Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ggeisha

kobieta, 53 lat, Kraków

162 cm, 73.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

12 stycznia 2022 , Komentarze (15)

No dzieje się.

Kupujemy mieszkanie, ale o tym już pisałam. Nie na kredyt. Mieliśmy oszczędności, mężu sprzedał mieszkanie, które miał na wynajem i to miała być ostatnia rata. Międzyczasie wystawiłam na sprzedaż działkę, którą mam na pół z siostrą. Wystawiłam w piątek, dzisiaj już praktycznie sprzedałam. Chociaż jeszcze mam nieuregulowany testament. Heh. Ale kupiec wie i chce i tak. No więc będzie remont wypas, kupię sobie nowiuteńkie autko prosto z salonu, SUVa, a co! Toyotę, KIĘ, a może nawet BMW. Ale jakoś toyoty są bliskie memu serduchu, więc jakieś RAV4, LandCruiser, ostatecznie najbardziej wypasioną wersję CHR. Taką z podgrzewaną kierownicą. I jeszcze starczy kasy na małą kawalerkę na wynajem. Jestem bogata. Dziwne uczucie, kiedy człek przez całe życie chodził po lumpeksach i po jarzynki na targ, bo tam taniej. Myślę sobie, że w tym życiu mam drogę usłaną różami, jeśli chodzi o kwestie finansowe. Co chcę, to mam. Może dlatego, że nigdy nie miałam takich potrzeb. W sumie to bez autka też przeżyję, i tak wszędzie chodzę pieszo, a rozklekotanym wrakiem mogę jeszcze długo jeździć. Tylko że jak dają, to biorę.

Słuchałam wczoraj wykładów mojej guru fitnessu. Poleciła zrobić sobie dwa zestawienia. 

Jedno to spis wszystkich dotychczasowych diet - co się nimi udało osiągnąć, jakie były pozytywy i jakie porażki.

A drugie to plan działania. Kroki do zdrowego życia. Kolejne nawyki, które będę wdrażać. 

Zatem moje kolejne posty spróbuję takie coś przygotować.

Dzisiaj zrobiłam sobie ciepły obiadek, bardzo pyszny. Miał być na 3 dni, ale będzie na 2, bo mega mi zasmakował i zjadłam więcej niż założyłam. A był to mieszany makaron z groszku i soczewicy z warzywami duszonymi - burak, brokuł, fasolka szparagowa, szpinak, posypane mieszanką suszonych solonych bakalii. Mniamu. Dobrze mi z pełnym brzuszkiem. Kiedyś czułabym dyskomfort i byłabym zła lub zaniepokojona. Teraz odczuwam błogość i przyjemność. Fajnie to się zmieniło 😀.

Czas iść spać.

No to w temacie: 

9 stycznia 2022 , Komentarze (8)

Dawno się tak nie sponiewierałam. Start ostro pod górkę. Więc biegłam, bo wszyscy biegli. Tylko, że ja wczoraj 17 km po wertepach zrobiłam, a na bieg szłam, i to naokoło. No przedobrzyłam. Prawie całość w czwartej strefie.

Nie byłam ostatnia, nie skończyłam po limicie, jakieś 1 godz. 20 min. mi ta przyjemność zajęła. Około pół kilometra wzniosu plus kilka ślizgów w dół. Nogi palą żywym ogniem. Twarz pali. Zmęczona jestem. 

No ale oczywiście, musiałam z powrotem jeszcze drogi nadłożyć - i 8 km marszu.

W sumie spalone 1660 kcal. Na to wszystko. 

Pitolę, jutro luz.

9 stycznia 2022 , Komentarze (9)

Chciałam Wam napisać, że Was czytam. Nie piszę komentarzy, bo jakiś taki mam czas, że nie mam nic wartościowego do dodania. Ale jestem, czytam i kibicuję Wam. 

To tylko tyle.

