Pytanie do osób intensywnie trenujących.
Zacznę od pytania z tytułu:
O ile waga może wzrosnąć lub jak długo nie spadać przy codziennych ćwiczeniach, na przemian aero i siłowych?
Trochę już mnie to męczy. Nawet R. się dziwi widząc, że tak się staram, a waga nic. Wiem, że waga nie jest najważniejsza, ale żeby aż tak się uparła???
Od początku tygodnia codziennie pokazuje wzrost o 0,2 a nawet 0,3 kg. Jak tak dalej pójdzie, to bilans drugiego miesiąca ćwiczeń wyjdzie dodatni. A nie jestem przed okresem.
Staram się myśleć pozytywnie, jednak dzisiejszy odczyt mocno mi podciął skrzydła. A jeszcze wczoraj dla automotywacji dodałam pozytywny wpis na blogu. Damn!
Poza normalnymi ćwiczeniami byliśmy na saunie, więc powinnam się wypocić. Rano Mięsożerca po ważeniu z dumą oznajmił wielki sukces. Ja w tym czasie pozbyłam się dodatkowego obciążenia, co R. skomentował: "Ooo, to na pewno będzie dobry wynik". I co? Dupa - czerwona lampka.
Patrzę w lustro i jestem zadowolona, ale co z tego jak wszelkie inne pomiary mówią, że dobrze nie jest:
- waga pokazuje tendencję wzrostową, a już na pewno nie chce spadać
- zmierzyłam się, jak ktoś radził i też nic z tego. Co prawda ostatni pomiar wykonałam przed świętami, ale wtedy też rewelacji nie było, więc liczyłam na poprawę. A okazuje się, że w niektórych miejscach to nawet więcej jest... Błąd pomiaru? Taaa...
- po ciuchach też różnicy nie widzę. Wręcz mam wrażenie, że spodnie w udach (które są moją zmorą) są ciaśniejsze.
Do tego klienci mnie olewają. Lala nie przyszła na masaż, marnując mój czas. Przyszła za to dziś, zdziwiona że mnie nie ma w domu i z pretensjami dlaczego jej nie przypomniałam. Co za ludzie...
Wczorajsze menu:
- sałatka: roszponka, gruszka, dressing z 2 daktyli, 2 łyżeczek sezamu i soku z cytryny, kilka rodzynek
- owsianka z bananem
- kapusta duszona z sosem sojowym
- kawa z mlekiem sojowym
- szpinak świeży z oliwkami i 1/4 awokado + zupa z buraków z brązowym ryżem i fasolą
- 1/2 jabłka, mandarynka
Dzień 38
Dzięki za podbudowanie komentarzami do zdjęć. Jakoś więcej energii mam teraz do ćwiczeń :)
W tym tygodniu zaliczone:
- triceps i brzuszki (1h i 20 min)
- podskoki i inne wygibasy (1h)
- rozciąganie (1h)
- biceps i brzuszki (1h i 20 min)
Dzisiejsze menu jakieś takie niezaplanowane do końca:
- jabłko i garść winogron
- miksowana owsianka z bananem i jagodami goji
... i nie wiem co dalej,
bo idę dziś do fryzjera.
Znów na krótko, ale tym razem zdecydowałam się również na farbę. Ciekawe co z tego wyjdzie. Pewnie jak zwykle wrócę niezadowolona :)
Pozdrawiam!
Etap I za mną - fotopodsumowanie.
Miesiąc ćwiczeń za mną. Od zeszłego tygodnia
spadek o 0,7 kg. Biorąc pod uwagę, że w zeszłym tygodniu nic nie spadło, to średnio raczej słabo... Najważniejsze jednak że w dół.
W tym tygodniu nadrobię zaległości :)
Wczorajszy dzień niestety do idealnych nie należał. Pozwoliłam sobie na zbyt wiele. Spotkałam się z blogującymi dziewczynami z Trójmiasta w Browarze Piwna, od którego dostałyśmy zaproszenie na pokaz i degustację piwa. Piwa bardzo lubię, więc nie mogłam nie skorzystać. Wpadło więc kilka małych piw, do tego ziemniaczane coś z sosem. Niby nie dużo ale... No właśnie i tu się zaczęło. Jak już pozwoliłam sobie na jedno to przyszła ochota na drugie. I poszłam z R. na ciasto gryczane i kawę... A na wieczór zjadłam jeszcze trochę beztłuszczowego popcornu.Może to właśnie był
toksyczny głód, o którym ostatnio pisałam we wpisie
Dlaczego tyle jem, czyli toksyczny głód i błędne koło. Tak czy inaczej już dziś na właściwych torach :)
Długo zastanawiałam się czy wrzucić zdjęcia, bo jakoś nie lubię pokazywać ciała publicznie, jednak podzielę się. Co mi tam :)
Efektów spektakularnych nie ma, ale przecież to dopiero miesiąc ćwiczeń. R. mówi, że
muffin (czyli to coś co wylewa się ze spodni), zdecydowanie mniejszy. I że nogi jakby ciut lepsze... Po nogach różnicy nie widzę, ale brzuch może rzeczywiście?
