąć...:) Pilarka ma prowadnicę o długości 35 cm i jest cięższa niż ta stara. Zasilają ją dwie baterie.

22 maja 2024 , Komentarze (20)

Odpuściłam sobie zgrabną sylwetkę już dawno i nie wiem czy to nie był błąd. Wygląda na to, że kobiety w okolicach 60 też mogą wyglądać nieźle i to nawet w kostiumie kąpielowym. Widziałam zdjęcia. Co prawda to celebrytki i mogły się wspomagać zabiegami chirurgii estetycznej, ale niektóre mają całkiem ładne ciała. Ja, zeby mieć ładne ciało musiałabym ważyć w okolicach 54 kg. Tylko czy ciało by wtedy było ładne czy tylko szczupłe. Tego niestety nie wiem.

Ostatni dzień z S. Jutro już jedzie. W poniedziałek S urządzał się w pokoju, który mu dałam. To pokój w mieszkaniu babci. Odkurzył sobie, zmiótł pajęczyny. Wyniósł też to co zbędne. Był bardzo zadowolony. Teraz tam śpi i siedzi gdy chce oglądać telewizję. Trochę mi go brak teraz, bo niby jest a go nie ma... Krzysiek się cieszy, bo ma spokój. Mnie to odpowiada tylko z tego powodu, że dom odzył. W babci mieszkaniach jest ruch, świeci sie światło. Wróciło życie. Gdy idę przez sień słyszę telewizor.:) To przyjemne. Teraz tylko trzeba szybko urządzić pokój Adriana i też wprowadzić życie. U mamy moze z czasem urządzę gabinet. Mogłabym przyjmować np. na karty. Dom by żył. Był cały potrzebny...:)

U mnie w domu straszy. Wiem jak to brzmi. Gdy mama żyła to u niej w domku ciagle miałam wrażenie, że widzę jakieś cienie. Mama mi mówiła, że ktoś chodzi. Słyszała szelesty, kroki, pukanie do drzwi. Myślałam, że ma omamy. Do czasu aż sama w dzień usłyszałam łomotanie w drzwi. Bardzo głośne. Teraz to coś przeniosło się do babci. S w pierwszą noc się obudził i słyszał stukanie kieliszkiem o kieliszek. Będziemy obserwować.

W moim ogródku przed domem mam kilka drzew i ptaki tam bytują. W tym roku jest gniazdo, a w nim strasznie piszczący ptak. Wydaje głośne, rozpaczliwe odgłosy jakby mu się działa krzywda. Gdy pierwszy raz to usłyszałam, myślałam że wypadł z gniazda i cierpi. To jednak nie to. Trzeba było przywyknąć. :)

Martwi mnie ostatnio stan mojego serca. Po pierwsze saturacja bywa czasem w nocy ponizej 90 no i puls. Całe życie miałam koło 100 i brałam kiedyś leki, a teraz 70-80. Nie wiem czy ruch wpłynął na to czy wiek czy coś się dzieje nie tak. Czuję się dobrze. Saturacji nie jestem w stanie sprawdzić urzadzeniem atestowanym, bo spada w czasie snu.

Wczoraj u mnie było ognisko połączone z grillem. S wziął 4 cegły i połozył na nich ruszt z piecyka. Na nim była pieczona ryba w folii i kiełbasy. Pod spodem paliło sie ognisko. Tak będziemy robić gdy pojedzie. Normalny grill z węglem drzewnym jest poza naszym zasiegiem, bo nikt tego nie potrafi zrobić oprócz S. Zażą sie dwa wegielki i nic sie nie piecze. Grilla mam i chyba pójdzie na złom... Co stare rozwiązania, to stare rozwiązania. Nie ma udziwnień ani kombinacji.

21 maja 2024 , Komentarze (8)

Mam do wywiezienia styropian zdjęty ze ściany i papę w workach. Muszę zawieźć do punktu osobiście, bo za podstawienie kontenera powiedzieli mi 1400 zł. Rozmawiałam z bratem Krzyśka i chyba załatwi przyczepkę i wywieziemy. Trzeba sprzątać i w pokoju Adriana. Jeśli się uda jesienią będzie tam malowane. Podłogę pomaluję sama. Trzeba kupić karnisz, wersalkę, dywan, regały na książki.

Zmieniłam słodzik z najtańszego z zawartością sacharyny na stewię. Kawę piję teraz z miodem. Miód z pasieki ma mi przywieźć Sebastian. On dostaje od kolegi albo bardzo tanio kupuje. Miód jest pewny. Jajka  jem teraz tylko z chowu wolnego. Sprawdziłam je i wydają się pewne, bo żółtka nie są równej wielkości. Kurki są szczęśliwe jak sie dawniej mówiło.

