Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zdrowie najważniejsze :) Postraszona wynikami badań i zdjęciami z wakacji :D wziełam się za siebie. Podobno wszystko zmienia się po 50-tce...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 174885
Komentarzy: 2775
Założony: 8 maja 2011
Ostatni wpis: 7 sierpnia 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
PANDZIZAURA

kobieta, 55 lat, Tam

183 cm, 75.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 lipca 2011 , Komentarze (2)

Nowy pomiar i znowu mnie trochę ubyło.

Przez ostatnie dni mocno nad sobą pracowałam. Dieta i dużo ćwiczeń -1kg i banan na buźce.

Musze jednak stwierdzic,że jest mi coraz trudniej, dieta opracowana przez pania dietetyk owszem jest skuteczna tylko,że często jestem głodna i mam ochotę tak zwyczajnie się napchać. Wczoraj w ramach zachciewajek kupiłam bub i pewnie zjadła bym cały kilogram gdyby mi mąż nie zabrał.

Cały czas muszę się kontrolować ,bo robię to bezwiednie . Podjadam nawet tego nie wiedząc. Jak to możliwe- zwyczajnie, prasuję obok stoją paluszki w pewnym momencie stwierdzam że coś jem !!! To jest jak nałóg, kupuję gumy do żucia ale to nie działa. Na marchewkę dawno straciłam ochotę, na jabłka też.

Kochane podrzućcie jakieś pomysły bo moje sa nieskuteczne.

7 lipca 2011 , Komentarze (2)

Wyciagnęłam płyty SHAPEA nie wiem jak sie to pisze ale mniejsza o szczegóły. Onegdaj z gazetkami zakupiłam kilka płytek. Przez kilka lat przeleżały ignorowane zupełnie na półce, aż nastało lato 2011 i otrzymały drugie życie 

Dzisiaj był zestaw kardio + biodra, uda i pośladki.Po pierwsze walka z cellulitem ,po drugie nie zawsze mam ochotę wychodzić z domu. W wakacje mam ten komfort,że gdy pan mąż wychodzi do pracy to chłopcy ciagle jeszcze śpią i mogę wyprawiać różne wariacje bo przed 11 i tak nie wstaną. No więc sobie poćwiczylam 60 minut .Wszystko w umiarkowanym tempie, unikałam podskoków (kręgosłup) i biegania w miejscu, a i tak mocno się spociłam

Kocham to dygotanie łydek na końcu bo wiem że dałam z siebie prawie wszystko.

Prawie ,bo WSZYSTKO rezerwuję sobie na tańce latyno,szał ciał ,kompletnie oszalała jestem na tym punkcie.

Byłam dzisiaj usuwać znamiona ,więc nie wiem jak to będzie z ćwiczeniami jutro. Zawsze jednak mogę uprawiać gimnastykę dywanową, brzusio skorzysta.

6 lipca 2011 , Komentarze (2)

Z rozmysłem ignorowałam telefon, w końcu jest wynalazek esemesy.

Popracowałam trochę na ogrodzie (to chyba też mogę zaliczyc do aktywności) sprzatałam w domu ,no i mnie naszło. Wybebeszyłam szafę i zaczęłam przymiarki. Chyba zawsze tak mam,że jak chudnę to wyciagam takie wiecie ulubione ,troche za małe ale za nic nie do oddania ciuszki. Odkryłam ,że częśc mogę nosić bez kompleksów np. krótkie spodenki bo nogi wygladają prawie dobrze.

No właśnie to prawie to ulubiony temat (obok odchudzania)wakacyjnych reklam czyli cellulit. Wprawdzie wcieram jakieś cuda. Masuję szorstka gąbką. Ćwiczę wypady i przysiady i jakieś tam jeszcze ,a ten uparciuch wciąż jest.

Zmalał ale nie na tyle,żebym wyzbyła się krytycyzmu.

O żesz  ty.... ja ci pokażę.

Pogalopowałam na siłownię. 20 minut wytrzasałam się na platformie, stojac, siedzac, leżąc, zgodnie z instrukcją. Następnie ćwiczyłam po 5 minut(bo dłuzej mi się nie chciało) na:

-narciarzu o wdzięcznej nazwie BACHA

-rowerku

-ergonometrze wioślarskim

-bieżni

-kroki dowolne aerobiku

I tak dwa razu w kółko bez przerwy. Na koniec jeszcze poddałam masażowi uda i pupę na jakimś dziwnym sprzęcie i mogłam wykręcac koszulkę.

Zmęczona jestem ale bardzo szczęśliwajutro mogę mieć zakwasy, dzisiaj jestem zwycięzcą.


5 lipca 2011 , Komentarze (2)

Zaległości nadrabiam krótkim wpisem.

