Dziś przyszły drzewka i od razu je posadziliśmy. Zmakłam przy tym jak kura i później grzałam sie przy piecu całe popołudnie. Po południu malowałam akwarele. W naturze kolory lepsze ...
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 1578767 |
Komentarzy: | 56125 |
Założony: | 12 kwietnia 2011 |
Ostatni wpis: | 1 lutego 2025 |
Postępy w odchudzaniu
Masa ciała
Dziś przyszły drzewka i od razu je posadziliśmy. Zmakłam przy tym jak kura i później grzałam sie przy piecu całe popołudnie. Po południu malowałam akwarele. W naturze kolory lepsze ...
Nowe opowiadanie. Historia jest prawdziwa.
Tchnienie zimy
- No zabieraj się kawalerze.
Tu nie hotel. Wyśpisz się w domu - krzyknęła mu do ucha barmanka, potrząsając
go za ramię. Już późno, zamykam.
- Idę, idę - mrukną Antek,
podnosząc się z miejsca i chwiejnym krokiem ruszając do drzwi.
- Pani da jesce ćwiartkę -
dodał.
- A dam, dam tylko weź se i
idź wreszcie - warknęła kobieta, podając mu butelkę.
Antek pił od popołudnia jak
co miesiąc po odebraniu wypłaty. Dziś spotkał kolegę z sąsiedniej wsi to miał z
kim. Przepił sporo, ale to nic nowego. W końcu pił nie od dziś. Jutro poprawi,
w niedzielę wytrzeźwieje, a w poniedziałek spokojnie pójdzie do pracy. Jak
zawsze matka pogdera i przestanie. Przyzwyczaiła się już. Ojciec sam pije to nawet
się nie zdziwi. W końcu, który góral wylewa za kołnierz. Antek nie znał
takiego.
- Krucafuks alem się zaprawił
- wymamrotał, zapinając kurtkę. Teroz tylko, żebym jakosik do domu dotarł. Jak
dobrze pódzie za niecalutką godzinę już bedę się grzoł pod pierzyną. Pomyślał,
zamykając drzwi.
Wiatr ze śniegiem zaatakował
go tuż za progiem. Antek naciągnoł czapkę na oczy i podążył ku drodze. Szło się
ciężko, bo padający od wielu godzin śnieg zasnuł wszystko grubą warstwą bieli.
W lesie było jeszcze gorzej - Antek szedł powoli, zapadając się powyżej kolan.
Po chwili już się zmęczył, przystanął więc i pociągnął z butelki. Zrobiło mu
się cieplej. Ruszył dalej raźniej, zataczając się przy tym i chwiejąc. W głowie
mu szumiało, śnieg wciąż padał grubymi płatami, a wiatr wyciskał mu łzy z oczu.
Teroz jeszcze pole Józka Wawrzyńca, kowalowa łąka, potok i już będzie zejście
do chałupy. Myślał to klucząc między drzewami to chwytając się krzaków. Wyjście
z lasu było tuż tuż, gdy zatoczył się mocniej i zjechał kilka metrów w dół.
Zatrzymał się pod drzewem. Flaska ocałała, odpocnę. Pomyślał, biorąc spory łyk.
Anna i Jacek na wsi zamieszkali
kilka lat temu. Zakochali się w tym miejscu oboje. Zachwyciła ich cisza,
balsamiczne powietrze, życie w rytmie pór roku i niezwykła przyroda. Miejsce
było urocze i malownicze. Dom stał na skraju wsi nad wijącym się potokiem wśród
wysokich drzew. Majestatyczne świerki
zaglądały do okien, wiewiórki przychodziły do ogrodu na orzechy laskowe, a w
potoku było pełno pstrągów. Oboje byli na rencie, uprawiali ogród, zbierali
grzyby, hodowali kury. Jacek sam remontował dom, który kupili, a Anna jako
bioterapeutka i radiestetka pomagała okolicznym ludziom. Żyło im się dobrze,
dostatnio i spokojnie.
- Cały czas pada -
powiadziała Anna wyglądając przez okno, żeby tylko wsi nie odcięło od świata.
