Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W kupie raźniej :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 6185
Komentarzy: 84
Założony: 20 lutego 2012
Ostatni wpis: 20 marca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
madame1983

kobieta, 41 lat, Poznań

165 cm, 99.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

2 marca 2012 , Komentarze (1)

Nie wiem co prawda, na ile prawdziwy, ale myślę, że na stronie fachowców od spinningu, nie byłoby informacji nierzetelnych.

Chodzi o kontrolowanie pulsu podczas ćwiczeń.

Artykuł ze strony aktywni.pl:

Zapewne są wśród was tacy, którzy mimo morderczych ćwiczeń nie widzą ich efektów. Otóż jednym z gwarantów efektywności treningu jest wykonywanie go z odpowiednią intensywnością i poziomem tętna. Jak to zmierzyć? Najlepiej zaopatrzyć się w pulsometr.

Pulsometr jest urządzeniem pełniącym funkcję ?osobistego trenera". Zapewnia dokładny pomiar uderzeń serca, co jest bardzo ważne w celu obliczenia fazy, w której spalany jest zbędny tłuszczyk.
Maksymalne, przybliżone tętno, jakie człowiek może uzyskać stosownie do swojego wieku, możemy obliczyć wg wzoru:
Max tętno (na minutę) = 220 - nasz wiek
Podczas odchudzania najlepiej zaczynać od 60% maksymalnego tętna i dojść do 80%. Tłuszczyk najefektywniej spalany jest przy 65% tętna maksymalnego. Powyżej 80% następuje zwiększanie siły i wytrzymałości organizmu, a poniżej 60% to rozgrzewka i trening w celu podtrzymania dobrej kondycji.
Mierzenie tętna podczas treningu pozwala na szybsze i bardziej świadomie wejście w fazę spalania tłuszczu, co wbrew pozorom nie jest trudne. Wiele osób ćwiczy zbyt długo i intensywnie, a jednak nie osiąga tej fazy. Potwierdza to teorię, że godzina spędzona na ćwiczeniach (przy osiągnięciu odpowiedniej fazy), jest o wiele bardziej skuteczna, niż całodniowy morderczy trening przy nieodpowiednim tętnie serca.
Pulsometr określa również ilość kalorii spalanych podczas treningu. Dzięki temu wiemy, czy ciasteczko lub cukiereczek został już spalony, czy może należy jeszcze poćwiczyć, by ?usunąć go" z naszego organizmu. Świadomość ilości spalonych kalorii jest dużą motywacją do ćwiczeń.

Skoro mam 29 lat, a max tętno wynosi 220, obliczam: 220-29=191

Ważne wartości: 60% tętna max - rozgrzewka, następnie najlepsze spalanie tłuszczyku czyli 65% tętna max, aż po 80% - utrzymanie kondycji.

191 x 0,60 = 114,6

191 x 0,65 = 124,15

191 x 0,8 = 152,8

Wynika z tego, że dla mnie najkorzystniejszym będzie utrzymanie tętna na poziomie 124-125, wówczas najszybciej zauważę efekty mordęgi na aerobach. Zachęcam do obliczeń.

Co prawda nie mam pulsometru, a tętno sprawdzam na urządzeniach, na których ćwiczę. Nie wiem też, na ile one są miarodajne i na ile należy im ufać, zawsze jednak uważam, że dodatkowa wiedza nas wzbogaci. A pulsometr wpiszę na listę potrzebnych zakupów w najbliższym czasie. Muszę uzbierać kasę :)) Na allegro dostępne są już takie za 30zł, wolę jednak poczekać a kupić coś lepszego.

 

1 marca 2012 , Komentarze (6)

Zaczęłam się odchudzać 6 lutego, dziś jest 25 dzień diety.

Waga początkowa 100kg.

Przez 24 dni udało mi się zrzucić 4,5kg. Daje to średnio 0.25kg na dzień, a 1.75kg na tydzień.Więc cel miesięczny został osiągnięty. Przyznam, że po ostatnim ważeniu trochę jestem  zawiedziona, bo przez ostatnie dni schudłam tylko pół kilo, mimo, że pilnuję diety i naprawdę daję sobie wycisk na fitnesie.

Widocznie tak musi być.

Z dniem dzisiejszym ustalam sobie nowy cel - ósemka z przodu, czyli 89kg do 31 marca 2012.

