Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ggeisha

kobieta, 53 lat, Kraków

162 cm, 73.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

12 marca 2022 , Komentarze (11)

Uprzejmie donoszę, że żyję. 

Zapisałam się swego czasu na wirtualne wyzwanie przebycia na nogach Polski w poprzek (wschód-zachód). Ogółem 781 km. Zrobiłam nawet 5 km więcej w 36 dni. No zaczynałam bez żadnych ambicji, byle zdążyć do końca roku, ale później chciałam być jak najwyżej na liście (im szybciej się przebędzie ten dystans, tym wyższa pozycja na liście), no i zaczynałam wydłużać dzienne dystanse. Wczoraj, w ostatni dzień, chciałam dobić do celu, a zostało mi 27 km. Był to dzień niebiegowy, więc spacer. Ponieważ się pogubiłam, wyszło 32 km spacerem. Nogi bolały mnie mega mocno. Przez całą noc mnie bolały stawy skokowe i naprawdę miałam obawy, jak ja dzisiaj pójdę na trening. Bo dzisiaj w planie interwały. Poszłam. Bolało przez pierwszy kilometr. A później... przestało! 

Zatem: jeśli bolą nogi od chodzenia, trzeba iść pobiegać.

:)

Interwały. Zawsze, jak mam w planie interwały, takie dłuższe niż 3-minutowe, mam straszną niechęć i boję się, że nie dam rady. Dzisiaj było 3× po 10 minut. Więc zwlekłam się dopiero koło południa. Ale, jak zwykle, moje obawy były nieuzasadnione. Zmęczyłam się, tak, ale potem regeneracyjny truchcik przywrócił mnie do użyteczności i pobiegłam drugie tyle (już nie interwałami). O, tak to wyglądało:

Tu tętno:

Jak widać, w przerwach tętno spada! Juppi. To dobry znak. Nie do wymaganego poziomu drugiej strefy, ale jednak spada. 

Te treningi są z planu z garmina, który ma na celu poprawę kondycji. No i muszę przyznać, że to rzeczywiście działa! Mam coraz lepsze wyniki, mogę szybciej i dłużej biegać. Dzisiaj osiągnęłam kolejny sukces - wzrost pułapu tlenowego do 48.

A tak mi rośnie pułap tlenowy na przestrzeni pół roku:

Od stycznia widać wyraźny wzrost, to wtedy zaczęłam ten program. Zatem polecam.

No, a teraz będę sobie leżeć i pachnieć, bo wreszcie znowu zaczęli produkować moje ulubione perfumy, więc mogę zużywać zapas sprzed 20 lat. 

Odpocznę sobie parę dni (od dreptania po 20-parę kilometrów dziennie) i zapiszę się na kolejne wyzwanie, tym razem przebycia Polski pionowo (północ-południe). Te 2 medale będą się razem fajnie prezentować 😀.

Fajne, nie?

A, jak już zdjęcia wstawiam, to jeszcze kilka z wcziraj i z dziś:

Moje kochane miasto 

2 marca 2022 , Komentarze (2)

Tylko tak to tu zostawię.

2 marca 2022 , Komentarze (13)

Dziwne rzeczy. Chyba się starzeję. Od kilku nocy śpię po 4,5 godziny. Budzę się koło piątej i nie chce mi się spać. Z rozsądku daję sobie czas. W dzień też wygospodarowuję czas na drzemkę. Ale jej nie potrzebuję! Pomimo sporej aktywności. A może właśnie dlatego? No ale nie jestem pobudzona. Tętno 43. Ciśnienie niskie. Cóż, póki co przyjmuję ten stan z zadowoleniem. Mam po prostu więcej czasu. 

 

28 lutego 2022 , Komentarze (6)

Mój nowy fenix mierzy kalorie w nowy sposób. Na trening ogólnorozwojowy wyliczył tak:

czyli dwukrotnie więcej niż dotychczas. Z jednej strony to strasznie dużo na tak krótki czas, z drugiej strony rzeczywiście kiedy były mocne akcenty cardio, to tętno wywalało pod sufit i kalorie szybciej się spalały. Poprzednio trenerka mówiła, że mi zdecydowanie zegarek zaniża, więc może faktycznie poleciało te 400 kalorii. 