Znowu będzie problem z dojazdem do miasta po zakupy. Znowu samochodem nie
wyjedziesz, będziemy zdani na sanie Staśka znad potoka i trzeba będzie piec
chleb w domu. Mam nadzieję, że światło będzie - dodała.
- Nie martw się. Poradzimy
sobie. W końcu to nie pierwsza nasza zima tutaj, a spiżarnia jest pełna -
uśmiechnął się Jacek. Węgla i drewna też nam nie zabraknie, a pieczone przez
ciebie bułki są lepsze niż te ze sklepu. Nafta również jest - dorzucił uspokajająco.
Głośne łomotanie w drzwi
przerwało ich rozmowę. Jacek otworzył i stanął twarzą w twarz z potężnym
mężczyzną ubranym w baranicę. Góral był cały obsypany śniegiem, a z ust przy
każdym oddechu wydobywała mu się para.
- Szczęść boże. Czy tu
mieszka ta wiedźma? Syn mi zaginął kajsik. Już ctery dni go ni ma - rzucił
przybysz.
- A co na o milicja - spytał
Jacek.
- Nie kcą jesce szukać -
odpowiedział mężczyzna.
Już po chwili Anna siedziała
z wahadełkiem nad mapą okolicy. Wyciszyła się, wzięła do ręki zdjęcie chłopaka,
Zapaliła świecę i zaczęła pracę. Wahadełko kręciło się i wirowało, raz mocniej
raz słabiej. Anna przesuwała nim nad mapą szukając miejsc gdzie kręciło się
mocniej. W okolicy baru w L zawirowało mocno w lesie na górze nad polem Józka
Wawrzyńca o mało nie wyskoczyło jej z rąk. Gdzieś w okolicy musi być, ale
gdzie. Mapa nie jest dokładna, a teren
rozległy. Pełno tu jarów, wykrotów i rozpadlin. W dodatku śnieg na tym
terenie musi być głęboki. Nic więcej nie zrobię i jak tu powiedzieć ojcu, że
syn nie żyje. Myślała Anna ze smutkiem. Tego była pewna. Zapytała wahadełka, a
ono wyraźnie wskazało, że żywego człowieka nie szuka.
Następnego dnia kilkunastu
mężczyzn o ponurych twarzach, uzbrojonych w drągi ruszyło w góry. Szukali w
okolicy wskazanej przez Annę. Stopniowo Przemierzali las, pole i łąkę. Poszukiwania
utrudniał bardzo głęboki śnieg. Mężczyźni miejscami zapadali się powyżej ud.
Poszukiwania odwołano. Próbowali dzień po dniu bez efektu. Dopiero wiosną, gdy
śnieg częściowo stopniał Józek Paluch wracając z L dokonał makabrycznego
odkrycia. Antek siedział pod drzewem. Miał wcześniej gości, bo tropów zwierząt było
w pobliżu co niemiara. Nie uśmiechał się jak to miał w zwyczaju za życia, bo
brakowało mu pół twarzy i obu dłoni.
- Wiedźma miała rację -
mrukną Józek żegnając się. Dobrze, że go góry łoddały. Przynajmniej spocnie w
poświęconej ziemi. Myślał pędząc w dół.
Pralka wreszcie naprawiona. Już zrobiłam pranie, które teraz schnie nad piecem. Część do telefonu też przyszła. Zawiozę ją do serwisu w poniedziałek. Drzewka owocowe maja przyjść jutro. Jutro też mamy jechać zaszczepić Pikusia. Wszystko ruszyło do przodu z kopyta. Oby tak dalej, bo przestoi nie cierpię. Tak sobie myślę, że w przyszłym tygodniu wszystkie zaległości odrobimy i życie będzie się już toczyć powoli swoim trybem. Tak jak lubię. Od listopada zacznie się czas zimowego wypoczynku. potrwa do lutego. Pracy będzie mniej, bo odpadnie sad i ogród. Odpocznę...