.....kotki maja się dobrze.....

.....dzieci maja sie dobrze......

.....małżonek też nie narzeka......

Ja cię pitole ,jakby powiedziała Mariolka......wakacje w domu..... lodówka w zasięgu..... ciagle pełno ludzi.(koledzy młodego, koledzy starszego i moja rodzina i znajomi bardzo dawno nie widziani)....bo mieszkam w lesie, prawie nad jeziorem i mam wakacje, więc dużo wolnego 

Pierwszy słoneczny dzień , myślałam wylegnę na słoneczko, wyciągne się na kocyku..... buachachacha ....

.... ledwie skończyłam ćwiczenia 9.00 zadzwonił pierwszy telefon....od rana przez dom przewinęło się całe stado ludzi ostatni wyszli o 17.15

Lubię ludzi naprawdę, jestem gościnna naprawdę, tylko że dzień spędziłam pomiedzy kuchnią,grilem i ogrodem i mimo pomocy moich synciów jestem wykończona, aaaaaaa bo zapomniałam dodać. Żeby odreagować poleciałam wieczorem na kije 1,5 h i dobranoc padam.

3 lipca 2011 , Komentarze (3)

Wpadam tylko ,żeby odmeldować,że na kijach byłam .Tak jak zakładałam 120 minut energicznie maszerowałam. Z pomiarów trasy wyszło ,że zrobiłam w tym czasie 14km. Z pomiarów potu i dygotania łydek, tudzież całego ciała wyszło mi na to samo. Według kalkulatora spalilam ok 900kcal + ok 20% (ponieważ marsz z kijami spala wiecej energii). Wyszło ponad 1000kcal -jestem WIELKA nie tylko wzrostem i rozmiarem 

3 lipca 2011 , Komentarze (3)

Miałyscie rację kochane. Faktycznie dzisiaj jest zdecydowanie lepiej.

Wczoraj wieczorem dosyć dynamicznie z powodu  opadu, pokonałam 7km. Miałam, naprawdę miałam mocne postanowienie nie tykac już kolacji........no nie udało się.Późnym wieczorem ogladalismy walkę Kliczki , ręka jakoś tak sama siegała a to po wafelka, a to po czereśnie .Normalnie jestem uzależniona od jedzenia. 

CZY  ISTNIEJE  KLUB  JEDZENIOCHOLICZEK ?

Rano waga pokazała+ 0.8kg wprawdzie wiem ,że to nie tłuszcz ale i tak jestem troche na siebie zła. Na obiad zjadłam tylko zupę, a ponieważ nie pada za jakąś godzinę wybieram się na kijkowanie w planach 2h maszerowania. Myślę ,że jak to napiszę, to się nie bedę wykręcać, głupio by było

Pozdrowienia dla wszystkich .


2 lipca 2011 , Komentarze (4)

Ciśnienie spadło tak nisko,że tłucze sie gdzieś w okolicy podłogowej depresji. Nie wiem niestety skąd mi się wzięło takie porównanie. Czuje się po prostu rozplaszczona, rozdeptana jak stary kapeć.

Najbezpieczniejsza pozycja w tej chwili , to pozycja horyzontalna, na kanapie pod kocykiem .Od 14.00 właściwie zmieniam ją tylko na chwilę na siusiu i papu, z przewagą tego drugiego(wrrrrrrr). 

Przy moim niskim ciśnieniu,90/60 ta pogoda mnie wykańcza. Domownicy obchodza mnie szerokim łukiem bo warczę i gryzę.

Ciagle pada,ciągle pada, ciagle........

Kawa nie pomogła. Krówki też nie.Kurde idę po sztormiak może jak się trochę przejdę to będzie lepiej na razie porażka.

W starciu LODÓWKA kontra JA poległam

2 lipca 2011 , Komentarze (3)

Ale się rozciapało, siąpi , i siąpi brrrrrrr. Wstałam, zmusiłam się do jogi i jakoś nawet fajnie było.Zrobiłam chłopakom jajówę, zjadłam swoje muesli i znowu zapadłam w letarg. Czeka na mnie spora sterta prasowaniaspecjalnie odłożyłam to na sobotę,włączam TV , oglądam babskie programy i samo się jakoś prasuje.Teraz jednak muszę zweryfikować planowanie-nie chce mi się i już!!! Bunt na pokładzie.Chyba pojadę na zakupy bo stan takiego marudzenia dziwnie mnie nastraja. Zaczynam niebezpiecznie blisko, lewitowac koło lodówki.

Tło wrzuciłam na niebiesko bo ponoć ten kolor uspokaja apetyt .Idę poszukać czegoś niebieskiego na grzbiet.

