Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Najwyższy czas na zmiany!!!Dosyć sporo zaliczyłam diet... ALE... no właśnie zawsze jest jakieś ale. Brak silnej woli! Wytrzymać dzień to już duży sukces!!!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 55507
Komentarzy: 623
Założony: 7 sierpnia 2011
Ostatni wpis: 27 listopada 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
SunnySkyy

kobieta, 42 lat, -

160 cm, 65.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

11 maja 2016 , Komentarze (2)

Ha, jestem w pełni zadowolona, bardzo najedzona i wiem, że reraz będę po nie sięgać częściej. Nie wiem czy zrobiłam je dietetycznie czy pozotawiają sobie coś do życzenia, ale były robione na grilu, na tacce i polane 25 ml olejem ryżowym do tego posypane przyprawą paprykowo ziołową. Mmmmmm pycha. Udka też zmieniły tor gotowania, też były zrobione na grillu (ja zjadłam bez skórki), do jeszcze grillowane pieczarki. O, i tak wyglądał mój obiad. A z racji tego, że przypuszczałam, że się najem na śniadanko wypiłam tylko świeżo wyciśnięty sok z grejpfruta z trawą z młodego jęczmienia.

Jeszcze coś waga na dziś 61,4. Radość!!! Zważywszy na fakt, iż przyszedł do mnie strój kąpielowy jaki sobie zamówiłam, już się nie mogę doczekać uropu. To tyle teraz idę strzelić serię ćwiczeń na mój obolały kręgosłup i trszkę polerzeć, bo trochę dziś przegięłam z chodzeniem. Pa

10 maja 2016 , Komentarze (9)

Wczoraj było botwinkowo, mega czerwono i mega pysznie. Dzionek rozpoczęty od wody z cytryny, ogórka i imbiru (to już tradycja od dwóch tygodni), i tak też w ciągu dnia. Śniadanko było na ostrzej, bo botwinka z przyprawami i maślanką, mmmm pycha.

Na obiadek też, tak mi posmakowało, że nie mogłam się powstrzymać. Zupka botwinkowa i o dziwo jak nigdy M. też się delektował. A jutro będę kombinowała ze szparagami zielonymi. Jeszcze nigdy nie jadłam, na stronkach wyglądają przepysznie, palce lizać. Mam nadzieję, że też mi tak wyjdzie. A jako dodatek no niestety nie za dietetycznie, ale planuję upiec udka, raz że M. nie może żyć całkiem na zielono, a dwa ja też od czasu do czasu muszę zjeść jakieś mięcho.  Zresztą jeszcze się zastanowię czy będą pieczone czy na parze.... Na razie po prostu je zamarynuję.

Waga??? Od wczoraj ta sama. Jak zwykle po niedzieli... mały skok. Właściwie to tego nie rozumiem i zawsze mnie to zastanawiało. Nie obżeram się w niedzielę, jem tak jak w tygodniu, a za każdym razem w poniedziałek jest to nie miłe zaskoczenie. ????. Ja mam 2,1 a M. skoczyło do 2,6. :( przykro :( 

Troszkę dzisiaj już pospacerowałam, miałam zamiar wyjść jeszcze na chwilkę, ale tak jakoś mi nogi odmawiają, że masakra.

A lekarz, wcale mnie nie pocieszył. Stwierdził, że operacja już dawno powinna być przeprowadzona ze względu na to jaki miałam silny stan. Nie pocieszył mnie za bardzo. Nic czekam do czerwca a potem będę chciała przeciągnąć do następnych badań, które mam w sierpniu i jakoś może to będzie :( póki co nie piekli mi się pod nóż. Może źle kombinuję a może i na moją korzyść... no cóż nigdy nie wiadomo kiedy się dobrze zrobi :( 

Pa


8 maja 2016 , Komentarze (4)

Tak za momencik się zbieram. Wczoraj zaszalałam, wyszłam troszkę pospacerować i jak wróciłam Endomondo pokazalo mi 6,88 km. Wieczorem troszkę pocierpiałam, kręgosłup nie daje o sobie zapomnieć, ale ja się nie poddam. Jutro wizyta trzeba się czymś zająć.

Wczorajsza kolacja wyglądała tak...


A dzisiejsze śniadanko tak...


Chyba mój ulubiony ze szpinakiem, kiwi, wodą z cytryną i dzisiaj z młodym jęczmieniem. Narobiłam tyle, że na kolację zostanie.