Wczoraj cały dzień siadziałam w domu i odpoczywałam - spałam, medytowałam i czytałam. Trochę odpoczęłam, ale jeszcze nie całkiem. Dziś mam zamiar tak samo spędzić dzień. Została mi jeszcze do czytania Wróżka i Sielskie Życie. Dziś przyszedł mi też skrypt z kursu. Pewnie więc nad nim trochę czasu spędzę. Wczoraj pobuszowałam po internecie w poszukiwaniu książek. Kilka znalazłam i będę stopniowo kupować. Mam tylko mały problem, bo już nie mam gdzie książek trzymać. Wszystkie regały i półki już wypełnione po brzegi. Chcę kupić biblioteczkę, ale w starym stylu. Muszę poczękać na pieniądze. Pewnie to jeszcze potrwa. Na razie leżą wszędzie np. na stole, a Krzysiek się wścieka...
Wczoraj byłam w mieście. Miałam sporo spraw do załatwienia i przyjechałam późno. Po południu oczywiście spałam jak zabita. Krzysiek się denerwuje, że tak mało wytrzymała jestem. Pewnie też się boi, że za parę lat całkiem przestastnę z domu wychodzić i wszystko spadnie na niego. Myślę jednak, że tak źle aż nie będzie. Niechęć do wychodzenia i zmęczenie to jedno, a całkowite zamknięcie się w czterech ścianach to drugie. To by mi raczej nie pasowało, bo skoro wizyty w bibliotekach i księgarniach są przyjemne to i inne wyjścia muszę zaakceptować. Swoją drogą to ja faktycznie dziwna jestem, albo normalna tylko, że introwertyczka po prostu...Przecież tacy ludzie tez mają prawo do życia, choć z niejakim trudem przychodzi im odnaleźć się w naszych czasach. Dziś już będzie dzień spokojniejszy...Odpocznę...
Niedziela - ranek powitał mnie słońcem przenikającym przez zasłony. Wstałam nawet chętnie. Krzysiek zrobił kawę, a ja utonęłam w wirtualnym świecie. Wczorajsze opowiadanie nawet sie spodobało. Podobnie jak ostatnia akwarela. Jednym słowem jest nieźle. Dziś może też coś podziałam tylko jeszcze nie wiem co. Cieszy mnie i pisanie i malowanie. I jedno i drugie pozwala mi się oderwać od realiów życia. Jednak to chyba pisanie bardziej porusza głębokie pokłady mojej wyobraźni. To ono pozwala przelać moje marzenia na papier. Znowu malowanie to dopieszczanie moich zmysłów. Powolne zapełnianie kartki barwnymi plamami, mieszanie kolorów, miękkie pociągnięcia pędzla tak mnie koją, tak wyciszają, że zapominam o całym świecie...Lubię czasem coś wydziergać, lubię zaprojektować i wykonać kolczyki, lubię ozdobić pudełko techniką decoupage, ale to chyba właśnie pisanie i malowanie zdobyły moje serce. To one zagoszczą w moim sercu na dłużej. To chyba im poświęce dalsze życie...
Miałam dziś nic nie robić, ale Krzysiek wyciągnął mnie do ogródka. Wyplewiłam sporo grządek. Później posiedziałam z godzinę na dworze ciesząc się słońcem. Później ugotowałam obiad - zupę z kalarepy. Zrobiłam też kompot z rabarbaru i wsadziłam schab do marynaty. Teraz już odpoczywam i wstawiam ostatnie opowiadanie na portale. Kusi mnie jeszcze malowanie. Swoją drogą raczej nie odpocznę, bo przed chwilą zaczął sie mecz. Krzysiek oczywiście patrzy, a ja się złoszczę, bo jazgotu na trybunach nie cierpię. Nic to muszę wytrwać...
Miłosne manewry
Przeraźliwy dzwonek telefonu wybił Annę z rytmu i przerwał jej potok myśli. Miała zamiar telefon zlekceważyć i pracować dalej, ale ten ktoś był diabelnie uparty. Plewiła prawie dwie godziny i rabatka pod domem już zaczynała wyglądać całkiem całkiem. Astry i marcinki wreszcie ujrzały światło dzienne i pokazały światu całe swoje piękno. Nie chciała teraz przerywać, nie miała czasu na pogawędki. Chciała wreszcie skończyć, bo po południu zapowiadali zmianę pogody.
- Kurczę nie przestanie dzwonić. Muszę odebrać - mruknęła pod nosem i podeszła do telefonu, zostawiając przy okazji ślady butów na podłodze.