A taki fajny obrazek na fb znalazłam:

6 stycznia 2022 , Komentarze (5)

Miałam dziś planowo bieg 30 minut w strefie 2. Początek, pierwsze 10 minut jakoś,dało radę, a później klapa. Nie dam rady biegać w strefie Z2. Nie ma takiej możliwości! W moim przypadku to wypada w przedziale tętna 112-129 bpm. No nie da się i już. To jest dla mnie tętno marszu. I fakt, przechodząc do marszu wpadałam do drugiej strefy, ale najlżejszy truchcik - i wpadam do trzeciej.  No i co zrobić? Nie wiem w sumie, na podstawie czego garmin wyznacza te strefy. Skoro najwolniej biegam w strefie tętna około 130-140 bpm, to może to jest moja druga strefa? W zasadzie nigdy nie robiłam testu na tętno maksymalne, bo bałam się, że padnę na pysk. Przy interwałach wczoraj dobiło do 190, ale to nie było maksimum, takie do porzygu i żebym więcej już nie mogła. Więc może powinnam zrobić jakąś aktywność, żeby mi wywaliło maksymalne wyższe, to poprawią mi się te strefy? 

Inna sprawa, że minimalne mam cholernie niskie, na pewno poniżej 40. Jakieś 35-36 bpm chyba. Ale wystarczy, że podniosę tyłek z kanapy, no ba, wystarczy, że rękę podniosę, a już tętno rośnie. Więc no nie wiem. Mimo wszystko będę starać się biegać, jak mam biegać, najwyżej zamiast w drugiej strefie, będę biegać w trzeciej, bo cóż zrobić 🤷‍♀️

A tak na marginesie, ten "bieg", a raczej marszobieg wraz z rozluźnieniem zajął mi 5 km. 

Dobiegłam dodatkowo 9. Czyli w sumie xnowu 14. Nosz, kur... jak to ja.

5 stycznia 2022 , Komentarze (31)

Pierwsze z planu interwały. Na puls.

Miało być (i było!) tak:

- 10 min luźnego truchtu jako rozgrzewka

4 razy cykl:

- 5 minut biegu w 4 strefie

- 2 minuty truchciku

A na koniec

- 5-10 minut lekkiego truchciku dla wyciszenia

No i oczywiście, tradycyjne rozciąganie.

W czasie pierwszych 5 minut sprintu parę razy zegarek wolał, że mam za niskie tętno. Ale co ciekawe, jak tylko zwalniałam (tak!) tętno się podnosiło.

Zauważyłam, że nie muszę koniecznie biegać szybciej, żeby podnieść tętno, wystarczy, że podniosę kadencję. Bo na trasie miałam trzy przejścia na światłach, więc musiałam jakoś sobie radzić.

W sumie wyszło równe 8 km.

Jeśli chodzi o tempo, to rzeczywiście w czasie szybkim tempo wzrastało. Natomiast z tętnem sytuacja była kompletnie dzika. Tętno wzrastało stopniowo, nie spadało w czasie zwolnienia. Wręcz rosło.

Aż urosło do 190 pod koniec. Może się to jeszcze ustali. No, zobaczymy. 

Ze strefami wyszło tak:

Zatem wywaliło do 5 strefy, chociaż starałam się pod koniec uspokoić. 

A tak wyglądała kadencja:

Czyli rzeczywiście szybciej nóżkami przebierałam, w czasie kiedy kazali.

Na ten krótki, 48-minutowy trening potrzeba mi było 527 kcal, czyli całkiem spoko, zważywszy, że po beztlenie jest dług tlenowy i spala się kalorie leżąc na kanapie.

W każdym razie, po całym tym wysiłku, najprzyjemniejsze na świecie były te 10 minuty odpoczynkowe. Czułam, że mogę sobie tak tuptać przez 20 km. Luuuuuuuzik!

Jeszcze mam dzisiaj trening. 

Jutro spokojny bieg w drugiej strefie. To, co lubię. Bez spiny. 

4 stycznia 2022 , Komentarze (21)

Znalazłam taki, jaki mi pasuje.

Nazywa się "Poprawa kondycji" i trwa do 27 marca. 4 razy w tygodniu, no, sporadycznie 5. 

Jeden szkopuł, że zwykle długi bieg robiłam w sobotę, a tu jest w niedzielę, no ale te "długie biegi" w programie są krótsze niż moje krótkie, więc straty nie będzie.

Plan jest fajny. Opiera się na tętnie. Są interwały, są szybkie i wolne. 

No i dzisiaj zaczęłam. Miało być 20 minut w drugiej strefie, lekko wyjechałam na trzecią. Ale pilnowałam się i zwalniałam. No i potem miało być 5-10 minut rozluźnienia. Wyszło z tego w sumie... 16 km. Chyba nie umiem poprzestać na 4 km. No i co ja mam zrobić?! Muszę mniej biegać. 