1 lipca 2011 , Komentarze (2)

Do wagi wyznaczonej przez panią dietetyk brakło mi tylko 0.2 kg. miało być 78,0 bo to ta faza odchudzania kiedy powinnam gubić 1kg tygodniowo.

Czyli, do przyszłego piątku ma być 77.0. Kochane tak dawno nie widziałam 7 z przodu, że wcale mnie nie rusza ta minimalna nadwyżka.

Wiadomo małe grzeszki nie znikają ale za to ile dają radochy, przynajmniej w chwili grzeszenia, bo później to różnie

No ja święta bynajmniej nie jestem a krówki i paczusie mniam......

Zaczynam więc więcej się ruszać. Młodzież jeszcze w domu ,starszy ma prikaz wyciagania mamy wieczorem do lasu, bo sama mam malutki problemik z motywacją. Ćwiczenia dywanowe ok teraz potrzebne jeszcze aeroby.

Mam jeszcze jeden ważny powód w 2008 roku wzięłam z synem udział w marszu pieszym Gryfa Pomorskiego  100 KILOMETRÓW W CIĄGU DOBY i ukonczyłam go z czasem 23 godziny 15 minut. Zaraziłam swoim hoplem kilka osób i rok później przeszłysmy 75km. W 2010 dziewczyny poszły same ja niestety nie dała bym rady rechabilitowałam kręgosłup. Setkę zaliczyłam tylko ja i to nie dlatego,że jestem takim świetnym piechurem tylko,że się wtedy strasznie zawzięłam. Potrzebowalam jakiegoś potwierdzenia,że jesli dam radę tej setce to poradzę sobie z życiowymi kłopotami.Doszłam, właściwie to doczołgałam się. Ostatnie 25km było straszne, odciski na całej powierzchni stóp(skarpety we krwi) ,nogi miałam tak spuchnięte, że na rozpoczęcie roku dzień póżniej poszłam w klapkach.

Byłam wycieńczona, wrak po prostu ale......strasznie dumna

Przed tamtym startem tygodniowo zaliczałam40-50km i teraz chcę wrócic do tego rytmu. Od przyszlego tygodnia kijkowanie z grupą dwa razy w tygodniu , a w pozostałe dni z synciem. Pierwszą próbę startową mamy 10 lipca w planach 50km w ciagu dnia. Trzeba się mocno sprężać dziewczyny potrzebują przykładu bo motywacje już mają bardzo wysoką(ja jeszcze średnią).

Chcę ukonczyć jeszcze raz ten pieruński dystans, chcę przeciągnąć dziewczyny przez te drogę męki

Dlaczego???Właśnie dlatego,że wiele osób mówi ,że to nie dla zwykłych babeczek, że to zarezerwowane dla sportowców. WŁASNIE DLATEGO!!!

30 czerwca 2011 , Komentarze (3)

Podobno  jestem na urlopie :) hahaha, dopiero teraz mam czas zeby coś naskrobać.Pobudka 7.00 i obowiązkowe zajęcia z kotkami. Potem 1,5h przy analizie przypadku, o 9.15 dzwoni koleżanka,  że czeka bo byłyśmy umówione na 9.00      yyyyyyyyyyy o śniadaniu zapomnij . Prysznic, łyk wody, coś na grzbiet i poleciałam. W międzyczasie dzwoni pani Krysia że kregosłup ją męczy i prosi o masaż ( aaa kiedyś się nauczyłam i masuję znajomych). O 13.00 skończyłam i poleciałam do mamusi, jedzie na kilka dni nad morze . Nareszcie bo mimo zasłużonej emerytury mama jest tytanem pracy, wstaje o 4.30, kładzie się o 23.00. Ciagle pracuje, prowadzi dom , ma piękny ogród i psa jorka, który jest najbardziej zadbanym przedstawicielem swojej rasy jakiego znam.Wracajac do sedna zrobiłam mamusi pedicure i polecialam dalej , tym razem na zakupy. Biegiem do domu, bo powiedziałam rodzince że obiad będzie na 15.30. W międzyczasie pomiziałam kotki,posprzatałam kuchnię i podałam obiad z małym poślizgiem  Pognaliśmy z młodym do chirurga na umówiony zabieg, coś mnie podkusiło i do torebki wrzuciłam przybornik do paznokci i dobrze, Pan doktor też miał poślizg i to godzinny więc z czystym sumieniem zajęłam się moimi paluszkami.I to był jedyny urlopowy akcent dzisiejszego dnia. JEST jednak pozytyw całej sprawy, wczorajszy zaplanowany post oczyszczajacy przedłużył się dzisiaj do obiadu. Waga znowu mnie kocha i nie boję się jutrzejszego ważenia.