Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Trudno schudnąć, a jeszcze trudniej utrzymać wagę. Codziennie uczę się jak jeść zdrowo, nie ulegać pokusom, nie objadać się na zapas i... być szczęśliwa. Od niedawna też piszę blog, który ma być dla mnie motywacją. Chętnych zapraszam do współtworzenia :-) www.zdrowemotywac
je.pl

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 43962
Komentarzy: 653
Założony: 21 lipca 2011
Ostatni wpis: 14 lutego 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
CzarnuszkaHania

kobieta, 40 lat, Gdańsk

163 cm, 65.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

14 lutego 2016 , Komentarze (7)

Nie wiem gdzie się podział mój zapał sprzed 3 lat. Ależ mi się wtedy chciało! Miałam pełno energii i z łatwością wytrzymywałam w postanowieniach. A teraz? Podsumowumąc ostatnie tygodnie powiem - jakoś daję radę... Bez zapału i radości. Zupełnie mi się odechciało. Mam cel, więc trzymam się wyznaczonej drogi, ale trochę jak za karę... 

Z rzeczy przyjemniejszych, nieźle idzie mi z francuskiem. Uczę się codzienie, zazwyczaj nie mniej niż 30 min i ciągle daje mi to dużo radości. Jestem w połowie kursu dla początkujących SuperMemo i mam nadzieję, że jak go ukończę (pewnie za 2-3 miesiące), to będę w stanie sklecić kilka przyzwoitych zdań. Oglądam też filmy francuskie, słucham sporo muzyki i... piję wino :p Tak, to ostatnie raczej nie pomaga...

Żeby podnieść się na duchu i poprawić samoocenę, zaczęłam zapisywać sobie autopochwały. Może brzmi to głupio, ale mam problem z mówieniem, a nawet myśleniem o swoich sukcesach. Zawsze wszystko podważam i neguję. Teraz zapisuję sobie codziennie 3 rzeczy, które uważam za sukces, z których mogę być dumna oraz cechy, które uważam za zalety. Trochę pomaga - wyrabia nawyk myślenia o sobie dobrze.

Dziś skupiłam się na sprawach zawodowych i chciałabym się publicznie pochwalić moim małym sukcesem. Otóż w zeszłym roku założyłam działalność i zajęłam się rękodziełem. Bałam się bardzo i tak właściwie nie wierzyłam, że może mi się udać. A jednak działam i idzie mi całkiem nieźle. Żeby nie być gołosłowną, podsyłam link do mojego sklepu. 

My Piece of Wood

A tu przykładowa praca :)

Mam nadzieję, że wkrótce znów coś tu skrobnę. Pa!

21 stycznia 2016 , Komentarze (3)

Ile tych powrotów już za mną? Mam nadzieję, że ten będzie na dłużej. Zapuściłam się mocno w ciągu ostatniego roku i bardzo trudno mi było wrócić. No ale jestem i od początku roku nieźle mi idzie. Przytyłam 10 kg, z czego już 2 za mną, ale 8 do zgubienia. Dieta? Tak, taka moja, ta co poprzednio. Jedyne co zmieniłam to ilość posiłków. Już nie 5, a 3. Całe życie jadłam 5 razy dziennie i nic dobrego z tego nie wynikało - ciągle myślałam o jedzeniu. Teraz jem 3 większe porcje, nie jestem głodna, nie myślę ciągle o tym czy już i co zjeść, przez co mam więcej czasu.

Trochę też ćwiczę, chociaż nie tak jak wcześniej. Na razie zaprzyjaźniam się z Shaunem T, ale w wersji light. Dość regularnie robię sobie T25. Może za jakiś czas dojrzeję do Insanity? Na dzień dzisiejszy, to by mnie zabiło :P Z resztą myśl o P90X, które zrobiłam w całości, też powoduje u mnie zadyszkę. Zmarnowałam kondycję, na którą tak ciężko pracowałam... :/


W zeszłym roku razem z ciałem zapuściłam moją psychę. Teraz odrabiam straty. Zdrowe jedzenie świetnie wpływa na poziom zadowolenia z życia i ilość energii. Uczę się mieć więcej czasu dla siebie, cieszyć się chwilą i w ogóle CZUĆ! Do tej pory żyłam w takim pędzie, że ciągle myślami byłam w przyszłości. Teraz jestem tu i teraz i jest lepiej. Odganiam demony.

Zaczęłam uczyć się francuskiego, samodzielnie w domu, tak dla siebie. Ćwiczę codziennie, krótkimi seriami i na razie mam przy tym wielką frajdę. Zauważyłam, że bardziej służą mi codziennie, ale krótkie ćwiczenia, niż godzinne 2 razy w tyg. Do tego mam fajną, motywującą aplikację. Na razie robię poziom podstawowy. Mam nadzieję, że wystarczy mi zapału, żeby przejść na wyższy poziom :)

Do usłyszenia!

