beznadziejna
jestem beznadziejna niczego nie umiem zrealizować. Ciagle padam zanim wogule coś zacznę. Odchudzam sie tylko wieczorem a raczej w nocy kiedy nie mogę spać, wszystko mnie swedzi denerwuje i wkurzam sie na siebie że nie potrafię wytrwać. Jak to zrobić do choinki czemu nie potrafię co jest ze mną nie tak. Rano kiedy wstanę jeszcze jest dobrze mam siłę i motywację pozniej tak około 12 robię się głodna wtedy myślę już o jedzeniu ale w pracy nie mam warunków wiec lece po bułkę na szczęście kupuję Grahamkę do tego chudy ser kostka, pomidorki 2 , omijam szerokim łukiem jogurty owocowe ostatnio całkiem z nich zrezygnowałam, omijam również slodycze i jestem z siebie dumna tylko co z tego. Zachodze do domu i tu moje odchudzanie leci na łeb na szyję. Bo zaczyna sie jakis chlebek z pasztecikiem napierw grzecznie 2 kawałki potem juz nawet nie moge sie doliczyć ile, jakaś czekolada szymka mojego synusia a to lizak ktorego on juz nie chcę oczywiście truskawki bo mamy sezon do tego ryba w occie tak tak w ocie po truskawkach , na dodatek dopada mnie ogromna ochota na nutelke ale na szczęście ja powstrzymuje i gotuje sobie kaszę manne którą zjadam do końca. Potem w przelocie ukradkiem patrzę na siebie w lustrze i wyje do księżyca. Czemu ja nie mogę schudnąć co ze mną jest nie tak. Potrzebuję pomocy i motywacji bo inaczej juz nigdy nie schudnę. POMCY!!!
czy jest ktoś w stanie mi pomóc bo ja sama już sobie nie potrafię pomóc. Jestem do niczego
odchudzanie droga przez męke
Bardzo długo już próbuje schudnąć i nic z tego. Odchudzanie zabrało mi większą część życia. Szkoda ale brak mi samozaparcia, dyscypliny, chęci do ćwiczeń i mnóstwa jeszcze innych rzeczy. No nieważne chodzi mi bardziej o to jak bardzo bliscy potrafią mi wszystko popsuć i wkurzyć mnie do białości. Wy też tak macie że kiedy ogłosiłam wszem i wobec że przechodzę na dietę, przestaje jeść słodycze i chleb to wszyscy jakby sprzysięgli się przeciwko mnie. Oczywiście pierwsze co słyszę to że jestem przecież szczupła (nieważne że mam 165 cm wzrostu i ważę 70kg), teraz jestem zołzą bo się odchudzam i każdy mój zły humor jest przypisywany odchudzaniu. Mało tego nie mogą do mnie już przychodzić na kawę bo i tak im nic dobrego nie postawię wrrrr jak mnie to wkurza. Piszę właśnie dlatego żeby sobie ulżyć bo nawet mój własny mąż mi nie pomaga. Dlaczego wedle niektórych osoba na diecie która chce wreszcie wyglądać dobrze jest albo wariatką albo anorektyczką. Dodam że przy swojej diecie jeszcze ćwiczę czym w ogóle już wzbudzam politowanie.
Jeszcze nie wiem czy coś napiszę tu jeszcze kiedyś może jeśli się nie złamie i wytrwam te dogryzania, schudnę to podzielę się swoim doświadczeniem. Na razie pisanie tu dziś dało upust moim zszarganym nerwom.
Musze chyba zacząć ukrywać moje odchudzanie.
Wsparcie
Dzięki wszystkim bardzo jesteście super. Fajnie że tu są ludzie którzy potrafią poprawić humor. Valdi nie nie zamierzam poprzestać tylko na gadaniu naprawdę biorę się za siebie. Mam nadzieje że będę mogła pochwalić się swoimi osiągnięciami. Spróbuje ćwiczyć przy synku i zobaczę jak on na to zareaguje będzie miał niezły ubaw z mamusi. Trzymajcie kciuki i z waszą pomocą się nie poddam.
Nowy Rok i nowe doświadczenie
Tak się zastanawiam czy ćwicząc naprawdę można schudnąć?
Jedna dziewczyna zresztą super fajna twierdzi że tak. Mam jej płytkę, zrobię pomiary, zdjęcia tak jak prosi i spróbuje żeby przeprowadzić takie doświadczenie. Dodam że mam dwulatka i spróbuje czy da się poćwiczyć przy nim czy muszę czekać do nocy. Obawiam się też śmiechu męża wiec chyba pozostaje mi tylko noc dodam że dawno oj dawno nie ćwiczyłam i moja kondycja jest w kiepskim stanie. Zaprę się tym razem i po miesiącu sprawdzę efekty. Mam około 35 lat i niektórzy mówią że ani kondycja ani moje ciało już się nie poprawi więc sprawdzę kto tu ma racje.