Staram się zorientować co będę jeść po skończeniu diety. Chodzi mi o mąkę. Nie chcę używać lub chcę bardzo ograniczyć mąkę  pszenną. Nie chcę jednak zrezygnować z kopytek, pierogów, klusek kładzionych, quiche, omletów. Myślę o sempolinie i mące orkiszowej. Są zdrowsze. Wypróbuję kiedyś... Może migdałową... Jeszcze kilkanascie dni i koniec pierwszego miesiąca diety. Wygląda na to, ze coś około 5- 6 kg powinno spaść. Dziś znowu spadek...

Sebastian od dwóch dni robi porządek w warsztacie, a ja sie denerwuję. Wygląda to na działanie strasznie chaotyczne i bałagan jest wszędzie, a ja tego nie znoszę. Boję się, że mi coś pogubi, że wsadzi tam gdzie ja nie znajdę. Chodzi o młotki, baterie, ładowarki, obcęgi... Też z tego korzystam. Wtrącać się nie chcę, bo wychodzę z założenia, że kto robi ten decyduje. Tym bardziej jeśli o radę nie prosi... Na razie wiesza szafki i co się da na ścianie. Wiszą obcęgi, młotki, łopata do śniegu. Wszystko widać gdy się wejdzie.

Nawaliła mi bateria w łazience. Chyba zakamieniała, bo się woda rozpryskuje i leci na mnie i za wannę. Trzeba będzie ją wymienić i to raczej szybko, bo Krzysiek juz klnie.

Mam nową pilarkę. Ma dłuższą prowadnicę i jest cięższa. Dam radę jednak z nia pracować. S załatwił od sąsiada palety. Potnę i będzie opał...:)

Wczoraj prowadziłam warsztaty DDD...

20 maja 2024 , Komentarze (23)


Krzysiek jest niewdzięczny i nie docenia niczyjej pracy. Liczy się tylko to co on zrobi, a on przed pracą koło domu się broni. Teraz S robi dużo, a Krzysiek i tak niezadowolony. Jest też wściekły, bo wkrótce zacznie się remont. Rozmawiałam już z sąsiadem. Przyjdzie tylko musi wyzdrowieć. Na razie ma coś typu przeziębienia, ale nie wie co, bo badań nie robił. Remont potrwa kilka dni. Ile mnie to będzie kosztowało nie wiem. Krzysiek pieniędzy dać nie chce.

Chciałabym, zeby S przyjechał znowu na poczatku września, bo praca dla niego jest. Jest wywiezienie złomu z całej posesji. Są 3 piece do wymontowania. Wszystkie niezgodne z ustawą. Są 2 zniszczone wanny. Są jeszcze dwa piece w piwnicy, ale nie wiem jak je wyjąć. Trzeba by zburzyć kawałek schodów. Jest wycinanie chaszczy na ogródku mamy i jest cięcie drewna/dużo/. Nie wiem czy się Krzysiek zgodzi, bo on te porządki uważa za zbędne.

Trzeba zgromadzić worki z papą i styropianem, a później je hurtem wywieźć. To odpady budowlane i normalnie ze śmieciami nie można.

Ostatnio musiałam zmienić plany związane z książką. Kupiłam kilka lat temu książkę Loise Hay Sekrety zdrowia i dałam ją najpierw do czytania mamie. Ta mi książkę obrzydziła na tyle, ze tylko zerknęłam i wystawiłam do sprzedaży. Dwa dni temu książkę sprzedałam i wcześniej nim wysłałam zabrałam się za czytanie. Książka mi spasowała i musiałam się ze sprzedaży wycofać. Pieniądze oddałam i książka zostanie w domu.

S znalazł pilot do telewizora. Pasuje i mam drugi telewizor. Wczoraj S naprawił szufladę i naprawił schody. Krzysiek zerwał czarny bez na nalewkę.

Przez przypadek natknęłam się na fajną pilarkę. Jest tej samej firmy co moja i wygląda podobnie, ale ma dłuższą prowadnicę. Chyba kupię. S radzi kupić. Muszę chyba pojechać szybko, bo dostępność się kończy.

Wczoraj był grill. Ja jadłam rybę, a Krzysiek i Sebastian kiełbasę.