21 stycznia 2016 , Komentarze (2)

Ile tych powrotów już za mną? Mam nadzieję, że ten będzie na dłużej. Zapuściłam się mocno w ciągu ostatniego roku i bardzo trudno mi było wrócić. No ale jestem i od początku roku nieźle mi idzie. Przytyłam 10 kg, z czego już 2 za mną, ale 8 do zgubienia. Dieta? Tak, taka moja, ta co poprzednio. Jedyne co zmieniłam to ilość posiłków. Już nie 5, a 3. Całe życie jadłam 5 razy dziennie i nic dobrego z tego nie wynikało - ciągle myślałam o jedzeniu. Teraz jem 3 większe porcje, nie jestem głodna, nie myślę ciągle o tym czy już i co zjeść, przez co mam więcej czasu.

Trochę też ćwiczę, chociaż nie tak jak wcześniej. Na razie zaprzyjaźniam się z Shaunem T, ale w wersji light. Dość regularnie robię sobie T25. Może za jakiś czas dojrzeję do Insanity? Na dzień dzisiejszy, to by mnie zabiło :P Z resztą myśl o P90X, które zrobiłam w całości, też powoduje u mnie zadyszkę. Zmarnowałam kondycję, na którą tak ciężko pracowałam... :/

W zeszłym roku razem z ciałem zapuściłam moją psychę. Teraz odrabiam straty. Zdrowe jedzenie świetnie wpływa na poziom zadowolenia z życia i ilość energii. Uczę się mieć więcej czasu dla siebie, cieszyć się chwilą i w ogóle CZUĆ! Do tej pory żyłam w takim pędzie, że ciągle myślami byłam w przyszłości. Teraz jestem tu i teraz i jest lepiej. Odganiam demony.

Zaczęłam uczyć się francuskiego, samodzielnie w domu, tak dla siebie. Ćwiczę codziennie, krótkimi seriami i na razie mam przy tym wielką frajdę. Zauważyłam, że bardziej służą mi codziennie, ale krótkie ćwiczenia, niż godzinne 2 razy w tyg. Do tego mam fajną, motywującą aplikację. Na razie robię poziom podstawowy. Mam nadzieję, że wystarczy mi zapału, żeby przejść na wyższy poziom :)

Do usłyszenia!

4 maja 2015 , Komentarze (2)

Równowaga odzyskana. Powoli wprowadzam do diety nowe produkty. W tym tygodniu są to moje ulubione strączki. Waga powoli spada. Teraz jest 64,6 kg, czyli tyle co 8 lat temu. Jest to waga do zaakceptowania, ale nie jest to waga z marzeń. 2 lata temu miałam 61 kg, w tym duuużo mięśni. Teraz mięśnie zamieniły się na tłuszczyk, ale i nad tym popracuję :)

Dobranoc!

27 kwietnia 2015 , Komentarze (3)

Moja waga po długiej przerwie kilka tygodni temu pokazała przerażający wynik 72 kg. Nigdy w życiu tyle nie miałam... Przed świętami trochę schudłam, a później lekka stabilizacja. Dziś właśnie mijają 2 tygodnie na diecie Ewy Dąbrowskiej. Poranny wynik to 65,6 kg. Ufff, od razu to lepiej wygląda, a ja czuję się znakomicie. Nie żebym na samych warzywach tryskała energią. Po prostu czuję się mocniejsza, dzięki temu że wytrwałam. Postanowiłam ograniczyć się do jedzenia warzyw i owoców według Dąbrowskiej przez 2 tygodnie i udało mi się. Od dziś lekko ją urozmaicam, ale nie porzucam :) Stopniowo w każdym kolejnym tygodniu będę dodawała jedną grupę pokarmową. Tym sposobem nie będzie nudy, a ciągle będzie dietetycznie.

Dzięki tym dwóm tygodniom uświadomiłam sobie, że jeśli chcę, to mogę. W związku z czym mówienie "chcę schudnąć, ale nie mogę", to kłamstwo. Ewentualnie można powiedzieć "chciałabym być szczupła, ale nie mogę, bo nie chcę zrezygnować z jedzenia" :)

Tak więc, chwilowo mam sporą motywacją i mam nadzieję, że utrzyma się ona jak najdłużej.

Miłego dnia!