Zauważyłam następujące zmiany:

- czuję się fizycznie lepiej, mam na myśli to,że jestem bardziej gibka

- czuję się psychicznie lepiej o tyle,  że mam poczucie "robienia sobie dobrze" :)

- chyba trochę ujędrniła mi się skóra na udach

- widze różnicę po ciuchach, spodnie zapinają się lżej, choć jeszcze nie spadają :).

 

Muszę sobie koniecznie kupić nową wagę, obecna bardzo mnie denerwuje, za każdym razem pokazuje inny wynik, więc biorę jako ostateczny ten, który po prostu pokaże się kilka razy. Ale to demotywujące bo nigdy nie mam 100% pewności, czy faktycznie ważę tyle, ile waga akurat raczyła pokazać. Byłam w 2 dużych marketach, ale w jednym wagi wyłącznie mechaniczne, w drugim wypasiona za 120zł, a to przekracza moje możliwości finansowe :(

29 lutego 2012 , Komentarze (3)

Bo wciąż nie zniechęciłam się, by się ruszyć z kanapy. Piloto i laptopo muszą grzecznie czekać :P

Walę to, co myślą o mnie inni, jestem tam DLA SIEBIE i nawet, jeśli wyglądam jak wieloryb i komuś się nie podobam, mam to GŁĘBOKO!!! I będę to sobie codziennie powtarzać. Wciąż prześladują mnie te TapMadl kręcące się dookoła i co prawda złego słowa nie usłyszałam, ale widzę przecież, że na gorszą wychodzę.

Dziś 80min na bieżni 830kcal spalonych (zaczynam się trochę bawić modułami) oraz Spinning Endurance (nie wiem ile spalonych, ale pewnie z 500, może 600).

Jest OK, ale nogi mnie straszni bolą :( I stopy. Pęcherze przestałam już zliczać :)

Jutro podsumowanie miesiąca, sama jestem ciekawa jak mi ostatecznie poszło.

28 lutego 2012 , Komentarze (8)

Uwielbiam ten program, on mnie bardzo motywuje. Co oglądam tych ludzi to cieszę się przeogromnie, że jednak jestem szczuplejsza, niż bohaterowie i że się w porę opamiętałam. Ale... Oni tam chudną czasem o 20kg w 8-9 tygodni. Szok. Chciałabym, żeby zrobili odcinek powrotu do niektórych, ilu tak naprawdę się udało, a ilu wróciło do swojej wagi z prędkością światła.

I na dodatek ja chyba ucieszyłam się zbyt szybko, bo jak już osiągnęłam cel, to waga stanęła, choć nie zaprzestałam ćwiczeń i diety (no dobra, jednego piwka za dużo też, ale po prostu musiałam i już, mam to gdzieś, bo od 300 dodatkowych kcal zaraz nie przytyję).

Diabelskie urządzenie.

24 lutego 2012 , Komentarze (2)

Czy możecie powiedzieć mi jak to robicie? To nie żart, naprawdę za cholerę nie wiem jak to zrobić, by wymierzyć się zawsze w tym samym miejscu i zawsze z takim samym "naprężeniem" miary. Przecież centymetr w tą czy w tą to kwestia nieznacznego jej  naciągnięcia. Ok, mogę sobie założyć, że robię tak, by lekko dołożyć ją bez ciasnego uciśnięcia np. do brzucha w okolicy pępka, ale wciąż temu nie ufam. A to chyba też dość istotna kwestia, szczególnie, kiedy kilogramy nagle przestają spadać i ratujemy się pomiarami obwodów...

Kupiłam sobie balsam, polecany przez niektóre Vitalijki.

Kosztował 14 zł bez kilku groszy.

Umówmy się, od balsamu nam nie ubędzie, nie wierzę w to, ale chodzi o zadbanie o skórę, by nie stawała się nadmiernie obwisła.

Ogólnie nie jestem fanką balsamów, z prostej przyczyny: leń ze mnie okropny. Smarowanie się dwa razy dziennie przekracza moją cierpliwość :) Co innego higiena i pielęgnacja twarzy, a co innego balsamowanie ciała. Ale się przełamałam, cena mnie skusiła. Jak nałoży się ten preparat na ciało to przez kilka dobrych minut czuć mrowienie. Nie wierzę, że to działanie wyszczuplające, raczej nawalili mentolu albo innego badziewia, coby odczuć empirycznie  "intensywne działanie", ale jest to przyjemne. Myślę, że latem będzie nawet bardziej. Wiem, że jest też do wyboru rozgrzewający balsam z tej serii, być może następnym razem dla odmiany spróbuję tamtego.