Jutro, jest to jest jeden z nielicznych dni z pięciodniowego tygodnia treningowego, zwykle środy będą wolne, mam interwały w 4 strefie. Aż się boję. No nic, sprobuję. Tylko 4 okrążenia. 

2 stycznia 2022 , Komentarze (11)

Ustawiane, planowane i zauważane.

Zmiany.

Na przykład taka sytuacja. Planowałam idąc do kina kupić sobie w Urban Fresh salatkę lub wrapa. Ale było zamknięte. Głodna jak wilk wróciłam do domu i okazało się, że niedziela, że nic nie ma. Zjadłam jakieś warzywa, ser, nadal głodna. Potrzeba węgli. Pieczywa nie ma. Znalazłam paluszki. Takie naturalne, z dobrym składem. Zjadam. Pyszne, kruche, bardzo mi smakują. Ale po zjedzeniu 3/4 paczki jakoś mam już dość. Zostało raptem kilka paluszków. Ale normalnie nie mam ochoty. Odkładam. Będą na kiedyś. Wiem, dla większości ludzi to normalne, ale do tej pory nigdy nie zdarzyło mi się nie zjeść czegoś do końca, chyba, że mnie mdliło i pękał mi żołądek. A tu takie najnormalniejsze w świecie uczucie zaspokojenia i dość. Dla mnie to przełomowe i bardzo się z tego ucieszyłam. To znaczy, że organizm nie czuje zagrożenia i nie domaga się wpakowania do żołądka wszystkiego, co pod ręką.

Okej, dzisiaj jedzenie nie było takie, jakie być powinno. Mogłam ugotować sobie ryżu z mung dalem, albo zupkę soczewicową. Ale poszłam na łatwiznę, a mimo to, system słuchania siebie zadziałał. Mega.

__

Wczoraj były interwały, dzisiaj troszkę więcej niż planowo, bo 14 km po nierównym. 150 m w górę, nie jest to jakoś strasznie dużo, ale WSZYSTKIE wzniosy pokonałam biegiem. Ani kawałeczka nie szłam w górę. Tętno wybiło prawie do 190, ale czuję się super. Chyba nigdy w życiu nie miałam takiego poweru na podbiegach. A potem 10-km spacer z Młodą. Więc co się dziwić, że głód dokuczał? 

Jutro odpoczynek plus trening z trenerką. A potem może wreszcie znajdę jakiś fajny plan, żeby piąć się w górę i poprawiać osiągi biegowe. Czuję, że mogę. Że mimo płynącego czasu i coraz późniejszego wieku, jestem bardzo sprawna i mam szansę na bicie życiówek. Byle z głową.

2 stycznia 2022 , Komentarze (19)

Uwaga, będzie długi wpis. 

Skończyłam audiobooka. Prócz tego, co napisałam 2 wpisy wcześniej wynotowałam kilka ciekawych rzeczy. Na razie to, co rezonuje ze mną:


1. "Jedzenie intuicyjne jest wtedy, kiedy jesteś blisko siebie i jesteś dla siebie dobra."

Fajne i ma sens. Dopóki człowiek sam sobie jest wilkiem, nie lubi się, ma niską samoocenę, traktuje samego siebie wrogo - nie może stosować skutecznie jedzenia intuicyjnego, bo zacznie żreć śmieci i ulegać niezdrowym zachciankom. Najpierw trzeba nauczyć się słuchania organizmu, nie tłamszenia emocji złymi nawykami. To duża różnica. Być uważnym.


2. "Jeść z przyjemnością, nie dla przyjemności". 

Czyli jedzenie ma być dokarmianiem, odżywianiem. Oczywiście, ma być przyjemne i dawać satysfakcję, ale nie ma być lekiem na jakieś braki emocjonalne. 


3. Uważność. Wsłuchanie się w siebie. Odczuwanie tego, co potrzebuje ciało. Zrozumienie, kiedy zjedzenie czegoś niewłaściwego powoduje jakiś dyskomfort fizyczny lub psychiczny. Bo może to uczulenie, nietolerancja, a może był to błąd, bo zjadło się zupełnie niepotrzebnie jakiegoś śmiecia?


4. "Patrz na drogę, nie na cel (szczyt)". 