19 maja 2024 , Komentarze (6)

Dziś wolne. Nie będzie żadnej pracy. ZAwodowej też nie. Niby wolę jak coś robię koło domu, ale moi panowie pracować w niedzielę i do tego w Zielone Świątki nie chcą. No przynajmniej Krzysiek. Ja lubię planować i plany realizować. Dziś jednak za duże święto by coś robić...

W zasadzie prawie wszystko co miał S zrobić już zrobione. W czwartek rozwalił i wyniósł wersalkę. W piątek wyciął drogę do szamba. W sobotę pociął trochę drewna, ale niedużo, bo pilarka staje. Trzeba chyba kupić nową baterię albo i nową pilarkę, bo w mojej jest napinacz zepsuty i nie daję rady zmienić łańcucha. To co ja bym nie dała rady. Został warsztat. Trzeba zrobić porządek, powiesić kilka szafek, poukładać. Ma jeszcze trzy dni, bo jedzie w czwartek. Przyjedzie na moje urodziny pod koniec sierpnia. Wtedy usunie złom i potnie co trzeba. Moze wytnie trochę gałęzi. 

Jakie ładne sandałki są teraz w sklepach. POdobają mi się zwłaszcza na koturnach. Mam jednak dwie pary i kilka par klapek. Nie kupię więc, bo to bez sensu. Problem też taki, że ja wprawdzie buty na wyższych koturnach czy obcasach mam ale z wygody chodzę teraz w butach sportowych i w takich mam zamiar chodzić. Gdzie ja bym chodziła w tych ładnych butach. Mam sandałki podobne do tych co mi się rzuciły w oczy. KOturn około 7 cm. Byłam w nich dwa razy, a mają juz kilka lat.

Miałam zamówić kogoś do usunięcia trawy na plycie gdzie jedzą ptaki, ale S mi podpowiedział, że mozna skosić i potraktować randapem. Fakt. Ma rację. To ważna strefa dla mnie, bo wedlug Feng shui to mój kąt bogactwa. Gdy płyta będzie czysta, to zamontuję tam światło. Jest tam trochę roślin w donicach. Głównie agresty, które ładnie owocują... Coś jeszcze dosadzę. Gdy mama żyła to w donicach rosła też pszenica, bo mama sypała ją gołębiom na daszek i nie zawsze trafiała gdzie trzeba. Teraz trzeba by te suche wiechy usunąć. Moze liliowce posadzę, bo czują się dobrze w donicach i ładnie wyglądają.

Mimo pobytu S trzymam dietę. WAga spada. Dziś: tuńczyk z majonezem i jajka w sosie musztardowym. Wczoraj miało być wino i było, a waga i tak spadła. Na razie 4,5 kg  od początku miesiąca.

Wczoraj Krzysiek wrócił przed 22 i widział dzika.

18 maja 2024 , Komentarze (14)

Wszystkie suche gałęzie mam już przycięte. Potnę je sobie na opał. Drzewa przeszkadzające w pompowaniu szamba wycięte. Gałęzie przeniesione. Teraz muszę drobniejsze gałęzie rozdrobnić sekatorem. Srednie potnę piłą, a te najgrubsze potnie S.

Zgłosiłam odbiór sprzętu elektrycznego z posesji. Odbiór do 10 dni i teraz się boje, żeby złomiarze czegoś nie rozwalili, bo nie odbiorą. Sprzęt ma być kompletny.

Kupiłam książkę o diecie keto wege plus ryby. Wreszcie konkrety. Wiem już co mogę jeść a czego nie. Wiem ile jeść. Myślę, że gdy w czerwcu wyjdę z tej diety co jestem, przejdę na keto wege plus ryby, ale kaloryczność będzie normalna dla mnie, czyli około 1300 kalorii. Zobaczymy czy coś schludne. Na keto nigdy nie byłam. W książce niby są przepisy, ale okropnie nowoczesne, a więc nie dla mnie. Ja sobie już wyliczyłam z grubsza co będę jeść. Monotonnie jak zwykle, bo tylko do takich produktów mam dostęp i gotować mi się nie chce. Mam zamiar jeść awokado, Jajka w formie jajecznicy, ryby w oleju. Do tego ewentualnie cebula i ogórek kiszony, brokuł, kapustę, szczypiorek, świeże ziola no i dużo majonezu. Zobaczę co jeszcze. Może tofu. Może ser żółty. Może śmietanę. 

Zainteresowały mnie zioła tybetańskie na odchudzanie. Chyba kupię. Ponoć powodują biegunki. Przy moich zaparciach to błogosławieństwo. 