Od jakiegoś czasu biorę też Cidrex, tabletki z octem jabłkowym i zieloną herbatą. Producent deklaruje:

  • Składniki preparatu CIDREX mogą wspomagać proces odchudzania poprzez wpływ na poprawę metabolizmu, zwłaszcza cukrów i tłuszczów.
  • Regularne stosowanie preparatu pobudza procesy przemiany materii.
  • Poprzez usuwanie zbędnego tłuszczu z organizmu wpływa na obniżenie poziomu cholesterolu.

Dietetyczny środek spożywczy specjalnego przeznaczenia żywieniowego -wspomagający odchudzanie.
Suplement diety. Produkt nie może być stosowany jako substytut zróżnicowanej diety.

Składniki :
Ocet jabłkowy, algi (Ascophyllum) , olej z nasion soi, olej z kiełków pszenicy, żelatyna, lecytyna, tłuszcz roślinny, glicerol, żółty wosk pszczeli, tlenki żelaza, dwutlenek tytanu.

Działanie:

  • Kwasy: jabłkowy i cytrynowy biorą udział w cyklach metabolicznych i usuwają szkodliwe produkty przemiany materii.
  • Algi są żródłem jodu niezbędnego dla prawidłowego przebiegu procesów metabolicznych, w tym warunkujących otyłość.
  • Olej z zarodków pszenicy bogaty jest w witaminę E, magnez, kwas pantotenowy, fosfor, tiaminę i cynk. Są to ważne składniki niezbędne do prawidłowej przemiany materii.
  • Witamina B6 jest niezbędnym czynnikiem w prawidłowych czynnościach układu krwiotwórczego i skóry oraz w przemianach aminokwasów.
  • Lecytyna bierze udział w procesach metabolicznych i transporcie tłuszczów, przez co wpływa na poziom cholesterolu.

Tabletki te nie są reklamowane, więc ich cena też jest niższa, niż np. Linei. Przynajmniej ja nigdzie reklamy nie widziałam, dowiedziałam się o tym preparacie na jakimś forum.

Jestem ciekawa, co sądzicie o tych wspomagaczach odchudzania, które jak wiadomo cudu nie uczynią i bez diety oraz ruchu rezultatu nie dadzą żadnego, oprócz ogołocenia portfela.

PS. Super bodyball za mną, mniej ludzi było i zaraz sie przyjemniej ćwiczyło. Zaczyna mi być chyba trochę lżej chwilami, choć nadal dotknięcie podłogi rękami w skłonie z wyprostowanymi nogami to nieosuągalny wyczyn

22 lutego 2012 , Komentarze (8)

Kurde, kurde, kurde! Wchodzę dziś na wagę, a tam 95,9!!!  Oznacza to, że osiągnęłam kilka dni przed czasem postanowienie miesięczne!!!!!

Znaczy się albo za mało ambitna jestem i nałożyłam sobie zbyt mały cel do osiągnięcia (czyli 4 kg przez 3 tygodnie), albo  dałam sobie większy wycisk, niż sądziłam, że dam

Ale chyba wolę  stawiać nałe kroki, niż liczyć na duże a potem czuć zawód, że się nie udało. Mogłabym opaść z entuzjazmu, choć czytałam, że należy robić włąśnie odwrotnie, żeby czuć większą satysfakcję z osiągniętego celu. Cóż, chyba każdy musi robić wedle swojego charakteru.

Tak czy siak cieszę się bardzo i zapewne jeszcze bardziej uskrzydlona polecę na siłownię. Dziś czeka mnie step, jutro kolejny spinning (nabrawdę zaczynam lubić te mordercze zajęcia!) i relaksik z kumpelą na basenie, a w piątek bodyball. Ostatnio średnio mi się podobało, ale postanowiłam spróbować raz jeszcze.