O to bardzo jest zbieżne z moimi przekonaniami. To, że chce się schudnąć, to jedno. Ale to bardzo długi (przynajmniej taki powinien być) i niekończący się proces. To, co jest istotne, to sama droga, sposób. On sam w sobie jest celem. Bo zmieniając złe nawyki na dobre, nie tylko stopniowo chudnie się. Ale też i przede wszystkim, poprawia się zdrowie, cerę, włosy, samopoczucie, siłę, giętkość, jakość snu, energię i tak dalej. I to się dzieje od razu, już. Jak tylko zacznie się zdrowo jeść.



5. "Schudniesz gdy zadbasz o siebie".

Nie odwrotnie. Bo gdy odkładasz życie, szczęście i sukcesy na jakieś kiedyś, to stracisz mnóstwo czasu, a może i nigdy to kiedyś nie nastąpi. Jeśli zaczniesz dbać o siebie, troszczyć się, karmić należycie, ciało dostosuje się i odwdzięczy. 

6. "W odchudzaniu nie chodzi o odchudzanie". 

Brzmi trochę absurdalnie, ale jest w tym sens. Dopóki się odchudzasz, działasz w konkretnym celu, zmuszasz się do czegoś, robisz wysiłek, coś wbrew sobie. Waga zacznie spadać, jak dasz sobie spokój z odchudzaniem, ale zmienisz styl życia. Nie na "aż schudnę". Nie na "jak tylko zobaczę ... na wadze", nie "na pół roku", ale na zawsze. Zmieniasz styl życia, bo chcesz być zdrowa, sprawna i dlatego, że chcesz dla siebie dobrze. Nie dlatego, że waga coś tam wskazuje. To jest wtórne.



7. "Wspierające słowa zamiast batów".

Zawsze, ale to zawsze, bądź dla siebie przyjacielem i wsparciem. To, że ktoś tam jest złośliwy, to jego problem. Dla siebie jesteśmy dobrzy. Wszelkie głupoty, wpadki, kompulsy, zapomnienia się, są wybaczalne. Zawsze, ale to zawsze jest droga odwrotu. Robimy coś dla samych siebie, bo się lubimy i troszczymy się. Nie dla cyfr, nie na pokaz, nie dla rywalizacji. To głupie i dziecinne. I nigdy nie doszukujemy się "grzechów", nie biczujemy się, nie odrabiamy pokuty. Koniec z tym. Zboczyło się w maliny, to poprawia się koronę i wraca na trakt. Dla własnego zdrowia, szczęścia i dobrego życia.



8. "Postaram się, spróbuję" - mowa-trawa. 

Jeśli powtarzasz sobie, że postarasz się, że spróbujesz, to starasz się i próbujesz, nic ponadto. Starania i próby. Wysyłasz komunikat do mózgu. Mózg jest leniwy. Odbiera komunikat. I stara się. I próbuje. I nadal jest jak było. Wyślij raczej komunikat "zrobię to", "robię to" i rób.



9. "Udało się - ślepy traf"

Nie jadłaś słodyczy przez cały dzień? Tydzień? Zaliczyłaś trening? I powtarzasz sobie "udało mi się". To błąd. Nic się nie "udało". Zrobiłaś to. TY tego dokonałaś. To nie przypadek, nie los. To Twój sukces, Twój świadomy wybór. Zauważ to. Nie po to, żeby popaść w samozachwyt. Po to, żeby zauważyć swój wpływ, rolę w czynnym działaniu. To Ty tym kierujesz, nie los.


10. "Kat czy przyjaciel". 

Kim jesteś dla siebie? Srogim treserem, czy ciepłym wsparciem? Masz chandrę? Zamiast się dodatkowo zmuszać do czegoś, raczej zapytaj "czego potrzebuję?".  Naprawdę czego? Nie mów, że ciągle robisz coś źle i jesteś beznadziejna. Nie dobrze być surowyym dla siebie. Zapytaj tak serdecznie "co tam, mysza u Ciebie? Co dziś ogarniamy? Wyspałaś się? Ktoś Cię wkurzył? Coś Ci się nie udało? Zawaliło się?". Twoje emocje są ważne. Poznaj je, określ. Zrób to zanim sięgniesz po czekoladę czy inny uśmierzacz bólu.