- Halo kochanie masz czas. Musisz koniecznie wpaść do mnie na chwilę - usłyszała głos cioci Stasi.
- Nie zniosę odmowy. Mam niespodziankę dla ciebie - dodała ciocia.
- Dobrze przyjdę wieczorem - obiecała Anna.
- Nie wieczorem tylko teraz. Ogarnij się trochę i chodź - nalegała ciocia.
- No, ale teraz jestem zajęta - próbowała się bronić Anna.
- Czekam - ponagliła ciocia odkładając słuchawkę.
Anna kochała ciocię i sporo jej zawdzięczała. To ona wspierała ją po śmierci rodziców, to jej się Anna wypłakała, gdy rozpadło się jej małżeństwo. To ona była przy niej, gdy sprzedawała mieszkanie w mieście. Wreszcie to ciocia znalazła dla niej dom w sąsiedztwie i pomogła jej się urządzić. Od trzech lat odwiedzały się niemal codziennie i wzajemnie wspierały. Jednak ostatnio ciocia stała się trochę męcząca. Ubzdurała sobie mianowicie, że musi znaleźć Annie męża, skoro Anna sama nic w tym kierunku nie robi. ,,Życie na wsi jest ciężkie. Za ciężkie dla samotnej kobiety. Nie ma sensu byś się tak męczyła" mawiała.
No faktycznie lekko nie było. Trzeba było zadbać o dom i o obejście i o sad i o ogród. Do tego Anna miała stadko kur i kilka kóz. Marzyła o zakupie owiec wrzosówek. Jesienią i zimą trzeba było palić w piecach, rąbać drewno, nosić węgiel. Czasem wieczorem była wykończona, a praca zawodowa w agencji reklamowej też zabierała jej przecież trochę czasu.,,Przydałaby się druga para rąk. Łatwiej by było to wszystko ogarnąć" myślała czasem Anna.
Jak ciocia postanowiła tak też zrobiła. Wkrótce zaczęła jej przedstawiać młodych, samotnych mężczyzn. Kandydatów było kilku. Najlepiej zapamiętała dwóch ostatnich. Pierwszy grafik z Warszawy, marzący o przeprowadzeniu się na wieś był nawet interesujący. Nie przeszkadzały mu kury, ani kozy. Z przejęciem słuchał o hodowli owiec i ekologicznych warzywach. Po dwóch spotkaniach zaprosiła go do domu, upiekła ciasto. Dotarł pół godziny wcześniej i zastał ją w gumiakach i rozciągniętym dresie. Minę miał nietęgą, wszedł na podwórko i w tym momencie zza domu wyszła jej ulubiona koza Mela. Jeszcze dziś pamięta jego przerażone oczy i pisk opon pospisznie ruszającego samochodu. Więcej się nie odezwał. Następny był Ryszard syn właściciela pubu z pobliskiego miasteczka. Zaprosił ją do najdroższej restauracji w pobliskim dużym mieście. Zgodziła się choć nie cierpiała miasta, a snobistycznych lokali szczególnie. Przez godzinę opowiadał jej o wypożyczalni samochodów, którą otworzył dla niego ojciec. Nie odrywał przy tym wzroku od jej dekoltu. Tym razem uciekła ona.
- Oby tylko nie następny pretendent - mruknęła do siebie Anna, szorując dłonie.
Przyczesała włosy, zmieniła buty i wyszła na ulicę zamykając furtkę.
Do ciotki dotarła za chwilę. Na podwórku zastała stertę drewna i dwóch mężczyzn znoszących je do drewutni. Ciotka już na Annę czekała.
- Chodź szybko skarbie. Przedstawię ci kogoś. Opowiadałam mu o tobie. To młodszy brat naszego leśniczego. Będzie weterynarzem w gminie. Wasze biorytmy doskonale pasują do siebie. W życiu nie widziałam takiej zgodności - trajkotała ciocia z przejęciem.
- O tylko nie to - jęknęła Anna w duchu.
Na ucieczkę jednak nie było czasu, bo wyższy z mężczyzn ruszył w ich kierunku. Szeroki w barach, w kraciastej koszuli flanelowej i w jeansach prezentował się nieźle, a raczej bardzo dobrze. Anna zapatrzyła się w ciemne włosy spadające niesfornymi kosmykami na czoło i kształtne dłonie. A po chwili, zafascynowana utonęła w brązowych uśmiechniętych oczach.
