Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ggeisha

kobieta, 53 lat, Kraków

162 cm, 73.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 lutego 2022 , Komentarze (11)

Dostałam dzisiaj trzynastkę. I kupiłam nowego fenixa. 7x szafirowy. Starego spalę, hehe, żartuję, dam tacie. Kupiłam w przedsprzedaży, więc poczekam jakiś czas. Ale to dobrze. Oswoję się z myślą, że będzie. Taki: 

Z solarną baterią! I dokładniejszym pomiarem gps i tętna. W dodatku ma monitor oddechu. Jak on to mierzy, tego ni huhu nie wiem. Mam dmuchać na niego, czy co?

Poza tym ma latarkę (!), lepszy, profesjonalny monitorinģ snu (może wreszcie wezmę się za praktykowanie OOBE) i pulsoksymetr, który może być włączony non stop. A bateria trzyma kilka tygodni. 

Ma ekran dotykowy, co czasem może być pożyteczne, ale na ogół będę to wyłączać. 

No i ma ponoć o niebo lepszy bluetooth i nie przerywa jak się z niego słucha muzyki, czy audiobooka. 

Oczywiście płatności też ma. Ale to mój obecny fenix też obsługuje.

Więc mogę w ogóle olać noszenie smartfona. Oczywiście mapy.

W zasadzie znowu będzie miał 80% funkcji, jakichś nie wykorzystam nigdy. Jakieś pola golfowe, zjazdy narciarskie, cuda-wianki związane z pływaniem, treningiem siłowym czy żeglarstwem. Ale już wysokościomierz i łączność z telefonem (odbierenie maili, wiadomości czy innych powiadomień) jest przydatne na codzień. No i takie apki, jak prowadzenie po śladzie do punktu, wyznaczanie tras o zadanej długości, znajdowanie samochodu, a treningowo interwały, statystyki, kontrola wydolności i sto tysięcy różnych buzerów, które można ściągać, monitorować - to frajda.

Długo się nad nim zastanawiałam, ale skoro kasa skapnęła, to zamiast wydać na pierdółki, zainwestuję w sprzęt.

Miałam kiedyś garmina forerunnera 305. To był mój pierwszy zegarek sportowy z gps. 

Oj, jak on długo łączył się z satelitami! Czekałam nieraz pół godziny pod blokiem, zanim się połączył! Był wielki, nieporęczny i wieszał się. Czasem baterii nie wystarczało na jeden trening. No i ktoś mi go ukradł na kempingu. Byłam wkurzona, ale trochę poczułam ulgę i kupiłam wtedy fenixa 3. Z szafirowym szkiełkiem. Takiego:

To był kawał dobrego sprzętu. Lubiłam go bardzo. Ale nie miał opcji pomiaru tętna z nadgarstka. Tylko pas HR. Obcierał, wyświetlał bzdury. W końcu, jak pojawiła się wersja 5, tę trójkę sprzedałam koledze z pracy. A piątkę mam teraz. Konkretnie 5x plus. Wygląda tak:

Oczywiście tarczę mam inną. Można sobie ustawić jaką się chce. 

Ma analizę snu, poniar tętna z nadgarstka, z pasa też może, mapy Polski i Europy. Ale można ściągnąć inne kontynenty. Bateria przy mojej eksploatacji trzyma 4-5 dni. 

Zegarki kupuję duże. Po pierwsze lubię duże, po drugie mają lepsze baterie, niż wersja S. 

No, więc już się cieszę i czekam na nowy.

Szczęśliwie, od 5 w górę fenixy mają takie same porty ładowania i systemy zmiany pasków. A ja nakupiłam pasków we wszystkich kolorach tęczy u Chińczyków, bo tam są 20-krotnie tańsze. Mam też oryginalną tytanową bransoletę, więc wszystko to będzie pasować. A tacie na Ali zamówiłam skórzany pasek. Zakładanie pasków jest na "klik", więc można sobie zmieniać dowolnie. 

_______

Jednak nie mam menopauzy. Testy wychodziły ujemne, ale myślałam, że to już. Jednak nie. Dziwne. Z jednej strony mnie to wkurza, z drugiej cieszy. Nie chodzi tu akurat o jakieś poczucie młodości, raczej o mniejsze ryzyko różnych choróbsk. Ale jednak te dziwaczne okresy, to przyjemne nie jest. Coś za coś.