11. Chcesz, czy musisz?

Chcesz. Nawet, jeśli uważasz, że musisz, to na prawdę jest to Twój wybór, bo tego chcesz. Dbanie o siebie - nawet jeśli wydaje się trudne, to wybór. Nie tortury, nie diety, nie zmuszanie się do treningu. Nic nie musisz. Robisz, bo chcesz. Wszystko.



12. "Nie jestem na diecie, nie odchudzam się. Odżywiam się."

No właśnie. Plan jest taki: żyć przyjemnie do końca życia bez diety. I zaczyna się teraz. Masz czuć się dobrze cały czas, nie przez chwilę.



13. "Dieta jest głównym źródłem stresu!"

A stres nie sprzyja odchudzaniu. Więc... koniec z dietami.



14. "Zmiana to wysyłek. Wyjście ze strefy komfortu  boli."

Mnie już nie. Ale każdy początek, każda nowość, każda zmiana nawyków jest niekomfortowa. Na to trzeba się przygotować.  Być tego świadomym, żeby uniknąć rozczarowań.


15. "Ciało cały czas mówi do Ciebie."

Zły nastrój to może być zmęczenie, niewyspanie, zdenerwowanie. Trzeba słuchać ciała i zaspokajać jego potrzeby. Nie zagłuszać je jedzeniem. Chyba, że ta potrzeba, to głód. Ale wtedy jemy posiłek, nie czekoladkę.



16. "Wydorośleć, decydować, nie łapać za szybkie zaspokajacze, bo nic nie mogę, bo jestem w sytuacji bez wyjścia."

Nie ma sytuacji bez wyjścia. A jeśli nie mogę nic zrobić, bo świat się wali, wybuchła wojna, armagedon, to i tak zjedzenie bombonierki w tym nie pomoże. W niczym właściwie nie pomoże.



17."Dlaczego chcesz być szczupła?"

To bardzo ważne pytanie. I szereg głupich odpowiedzi można na nie udzielić. Dobrze jest sobie o tym przypominać.



18. "Niepokój jest potrzebny." 

Nowa droga. Zadowolenie. Pewność siebie. Ostudzić odrobinę euforię. Zadowolenie, euforia są ok. Ale nie trać uwazności. Ciesz się każdego dnia. Ale nie ślepnij.



19. "Grubnę na zimę"

To nie jest przypadek. W zimie ciało gromadzi. Taka jest biologia. Ale 1 kg czy 2 kg w górę to normalne. Zrzuca się samo do wiosny. Nie panikujemy, nie zmieniamy stylu życia. Nie robimy większych deficytów czy nie zmuszamy się do treningów ponad to, co zwykle. 



20. "Po co mi to?"

Odpowiedz sobie. Odchudzanie ma sens, jeśli nie chodzi o magiczną liczbę na wadze. To zmiana życia na zawsze. Mająca na celu to, żeby poczuć się lepiej, odzyskać kontrolę, zaprzyjaźnić się z sobą.



21. "Lęk. Nowa droga".

Bolisz się zmian? Boisz się, że nie podołasz? Przegadaj to z kimś lub z sobą samą. Lęk przed sukcesem - też bywa. Bo sukces, to jakaś nowa nieznana "ja".  Pozwól być temu lękowi, posłuchaj, co Ci mówi. To bardzo pouczające.



22. Poczucie zagrożenia.

Kiedy jesteś goniona przez tygrysa, włącza się potrzeba zastrzyku energii. Cukier to szybki uśmieżacz stresu. Dlatego chcesz szybko coś słodkiego. Zrozum zagrożenie i zanim zjesz coś słodkiego, postaraj się znaleźć inne rozwiązanie.



23. "Koniec z wszystkimi dietami. Ustawienie relacji z jedzeniem."

Było, ale dla powtórki. Nie robimy diet, one są zawodne i nigdy nie przyniosą rezultatu. 



24. "Dieta od jutra? Więc dzisiaj trzeba najeść się ostatni raz w życiu do wypęku."

Ach, jakie to prawdziwe! Wyczyszczenie szafek, bo od jutra jem zdrowo! Tylko, dlaczego czyścimy to pożerając te śmieci? Serio? To jakby niosąc dzban wody, żeby było lżej wypić tę wodę. No i jest lżej?



25. Na początku liczymy kalorie. 

Ma być deficyt lub zero. W zależności od tego, czy chcemy chudnąć, czy utrzymać wagę. Koniec z liczeniem kalorii następuje wtedy, kiedy skończysz z obżarstwem, zajadaniem emocji i kiedy zaczniesz się odżywiać właściwie. Wtedy liczenie odpuszczamy.