- Jestem Marek. Mam nadzieję, że ode mnie nie uciekniesz - rzucił na powitanie.
Miałam dziś już odpoczywać i zwolnić. Tak było. Po południu spałam z dwie godziny, a później malowałam, a raczej uczyłam się malować wodę akwarelami. Wyszło trochę za sucho...Jestem zadowolona z kolorów, bo mieszanie ich wychodzi mi coraz lepiej...
Nadal piękna pogoda - słonecznie i ciepło. Jesień jest cudna tego roku. U mnie sumak i winobluszcz nabrały ciepłych barw. Cieszy mnie to. Cieszy mnie też ciepło, bo nie muszę palić w piecu i mogę spokojnie pracować w ogrodzie. Jeszcze to i owo powinnam zrobić, ale to dopiero w przyszłym tygodniu. Dziś już odpoczywam. Będę medytować i może malować. Potrzebuję wyciszenia, bo ostatnie dni przeżyłam w biegu. Nie lubię podkręconego tempa, ale czasem sama sobie takie narzucam i to nieraz bez potrzeby. Cóż taką mam naturę. Do końca tego tygodnia wszystko z ogrodu zbiorę i wykorzystam. W przyszłym tygodniu ogród ogarnę. Pozostanie jeszcze tylko skopanie, rozsypanie nawozu, posadzenie czosnku i drzewek owocowych i koniec na ten rok.
Dieta ok. Dziś dzień protal. Waga w normie. Dobrze jest...
Chwila po chwili i opowiadanie
Piękny dziś był dzień - słoneczny i ciepły. Nawet w piecu nie napaliłam. Krzysiek oczyścił miejsce pod jeżynę bezkolcową. Ja miałam plewić chwasty wieloletnie na grządkach, ale zabrałam się za pisanie. Powstało opowiadanie... Czytałam też na portalu pisarskim teksty napisane dla przyszłych pisarzy w formie kursu. Kurs jest o tym jak pisać, jak przygotowywać swoje teksty do wydawnictwa itp. Wiele się nauczyłam i na niektóre sprawy otworzyły mi się oczy. Plewić pójdę jutro. Pogoda też ma być ładna...
Od poniedziałku zaczynam z powrotem dietę. Tym razem mam zamiar zobaczyć ósemkę z przodu. Oby jak najprędzej...
2 godziny z życia Renaty
Za dwie godziny przyjdzie
Paweł. Pomyślała Renata, zamykając drzwi za ostatnią klientką. Tego dnia w jej
sklepiku z rękodziełem, jak nigdy, drzwi się prawie nie zamykały. Była
wykończona, zaczynała boleć ją głowa i od rana nic nie jadła. Nie zdążyła.
Z Pawłem spotykała się od czterech
miesięcy i coraz bardziej się angażowała. Poznali się na targach rękodzieła,
gdzie sprzedawała własnoręcznie wykonaną biżuterię. Szukał gustownego drobiazgu
dla siostry. Kupił drewniane kolczyki malowane w pawie pióra i wziął wizytówkę.
W sklepie zjawił się po kilku dniach. Wybrał komplet świeczników z motywem
afrykańskim ozdobionych w technice decoupage. Rozmawiali przez chwilę. Nawet
trochę dłużej niż chwilę, bo nawałnica nie pozwoliła mu opuścić sklepu.
Opowiedział jej o mamie malującej obrazy i o siostrze - uczennicy liceum
plastycznego. Od tego dnia zaczął czasem wpadać, aż Renata zdała sobie sprawę,
że jest z tych wizyt zadowolona, że ich wyczekuje. Po miesiącu przedstawił się
i zaprosił ją na kawę do pobliskiej kawiarenki. Nie odmówiła. Spędzili razem
dwie cudowne godziny, a później jeszcze dwie u niej w mieszkaniu. Rozmawiali,
śmiali się, aż zrobiło się późno i trzeba było powiedzieć sobie do widzenia.
