Jestem chora, zresztą mąż i dzieci też. To nie koronawirus, bo objawy się nie zgadzają, ale i tak paskudztwo jest wredne, bo błyskiem się od siebie pozarażaliśmy i w sumie długo nas trzyma - męża to juz od ponad tygodnia. Pierwsza konsultacja telefoniczna z lekarzem była w zeszłym tygodniu, jutro kolejna, mam nadzieję że nie trzeba będzie jechać do przychodni. I mam nadzieję że dadzą mężowi zwolnienie na opiekieke nad dziećmi, bo ja się bardzo słabo czuję i ciężko mi się nimi zajmować. Niby mąż pracuje z domu do końca marca, no ale wiadomo że praca z domu to nie to samo co wolne.
Jeszcze do wczoraj liczyłam kcal, ale w tym momencie nie mam na to już siły. Waga skacze w górę i w dół, ale to infekcja na mnie tak działa. Tak w ogóle to chyba słaby moment na odchudzanie, trzeba organizm doprowadzić do porządku, wzmocnić się max, żeby coś gorszego się nie przyplątało.
Także plan na najbliższe dni: jem 4 posiłki dziennie, bez przekąsek, żadnego jedzenia po kolacji, żadnych słodkich napojów.
PS jestem bardzo zadowolona z tego jak zorganizowaliśmy zapasy na ten ciężki czas. Wszytsko tak rozplanowane, że nic nie powinno się popsuć, posiłki mamy dobrze zbilansowane, dużo opcji, nie ma nudy. Nie doceniłam tylko ilości potrzebnych chusteczek, ale też nie przewidywałam że cała rodzina się rozchoruje. I mamy za mały zapas parmezanu 😉
A i żadnych gór papieru toaletowego, nie wiem o co z tym ludziom chodzi 😉