Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zdrowie najważniejsze :) Postraszona wynikami badań i zdjęciami z wakacji :D wziełam się za siebie. Podobno wszystko zmienia się po 50-tce...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 174258
Komentarzy: 2775
Założony: 8 maja 2011
Ostatni wpis: 7 sierpnia 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
PANDZIZAURA

kobieta, 55 lat, Tam

183 cm, 75.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 września 2011 , Komentarze (3)

Ha mimo stresu waga w dół .

I tyle na razie uciekam do pracy :D

8 września 2011 , Komentarze (6)

Mało czasu na cokolwiek ,a w tym na ćwiczenia.

Wracam z pracy pół żywa(kiedy w końcu złapię rytm?)

Dom ogarniam tyle o ile i resztki czasu poświecam na przygotowanie obiadu na nastepny dzień.

Mąż patrzy na mnie wilkiem. Teraz gdy większość czasu spędza w domu , widzi jak rzadko ja tu jestem ,gdy kończą się wakacje.

Biorę dodatkowe zlecenia gdzie sie da.Pieniądze z odprawy przecież się skończą, a wizja jednej pensji nie jest optymistyczna.

Jak było do przewidzenia o nową pracę będzie bardzo trudno. Wszędzie recesja.

Pozytywne efekty bezrobocia, odkładane remonty w domu,dopieszczony ogród (oczko w głowie męża), częste rozmowy z dziećmi.

Mimo wszystko daleko mi do depresji  "Nic nie dzieje się bez przyczyny".I jeszcze jedna maksyma:

"Zawsze trzeba wiedzieć,kiedy kończy się jakiś etap w zyciu.Jeśli uparcie chcemy w nim trwać dłużej niz to konieczne,tracimy radość i sens tego, co przed nami".

Wierzę,że gdzieś jest lepsze miejsce i lepsza praca.Męczy mnie tylko stres, bo utrata pracy  odbija się na wszystkich domownikach,mimo,że wszyscy się staramy temu sprostać.


6 września 2011 , Komentarze (2)

W pracy od 9.00 do 18.15

Najpierw lekcje potem projekt,rada pedagogiczna i pierwsze spotkanie z rodzicami.Jedzenie miałam w pudełkach ,jadłam mało ale czesto,nie miałam czasu zastanowic się co by tu jeszcze wciągnąć  Kołomyja i zapierdziel to najłagodniejsze określeniaO 18.30 pognałam z językiem na brodzie na kijkowanie. Przyszła Ania z która nie widziałam się kilka miesięcy. Całą drogę trajlowałysmy o wszystkim i niczym czas zleciał nie wiadomo kiedy. O 20.25 zrobiłam zakupy.o 21.10 kolację. Cały dzień byłam dietkowo grzeczna  udało się choć pod nosem mam sklepik, a tam wiadomo same pokusy.

Taki zwariowany dzień,na wysokich obrotach ,a ja wiecie, nawet nie jestem zmęczona .

Poczytam Was jeszcze trochę i idę pogadać z królem puszczy. Mój mąż coś jakby złagodniał

5 września 2011 , Komentarze (4)

No i po słoneczku. Poranek obudził nas deszczem,ciśnienie spadło,zrobiło się nieprzyjemnie i błłłeee. W pracy duże tempo.Wracam do domu myślę, odreaguję ale nieeeee. Wystarczyła mała iskra i awantura gotowa.Po raz nie wiem który zareagowałam w sposób którego nienawidzę.Jadłam...jadłam ...buczałam sobie pod nosem i jadłam.Kompuls jak ja tego wrrrrrr.

Nie mam ochoty na rozmowę,która niczego nie prostuje,tylko jest pretekstem do dalszej wymiany ciosów, czuję sie skrzywdzona i zawiedziona.Poszłam na troche do lasu potruchtałam,poczłapałam , prawie mi przeszło. Dlaczego kiedy mam ochotę puścić w niepamięć to co jest takie przykre, druga strona nie odpuszcza.Teraz pewnie czekaja mnie ciche dni . Jest ciężko mąż wlaśnie stracił pracę, wiem że bardzo to przeżywa choć się nie przyznaje. Staram się uśmiecham do chłopców ,chociaż mam ochote ryczeć. Gówniany system po 15 latach pracy...cholera.

