Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Co mnie skłoniło do odchudzania: głównie względy zdrowotne, a tak w ogóle to zaczynałam w 2009 roku ważąc 163 kg. Instagram: potatocourier

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 93616
Komentarzy: 1581
Założony: 5 września 2011
Ostatni wpis: 12 kwietnia 2023

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
luumu

kobieta, 36 lat, Kraków

168 cm, 106.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 listopada 2013 , Skomentuj

dziś. zjadłam/jem/zjem.
śniadanie. kromka chleba pełnoziarnistego żytniego z pastą paprykową i dwoma plastrami jakiejś anonimowej szynki znalezionej w lodówce.
drugie śniadanie. jogurt Calpro z łyżeczką otrąb owsianych i łyżeczką dżemu truskawkowego.
obiad. rosół z makaronem (nieplanowane, ale kocham rosół), makaron soba z sosem bolognese z piersią kurczaka, czerwona kapustka.
poko. podobno jabłka.

pysznej niedzieli kochane Vitalijki.

23 listopada 2013 , Komentarze (1)

menu na dziś.
śniadanie. pełnoziarnista kromka żytnia z jajkiem sadzonym posypanym szczyptą białego i czarnego sezamu, kawa z mlekiem i słodzikiem.
drugie śniadanie. dwa jabłka.
obiad. makaron soba z sosem bolognese z piersią kurczaka, pomidor.
poko. grzanka żytnia z dżemem niskosłodzonym truskawkowym, jabłko.

buziaczki.

22 listopada 2013 , Komentarze (2)

menu na dziś. na słodko.
śniadanie. owsianka na wodzie ze słodzikiem i gruszką.
drugie śniadanie. twarożek à la Danio z wanilią i słodzikiem.
obiad. makaron soba ze sosem bolońskim z piersią kurczaka.
poko. koktajl gruszkowy na maślance.

siedzę nad tym wpisem od 9:20 i nie wiem, co napisać. moje życie nie jest ciekawe, moje dietowanie dopiero się odradza, a ileż można też opowiadać o przebiegu kampanii bizantyjskiej w dodatku krzyżowym do M2TW.
buziaczki.

21 listopada 2013 , Komentarze (3)

ja to mam pecha. u Lubego długo nie było internetu, wróciłam do domu, znów brak sieci. dopiero dziś włączyli.

waga podskoczyła, na razie waha się między 90,9 a 89,9 (ważę się codziennie od niedzieli). wprowadziłam nowa dietę, wydaję masę kasy na jarzynki i śliczne talerzyki i kubeczki. wczoraj w Tesco kupiłam miliardową szklankę tylko dlatego, bo była różowa. 
podeszłam też inaczej do tematu przygotowywania potraw. nakupiłam kilkanaście pojemników na żywność i gotując na kilka dni porcję obiadową na każdy dzień pakuję do osobnego pojemnika, a nie tak, jak kiedyś trzymałam cały zapas w jednym garnku. również tego samego dnia gotuję "dodatek skrobiowy" (jak się to szumnie nazywa) i trzymam w pojemniczkach. ryż i kasza na drugi dzień smakują nieźle, muszę sprawdzić, jak to działa w przypadku makaronu. czy nie wyschnie na wiór.
może z tym pojemnikowaniem jest trochę więcej zachodu (i zmywania), ale nie kusi mnie na przykład, by uszczknąć coś z porcji na inny dzień.

menu na dziś.
śniadanie. bułka pełnoziarnista ze szynką i pasta paprykową, pomidor, kawa z mlekiem 1,5% i słodzikiem*.
drugie śniadanie. kanapka z żółtym serem, kilka paseczków papryki, herbatka z cytrynką i słodzikiem.
obiad. leczo (1,5 szklanki) z pęczakiem (104 g ugotowanego).
poko. dwa jabłka.
* slodzik aspartamowy z Tesco. nie znoszę cyklaminianowego.

idę czytać Wasze pamiętniki. trzymajcie się.

16 listopada 2013 , Komentarze (3)

dziś, o 11:49 mam pociąg do Krakowa. nareszcie wracam do domu. u Lubego spędziłam 26 dni, co jest rekordem absolutnym  i nieprędko go pobiję. 

po powrocie dam sobie ze dwa, trzy dni na odpoczynek i małą jednodniową głodóweczkę sokową, a potem hop na wagę. aż się boję.

buziaczki i do przeczytania w poniedziałek.

10 listopada 2013 , Komentarze (4)

kurde. dwa rogale Świętomarcińskie. jeden mały, drugi duży. ten duży był na śniadanie. napchałam się nim tak bardzo, że poczułam się głodna dopiero po szesnastej.
obiadokolację stanowiło piure ziemniaczane, jakieś buraczki i wyjątkowo wstrętny krokiet z garmażerki z mięsem. a na przekąskę wrąbałam pomarańczę. kwaśna bestia.

żeby "tradycji" stało się zadość, dzisiaj umyłam naczynia. niewdzięczna robota. zwłaszcza, że domownicy mają w zwyczaju wkładać do zlewu talerze z resztkami jedzenia, albo przypalone garnki i nienamoczone. zło.

całuski.

