Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 38525
Komentarzy: 994
Założony: 27 kwietnia 2012
Ostatni wpis: 4 października 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
szabadabada

kobieta, 32 lat, Kraków

166 cm, 73.00 kg więcej o mnie

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 czerwca 2012 , Komentarze (34)




Leżał w kuchni rabarbar. 

Rabarbar pamiętam z dzieciństwa, kiedy wraz z moją przyjaciółką w leniwe wakacyjne dni wyruszałyśmy na jakieś wielkie eskapady po polach i łąkach. Nam wydawało się wtedy, że przeszłyśmy cały świat, a to były śmieszne odległości  
 Na tych eskapadach zawsze urządzałyśmy mały piknik. Zawsze potajemny, zawsze z jakimiś dobrociami wykradzionymi z kuchni i zawiniętymi w ściereczkę.
I tak pewnego razu zajadałyśmy się zwiniętym z kuchni jej babci rabarbarerem. Obficie maczałyśmy go w cukrze, żeby kwasota nie wykręcała buzi. Pycha.
 To moje jedyne rabarbarowe wspomnienie. Odszedł w zapomnienie, w kuchni mojej mamy nie królował, przegrywając z uwielbianymi truskawkami
Jednak od kiedy mieszkam sama i ciągnę mój studencki wózek, w sklepie pozwalam sobie na samowolę. Więc złapałam rabarbar. Ale przecież z cukrem go nie spałaszuję, bo by mi było po takim posiłku wstyd na vitalię wleźć. Większość przepisów jakie znalazłam to przepisy na ciasta. Pomijając kaloryczność potrzebowałam przynajmniej 30 dg tegoż, a miałam tylko jedną laseczkę.
No i takim sposobem wyszły racuchy. Z dziecinnie prostym i szybkim przepisem, smażone na teflonowej patelni bez tłuszczu, smaczne, lekko kwaskowate i lekkie. 
el niebbo!




przepis na to małe cudo (zmodyfikowany przeze mnie, na ok 14 racuszków)

100 g mąki (dałam mniej, ok. 70)
150 g jogurtu (dałam więcej, ok. 200)
1 jajko
1/3 łyżeczki proszku do pieczenia
opakowanie cukru wanilinowego
rabarbar- 10 dag (niecała 1 laska)

Jogurt wymieszać z jajkami i mąką ,zmiksować na gładką masę,
 dodać proszek do pieczenia.Rabarbar obrać,pokroić w małe kawałki
 i wymieszać z ciastem. Dodać cukier i wymieszać.
Na gorący olej łyżką kłaść porcje ciasta i smażyć z obu stron na złoty kolor.
I WPIERDZIELAĆ GARŚCIAMI PÓKI CIEPŁE

(podawałam posypane żurawiną i rodzynkami, z plasterkiem kiwi i odrobiną cukru waniliowego)


(i po tej małej kulinarnej podnietki dla podniebienia  wracam do prawa cywilnego -.-)

Chudnijcie świątecznie, surykatki! 


30 maja 2012 , Komentarze (20)


ależ ze mnie kuchareczka! na sto dwa. 
wczoraj stworzyłam pizzę! ja- dwie lewe ręce! ja- przypalone mleko! 
a dzisiejszy hit na kolację to pomidory z mozarellą, no PRZEDSMAK NIEBA 

zawsze lubiłam włoską kuchnię, ale teraz postanowiłam uczynić ją tymi ręcyma.

zebrałam kilka fotografii, które w podniecie dietetycznej cykałam i  raczę Was nimi. Jak coś się spodoba mogę przepisy słać, taki ze mnie Gessler!


penne z brokułami, fetą  i łososiem 




pizza z szynką, szpinakiem i cebulką




pomidorki z mozarellą, bazylią, oliwą i grzaneczkami






28 maja 2012 , Komentarze (14)


Ja nie wiem co się stało. Chciałam zaznaczyć, że jestem leniem tysiąclecia. Studia tylko wszystko pogorszyły. Powypisywałam się z zajęć, które przewidywały wykłady o 8. Co więcej, notorycznie spóźniam się albo opuszczam zajęcia, które odbywają się do 11. 
Dramat. Dzień w dzień wstaję około 10. A jeśli mi się uda wcześniej to łooo myślę, ale zajebiście wcześnie się zerwałam, no skoro świt.
Zbliża mi się sesja i nie umiem się do niczego zmotywować. Wczoraj miałam się uczyć na kolokwium z angielskiego a rozpoczęłam naukę dopiero o 23. Z przerwami na Vitalię i inne portale. Żal ściska pupę (mógłby ją odchudzać przynajmniej przy okazji!)

No ale. Dziś budzą mnie promienie słońca a nie budzik. Otwierałam oczy i zasypiałam jeszcze parę razy ale poprzeciągałam się jak kot i nie zwlekłam, ale prawie wyskoczyłam z łózia.
Podchodzę do telefonu i nie mogę uwierzyć.
Bo jest 5:40.
Spałam pięć godzin. Jestem rześka jak młody Bóg. I to słońce, to boskie, ciepłe słońce z którym się witam. Ze skruchą. Zawsze przegapiałam poranki. 
Myślę sobie: Boże, dziękuję Ci.
Może to jakaś pierdoła, ale to dla mnie jak jakieś nowe życie. Nie jestem w stanie opisać takiej małej hosanny radości w mojej głowie. Myślę, że to jest pierwszy dzień żeby się naprawdę ogarnąć.

