Już drugi dzień jest mi zimno. Siedzę w bluzce z długim rękawem i w skarpetkach, a czuję chłód. Kusi mnie napalić w piecu, ale nie chcę drażnić Krzyśka, bo jemu oczywiście ciepło. Morcinki coraz bujniej kwitną. Teraz już też i niebieskie. Jesień na całego. Okna też już pozamykałam i tylko wietrzę.
Waga jaka była taka jest. Coś to odchudzanie opornie idzie tym razem. Chyba będę się ważyć rzadziej, bo tak się tylko denerwuję.
Wczoraj oczywiście działałam w portretach. Krzysiek sam siebie nie poznał i jak tu się nie załamać. Po południu malowałam koty tym razem w zasadzie rysowałam, bo użyłam kredek akwarelowych. Pozostały mi jeszcze akryle i ćwiczenie z kursu zaliczę.
Przyszła mi pierwsza lekcja z tarota. Lekcja jest ciekawa i jeśli nawet niewiele nowego się nauczyłam to z pewnością zatrzymałam się w biegu i otworzyły mi się oczy na niektóre sprawy. Niby to czy tamto wiedziałam, ale tak nie do końca to do mnie docierało. Jak na razie jestem z kursu zadowolona.
A na koniec wczorajszy wiersz
Jesień kroczy
znalazłam pierwszy
złoty liść przy drodze
nawłoć żółci ugory
poranki już chłodne
jesień kroczy
z wrzosami
i bukietem marcinków
a wspomnienie lata
wciąż żywe
nie mogę zapomnieć
uśmiechu poranka
do maków
lśniącymi od rosy
ani wieczoru
rześkiego po całodziennym upale
tak szybko
dzień za dniem umyka
tylko błękit nieba ten sam
układa się miękko
na koronach drzew