Jak tak przeanalizowałam fakty to feng shui działa. Mój dom ma zły kształt, bo brakuje mu stref-fragmentów i to aż 4. Odkąd u mnie w strefie pomocnych ludzi, przyjaciól jest porzadek i zamontowałam lampkę solarną w tej sferze życia mi sie poprawiło. Teraz kupiłam lampkę do sfery związków. Jest tam tez taras. Powinno sie poprawić i będę śledzić. Kupiłam też lampkę do sfery finansów i wkrótce ją uprzatnę. Tam jest beton i brak jest uzupełniony. Też będę śledzić. Jeśli się poprawi to zamontuje lampkę i w 4 sferze. Mam nową książkę i teraz siedzę nad nią. Ja po mojej szkole mam szansę zostać konsultantem feng shui, ale potrzebny jest dodatkowy egzamin. Chyba jednak dam sobie spokój. Co prawda konsultacje są bardzo opłacalne, bo to często i 10000, ale trzeba na miejsce jechać i to nie raz. Trzeba między innymi śledzić światło w różne dni i pory dnia. Jak już pracować to solidnie.

Na jedzenie w zasadzie nie mam ochoty. Krzysiek kusił mnie i pieczoną kiełbasą i jogurtem pitnym i ciastkami. Nie uległam. Gotuję mu prawie codziennie. Chyba tym razem schudnę ile chcę. 83-84 będzie ok i oby się udało. WSzystko zależy od pogody. Gdyby przyszły upaly to mogę puchnąć, a nie chudnąć. Wieprzowiny już nie tknę. Chyba jestem wyleczona do końca życia. S pracował w zakładach mięsnych na ubojni i opowiedział mi co tam sie dzieje. To był koszmar. Nie chcę by jakaś choćby jedna świnia przechodziła przez to z mojego powodu.

17 maja 2024 , Komentarze (7)

Mój nowy komputer jeszcze leży, ale chyba musze go zacząć używać już na stałe. stary znowu ma zepsute gniazdo i nie ładuje się. Nowy ma mieć wgrany windows 10 zamiast 11, bo mam programy na których mi zależy i takie rozwiązanie zaproponowano mi w punkcie napraw. Poza tym trzeba na nowy przegrać dane. Mnie by przy tym śmierć zagryzła i idę z tym do fachowca. Idę w poniedziałek dopiero. Chyba w poniedziałek. Stary też naprawie. Będą dwa.

Ostatnio mam jakby więcej energii i jestem bardziej sprawna. Z wanny wychodzi mi się łatwiej. W zasadzie bez trudu. Wygląda na to, że trudności z wychodzeniem spowodowane były otyłością, a nie starością. Inna sprawa, że mate antypoślizgowa mam. Na razie przestałam myśleć o montażu brodzika. Nie jest to taki pilne teraz. Przypuszczam, że gdy schludne więcej będę jeszcze bardziej sprawna.

Dzis końcówka tygodnia pracy. Jutro już chyba tylko praca zawodowa. Wszystko co miałam zrobić na razie zrobione. Dziś resztki, ale sporo, bo planuje wyciąć drogę do szamba. Trochę się tego obawiam, bo nie wycinalam nigdy nic pilarka łańcuchowa w powietrzu. Zawsze drewno było oparte o paletę. No, ale jak trzeba spróbować czegoś nowego to trzeba. No chyba, że S wytnie.

Zaczynam zabiegi dla Kajtusia, bo ma przewlekła biegunkę. Niby nie płynna, taka półpłynną ale jednak. Mam lek dla niego, koci, bo smecta pomogła na krótko. Zrobimy kurację przez kilka dni i zobaczymy. Jeśli po 7 dniach nie przejdzie, to trzeba będzie zrobić badania. Pozostałe zwierzęta są zdrowe. Punia miała biegunki, ale przeszły po smeccie i reiki. Może i z Kajtusiem się uda. Kot tak poza tym czuje się dobrze. Bawi się, je i goni koty. Wczoraj złapał mysz. Szansa jest.

W niedługim czasie muszę złożyć podanie o wycinkę drzewa. Mam dwa duże świerki posadzone zbyt blisko domu i teraz kłopot. Nie chcę ich wyciąć, ale chcę uciąć czubki. Do 30 procent można bez zgody, ale ja potrzebuje więcej. Chyba też usunę plaziniec, bo za bardzo się rozrósł.  Na razie go przycinam.

Wczoraj Sebastian widział przy drodze małe dziki. Były blisko...

KOlejny spadek wagi...