Umówili się na następny dzień i od tego czasu spotykali regularnie, kilka razy
w tygodniu. Paweł czekał aż Renata zamknie sklepik i szli do niej. Ona z
radością przygotowywała coś do jedzenia, a później rozmawiali do późnego
wieczora, kochali się i cieszyli sobą. Poznawali się coraz lepiej. Z czasem
rozstania stały się coraz cięższe do zniesienia, a samotne noce nie przynosiły
odprężenia.
,,Dziś Paweł ma przyjść
później niż zwykle. Zapowiedział też, że mam dla mnie niespodziankę".
myślała Renata szczotkując gęste włosy w kolorze miodu.
Przed szóstą wpadła na
chwilę, jej przyjaciółka Wanda. Przyniosła bukiet świeżych kwiatów ze swojego
ogrodu i indyjski kadzidełka o zapachu wanilii.
- No i kiedy w końcu go
poznam? - rzuciła od drzwi.
- Nie wiem. Na razie nigdzie
nie wychodzimy i wystarczy nam własne towarzystwo - odpowiedziała Renata.
- Nigdzie? Coś ty. Może jest
żonaty i nie chce się z tobą pokazywać - dorzuciła Wanda.
- Nie chyba nie. Wypluj te słowa.
Z resztą przesiaduje u mnie całe popołudnia i wieczory, co by na to żona
powiedziała - przeraziła się Renata.
- Jak bym była na twoim
miejscu to bym go spytała wprost czy ma żonę. W końcu masz prawo to wiedzieć.
Możesz przecież wiązać z nim jakieś plany skoro tak wam dobrze razem. Powinien
to zrozumieć - dodała Wanda wychodząc.
- No nie wiem. Nie chcę go
naciskać, ale z drugiej strony nie chcę się spotykać z żonatym facetem. Nie
chcę być ta drugą. Nie chcę też budować swojego szczęścia na nieszczęściu innej
kobiety - mruknęła Renata. Jeszcze to przemyślę.
- Tylko nie myśl zbyt długo
skarbie i nie daj się oszukać. Czasem jesteś naiwna jak dziecko, a faceci
potrafią być wredni - naciskała Wanda.
- Oj wiem, wiem - skończyła
dyskusję Renata zamykając drzwi.
Paweł przyszedł tuż po
dziewiętnastej z bukietem róż i zagadkowym uśmiechem. Na powitanie dłużej
przytrzymał jej dłoń i wtulił twarz w jej włosy.
- Muszę ci coś powiedzieć -
zaczął. Tylko wysłuchaj mnie proszę, do końca i nie denerwuj się - szepnął.
Zaczął mówić, a Renata
słuchała bez słowa, jak zahipnotyzowana to blednąc to czerwieniąc się na
przemian.
- No więc tak. Jestem żonaty
- powiedział Paweł. Jeszcze. Z Ewą poznaliśmy się w liceum. Na ślub
zdecydowaliśmy się po kilku latach bycia razem. To była bardziej przyjaźń niż
miłość. Szybko zorientowaliśmy się, że popełniliśmy błąd. Zaczęły się awantury
i ciche dni. Z przyjaźni nic nie pozostało. Potem przyszła obojętność, zimna i
wroga. Po kilku latach oddaliliśmy się na tyle, że każde z nas zaczęło żyć
swoim życiem. Ewa rzuciła się na głęboką wodę i zaczęła romansować z kolegą, a
ja poświęciłem się pracy. Na szczęście dzieci nie mamy. O rozwodzie
rozmawialiśmy nie raz, ale jakoś tak nam schodziło i żadne z nas o niego nie
występowało. Do wczoraj. Efekt jest taki, że dziś złożyłem pozew o rozwód.
Poczekasz na mnie jeszcze trochę? - spytał, przyciągając ją do siebie.
- Chyba tak. O ile dziś nie
każesz mi spać samej i obiecasz mi, że nigdy więcej nie będziesz miał przede
mną tajemnic – wymruczała Renata już spokojna, tuląc twarz do jego ramienia.
- Nie będziesz spała sama.
Obiecuję. Od dziś się mnie już tak łatwo nie pozbędziesz – odpowiedział Paweł z
ciepłym uśmiechem.
Tekst jeszcze nie wygładzony. Wstawiany na gorąco...