W dodatku przeszłam się dziś wolnym spacerkiem 22 km. A czasomierz pokazał

czyli mniej więcej tyle, ile spaliłabym biegając na tym dystansie. Ale... Zakładam, że na samą aktywność trzeba by odjąć kalorie spoczynkowe, które bym spaliła w czasie tych pięciu godzin leżąc i pachnąc. Więc będzie tego mniej. W końcowym, całodniowym bilansie zegarek to uwzględnia.

Mądry taki jest.

Martwi mnie tylko poziom mojej body battery. Nie regeneruję się zgodnie z zamierzeniem, Czuję się całkiem OK, na siłach, ale pod wieczór jest tak:

a w nocy mam zbyt krótki i zbyt płytki sen, żeby się doładować. I zaczynam dzień na niepełnej baterii :( I to z dnia na dzień się pogłębia.

heh. Powinnam się wyspać.

--------------------------------------------

Temat wojny powszechnie na tapecie. Więc poczuwam się, żebym i ja zabrała głos. I tak:

1. Wiadomo: ból, żal, nieszczęście ludzkie. Jak to wojna.

2. Ogromny szacunek i podziw dla obrońców Ukrainy. Czapki z głów.

3. Wzrusz i duma z naszych rodaków, którzy pomagają jak potrafią, robią zbiórki potrzebnych rzeczy i żywności, udostępniają swoje mieszkania, hotele itp. Tyle dobra jest w ludziach, że pomimo tego całego zamieszania i zła, aż miło się o tym przekonać. Brawo, ludzie.

26 lutego 2022 , Komentarze (3)

Dziś miałam najtrudniejszy z treningów z obecnego planu poprawiania kondycji. 

15 min rozruch (lekki bieg)

3 mile (ok. 4,8 km) sprint 

ok. 5 min. bieg spokojny

Te 3 mile dały mi po doopie. Po biegu siadłam na ławeczce, schyliłam głowę, a pot sobie kapał mi z twarzy, aż się zrobiła mała kałuża. 

A potem pobiegłam jeszcze spokojnym truchcikiem bez chwili marszu jeszcze 12 km, żeby do 20 km dobić 😜

Ale do rzeczy. Miałam na jednej ręce fenixa 5x plus, na drugiej 7x. I tak wyglądały różnice. Najpierw tętno:

A tak tempo:

Kadencja:

Czas w strefach:

Podsumowanie:

I mapki:

Cóż, różnice są. Widać, że tętno 7x mierzy dokładniej. W tempie są drobne różnice, ale prawie jednocześnie buczały mi po równych kilometrach. Czasem prawy, czasem lewy o sekundę wcześniej. Kadencja się praktycznie nie różni. Czas w strefach już tak, ale to kwestia dokładniejszego czujnika tętna w siódemce. 

Jeśli chodzi o dokładność zapisu śladu na mapce, to jestem mile zaskoczona dokładnością piątki! Podobno siódemka ma takie mega dokładne systemy GPS, a tu praktycznie nie widać różnicy. Pogrzebię w ustawieniach, może nie wszystko miałam włączone na trybie domyślnym.

Aha, no i według siódemki spaliłam 50 kcal więcej! Ciekawa jestem, jak to wyjdzie na treningu ogólnorozwojowym w domu, bo według mojej trenerki piątka wyraźnie zaniżała.


Jeszcze zabawki w siódemce: mierzy mi body batery - jak odpoczywam, to się ładuje, jak mam wysiłek, to się rozładowuje - fajny bajer.

Monitor oddechu. Ale ja w to nie wierzę. Niby na podstawie tętna, no bo jak inaczej. Wylicza mi tempo oddychania. 

Stamina - czyli zapas energii w czasie aktywności. Pokazuje na wykresie rzeczywistą i potencjalną wartość. O takie coś:

No i ma dokładniejszy moninor snu i pokazuje jeszcze różne inne statystyki. Fajny.