Oczywiście zdjęcia po lewej są "przed", a po prawej "po", gdyby ktoś się nie zorientował... :)
Pozdrówki!
Dzień 32 i brak energii.
Jak ja nie lubię marudzić! No ale niestety waga ciągle na mnie pogniewana. Tylko nie wiem o co...
Znów pokazała lekki wzrost. Jeśli podczas niedzielnego ważenia nie będzie spadku, zmienię jednak strategię i obetnę nieco z kaloryczności. Zmniejszę na 1200 kcal.
Na dietach warzywnych waga tak szybciutko spadała w dół, a teraz nie chce. Niby rozum wie, że to nie waga się liczy, ale efekt wizualny, ale ja widzę siebie w lustrze codziennie, więc efektu nie dostrzegam. W dodatku spodnie w udach jakby pociaśniały... Ech.
Z tego wszystkiego po lekkim śniadaniu zeżarłam jeszcze banana i garść nieplanowanych migdałów. Na szczęście w porę się opanowałam i poszłam ćwiczyć. Dziś tylko rozciąganie było w planie - i dobrze, bo na inne nie mam siły i ochoty. Nawet R. widzi, że lekko z sił opadłam.
Z resztą kto by nie opadł. Ćwiczę codziennie, pot się leje, wczoraj do tego łyżwy, a przedwczoraj sauna, a dziś idę masować. Ruszam się przecież...
Byle do niedzieli.
I jeszcze ten cholerny tłusty czwartek. I zjem tego cholernego pączka!
No dobra, prawie...
Postanowiłam upiec sobie a`la pączki z mąki razowej, bez tłuszczu, lekko słodkie. Właściwie a`la pączka, sztuk - 1. Tak będzie najbezpieczniej.
Idę poczytać Fuhrmana. Może mnie nieco podbuduje.
No to do poniedziałku, bo wcześniej pisać nie zamierzam.
Dzień 30 i lekkie rozczarowanie...
Dziś dzień ważenia i niestety nie ma się z czego cieszyć. Waga pokazała wzrost o 0,2 kg mimo że jem zgodnie z planem. :(
Może więc plan mam zły?
A może to te ćwiczenia tak mnie rozbudowują...?
W niedzielę zrobimy zdjęcia porównawcze. Minie wtedy dokładnie miesiąc od kiedy ćwiczę. Mam nadzieję, że foty pokażą choć minimalną poprawę...
Ćwiczę codziennie min, 1h, a często 1,5 h. Na zmianę ćwiczenia skoczne z siłowymi, do tego rozciąganie. Tak przez 6 dni, a w niedzielę 1 h rozciągania, dla regeneracji.
Nie jem słodyczy, nie dosładzam (ewentualnie łyżeczka syropu klonowego raz na kilka dni...), chleb 2-3 razy w tygodniu, w n niewielkich ilościach, dużo warzyw, owoce, ech...
Podliczyłam sobie z ciekawości kalorie, dla spokoju sumienia i wychodzi na to że zjadam od 1200 do 1500 kcal. Może to nie jest mało, ale w połączeniu z ćwiczeniami liczyłam na spadek 0,5 kg na tydzień.
No nic, może za tydzień będzie lepiej? Bo i tak będę się trzymać planu.
Obiecałam sobie ćwiczyć przez 90 dni codziennie i tak będzie!
A moje jedzonko bardzo mi odpowiada, więc tego też nie zmienię.
Jeśli za tydzień też spadku nie będzie, to pomyślę o zmniejszeniu kaloryczności...
Dzisiejsze menu:
- duży banan
- 2 kromki domowego chleba z hummusem z kawałkiem awokado i szpinakiem, 1/2 czerwonej papryki
- kakao z mlekiem sojowym, łyżeczka syropu klonowego
- może kawa z mlekiem? (zobaczę czy będę miała ochotę)
- cieciorka duszona w pieczarkach ze szpinakiem, kasza gryczana, surówka z czerwonej kapusty
- warzywa pokrojone w słupki maczane w hummusie
- jabłko
Pozdrówki!
A, i w końcu aktualizuję pasek, bo mnie wkurza zamiast motywować...
Dzień 26
Brzuch dziś boli. Przyszła @ i przeszkadza mi w ćwiczeniach. Chwilę poczekam, może nieco ból zmaleje i zabieram się do roboty.
Dziś nogi i brzuch i właśnie ten brzuch dziś nie czuje się najlepiej... Ale nie mogę odpuszczać, bo jak raz sobie pozwolę, to lawina...
Wczoraj była joga - intensywne 1,5 h. A jak świetnie się po niej czułam! :)
Dzisiejsze menu:
- sałatka: 2 łodygi selera naciowego, mała pomarańcza, 10 rodzynek, śmietanka słonecznikowa
- koktajl: banan, sałata, kiwi, spirulina
- surówka z czerwonej kapusty z pestkami dyni
- warzywa chińskie z grzybkiem, makaron z ryżu brązowego
- ?
Wieczorem wychodzimy na imprezę i może ten znam zapytania jakoś uzupełnię, ale bez szaleństw. Przy tych moich ćwiczeniach nawet nie ma mowy, żeby grzeszyć.