Niewątpliwie na razie moim numerem jeden jest spinning, minus jest taki, że są bardzo niewygodne siodełka, wiecie takie męskie, i dupa boli jak jasna cholera :)

21 lutego 2012 , Komentarze (5)

Dodaję kolejne wpisy z prowadzonego bloga z dnia 9, 15, 16 lutego. Słowem wyjaśnienia - zamierzam blog zlikwidować, chcę dalej pisac tu i chcę również zachować notki. Być może następna już będzie na bieżąco :)

9.02.2012

Dzisiaj wypróbowałam zajęcia o nazwie bodyball, czyli mówiąc zwyczajnie - ćwiczenia z użyciem bużych piłek. Mają one na celu wzmocnienie mięśni. Wszelkie figury dozwolone: piłka nad głową, pod brzuchem, pod tyłkiem, między nogami itd.itp. Faktycznie czuć, jak pracują mięśnie. W przyszłym tygodniu byc może zamiast tych zajęć, spróbuję stepów.

Wkurza mnie, że odstaję od reszty. Na tych zajęciach byłam najgrubsza, mniej więcej połowa dziewczyn wyglądała, jakby dopiero z wybiegu zeszła :( Przez to czuję się gorsza. Tak sobie myślę, że gdybym ja urodziła się szczupłą osobą (którą nigdy w życiu nie byłam, bo już jako dziecko miałam nadwagę), nikt by mnie wołami na siłownię nie zaciągnął :) Robię to, bo muszę. Może to źle, ale nic na to nie poradzę, że kanapa i pilot oraz książka zdecydowanie bardziej do mnie przemawiają :)

Jutro standardowa wizyta na basenie (chodzę na godzinę raz w tygodniu z koleżanką, tak jest od dawna) i wieczorem kolejne zajęcia do przetestowania... ale o tym następnym razem :)

15.02.2012

Dlaczego zjadłam pizzę i nie mam wyrzutów sumienia?

No właśnie, dlaczego? 2 i pół kawała pizzy. I wcale nie z okazji walentynek :)

Nie wiem na ile teorie, jakoby 100gramów pizzy miało 580kcal, są prawdziwe. Zależy to na pewno od grubości ciasta, ilości sera i dodatków mniej lub bardziej kalorycznych. Umówmy się, że przy diecie (prawie) wegetariańskiej, dostarcza się jednak mniej kalorii, bo nie jemy tłustych boczków, kiełbas itd. I też to samo nie znajdzie się u nas nigdy w życiu na pizzy.

Ano zjadłam i to z wielkim apetytem, następnie godzinke jeżdżąc na rowerku, co jest kroplą w morzu potrzeb, jeśli przyjąć powyższą wartość kaloryczną i to, że jeden kawałek ważył ok 170gr.

Zjadłam i nie mam wyrzutów sumienia, bo:

- zaspokoiłam swoją potrzebę na jakiś czas

- nie mam poczucia, że dzieje mi się krzywda, bo nie mogę zjeść tej bardzo lubianej potrawy, bo JESTEM NA DIECIE!!!!

- nie rzucę się na pizzę i nie pochłonę jej w całości w chwili słabości, która na pewno się pojawi i to nie jeden raz

- bo nie mam zamiaru schudnąć w miesiąc 10 kg po to, by za chwilę przytyć 15

- dlatego, że wciąż spinam dupę i chodze na siłownię, ruszam się i spalam kalorie.

Za mną nowe zajęcia pt. "płaski brzuch". Musze przyznać, że mięśnie brzucha pobolewały mnie przez kilka dni, ale... szyja!!!! masakra! Pewnie źle wykonywałam niektóre ćwiczenia zbyt mocno spinając mięśnie szyi. Musze przyznać, że jeszcze dotąd nie zdarzyło mi się nadwyrężyć mięśni szyi :D

A dziś kolejne nowe zajęcia: Step. Jak będzie, się okaże.

W tym tygodniu zaliczyłam też kolejny spinning i było o niebo lepiej. Być może jest to kwestia nastawienia, że będzie morderdczo i muszę dać radę, a być może innego trenera, który prowadził zajęcia chyba troszkę lżej.

Najważniejsze jest uczucie PO. Zawsze jestem z siebie dumna,  że zmobilizowałam się i dobrnęłam do końca.