______

Jest już jutro, więc mogłabym obejrzeć Behawiorystę na PLAYERze. Ale jednak pójdę sobie spać. Dobranoc. 

7 lutego 2022 , Komentarze (14)

Ciągle mam uczucie, że moja aktywność jest na poziomie no... średniej. Naprawdę, opierdzielam się równo. Jak jestem w domu, to nawet nie siedzę. Leżę plackiem. Ludzie sądzą, że ja wow, tyle biegam, oj. Ale ja biegam tylko 4 dni w tygodniu. W tym taki długi bieg mam raz, góra dwa razy. Gdyby moje treningi były rzeczywiście takie angażujące, to dzienny stres byłby na znacznie wyższym poziomie. A jest taki:

Czyli praktycznie jstem cały czas w fazie odpoczynku.

Więc jak można mówić, że moja dzienna aktywność jest więcej niż średnia? Nawet stwierdziłabym, że mała.

Żeby nie było, że to tylko dzisiaj, proszę, to wykres z całego miesiąca:

No i teraz, jak czytam sobie, że ktoś uważa, że nie ćwiczy w ogóle, bo ma taką bardzo aktywną pracę, że dziennie robi aż 10 tysięcy kroków, to mi opadają witki. W pracy. Od poniedziałku do piątku. I to ma być dużo? Serio? 

Ja robię średnio tyle:

Jak widać, tylko kiedy robię długie biegi, ilość kroków przekracza próg, jaki mi ustalił mój zegarek. 

No to robiąc 10 tysięcy kroków Twój poziom wysiłku jest... żaden. Sorry.

A teraz proszę mnie znienawidzić. 

Idę robić truskawkowy sernik. Jak się uda, to dam fotę.

PS. Zrobiony. Sernik truskawkowy. Bez cukru.

6 lutego 2022 , Komentarze (13)

Może to nieetyczne, co tu napiszę, ale żrę na potęgę i nie tyję.

Poza głównymi posiłkami jem:

- czekoladę (gorzką, z orzechami, lub z karmelem)

- mieszankę studencką (bez orzeszków arachidowych, bo ich nie znoszę)

- suszone owoce - czipsy jabłkowe, morele niesiarkowane, śliwki, daktyle

- masło nerkowcowe

- batony proteinowe

- owoce świeże w ilościach nieograniczonych


No. Jeszcze zdarzają się wafle kukurydziane, wafle suche (oblaty), paluszki itp. 


Różne jedzenie o dużej gęstości kalorycznej. Bo nie lubię uczucia rozepchania żołądka, a czuję niedosyt kaloryczny. 

A bilans mam na przykład taki:

Więc jak tu tyć?

4 lutego 2022 , Komentarze (4)

Jest dobrze. Dużo lepiej. Chociaż wczoraj miałam 37,0 i ataki suchego kaszlu. Może dlatego, że sponiewierałam się interwałami rano. 

Ale dzisiaj już jest dobrze. Może dwa razy kaszlnęłam, ale już efektywnie. Temperatura 36,5. Mam nadzieję, że to już ostatnia prosta. 

Dziś biegania nie było, jak to w piątki. Trening ogólnorozwojowy, dał po doopie, bo był bardzo intensywny. 

To, co było najbardziej upierdliwe w covidzie, i to zarówno w wariancie delta, jak omikronie, to męczące, niespokojne sny.

Nie mogę się już doczekać wiosny. Chcę wyjechać do mojej chatki w lesie! Brakuje mi tego.

3 lutego 2022 , Komentarze (14)

Covid jest. 

Młodsza prawie już ok. Tylko utrzymuje się stan podgorączkowy, 37,0°C - 37,2°C i... lenistwo. Bo rozbyczyła się i rozksiężniczkowała, kiedy wszyscy koło niej skaczą i obsługują.

Starsza zaczyna mieć coraz więcej objawów. Katar ogromny, zapchane zatoki, ból głowy. Chrypa, kaszel (z tego kataru). Temperatura 36,7°C - 37,2°C. Ale ona bierze paracetamol na ten ból głowy, więc może jej zbija temperaturę.