23 stycznia 2015 , Komentarze (2)

Środowe ważenie zaliczone. Jak to zwykle na początku bywa - jest sukces. Wynik ujemny: - 1,4 kg. Jem mniej, ale się nie głodzę. Widać rozpędzonej machinie niewiele potrzeba, by zrzucić kilka kilogramów. 

Jeszcze rok temu martwiłabym się taką wagą ( w końcu 2 lata temu właśnie z taką wagą startowałam...). Teraz jednak chcę się skupić na tym co mi wychodzi, a nie na tym co straciłam. Mam skłonności do takiego właśnie rozkminiania, jednak z tym roku postanowiłam nad tym popracować i na razie jest dobrze :)

Miłego dnia!

19 stycznia 2015 , Komentarze (3)

Trochę to trwało, ale w końcu jestem. Nie żebym się jakoś szczególnie cieszyła z powodu dla którego znów tu jestem... :P

Cieszę się, bo w końcu znów jem przyzwoicie. Waga pokazała mi wynik jakiego jeszcze w życiu nie widziałam, więc nie mam wyjścia.

Trzymajcie kciuki!

6 marca 2013 , Komentarze (12)

Trochę ostatnio zawaliłam sprawę. Kilka dni grzeszenia wpadło i źle mi z tym...

Za to ćwiczę niezwykle regularnie. Aż sama nie mogę przestać się dziwić, że mi się chce. I R. też się dziwi. Żeby jeszcze z tego efekty jakieś były :)
Najważniejsze jednak, że na zdrowie mi to wyjdzie.

Z powodu braku zapału i efektów chwilowo zawieszam idealne pilnowanie tego co wpada do mojej paszczy. Dalej jest zdrowo, ale od zdrowego jedzenia się nie chudnie. Może za jakiś czas jak poczuję moc to wrócę. Na razie stawiam na stabilizację. To chyba najlepszy pomysł jaki mi w tej sytuacji przychodzi do głowy.

Pewnie pisać będę mniej, ale czytam co u Was :)

Pozdrówki!

25 lutego 2013 , Komentarze (9)

Waga bez zmian. Ciekawe czy w tym miesiącu coś spadnie... Ćwiczę, jem ładnie, sprzątam. Tak, to ostatnie szczególnie wypełnia mi dni.

Zaczęło się od mola, który fruwał sobie w przedpokoju. Postanowiliśmy wytoczyć walkę robaczkom i tak to się zaczęło. Od czwartku wywaliłam wszystko z szaf w sypialni, wymyłam półki, odkurzyłam, rzeczy piorę i prasuję, prasuję i piorę. Żal tylko, że wszystko było niedawno prasowane, a ja znów to wrzucam do pralki, ale chyba innego sposobu niema.

Poza tym strasznie brakuje mi słońca. W ostatnim miesiącu prawie się nie pojawiało...

Zabieram się dalej za prasowanie, ech.

20 lutego 2013 , Komentarze (8)

Za mną słaby pod względem dietetycznym weekend. I odpoczynkowym też...
W sobotę wieczorem zaliczyliśmy urodziny u koleżanki, gdzie pozwoliłam sobie na nieco więcej niż bym chciała. Wróciliśmy późno.

A w niedzielę ruszyliśmy do Poznania. Nie umiem jeszcze planować jedzenia na podróż. No i na miejscu też nie było lepiej. Wpadło trochę niewegańskich produktów, ale nawet nie chciało mi się kombinować, żeby było "po mojemu". W poniedziałek miałam spędzić fajny dzień w Poznaniu, niestety w sobotę wieczorem R. czymś się zatruł i całą noc spędził wymiotując. Musiałam więc czuwać... Następnego dnia, niewyspana (do tego dodać niewyspanie po urodzinach), ani nie miałam sił na planowanie, ani zwiedzanie... Z resztą mieliśmy wyjechać po 15, a z tego wszystkiego wyruszyliśmy przed południem. Tak więc cała wycieczka to podróż w dwie strony i niezdrowe jedzenie :(

Wczoraj już było ok, i dziś też. Ćwiczenia jak zwykle, ale co z tego...R. siedział w domu, a ja ćwiczyłam w drugim pokoju. Miałam akurat Plyometric, czyli trening podskoków. Godzina ćwiczeń i masa potu. R. co chwilę pytał czy żyję, a na koniec po raz kolejny zapytał jak to jest możliwe, że tak ćwiczyć a waga ani drgnie...

No cóż. Chyba za Waszą radą udam się do dietetyka i trenera w jednym, żeby ocenił mój plan. Tylko, żeby nie kazał mi mięsa jeść...

Postanowiłam też zrezygnować z ostatniego posiłki, nawet jeśli miałoby to być jabłko.

Energio przybywaj!