16.02.2012

Wczorajszy step nie był tak prosty, jak mi się zdawało, ale doszłam też do wniosku, że na co bym nie poszła, wszędzie mi ciężko. Ale nic dziwnego, jak się ma 40 kg zbędnego balastu :(

Mniej więcej w połowie miałam dość, ale też chyba dobrze się bawiłam, dlatego coś mi się wydaje, że te zajęcia wpiszę w swój kanon. Albo będę chodziła naprzemiennie z innymi, muszę się zastanowić. Względnie będę je sobie dobierała do samopoczucia w danym dniu i już.

 

Dziś kolejne, na które czekam od czasu wykupienia karnetu na fitness, a na które nie dostałam się z braku miejsc w ubiegłym tygodniu. Ciekawe czy też będzie ciężej, niż się spodziewałam... Przyjmuję zasadę, że idę co najmniej godzinę wcześniej, by rozgrzać się na bieżni lub orbitreku, a potem idę na właściwe ćwiczenia.

Nadal nie cierpię się ruszać!!! I szczerze nienawidzę tych chudych jak patyk dziewczyn, które pojawiają się na zajęciach ;) Wciąż jestem najgrubsza!!! yyygh... Ale wiem, że to jedyna droga, która w połączeniu z rozsądnym odżywianiem, da oczekiwany efekt.

21 lutego 2012 , Komentarze (4)

Wpis z bloga 8.02.2011

Dziś byłam na spinningu. To całkowita dla mnie nowość. Spinning to jazda na rowerze, ale inaczej, niż na zwykłym rowerku stacjonarnym. Rowery do spinningu są inne, na specjalnym stelażu, cięższe, masywniejsze, bardziej popychają nogi do pedałowania, przystosowane do jazdy również na stojąco.

Pod okiem instruktora i według jego zaleceń zwiększa się lub zmniejsza obciążenie, tempo. Pedałuje się w rytm muzyki i świateł.

Muszę powiedzieć, że te zajęcia były dla mnie ogromnie ciężkie. Choć czasem jeżdżę na stacjonarnym, tutaj prędkość chwilami przerastała moje możliwości. Prawdę mówiąc w połowie byłam bliska rozpłakania się lub też zabicia trenerki :) Ale pomyślałam sobie, co, ja nie dam rady?! Dotrwałam do końca, ale to naprawdę wyższa szkoła jazdy.

Korzyści płynące ze spiningu:

* poprawa wytrzymałości
* wzmocnienie układu kostnego
* zmniejszenie tkanki tłuszczowej
* zapobieganie osteoporozie
* zapobieganie chorobie wieńcowej
* utrata zbędnych kilogramów
* poprawa jędrności skóry
* zwiększenie wydolności układu krążenia
* wyrzeźbienie mięśni łydek, pośladków i ud
* polepszenie kondycji

Spróbuję iśc na jeszcze jedne zajęcia. Kilogramów do zrzucenia sporo, a podczas spinningu traci się ich więcej, niż podczas jazdy na zwykłym rowerku, w swoim tempie, jakoś zacisnę zęby. Jeśli bardzo się umęczę i stwierdzę, że to jednak za wysokie progi na moje nogi - odpuszczę. Ale na razie nie chcę się poddawać. Będę twarda!

20 lutego 2012 , Skomentuj

Wpis z bloga z 7.02.2012r.

Dzisiaj pierwszy raz byłam na siłowni. W moim mieście otwarto kilka dni temu kompleks, z którego można korzystać po wykupieniu abonamentu. Dziś byłam wypróbować bieżnię (60min), rowerek poziomy (35min) i gazellę (25min). Spędziłam też 12 minut na saunie, w 60 stopniach. Czuję się pozytywnie zmęczona i muszę przyznać, że sprzęt jest naprawdę dobrej jakości i prawie nowy. Dużo przyjemniej się ćwiczy, choć ja jestem niestety z tych, co wolą cały dzień nic nie jeść, niż ruszyć palcem. A jeść lubię baaardzo. Czy więc wyobrażacie sobie, jak NIENAWIDZĘ ćwiczyć?! Wykonywanie nudnych, schematycznych ćwiczeń (skłon raz, przysiad dwa itp) to nie dla mnie. Po 10 minutach mam serdecznie dość.