Mąż odizolowany, więc zdrów jak ryba.

A ja... W zasadzie nic. Temperatura 36,6°C, ani ułamka stopnia wyżej. Ale... dołączył parszywy suchy kaszel. Zwalczam syropkiem. I biegam. Dziś strady-run 50 minut + wyciszenie. Wyszło 12 km 😊. O siódmej rano. Na czczo, jak lubię. No i czekam na rozwinięcie tematu. W każdym razie cardio mi pomaga. Czuję, że mnue rozkręca, rozgrzewa. A zresztą... problem się zacznie, jak będę mieć gorączkę. Wtedy szlaban na biegi. I zacznę być niemiła dla otoczenia.

31 stycznia 2022 , Komentarze (33)

No i nie wiem. Test jest bardzo słabo pozytywny. Ale wykonany poprawnie. Starsza córka ma wyraźnie linię na T. Młodsza ma dużo ciemniejszą niż na C. 

A ja to nie wiem w sumie. Chyba jednak to covid, bo cóż innego? Ale prócz drapania w gardle i kichania (całkiem przyjemnego), to nic się nie dzieje. Temperatura 36,6°C nadal. 

Młoda już tylko katar, czasem coś kaszlnie. Starszą głowa pobolewa, gardło i mięśnie bolą. 

Mąż został odizolowany zanim się to zaczęło, więc jest bezpieczny.

To co, mam ten covid, czy nie mam? 

31 stycznia 2022 , Komentarze (5)

Prawdopodobnie mam covid w wariancie omikron. Drapie mnie w gardle, odczuwam takie jakby rozbicie, zawoty głowy i zmęczenie. Ale dwa ostatnie mogą być z przetrenowania.

Temperatura 36,6°C. Na razie więc objawy skąpe, ale moje dziecko ma potwierdzonego covida, więc najprawdopodobniej zaraziłam się i ja. 

W marcu miałam wariant delta, ale wyglądało to zupełnie inaczej.

Póki co, testu nie robię, unikam ludzi, chodzę tylko pobiegać z dala od cywilizacji. Więc nie zarażam nikogo, a nie chcę całego cyrku z izolacją i telefonami z sanepidu. 

Boję się jednak, że to dopiero przygrywka i covid zaatakuje z całą siłą za dzień lub kilka. A wtedy będę udupiona na cacy.

No więc złota myśl na dobranoc: 

27 stycznia 2022 , Komentarze (4)

Według pomiarów tętna itp., żeby chudnąć 0,5 kg tygodniowo, powinnam jeść około 3000 kcal. 

Tak sobie myślę, nie chudnę pół kilo tygodniowo, raczej trzymam stałą masę. Może jem więc dziennie te 3500 kcal? W sumie jem, jak jestem głodna i tak dużo, żeby czuć sytość. Nie liczę spożywanych kalorii, bo mi się po prostu nie chce. A często jest to niemożliwe, jak jem poza domem. Więc w sumie mogę tyle jeść. 

Fajna sprawa jest, że kiedy mam mniejszą aktywność, wtedy mam mniejszy apetyt. 

Gdybym chciała schudnąć, to musiałabym jeść mniej. Tylko czy wtedy nie pieprznie mój system jedzenia intuicyjnego? Na pewno musiałabym zaakceptować głód. 

Dobra, na razie niech będzie, jak jest.

27 stycznia 2022 , Komentarze (4)

Miałam mniej biegać. Wytrzymałam tydzień, a może nawet mniej. Biegam dużo. Za dużo. Po treningu poniżej 20 km mam niedosyt. Robię plan na podniesienie kondycji. Dzisiaj był najtrudniejszy dzień tego planu. Wczoraj miałam pobiec lekkie 30 minut plus 5-10 min wyciszenia. Zrobiłam to i dotuptałam do 20 km. Potem marsz 8 km. Dzisiaj miały być interwały 10-minutowe w 4 strefie. Obecnie nie potrafię uzyskać 4 strefy, dopiero pod koniec trzeciego interwału się udało. Tętno mi rośnie po wysiłku. I to nie błąd pomiaru, nie artefakt, ja to rzeczywiście czuję. Biegnąc ciało jakoś dostosowuje oddech i krążenie, jak zwalniam, nagle krew krąży szybciej, bardziej męczę się biegając wolniej. Nie umiem tego wytłumaczyć. W każdym razie, po tych interwałach, które z rozbiegiem i wyciszeniem zajęły mi 10 km, dobiegłam kolejne 8. A jutro znowu spokojny bieg. Dopiero w piątek luz.