4 września 2011 , Komentarze (7)

Nie wiem jak u Was ale u mnie lata właściwie nie było, a że nigdzie nie wyjeżdzałam jestem wiarygodnym źródłem.

Ale ten weekend byl po prostu super. Słonecznie przez cały czas,prawie bez wiatru,temperatura 22-24 stopnie. Zaliczyłam nawet opalanie.

Pogoda nas rozpieszczała, nastroje wyśmienite,żadnych zgrzytów w rodzinie,cudnie .

Jeśli to ma być zapowiedź złotej polskiej jesieni to ja się zgadzam.

Tak jak myślałam ,słodka sobota przeciągnęła się do dzisiaj. Sama wciagnęłam paczkę delicji wyszło żę ok 600kcal .

Zgroza.Wstyd...Zawaliłam.

Żeby nie mieć takich  " kokosalnych"  wyrzutów wskoczyłam na rowerek. Dziewczyny !!!   Delicje dają niesamowitego kopa

Na zakończenie lata zaliczyłam dzisiaj 60 km bez żadnej przerwy.( kalkulator pokazał 1578,88 kcal) jechałam 2h 35'

Inna sprawa ,że mój osobisty serwisant ( mąż) cały czas dogląda mojego rumaka. Coś tam poprawia, zmienia ustawienia a to siodełka ,a to kierownicy ,smaruje, czyści. Dzieki temu mój rower "chodzi jak żyleta".

Trochę mi żal, że dni są coraz krótsze. Na takie wypady po prostu nie będę już miała czasu. Trzymam kciuki za panów którzy wykonują ścieżkę rowerową z mojej wioseczki do miejsca pracy. Zostało im naprawdę niewiele. Gdybym mogła dojeżdżać to w obie strony by było 16 km. Asfaltem się boję ,to bardzo uczęszczana droga ,mnóstwo ciężarówek, autobusy  A rano wiadomo wszystkim bardzo się śpieszy,rowerzysta to zawalidroga niestety.Dlatego unikam tego odcinka.

I żeby nie bylo tak poważnie na dobranoc: rowerkowy sukces okupiłam bólem siedzenia chyba będę musiała zweryfikować swoje poglądy co do spodenek rowerowych. Te wkładki pod pośladkami wydawały mi się tak mało kobiece hihihih, że nie chciałam za nic kupić  tych spodenek ale ... Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a moje siedzenie jest dzisiaj bardzo obolałe.


3 września 2011 , Komentarze (9)

To bylo jakieś 18 lat temu, kiedy wprowadziliśmy w domu zasadę "Słodkiej soboty".W  tygodniu nie kupowaliśmy słodyczy, za to w sobotę każdy mógł poprosić o to, co najbardziej lubiał. Na stole pojawiało się też domowej roboty ciasto i lody.Często słodyczowy dzień kończył się dopiero w niedzielę, kiedy znikały wszystkie smakołyki.

Uśmiecham się do tych wspomnień, gdy moje maluchy zastanawiały się o co poprosić.

Dzisiaj ja miałam słodką sobotę. Zjadłam paczusie sztuk 6,duży kawałek brzoskwiniowego placka i słodziutkie winogrona .

Nie wiem już gdzie to przeczytałam ale szło mniej więcej tak:

"w jeden dzień w tygodniu możesz jeść to na co masz ochotę (w rozsądnych ilościach)". 

I chyba będę sobie robiła jeden dzień rozpusty w tygodniu. Łatwiej mi będzie(mam nadzieję) przetrwać bez podjadania kiedy na końcu bedzie nagroda.Na moje dzieci to działało, powinno też na mnie.

W ramach częściowego odkupienia ,zaliczyłam dzisiaj 1h55' kijkowania . Zmachałam się okrutnie ale dzionek taki pogodny że nogi same niosły.