Aha, moje treningi na poprawę kondycji rzeczywiście poprawiają kondycję. Awansowałam na kolejny pułap tlenowy. Tym razem 46. Stan wytrenowania efektywny. Czyli warto się pomęczyć. Zresztą sama to widzę, że treningowo przebiegam bez marszu 20 km. I to włącznie z mocnymi 3 milami. A po 12 km dotruchtania zostało jeszcze ponad połowę staminy:

Jutro długi bieg. Już na spokojnie.

25 lutego 2022 , Komentarze (11)

Wreszcie go mam. Mój dzidziuś kochany. Zobaczymy, jak się będzie sprawował.

Na razie rajcuje mnie ekran dotykowy, latarka i ładowanie solarne. To faktyczny widok sprzed chwili. Jeszcze świeżutki, ani kroku nie zrobiłam :)

A to mój staruszek na drugiej ręce.

Już ma bezel zrysowany. Nowy też się zrysuje, ale nie szkodzi, lubię takie. Każda rysa ma swoją historię :)

Przydałby mi się pasek nylonowy tekstylny, bo te najlepiej się sprawdzają - oddychają, nie zaparzają skóry, nie ocierają, nie poci się pod nimi.  Ostatecznie tytanowy, ale nie czarny. Biały lub niebieski. Ale takich nie widziałam. Ani oryginalnych (za miliony) ani na Aliexpresie, gdzie nakupiłam mnóstwo pasków za bezcen, no ale nie białych...

Tak więc zabawę mam. Planuję jutro wziąć oba na wybieganie. Ciekawa jestem, jakie będą różnice. Na razie widzę różnice w tętnie i to znaczne. Wygląda na to, że mam niższe tętno niż sądziłam. A to znaczy, że jestem trupem. Bardziej wierzę nowemu, bo ma jakiś udoskonalony czujnik tętna. I saturacji. Nie pisząc już o GPS. Bo to ma podobno o generację lepsze. Dlatego go kupowałam. 

I teraz tak. Dopóki nie pozbędę się starego (mój tata go dostanie - jeszcze o tym nie wie - póki co ma jakąś opaskę do mierzenia tętna i kroków, ale bzdury mu mierzy), będę je nosić zamiennie. To jest mocne postanowienie i chyba muszę się zmusić. Bo ja, jako homo sovieticus, mam tendencje do zostawiania "na kiedyś". W ten sposób mam dwie pary butów - na asfalt i na teren, które leżą już ponad rok, bo mi ich SZKODA używać. A biegam w jakichś dziurawych dziadach. Wiem, wiem, szkoda kolan, kostek i innych. Bo amortyzacja w tych starych jest żadna. Ale, według mojej fizjo, którą szanuję i której wierzę, amortyzacja to pic na wodę. Technika biegu ma znaczenie. A tę mam chyba OK, skoro mi nic nie wysiadło od daawna.

Aha, mam nową przypadłość. Nie wiem, czy pocovidowa, czy to na starość, czy jeszcze inny jest tego powód. Otóż, kiedy jestem w stanie spoczynku - siedzę, odpoczywam lub leżę - w lewym uchu czuję (słyszę?) takie jakby stuki, trzaski - jakby pękały bąbelki lub szeleściła folia. Nieregularne. Nie, jak tętno. Poprzednio były dość rzadkie, ale "głośne", dzisiaj szybsze, ale delikatniejsze. Obstawiam coś w uchu środkowym. Na bank nie woskowina, na bank nie ciśnienie (mierzyłam, mam 117/70, więc normalne). Może ciśnienie atmosferyczne ma wpływ? Może to zmęczeniowe? Jak jestem w ruchu, to to kompletnie zanika. Nie wiem, czy to laryngologiczne, neurologiczne czy naczyniowe. Poobserwuję. Jak nie przejdzie lub się nasili to będę szukała jakichś lekarzy.

Jedzenie bez zmian. To znaczy, zmiany są. Co chwilę coś innego sobie jem. Ale bez zmian w sensie kaloryczności itp. Nadal intuicyjnie. I waga chyba bez zmian, bo ubrania pasują tak samo jak jesienią.