Wzór na PPM (dla kobiet)

PPM = 655,08 + 9,56×waga [kg] + 1,85×wzrost [cm] - 4.67×wiek [lata]


Prostszy, ale mniej dokładny:
PPM = waga [kg] × 22

Wzór na CPM

CPM = K × PPM

gdzie: K - współczynnik aktywności fizycznej
K =
1,2 leżenie

1,4 niska aktywność fizyczna

1,6 umiarkowana aktywność fizyczna

1,75 aktywny tryb życia

2,0 bardzo aktywny tryb życia

2,2 - 2,4 wyczynowy



26. Jedzenie jak paliwo.

Ciało jest drogocenne. Wybieramy paliwo dobrej jakości. 

27. Czas START.

  • Odstaw słodkości
        • Jedz to, co lubisz
        • Gryźć, a nie rozcierać językiem
        • Warzywa, białko
        • Cukier przytula i poprawia nastroj - uzależnienie i sztuczne szczęście
        • Detox cukrowy - 3 tygodnie wystarczy. Po tym czadie odczujesz brak ochoty na słodycze. Nawyk zniknie na dobre. Ale nie na zawsze.
        • Więc bądź czujna.
        • Puchniecie - zatrzymanie wody w przypadku zjedzenia czegoś kalorycznego sporadycznie. Nie panikuj, 2 kg to nie tłuszcz. Spadnie.
        • Daj sobie prawo do błędu. Ludzie czasem popełniają błędy. Jak już jesz cukier, to jedz, co lubisz. Nie byle co, byle słodkie. Świętuj w święta. Nie zachowuj się jak dziwak. 
        • Jedz co 3-4 godziny. Węglowodany złożone. Potem ciało się nauczy i samo będzie wysyłać sygnały.
        • Czytaj etykiety. Gotpwe produkty mają mieć prosty skład. Olej palmowy, cukier, syrop glukozowo-fruktozowy to zło.
        • Słuchaj ciała. Ono chce coś powiedzieć. Osłabienie, mdłości - może coś niewłaściwego zjadłaś. Wysypka, pryszcze, brak siły na ćwiczenia? Albo energia roznosi? Co zjadłam? To było ok. Zapamiętaj. Zimno? Coś zimnego jem na śniadanie w zimie? Zjedz raczej ciepłe itp.
        • Nie odkurzaj lodówki ani niedojedzonych resztek. Wyrzuć, a nie zjadaj, bo się zmarnuje.
        • Łap emocje zanim one złapią Ciebie. Zauważaj. Trening uważnosci. Reaguj. Wyrzuć niezdrowe żarcie, które masz. Zmień reakcje na emocje, wysłuchaj je, określ, nazwij i zareaguj.
        • W święta świętuj. 2 kg to żadna różnica. Nikt nie zauważy. Jedz ciasta i majonez. Ale tylko w święta, nie przez cały rok. Okazje. Tylko.
        • Zuj, przeżuwaj, licz ile razy gryziesz. Koncentruj się na jedzeniu. Smakuj. Jedz świadomie, nie bierz dokładki. Jedz powoli.
        • Sprawdzaj, co ci służy. Na przykład jakiś składnik może powodować niestrawność, poczucie przepełnienia, wzdęcia itp. Mleko, pszenica, nabiał. Przyprawy? Znajdź swoje nietolerancje.
        • Poukładaj swoje relacje z jedzeniem. Mięśnie brzucha trenuj w kuchni. Aktywność fizyczna może pomóc, ale nie zastąpi jedzenia.
        • Nie musisz ćwiczyć, żeby schudnąć.
        • Jedz sezonowo. To, co najlepsze o danej porze roku. Próbuj nieznane warzywa. Poszukaj przepisów.
        • Jedz warzywa. Szczupłe osoby jedzą warzywa. Mają one stanowić połowę talerza.
        • Rób to, co zawsze chciałaś. Już. Nie czekaj do schudnięcia.
        • Nosi Cię na coś słodkiego? Graj na zwłokę. Słodkie, ok, ale po treningu. Albo wieczorem. Odłóż. 
        • Wyobraź sobie, że jesz czekoladę. Albo coś innego, co lubisz. Zwizualizuj. Często to wystarczy i wcale nie trzeba tego jeść.
        • Albo obrzydź sobie coś, co jest złe. Robaki w czekoladzie itp. Pancerzyki chrupią. Czekolada to kupsko. Brudna produkcja itp. 
        • Im mniej tym więcej. Po brzegi na małym talerzyku. Małe gryzy, Małe porcje.