Zmykam nim mnie deszcz dopadnie. Pa

7 maja 2016 , Komentarze (4)

W tym tygodniu waga juz przegięła pokazała 64,6 dosłownie myślałam, że będę płakać. I wiecie co ... pomyślałam wtedy o zielonych koktajlach, :-) . Od tygodnia już piję wodę z imbirem, ogórkiem zielonym i cytryną i jest supeeeeer, i do tego wszystkiego postanowiłam dołączyć jeszcze je ... zielone koktajle. Dziś będzie dopiero trzeci, ale już jest super, czuję się rewelacyjnie :-). Dziś waga pokazała 61,6, do paska jeszcze kawałeczek, ale zawsze to bliżej niż dalej.

Koktajle robię różne, w zależności na jaki ma smak lub co mam w lodówce. Dziś w obroty idzie botwinka z maślanką, według przepisu ma być kefir, ale u mnie niestety obecnie jest w brakach więc biorę to co mam.

Na temat koktajli można dużo poczytać w necie i wiele przepisów podejrzeć, więc myślę, że szybko się nie znudzę i w końcu dam radę do wakacji dociągnąć do tych marnych 57 kg. Tyle z przyjemności, a teraz rzeczywistość...

Neurochirurg dał mi czas na dokończenie rehabilitacji i w czerwcu jeżeli nie będzie poprawy myśleć będzie o operacji :-( . Mam nadzieję tego uniknąć i jestem bardzo posłuszną pacjentką i grzecznie wykonuję zadane mi ćwiczenia i polecenia pani magister. Także jak wcześniej już pisalam z rowera nici, pozwolili mi tylko spacerować, ale jakoś mi idzie. Staram się codziennie przejść 3 - 5 km, ale tak by się nie sforsować, bo przegjąć też nie mogę. :-*

Jeszcze jedna rzecz M. również wziął się za siebie i walczy ze swoją wagą, on ma większy kłopot, bo o wiele więcej kilogramów do stracenia, i ja wzięłam się na sposób i walczymy z końcówkami. I tak on dobiłdo ...1,8 a ja do ... 1,6 można więc powiedzieć, że idziemy łeb w łeb. To tyle na dziś.

Pa

26 kwietnia 2016 , Komentarze (1)

Totalnie rozerwana. Tak taka właśnie jestem. Czasu nawet brak, żeby tu zajżeć. Poczytam, pozaglądam i spadam, nawet na komentarze czasu brak.Rezonans wyszedł jak wyszedł. Prywatnie lekarz zaproponował mi zabieg w kwocie 8500, lub blokadę do kręgosłupa w kwocie 1500. Na dzień dzisiejszy chodzę do fizjoterapeuty także prywatnie za masakryczną kasę na rehabilitacje. Po trzecim spotkaniu twierdzi, że jest mała poprawa, byle by tylko mięśnie w nodze puściły.  Jak twierdzi o rowerze i tego typu rzeczach na ten sezon mogę zapomnieć. Jutro długo oczekiwana wizyta z NFZ  u neurochirurga. Byle by mi wody z mózgu nie zrobił. Teściowa dzwoni jak tylko coś potrzebuje i między słowami " jak się czujesz" a mama przypadkiem trafia w termin i  " co słychać, nie schodzę (mieszka piętro wyżej) , bo nie wiem czy śpisz i jak się czujesz, więc nie schodzę. Zadzwoń po wizycie co ci lekarz powiedział" .  Niby mnie słuch a już kończy rozmowę. Tymczasem jak już wpadnie to o siostrze mojej gada non stop i jej dzieciach, nawet nie zwraca uwagi na moją córę, która już i tak za dużo rozumie. Jak długo mpgę obie babcie tłumaczyć. ŻAL.

Jeżeli chodzi o mnie uczucia mieszane. Strach przed diagnozą..... Co dalej, ....bo kręgosłup nadal boli.

Dietka??

Wszystko w górę +2kg, pomimo spacerów średnio 3 do 5 km dziennie, niestety na tym etapie nic mi więcej nie wolno.

# smuktek#

26 lutego 2016 , Komentarze (6)

Masakra, humoru brak, chęci na wszystko odeszły i tylko łzy w oczach. I tak już kilka dni. Najpierw beczę z bólu a potem po prostu beczę. W poniedziałek czeka mnie rezonans magnetyczny kręgosłupa lędźwiowego. Już od ponad miesiąca się działo pobolewało najpierw troszkę, potem bardziej a teraz z bólu wytrzymać się nie da. Całe szczęście w nieszczęściu, że wszyscy specjaliści przyjęli mnie na Pilne bo już na pewno bym wykorkowała. Dwa tygodnie na silnych lekach przeciwbólowych i nic. Teraz mam leki plus blokady, które też nic nie dają. Jedyny ratunek do postawienia trafnej diagnozy to rezonans, niestety czekając na NFZ człowieka prędzej by trafiło, niż badania by się doczekał, i tak muszę wyłożyć 500 zł jak chcę szybszej ulgi. Neurolog podejrzewa rwe kulszową, jednak nie daje mu spokoju fakt, iż nawet po blokadach niema ulgi więc podejrzewa, że mam coś pęknięte. Ból nie przyszedł sam, miałam "mały" uraz. I teraz tak dokładnie nie wiadomo czego się spodziewać. Masakra, nie mam siły na nic. Po prostu dół. :-(