15 lutego 2022 , Komentarze (4)

Tak sobie myślę, dlaczego ja właściwie się siebie czepiam? Postanawiam zmniejszyć dystans, zwolnić. Bo co za dużo, to nie zdrowo, ale kto gdzie wyznaczył tę granicę? I co właściwie mnie obchodzą granice innych ludzi?

Prawda jest taka, że nie jestem w grupie ryzyka, ani zagrożenia zawałem, ani kontuzji ścięgien, mięśni czy stawów. Nie odczuwam absolutnie żadnych dolegliwości. Nie jestem przetrenowana, mój puls spoczynkowy jest na poziomie 40 ud/min. Pułap tlenowy 45, czyli wydolność doskonała. 

A uj z limitami! Póki mi się chce, będę biegać po 20 km i w nosie mam, że ktoś sądzi, że to dużo. Dla mnie to idealnie, bo po 10 km interwałów czuję niedosyt, który tak męczy, że... muszę go rozbiegać.

Dla domorosłych strachaczy o moje tkanki, pragnę dodać, że:

- po każdym treningu robię cały zestaw ćwiczeń rozciągających

- 3 razy w tygodniu robię 45-50 min. trening ogólnorozwojowy

- biegam 4, góra 5 razy w tygodniu, więc nie codziennie i tak, mam czas na regenerację

- jak nie biegam, to chodzę i w planie mam też rower, żeby różne mięśnie pracowały

- słucham swojego ciała. I kiedy mówi "dość", to nie forsuję. Chyba, że to końcówka interwału 😜

i już.

11 lutego 2022 , Komentarze (20)

Przesłuchałam kolejny audiobook/kurs z psychologii odchudzania. Nie po to, żeby schudnąć, raczej po to, żeby zrozumieć, jak to jest, że nie tyję jedząc zupełnie bez żadnej kontroli, a kiedyś, kiedy byłam młodsza i miałam lepszy metabolizm, tyłam. 

No i w zasadzie wychodzi na to, że cały klucz leży w braku diety, braku odchudzania się. W związku z tym nie mam kompulsów jedzeniowych. Jem różne "zabronione" pokarmy: wafelki, słodycze, dużo owoców, suszonych i świeżych, czekoladę itp. Tak, nie jem w zasadzie wcale cukru rafinowanego, bo nie mam do czego. Herbaty, kawy nie słodzę, bo lubię gorzkie. W czasie covidu piłam herbatę z sokiem malinowym, tam był cukier, ale to są wyjątkowe sytuacje. O, wczoraj zjadłam też paczkę (całą!) biszkoptów. Też z cukrem. Czasem lody zjem. Rzadko też jem pieczywo. Nie jest to racjonalne odmawianie sobie, po prostu nie mam ochoty. Wyjątkiem są piętki chleba 8-ziaren i jak jestem bardzo głodna, to czasem kupię i zjem w piekarni bułkę, albo precle. Może dziwnie jem, ale tak dyktuje mój organizm. Jem, na co mam ochotę po prostu.

O co chodzi z tą głową? Ponieważ nie mam parcia na wagę, nie przeżywam stresu z powodu cyferek. Nie mierzę się, nie ważę. Podczas okresu miałam ciasno w spodniach, teraz już jest luźno. Wyglądam tak samo, jak jesienią, kiedy skończyłam się ważyć. I możliwe, że wiosną nie wrócę do ważenia. Bo po co? 

W tym audiobooku babeczka mówi o tym, że wszelkie nieskuteczne diety i jojo biorą się z tego, że pewne schematy w mózgu zostają niezmienione. Nawyki nie tyle jedzenia, co myślenia. Dlatego cokolwiek by się z wagą nie zrobiło, brak kontroli - i wszystko wraca, jak na rozciągniętej gumie. Natomiast zmiana myślenia powoduje zmianę zachowań nieświadomych, stworzenie nowych połączeń nerwowych w mózgu - i nagle przestaje się tyć. U mnie coś takiego miało miejsce. Wręcz z niedowierzaniem patrzę na to, jakie to było proste! Po prostu przestać się odchudzać, a zacząć zdrowo żyć. 