        _____________

        A z czym się z panią Węgiel nie zgadzam?

        1. Twierdzi, że "uzdrawianie przepisów" nie ma sensu. Brownie z fasoli ma być nie ok, a zwykłe ok, bo lepsze i nie na sensu się oszukiwać? A jogurt zamiast śmietany czy krojone ziemniaki zamiast frytek to są ok? Coś tu nie halo. Dlaczego nie jeść zdrowych wersji czegoś dobrego? 

        2. lepiej kupić ciastko niż piec, bo tylko jedno, a nie cała blacha? Ale kupne to na ogół syf. Według mnie lepiej upiec blachę, obdarować innych, albo zamrozić. Przynajmniej wiem co jem.

        3. Sport jest jak mycie zębów, nie ważne jaki, trzeba to robić, robi się w celu higieny. Bzdura. Lubię myć zęby szczoteczką soniczną. Dlatego taką używam. Nie ćwiczę, bo muszę. Robię to, co lubię. Oczywiście, jeśli szczoteczka się rozładuje, to umyję zwykłą. Jeśli wlepią mi kwarantannę i nie będę mogła iść pobiegać, to odwalę dywanówki, a nie będę leżeć na kanapie i użalać się nad swoim losem. Ale dopóki mogę, wybieram bieganie. 

        ufff, koniec.

        _______

        W treningach wprowadziłam zmiany. Zamiast sobotnich 25 km przebiegłam 12. W tym jeden kilometr to interwały. Na 100, 200, 300, 200, 100 metrów w trupa, przedzielane 100 m leciutkim truchciko-marszem. Efekt treningu o tysiąckrot lepszy niż to tępe dreptanie kilometrów. 

        Aha, wczorajszą dychę sylwestrową, pomimo trudnych warunków (strój z doszytymi balonami, które waliły mnie po twarzy) przebiegłam w 55 minut, co ciekawe, w strefie tlenowej (!). Jestem mega zadowolona. Medal przepiękny. Dostałam i WYTRĄBIŁAM SAMA (dziś kończyłam) całego litrowego szampana. Nie upiłam się. Nie mam kaca. Moralnego też nie.

        Plan jest taki. Poszukam sobie jakiegoś planu na półmaraton lub maraton (w sumie to nie zapisałam i nie wiem, czy zapiszę się na jakiś, ale nie w tym rzecz). Chcę treningi sukcesywne, poprawiające kondycję i osiągi. Chcę biegać lepiej, szybciej, być coraz lepsza. Nie zależy mi na tym, żeby więcej palić, chcę robić to co robię z głową i coraz lepiej. Albo może trening na dychę, ale taką w 50 minut? A potem jeszcze szybszą? 🤔

        W niedzielę mam bieg górski. Na ok. 12 km. Nie będę się forsować, jak na asfalcie, ale znam siebie i widzę, że podbiegi już ładnie mi idą. Mam z tego frajdę.

        1 stycznia 2022 , Komentarze (14)

        Moje postanowienie noworoczne to

        MNIEJ SPORTU 

        30 grudnia 2021 , Komentarze (4)

        Słucham sobie audiobooka Agnieszki Węgiel o powyższym tytule. Chciałam Carra, ale audiobooka nie ma, e-booka też nie znalazłam, a papierowych książek nie zamierzam gromadzić.

        Co do pozycji pani Węgiel, to jest ciekawa. Wali w pysk, obalając wszystkie mity i wymówki dotyczące odżywiania i diet.

        To, co wyniosłam do tej pory dla siebie, to:

        1. Mam jeść te 3 posiłki, lub 4, jak mam taki rozkład, ale to mają być normalne posiłki, pełnowartościowe, nie żadne obcinanie kalorii, żeby szybciej schudnąć. Pomiędzy posiłkami nie ma być żadnych przekąsek. Żadnego podgryzania jabłek, marchewek, czy innych takich. Nie chodzi tu o kalorie, ale o sam fakt podgryzania i robienia z jedzenia jakichś substytutów. Nie i koniec. Jeśli jestem głodna między posiłkami, to znaczy co? Ano to, że posiłki mam źle skomponowane, albo za mało kaloryczne. Najprawdopodobniej jest to deficyt białka i/lub tłuszczu. Mam zmienić posiłki na pełnowartościowe, a przekąski usunąć i już.