7 lutego 2016 , Komentarze (3)

Cały czas staram się trzymać. Waga po pączkowaniu 61,1 nie ma tragedii. Jem trzy posiłki dziennie, staram się nie patrzeć w kierunku pokus i dzieje się to co się dzieje. Nic obaczymy co będzie dalej co będzie dalej.

31 stycznia 2016 , Komentarze (2)

Pozostały 42 dni, a ja nie jestem zadowolona. Wczoraj niewiele zjadłam, a do tego zaliczyłam 8 km spacer ( szybszym tempem). Zjadłam śniadanko tj, 1 kromkę białego pieczywa z masłem i szklanka barszczu , potem wyszłam z domu i wróciłam po ponad 2ch godzinach. Obiadu jako tako nie zjadłam, bo zrobiłam sushi, zjadłam ok. 10 krążków co odpowiadało 250 gr. Usnęłam. Ok. 18ej obudził mnie okropny ból brzucha. Wystraszyłam się, że ból jest spowodowany małą ilością jedzenia więc wypiłam 1/2 szklanki barszczu, a że to nie pomogło zjadłam jeszcze 1/2 małego kubka kefiru. Zjadłam tabletki przeciwbólowe. W nocy myślałam, że wykorkuję. No ale przeżyłam. Rano już jest wszystko ok, tylko waga SZOOOKKKK 62,00. Co się stało????

:? Pa

23 stycznia 2016 , Komentarze (2)

To już trzeci raz jak podchodzę do pisania. Zawsze ktoś, zawsze coś, zawsze komuś ... i tak mogłabym w nieskończoność. UUUhhh, ale teraz chyba już nikt mi nie przerwie, M. śpi po nocce, córa pochłonięta lekturą, parę minutek dla mnie ;).

Przed wczoraj zmieniłam paseczek na 60,8, wpisu nie było jak już wcześniej wspomniałam....ehhh. Dzisiaj waga pokazała 60,9, mam nadzieję, że przez weekend się tak utrzyma. 

Cieszę się z miłych słów jakie napisałyście w moim poprzednim poście. Jednak nie jest ze mną tak źle jak myślałam. Czasem potrzebne są miłe słowa od innych, prawda? Czasem tak bardzo na nie czekamy.

Podsumowując mijający tydzień należał do udanych w spadek wagi. Zawsze lepszy rydz niż nic i tym się teraz kieruję, tego się będę trzymała. Koniec marudzenia i obaw, że nagle waga wzrosła, jak nie jest to po jakimś obżarstwie to widać tak ma być, organizm też czasem musi poszaleć, hihihi. Więc się niepotrzebnie nie załamujmy :).

Zbieram się do czytania co u Was, bo za moment czeka mnie prasowanie i jak przed każdym wyjściem rewia przed lustrem. Trzeba odrobić zaległy Dzień Babci. Jeszcze jedna nam została do odwiedzenia, i tu trzymcie za mnie ogromne kciukasy bym nie uległa żadnej pokusie, gdyż ta babcia należy do typu - nie ma odwiedzin bez czterech rodzajów ciasta (tego się nie obawiam, bo nie konieczne przepadam za ciastami), różnymi talerzami wypełnionymi mięchem, wędliną, serami (też dam radę), ale jak i również ogromem sałatek z majonezem i tu może być ciężko :(, ale postaram się, bo dobrze mi idzie :D.

No cóż znikam. Pa

19 stycznia 2016 , Komentarze (4)

Tak, po prostu weszłam w niedzielę do sklepu, podeszłam do wieszaka i ją wzięłam. Nie mierzyłam jej po raz kolejny tylko zwyczajnie udałam się do kasy. I myślę, że postąpiłam bardzo dobrze, ponieważ gdy ją zmierzyłam w domu jeszcze raz okazało się, że jeszcze bardziej mi się podoba niż w sklepie. Jednak te ciasne, ciemne przymierzalnie czasami psują efekt. A poza tym znając mnie byłabym w stanie jeszcze raz się wrócić. A tak jestem zadowolona. Zrobiłam fotki, żeby się pochwalić, ale nie były najlepszej jakości, takie jakieś zamazane. Jak się uda to zrobię jeszcze raz i wrzucę.

Tymczasem waga na dziś 61,2. Pa