9 listopada 2013 , Komentarze (3)

pogoda nie sprzyja spacerom, stan finansowy zakupom i braki w zaopatrzeniu nastrojowi. smutno mi, źle, najchętniej bym cały dzień spędziła w łóżku, czytając jakąś odstresowującą książkę. niestety do wyboru mam tylko biografie wielkich wodzów, szczegółowe opisy działań wojennych w starożytności oraz pozycje z serii "kosmici już tu są".
Luby w pracy, przynajmniej mogę sobie popłakać w kąciku bez pytania milion razy o powód oraz durnych prób rozśmieszenia poprzez brutalne atakowanie obszarów podatnych na łaskotanie.

już wiem, co zrobię, żeby nie myśleć o smutnych rzeczach. rozpiszę sobie program odchudzania do końca roku. to mnie oderwie od smutku na kilka godzin. i gdy tylko wrócę do Krakowa, od razu przystąpię do działania.

miłego wydłużonego weekendu. nie jedzcie za dużo. zwłaszcza rogali.

7 listopada 2013 , Komentarze (3)

na śniadanie zjadłam bułkę pełnoziarnistą (w każdym razie tak było napisane na etykiecie) z serkiem czosnkowym i trzy ciasteczka Oreo z kubasem ciepłego mleka.
obiad to będzie najprawdopodobniej mielony z porem zagryzany chlebkiem (ileż można jeść pyry?) i marchewka z jabłkiem.
a dalej to nie wiem.

na polu zimno i deszczowo, nie chciało mi się iść do Lidla po mój ulubiony chleb. w pokoju też zimno, ale przynajmniej na głowę nie kropi. cóż...

miłego czwartku.

-edit jakieś trzy godziny później-
kolejna mysz się złapała. mam wyrzuty sumienia. zagłuszę je ostatnim ciasteczkiem Oreo.

6 listopada 2013 , Komentarze (5)

komplementy (w mniemaniu Lubego) z ostatniego tygodnia.
o moim śmiechu: Słodko rżysz, kochanie.
o moim wyjściowym makijażu i fryzurze: Wyglądasz jak członkini bandy Mansona

do Krakowa wracam ósmego, albo dwunastego. tęsknię trochę już za domem, za spokojnymi wieczorami w towarzystwie książki i herbaty ze słodzikiem. i za normalnymi ciuchami - wzięłam trzy swetry i od ponad dwóch tygodni chodzę w nich na zmianę. czuję się niemalże jak jednoswetrowa nauczycielka fizyki z gimnazjum.
poza tym niespecjalnie lubię dom Lubego. jest taką... przechowalnią trzech mężczyzn. wilgoć (e tam, wydaje ci się), lodowata kuchnia (przynieść farelkę?), brak podstawowych utensyliów kuchennych (czego?) i plaga myszy (szczęśliwy to dom, w którym myszy są). dzisiaj złapała się jedna na zakupioną przeze mnie łapicę. nie cierpię myszy.
no i wkurza mnie Pan Ojciec ("Teść"). sabotażysta, tradycjonalista i Strażnik Mojej Wagi.
sabotażysta: wylewa mi gotującą się wodę na makaron, wyłącza piekarnik z ciastem w środku, chowa przygotowane do gotowania produkty.
tradycjonalista: ciągle włazi do kuchni i gada do Lubego, że to kobieta powinna zmywać naczynia. no kuźwa, jeszcze by tego brakowało, że oprócz gotowania obiadu miałabym zmywać gary. dobra, po Nas i po Panu Ojcu mogę. ale Brat i Małpeczka (dziewczyna Brata Lubego) produkują stosy naczyń, a ona nawet nie tknie gąbki swymi wymanikiurowanymi łapkami. Pan Ojciec ma podobne poglądy w dziedzinie prania i prasowania. zło.
Strażnik Mojej Wagi: regularnie mnie wypytuje o postępy w odchudzaniu. i udziela "dobrych" rad. i czepia się, że za duże porcje sobie nakładam. to przedszkolak dostaje więcej, niż ja bym miała jeść według Pana Ojca.

dietetycznie ostatnio było lepiej, niż zazwyczaj, a to tylko dlatego, bo kasa nam się skończyła, przelew nie nadchodził, a w lodówce pustki.

buziaczki.

1 listopada 2013 , Komentarze (4)

i romantyzm diabli wzięli.
mieliśmy wczoraj iść do kawiarni na mioda pitnego, Dziady i romantyczny spacer w świetle księżyca, a dogorywaliśmy w łóżku w towarzystwie polopiryny, herbaty z imbirem, masy chusteczek i Colina Farela. kurczę, planowaliśmy ten wieczór od ponad tygodnia. nawet na tę okazję kupiłam śliczny granatowy lakier do paznokci, pasujący do sukienki. wydawało się, że choróbsko ustępuje, tymczasem zaatakowało z większą siłą.

przez to przeziębienie nie chce mi się gotować. dzisiaj zjadłam bułkę z szynką i serkiem czosnkowym na obiad, a Luby kopytka z garmażerki z masłem. jutro pizza mojej produkcji. albo jajka sadzone i piure, jak mnie znowu ogarnie niechęć do urzędowania w kuchni.

podsumowanie października dopiero po powrocie do Krakowa.

buziaczki.