        2. Jedzenie emocjonalne. Czyli stres, o czym wiedziałam. Ale ja nie żyję w stresie i nie jem pod jego wpływem. Jeśli raz na chiński rok zdarzy mi się wkurwić, to wtedy kompletnie nie mogę nic zjeść. Apetyt poziom zero. Ale... pani Węgiel napisała coś, co było dla mnie zaskakujące. Ten sam mechanizm emocjonalny, czyli podniesienie poziomu kortyzolu, działa też w przypadku ulgi. Jako taka nagroda. Oooo, to to u siebie zauważam. Takie "no, wreszcie mam święty spokój, czas dla siebie i moich smakołyków". 

        3. Emocje w jedzeniu - trzeba zauważyć, zrozumieć. I zrozumieć, że jedzenie nie usunie problemu. Da chwilową ulgę, ale problem nierozwiązany będzie nawracał. Zatem trzeba zejść do źródła i popracować u podstaw. Może boleć, może być źle i ciężko, ale zajadanie problemów, to mniej więcej ten sam mechanizm, co picie wódy. Nie pomoże.

        4. Zakumumplować się z samą sobą. Zrozumieć siebie, swoje potrzeby, swoje marzenia, swoje żale, braki. Zobaczyć to, co jest we mnie cenne, dobre, fajne. Nie stawiać się w roli ofiary, nie mówić, nie myśleć o sobie źle. Jeśli ja siebie nie polubię, to kto ma to zrobić? 

        5. Oczywiście - żadnych diet. Żadnego myślenia "kiedy schudnę, to będę szczęśliwa". Bzdura. Będę szczęśliwa, kiedy sobie pozwolę na bycie szczęśliwą. Kiedy pozałatwiam to, co trzeba, kiedy będę się w życiu realizować, a do tego nie potrzebuję być chuda. Wręcz przeciwnie. Kiedy będę szczęśliwa, wtedy schudnę. 


        I tak sobie dalej słucham, jeszcze nie skończyłam. Większość zgadza się z moimi przemyśleniami. Fajnie. Troszkę się nie zgadzam, ale to drobiazgi.

        ____________

        Co słychać.

        Mam nową trenerkę. Już 3 treningi z nią zaliczyłam. Jest inna. Bardziej energiczna. Jest więcej cardio, więcej siłowych ćwiczeń, mniej takiej typowej gimnastyki. Spalam więcej, męczę się podobnie, nie mam zakwasów. Treningi są dłuższe, bardziej zróżnicowane,  więcej rozgrzewki, mniej uspokojenia i rozciągania. Ciężarki, kettle. Fajnie. Na razie mi to chyba bardziej odpowiada. Zmieniły się też pory treningów. Teraz mam w poniedziałki, środy i czwartki o 19.00. Godzina super, czwartek mi nie odpowiada i będę go odrabiać sobie sama w piątek. 

        Skończyłam słuchać serię demoniczną Perera V. Bretta. I jestem w czarnej rozpaczy, bo nie mam co słuchać! Poszukuję jakichś serii. Może "Koło czasu"? Albo "Saga o ludziach lodu"? Nie wiem, muszę się wciągnąć. Poszukam.


        Jutro bieg Sylwestrowy. 10 km. Normalnie nie biegam w piątki, ale pobiegałam wczoraj, w środę, wyszło 20 km, chociaż chciałam jakieś 14-15, ale źle sobie trasę wyznaczyłam. Dzisiaj za to odpuściłam. Przebiec przebiegnę. A medal jest śliczny.

        Zrobiłam sobie na 5 dni śniadanka - pudding z kaszy jaglanej na mleku migdałowym z odżywką białkową i nugatem z daktyli i nerkowców. Mniam. Duże porcje. Odżywki dwie różne - karmelowa i o smaku białej czekolady. Takie warstwy. Jedna porcja ma troszkę poniżej 400 kcal. Jak na śniadanie spokojnie wystarczy. 

        No to, 

        Szczęśliwego 2022.