Kocham treningi ogólnorozwojowe. Dziś na przykład spaliłam ba takim ponad 200 kcal na 45-50 minut. Ale tu nawet nie o kalorie chodzi. Wzmacniam mięśnie, wszystkie. Brzuch mam twardy jak stal. Planki mnie nie bolą. Plecy, ręce, tyłek. Naprawdę te ćwiczenia dużo dają. Jedno co, to nie pasuje mi  czwartek. Zawsze odrabiam w piątki.

Mój zegarek wylicza mi wiek sprawnościowy. Wyszło mi, że mam 20 lat. Nieźle.

19 stycznia 2022 , Komentarze (1)

Życie to wahadło. Albo lecisz na oślep, bez myślenia, siłą nawyku, albo masz chwile zatrzymania, przemyśleń, refleksji. W tych chwilach zatrzymania możesz dokonać zmian. Obrać inną drogę, zmienić nawyki, zacząć od nowa. I to zachodzi fajnie, bezwysiłkowo, naturalnie. Cały problem zaczyna się wtedy, gdy coś niespodziewanie wytrąci cię w chwili, gdy pędzisz. Wybija z kolein. Dezorganizuje całą rzeczywistość, zaburza, stresuje, szokuje, mąci.

Znasz ten stan? Kiedy uderzasz głową w ścianę, nie wiesz, co zrobić, gdzie jesteś, o co chodzi. Tracisz grunt pod nogami. Twój świat się rozsypuje. Niepokój, szok, niedowierzanie. To ma różne oblicza i różną siłę, ale dotyczy to każdego z nas. Co wtedy?

Z moich doświadczeń i obserwacji wynika, że w takiej chwili najlepszym, co można zrobić (na samym początku), to nie robić nic. Jakakolwiek walka, sprzeciw, próba powrotu do rytmu, tylko bardziej zamąci tę wodę. To, co zakłócone musi się uspokoić, osiąść, wyciszyć. Dopóki się nie wyciszy, nie warto podejmować żadnych decyzji, chyba, że ma się absolutne zaufanie do intuicji, siły wyższej albo kogoś, kto ci powie, co masz robić. Ale warto pamiętać, że za każdy ruch poczyniony w warunkach ograniczonej widoczności jest się tak czy siak odpowiedzialnym. Żeby potem nie było zwalania winy na okoliczności. To tak jak mandat, który można otrzymać za spowodowanie wypadku z powodu niedostosowania prędkości do warunków na drodze. Nie ma, że deszcz, że ślisko, mogłeś jechać wolniej.

W momencie, kiedy męty się osadzą na dnie, można zacząć działać. Wrócić na poprzedni tor, jeśli był sprawdzony i pożadany, a można wprowadzać nowe nawyki, zmiany. Tu już warto działać. 


Po co to piszę? Bo, wbrew pozorom, to ma bardzo ścisły związek z odchudzaniem. 

A poza tym, w moim prywatnym życiu mam osoby, które kręcą tą zmętniałą wodą i doprowadzają się na pogranicza obłędu.

______

Jeśli chodzi o moją aktualną sytuację jedzeniowo-ćwiczeniową, to jem bez restrykcji, ale pilnuję białeczko, żeby nie brakowało. Dojadam witaminki w tabletkach i czasem przed snem zjem coś ekstra kalorycznego, bo czuję, że muszę. To taki impuls, jak na przykład na Dąbrowskiej, kiedy żołądek pełny, ale zjadłoby się sera. No to ja mam tak na produkty zbożowe. Nie jem dziko i kompulsywnie. Zjem tyle, żeby minęła mi ta potrzeba - i więcej nie. 

A bilans mam chyba dobry. Nie wiem, czy chudnę, ale nie tyję.

CPM fruwa pod sufitem. Na przykład tak:

albo tak:

czasem bywa też tak:

a w inny dzień tak:

więc jeść mogę sporo, tak, że ho-ho-ho!