Przemyślenia
Dostałam ostatnio komentarz po moim wpisie do pamiętnika "co ma waga do pracy". Dla mnie ma i to ogromne znaczenie mam strasznego doła że nie mam pracy i przez to ciągle pocieszam się jedzeniem. Praca nie była rewelacyjna ale głupio tak po 7-dmiu latach ktoś cię skreśla. Mam wrażenie że jestem stara, gruba i brzydka i to fakt że powinnam się za siebie wziąć i przerwać marazm w jaki popadłam tylko jak? Co zrobić?
Mam huśtawkę nastrojów w jednym dniu ćwiczę i trzymam dietę innego pochłaniam wszystko co mi wpadnie w ręce, a potem siedzę i mam ogromne wyrzuty sumienia. Tak sobie myślę że jutro się za siebie wezmę ale czy mi się uda już tyle razy zaczynałam w poniedziałek. Odchudzam się chyba już od zawsze.
odchudzanie a praca, praca a odchudzanie
Nie mogę znaleźć pracy więc smutki zajadam słodyczami, białymi bułeczkami i kiełbaską. Zamiast się odchudzać ja myślę tylko o tym co by zjeść. Jedzenie to moje przekleństwo bo jeszcze przytyje i już na pewno nigdzie nie znajdę pracy. Już teraz nie mogę na siebie patrzeć. Mam strasznie niską samoocenę i nie cierpię sama siebie. Jestem do niczego!!!
Praca a odchudzanie
Właśnie kończy się moje wolne, a dokładniej urlop wychowawczy. Do pracy jednak chyba nie wrócę bo po pierwsze kończy mi się umowa, a po drugie czuje się tam jak w klatce żadnych możliwości rozwoju czy awansu. Bardzo bym chciała na tle zawodowym osiągnąć to co sobie wymarzyłam no może nawet chociaż w połowie to.
Zdobycie fajnej pracy za bardzo powiązałam ze swoim wyglądem. Nie podobam się sobie, uważam się za toporną grubą i wielką babę i myślę że takiej jak ja nikt nie zatrudni. Nie wierzę w siebie i nie cierpię swojej osoby. Nie lubię patrzyć na siebie w lustrze bo zanim tam spojrzę mam obraz siebie zgrabnej i szczuplutkiej. Lustro to takie zderzenie z rzeczywistością. Tak sobie myślę że gdy zgubię te swoje 10 kilo wszystko mi się uda ale czy to na pewno tak działa. Czy nie zawiodę się tak myśląc? Na pewno nie przekonam się jak nie spróbuje. Zawsze jednak kiedy nachodzą mnie takie myśli idę do lodówki i jeeeeeem. Może wcale nie chcę pracy, może boje się zmian i nowego życia?
Jestem po prostu duuuuuuuuuuuuuupa
Rozmowa
Fajnie że jesteście pocieszacie, karcicie, doradzacie i po prostu pomagacie.
Myślałam że ten pamiętnik będę pisała dla siebie i o sobie, po prostu lubię tak swoje przemyślenia przelać "na papier". Miło czasem jednak z kimś pogadać. Za odchudzanie mam zamiar zabrać się porządnie, zbieram siły, wiadomości, i zapał. Chciałabym schudnąć oczywiście i przede wszystkim dla siebie ale także żeby utrzeć nosa zazdrosnej sąsiadce z piętra, wychudzonym koleżankom z (byłej ) pracy i kuzynce która patrzy na mnie z politowaniem sama ma nadwagę i nie wierzy że kiedykolwiek ja będę jeszcze szczupła skoro jej się to nie udało. Bardzo też chciałabym schudnąć dla męża wiem że kocha mnie taką jaka jestem ale też widzę błysk w jego oku kiedy widzi zgrabną laskę. Mówi mi oczywiście że ja jestem śliczna i szczupła i wcale nie wiele grubsza od np. Ani Muchy ( tylko albo ma za słabe okulary albo nie chcę mi sprawiać przykrości).
Do zobaczyska ludzie.
Czy da się schudnąć?
Tak sobie myślę czy schudnąć to naprawdę w moim przypadku niewykonalna sprawa? Moja waga kiedyś to 58 kg, teraz 69. Nienawidzę siebie że tak się zaniedbałam. Codziennie myślę o odchudzaniu i kończy się to wielkim obżarstwem bo odchudzanie zacznę od poniedziałku, a teraz muszę się najeść i pożegnać z moimi ulubionymi potrawami. Czasem się zastanawiam że te wszystkie szczupłe gwiazdy nie jedzą chyba ciepłej buły z pasztetem czy ociekających tłuszczem placków ziemniaczanych(ok 10 szt). Nie czuje się z tym dobrze i jem dalej.
Jak wytrzymać?
W miare dobrze mi szło ostatnimi czasy codziennie jeździłam na orbitreku, robiłam około 500 brzuszków, mniej jadłam. Niestety waga ani drgnie. nie wiem czy problem tkwi w tym że nidługo będę miec okres, czy poprostu mi sie wydaje że mniej jem. Choinka najgorsze ze się staram i nic z tego i kiedy nie widzę efektów na wadze to mam ochote całe to odchudzanie rzucić w diabły. Może powinnam się podłączyć do jakieś grupy? Potrzebuje mobilizacji!!!