10 lutego 2022 , Komentarze (12)

Wstałam przed świtem, bo czwartkowy bieg - rzecz święta, mimo, że wczoraj wypadł nadprogramowy, a nawet dwa. No ale wstałam. Ubrałam się za ciepło, bo skąd mogłam wiedzieć, że w lutym będzie 11 stopni?! A na podejście do okna, żeby zerknąć na termometr nie starczyło mi czasu. 

Mój mąż często nie może zrozumieć, że można mieć tak wszystko wyliczone co do sekundy i jak nie mam czasu, to nie mam. Ale tak działam. Nawet mam wklalulowane wizyty w WC! Oczywiście nie zawsze, bo bywa, że czasu mam duuużo. Ale jak mam jakieś spotkanie o określonej godzinie, to tak mam. 

No i zgrzałam się nieziemsko, przez co tętno poszybowało w obłoki i spokojny, powolny bieg zaliczyłam w 4 strefie. Ech. 

Potem miałam egzamin. Online. No i okazało się, że nie działa mi kamera. Włączałam, wyłączałam teamsy, laptopa. Nie dało się jej uruchomić. W ustawieniach wszystkie programy mają dostęp. Nie jest zasłonięta. Zmieniałam tło na pulpicie. No to sądziłam, że coś kliknęłam przy okazji.

Dobra. Odbębniłam egzamin bez kamerki. Nawet dobrze, bo po bieganiu fryzurę miałam jak po pływalni, a nie zdążyłam umyć głowy (te sekundy!). 

Wieczorem trening. I znowu - kamera nie działa. A ma działać, bo trenerka musi widzieć, czy dobrze robię te martwe ciągi czy inne plancki. Ale nie działa. 

Po treningu grzebię w ustawieniach. Jakieś aktualizacje. Dobra, może trzeba je zaakceptować? No to uruchamiam. Reset jeden, drugi. Sprawdzam w Teamsach. Oczywiście, kamerka nie działa. 

Z przekleństwem na ustach, szukam po googlach. Piszą, że jakiś sterownik trzeba uaktualnić. Kurde. Ale jaki, jak?

No jasny gwint. Szukam dalej. Jakiś filmik na stronie Asusa. Pierwsze scenki "sprawdź, czy masz włączoną kamerę - przycisk F10". Błysk, huk - przecież wczoraj czyściłam klawiaturę! Wciskam F10, włączam Teamsy - DADAAAM! Działa!


A żeby tak wesoło nie było - ktoś zajumał mi płachtę z przedniej szyby samochodu. 

Bo to Polska właśnie!


9 lutego 2022 , Komentarze (5)

Tak mi przyszła do głowy analogia i w sumie nie wiem, co o tym myśleć.

No bo miałam do zrobienia jednostkę treningową: 

15 minut w 2 strefie tętna, 

15 minut w 4 strefie tętna, 

15 minut w 2 strefie tętna 

5-10 minut biegu odpoczynkowego.


Już abstrahując od tego, że z tymi strefami to doopa blada, bo nijak się nie da biec w 2 strefie, te 5-10 minut to u mnie około 15, ale po odbębnieniu tego, jak dotąd jednego z najtrudniejszych biegów tego programu (ten środkowy 15-minutowy interwał dał nieźle popalić!) byłam porządnie zmęczona, ale i zadowolona. Jak po porządnym, kalorycznym i pysznym posiłku. I w zasadzie na tym powinnam poprzestać, było nie było, stuknęło 10 km. A co zrobiłam ja? Zrobiłam dodatkową pętelkę 8 km. Tak ledwo powlócząc nogami. Jak kompuls jakiś, kiedy się jeszcze obżera, choć już jest się pełnym. Po co mi to? Tym bardziej, że wieczorem jeszcze czeka mnie trening. 

Dolega mi zdecydowanie kompulsywne bieganie. 

Nie, nie chodzi o to, że biegam często, że się morduję tymi interwałami. To jest OK i jak najbardziej racjonalnie. Chodzi o to, że dowalam drugie tyle, bo czuję, że jeszcze się zmieści, że dam radę, że mam czas i audiobook ciekawy, wiec czemu by nie?

I szlag trafił postanowienia noworoczne! Dlatego uważam, że te postanowienia są bez sensu.