Zaczynam trening z całą mocą, w tym tygodniu jeszcze idę na 3 zajęcia: zumbę, spinning i ćwiczenia na piłce. Wszystkie formy są dla mnie totalną nowością. Liczę, że w grupie będę bardzoej zmotywowana. W połączeniu z dietą nie ma możliwości, żeby się nie udało. Tylko oby zapał był cały czas, tego głównie potrzebuję. Nie podobam się sobie w lustrze, źle się czuję w swojej skórze, nieustannie tyję (nigdy nie utrzymuję wagi: albo tyję, albo chudnę), do tego lekarz zalecił mi zrzucenie wagi. Myślałam, że spalę się ze wstydu. Żeby z tego powodu spalały się też kalorie, mogłabym zjeść pakę czipsów bez wyrzutów sumienia :)

 

Jakie zasady przyjmuję podczas stosowania obecnej diety? Cóż, specjaliści twierdzą, że nie należy w ogóle używać tego słowa. OK, zmieniam swój styl życia.

1. Ruszać się tyle, ile wlezie. Każdy sposób mile widziany. Czy to bieżnia na siłowni, czy sprzątanie mieszkania, czy seks :)

2. Zrezygnować z wysokokalorycznych potraw. Postarać się zapomnieć, że istnieją chipsy i majonez :)) Zmniejszyć porcje.

3. Kolację jeść najpóźniej 3 godziny przed pójściem spać i zamiast zwykłego chleba razowego przeznaczonego na śniadanie, jeść chlebek ryżowy. (Bo bez chleba nie wyobrażam sobie życia, a skoro mam polubić mój nowy styl odżywiania, nie zrezygnuję z produktów bardzo dla mnie istotnych).

4. Nie spożywac mięsa wołowego i wieprzowego. Maksymalnie ograniczyć również drób. (To nie dla diety, ale z powodów ideologicznych, mięsa czerwonego nie jem od dawna, natomiast niewątpliwie ma to również pozytywny wpływ na zdrowie).

5. Zapisywać i porównywać swoje osiągnięcia, za każdy osiągnięty cel należy się mała nagroda, np. w postaci uwielbianego piwa.

6. Za każdy osiągnięty długoterminowy cel (każde 10kg) sprawić sobie przyjemność (może jakiś ciuszek rozmiar mniejszy będzie już dobry?)

7. Jeśli na coś bardzo mam ochotę, np. czekoladę - mogę ją zjeść, pod warunkiem "karnych" dodatkowych ćwiczeń. To mnie uchroni przed rzuceniem się na całą tabliczkę w chwili słabości, a jednocześnie spalę nadprogramowe kalorie.

 

Listę ww zasad być może z czasem będę powiększała, na razie tyle przychodzi mi na myśl.

20 lutego 2012 , Komentarze (3)

Wpis z bloga, który założyłam 6 lutego 2012r.

Zakładam tego bloga z myślą o lepszej motywacji do podjęcia i utrzymania diety, ale także kontroli postępów. Zamierzam pisać tu o swoich sukcesach, ale również grzechach. Mam nadzieję ustanowić sobe cele i do nich dążyć, a jeśli się nie uda - szukać przyzyn takiego stanu rzeczy.

Niestety, osiągnęłam "imponujący" trzycyfrowy wynik.

W tym roku odchudzałam się już, startując z wagą 95kg. Schudłam 4kg i porzuciłam dietę, zniechęcona bardzo małymi rezultatami, w swoim mniemaniu. Od tego czasu się nie ważyłam. Czułam jednak, że jest coraz gorzej. Dziś więc weszłam na wagę i ujrzałam przerażający wynik... Nie jestem na 100% pewna, czy jest to wartość prawidłowa, bo waga coś dziwnie działa, kilka razy pod rząd pokazuje inny wynik i to w szerokim zakresie różnicy 88-101kg. Przyjmuję jednak 100kg za wagę wyjściową. Czas postawić sobie cel. Do końca miesiąca już niedaleko, dlatego 1 marca zamierzam ważyć nie więcej, niż 97kg. Jutro zaczynam zajęcia fitness, bardzo się boję, że przyjdą same chudzinki. Być może będzie tam waga, do weryfikacji dzisiejszego wyniku.

 

EDIT

Zmieniam cel miesięczny na 96kg. Waga następnego dnia rano pokazała niecałe 99kg. Być może miała na to wpływ godzina ważenia. Od tej pory zawsze dokonywać będę pomiarów rano, po przebudzeniu.