2 września 2011 , Komentarze (5)

motywacja:

http://www.biegaczka.com.pl/wordpress/2011/03/przebiegniesz-ze-mna-maraton/


2 września 2011 , Komentarze (6)

O tym ,że odchudzanie jest wielowymiarowe wiem po rozmiarach ubrań. Wiadomo chudniesz,rozmiar sie zmniejsza jest ok.Wciągasz jeanse nie używane od miesięcy lub lat. Z zaskoczeniem stwierdzasz ,że twoje biustonosze są ogromniaste.Nawet buty wydają się za luźne.

Dzisiaj w czasie jazdy na rowerku dokonałam wiekopomnego odkrycia.Od jakiegoś czasu miałam kłopoty z siodełkiem. 

Najpierw myslałam,że się zużyło i dlatego jest niewygodne.

Potem myslałam, że zmiana ustawienia kierownicy i wysokości siodełka jest winna dyskomfortowi który odczuwam.

NAGLE MNIE OLSNIŁO : mam chudy tyłek!!!

Jak byłam puszysta, warstwa tłuszczyku amortyzowała wszystkie nierówności i siodełko nie wpijało mi się w zadek.

Sprawdziłam pomiary w biodrach ubyło mi 14,5 cm.

Po tym fascynujacym odkryciu ,powierciłam się na moim siodełku i szczęśliwa mimo bólu zadka pojechałam dalej... Wykręcilam dzisiaj 35 km w czasie 1h35'.



1 września 2011 , Komentarze (7)

W pracy orka ale niczego innego się nie spodziewałam to norma we wrześniu.Jak zwykle jestem wkurzona bo ksiażki młodego w/g NOWEJ podstawy programowej są do kupienia tylko w ksiegarniach, nie ma z drugiej ręki do klas 3 gimnazjum (jego rocznik załapał się jako pierwszy).Jak ja lubię ministerstwo edukacji wrrrrrrrr.

Analizuję nowy plan lekcji , usiłuję coś sensownego wymyśleć i jakoś wpleść moje ćwiczenia ... kurde nie bedzie łatwo ale się nie poddam.Do końca października mam zorganizowane kijki ,pewnie na rowerze też dłużej się nie da( zreszta nie lubie marznąć).

Wracam do szkoły jogi , wprawdzie ćwiczę sama codziennie rano ale to nie to samo ,mistrz jest potrzebny.

Potem może jakiś fitness ,tylko muszę wybrac taki gdzie raczej się nie skacze (kręgoslup nie da rady).


Dzisiejsze menu:

-2x actimel chleb wielozbożowy, domowy dżem

-mango i 4 herbatniki

-ogromniasty tależ(właściwie micha) czerwonego gęstego barszczu

-2x chleb wielozbożowy + brie

-lody smietankowe Algida  0,25 pączka (ugryzłam od młodego)

- na kolację sałatka jarzynowa mojej mamusi

Rano była joga, zaraz lecam na kije .

Nic nowego.Brakuje mi wyzwania!!! Coś muszę sobie wykopać .

 

31 sierpnia 2011 , Skomentuj

Znalazłam czas na wpis chociaż to chora pora bo jest godzina 00.44.
Zaczyna się szkoła i wiadomo ,zespoły samokształceniowe, spotkania metodyczne i różne szkolenia. Nie powiem , nawet mam niezłego kopa i jakoś sprawnie przebrnęłam przez aktualizacje programów i temu podobnych Został mi jeszcze do poprawy program zajęć tanecznych, bo ten poprzedni trochę mi nie leży.
Po setce nawet śladu w mięśniach a to chyba dlatego,że za namową starych wyjadaczy nie zrobiłam przerwy w ćwiczonkach.
Wczesnym rankiem nadal joga, a po pracy kije albo rower.Dzisiaj przejechałam 30km w czasie 1h15'.
Na razie nie mam czasu na ćwiczenia siłowe , potrzebuje 2-3 tygodni żeby złapać nowy rytm i pogodzić pracę, domowe obowiązki i aktywność fizyczną.

Dietkowo prrraaaawie grzecznie,po rowerze pożarłam całkiem sporego batonika. Nie mam wyrzutów , dużo się ruszam i spalam i o to własnie chodzi...i o to chodzi...