Waga niestety świruje. Oby tylko w poniedziałek chciała ze mną współpracować :)
Pozdrówki!
Dzień 23
Dziś już 23 dzień mojej diety, a 16 przygody z P90X. Za mną poranny trening - godzina podskoków i litrów potu. A na wieczór planujemy łyżwy... :)
Waga fika jak jej się podoba, ale to nic. Obiecałam sobie wytrwać 90 dni, bez względu na wagę i tego będę się trzymać. Wczoraj był dzień ważenia i waga pokazała spadek o nieco ponad 1 kg. Zdecydowanie mnie to zadowala. Niestety dziś, nie wiem czemu, znów wzrost o 0,9 kg...
Może dlatego, że wczoraj robiłam ćwiczenia siłowe? No nic. Badam i obserwuję, a odczyt zapisuję tylko w poniedziałki, więc jest ok.
Dzisiejsze menu:
- żytnianka na mleku migdałowym, rodzynki, maliny, pół banana, łyżeczka syropu klonowego
- 3 łyżki serka migdałowego (pulpa z tłoczenia mleka migdałowego, mleko migdałowe, sok z cytryny, przyprawy), liście sałaty, ogórek, oliwki, cebula, 1/2 awokado, garść słonecznika, czarnego sezamu i pestek dyni
- owoce
- spaghetti z makaronem żytnim, pomidorami i tofu
- owoce
I znów śnieg pada...
Pozdrawiam!
Dzień 14 z 98...
Waga nie chce spadać, ale staram się tym nie przejmować. Ćwiczę codziennie dość inrensywnie - min. 1h. A dziś dodatkowo byliśmy na łyżwach, więc dawka ruchu zdecydowanie wystarczająca :) Co do diety to wszystko pod kontrolą i o dziwo nawet mnie nie kusi. Chyba praca jaką wkładam w ćwiczenia skutecznie blokuje zachcianki. Głupio byłoby tak to marnotrawić. Dziesiejsze menu: - 1/3 melona, - tapioka na mleku kokosowym z mrożonymi jagodami, - zupa z czerwonej soczewicy z pomidorami i mlekiem kokosowym (pyszna!), - garść orzechów z rodzynkami, - kawałek kalarepki i mandarynka. Trochę za mało warzyw... Jutro się poprawię :) Niestety tablet nie lubi Vitalii i nie chce ładnie wstawiać enterów, więc piszę wszystko w jednym ciągu... Nie lubię tak... Pozdrawiam :)
Dzień 8
Tydzień zdrowia już za mną!
Pełna pozytywnej energii utwierdzam się w tym, że dobrą drogę wybrałam. Wegańskie jedzenie pozwala odblokować kubki smakowe i w końcu poczuć prawdziwy smak potraw. I to właśnie w tym sposobie odżywiania lubię najbardziej.
Ostatnio przygotowałam pastę sezamową, którą wykorzystałam do zrobienia hummusu. I bardzo mi smakowały kanapeczki z taką pastą :)
Dzisiejsze menu:
- zielony koktajl z sałaty, rukoli, pietruszki, banana i kiwi
- plaster melona, mała kiść winogron
- krem z brązowego ryżu na mleku kokosowym z jabłkiem i cynamonem
- zupa z czerwonej soczewicy z pomidorami i mlekiem kokosowym
- 2 kromki chleba grillowane z hummusem i surówką warzywną
Pierwsza część dnia na upłynęła na słodko :)
Wczoraj byliśmy na nartach - dopiero się uczę, ale jakoś przekonać się nie mogę... Niemniej porcja ruchu zaliczona.
A dziś zgodnie z zapowiedziami pierwszy dzień poważnych ćwiczeń. Dziś ćwiczyłam klatkę piersiową, plecy i brzuch. Lekko nie było. Pompki to nie mój żywioł...
Jeszcze tylko 89 dni do końca :P
Mam nadzieję, że jak się wprawię to lepiej pójdzie.
Pozdrawiam!
Dzień 5
Co tu pisać?Idzie gładko, jak zwykle na początku. Bez wpadek. Tylko zakwasy są...
W tym tygodniu zaczęłam od lekkich ćwiczeń z jogi. Na razie 30 min. Po prawie miesiącu nicnierobienia! to i tak sporo. A od poniedziałku czekają mnie godzinne, intensywne ćwiczenia. Ciekawe jak ja dam radę. I to codziennie! Tak sobie wymyśliłam.
Przez 90 dni. Hehe. No cóż. Co postanowione, musi zostać wykonane.
A dieta?Tak jak planowałam -
nisko tłuszczowa, pełnoziarnista i wegańska. A, no i bez cukru. Może za wysoko sobie postawiłam poprzeczkę? Może... W razie czego będę w trakcie modyfikowała. Ale marzę by tak odżywiać się zawsze.
Udało mi się w końcu zrzucić zdjęcia ze świąt i Nowego Roku. Dostępne są tu. I pochwalę się jeszcze, że mam nowego robota kuchennego, który pomaga mi w przygotowaniu roślinnych posiłków :)
Pozdrówki!