Pierwsza chwila- na matę. 30 min ćwiczeń, przegryzłam trochę wczorajszych brokułów i wypiłam herbatę. Naciągnęłam bluzę.
Poszłam pobiegać. Pozdrowiłam serdecznie pana zamiatającego ulicę.
No nowe życie.
Zimny prysznic, pyszna owsianka. 
I wciąż tyle czasu. Wciąż tyle energii i słońca jezuusiu niebiański no rozpierdziela mnie wszystko. To jest jeden z tych dni, kiedy wiesz, że możesz. Że gdyby wyrosła góra to byś się na nią wspinał a potem turlał z niej jak dziecko, żeby wspiąć się znowu.
To jest jeden z tych dni, kiedy nie możesz przypomnieć sobie listy ludzi, których nie cierpisz.
Więc jestem tu jak po łogień (taki dietetyczny Prometeusz wersja żeńska)  
I uciekam, smakować to moje życie. 

http://www.youtube.com/watch?v=a_426RiwST8  i wyginajcie bioderka jak pan mudzin




25 maja 2012 , Komentarze (9)


Dzisiaj jestem wypompowana. Piątek mam wolny od uczelni, rano nauka, potem basen, zrobiłam 1,5 km, powrót z basenu pieszo.
 Nie miałam czasu nawet zjeść obiadu i popędziłam na wizytę u dentysty. Na drugi koniec miasta.
"Jakby wszyscy mieli takie zęby jak pani, to ja bym pracy nie miała" :D mówi pani stomatolog.  <- (rozpierdala mnie ta minka :D)
Po drodze wskoczyłam do IKEI i pięćdziesiąt procent czasu spędziłam oczywiście przy lustrach podziwiając moje ząbki. Ach, próżności 

No i najprzyjemniejszy moment- jak już pisałam wprzódy, nie posiadam wagi. Dlatego z góry założyłam, że jak się wybiorę do tej Ikei, to sobie na wagę wskoczę. Wiem, że nie było rano i wiem, że po jedzeniu (niewielkim, ale zawsze) 
Zdjęłam tyle ubrań ile mogłam. Przy ściąganiu koszuli zauważyłam, że jakiś pan z zainteresowaniem obserwuje ten mój umiarkowany striptease, bo w tym ferworze rozrzuciłam dookoła siebie torebkę, ikeową torbę, zrzuciłam nawet buty :D
Pies drapał pana.
Tak się zważyłam, w miarę lekkich spodniach i bluzce.
wynik: 60,8!!  

Coby zaokrąglić ustawię sobie na pasku 60,5. Myślę, że nie skłamię, biorąc pod uwagę okoliczności ważenia

SOŁ NAJSSSSSS

i mimo głodu oparłam się ikeowym hotdożkom.
O smaku małego zwycięstwa, jesteś lepszy niż kebab 




22 maja 2012 , Komentarze (12)


Spotkałam wczoraj na mieście koleżankę z zajęć. Koleżanka należy raczej do grona tych większych i puszystych. Otyła nie jest, ale nadwagę ma i to konkretną. Sama mówi, że pupa J.Lo przy niej to decha :D
Ale jest herszt babka, niezwykle pogodna.
Ucieszyłam się ze spotkania. Zapytana gdzie idzie odpowiedziała mi, że idzie do Rossmana. Kupić balsam na odchudzanie
 Bo- jak rzekła- idzie lato a jej nie chce się przechodzić na dietę 
Uśmiałam się z tego i potowarzyszyłam jej. 
Balsam został zakupiony. Przy okazji koleżanka nie omieszkała wspomnieć że niegdyś piła też mnóstwo herbatek typu "SlimFigura" ale to według niej placebo. Zgodziłyśmy się, że jednak bez aktywności fizycznej to całe odchudzanie ani rusz. 
Koleżanka w zupełności się ze mną zgadzała, więc zapytałam ją czy ćwiczy coś.
A ona pełna dumy oznajmiła, że pływa.
że co najmniej raz w miesiącu (SIC!) stara się iść na basen

DZIEWCZYNY NO BŁAGAM 
nie dajcie się oszukać, że herbatki, wcieranie kremów zgodnie z zaleceniem producenta albo ćwiczenia raz w miesiącu załatwią sprawę.
Nic wam nie zastąpi potu z czoła,
czy to z rana czy to z wieczoła, 
że tak powiem by się złymowało :D

No i królewski finisz z koleżanką- w oczekiwaniu na nasze tramwaje planujemy się przejść kawałek. Wyrasta jak ten szatan z podziemi- lodziarnia.
Finału możecie się domyślić- koleżanka zakończyła spotkanie dużym kręconym lodem dopytując się po kilkakroć, czy nie jest mi przykro, że ona je tak przy mnie.
A mi- ganz egal!  
wstąpiłam za to do piekarni i kupiłam ciężki, pachnący żytni chleb na zakwasie. 
Pachnie jak ten pieczony przez moją babcię  


Więc moje drogie- konsekwencji trochę. Bo renta opada, jak widzi się takie przykłady jak moja koleżanka. Urocze to i pocieszne- ale koniec końców- 
nic tak samopoczucia nie czyni
jak całe wakacje w bikini

ot, dietetyczny wieszcz ze mnie.

buziaki, krokodyle. 

17 maja 2012 , Komentarze (16)



Ćwiczę tak sobie ćwiczę już któryś tydzień. Nie za dużo i bez żadnego sprzętu. Mam tylko buty do biegania (z TESCO, nie ma jak sprawdzona marka ) i matę.
Studencki budżet. Zazdrościłam niejednej, że macie te wszystkie 
szmery, bajery, steppery, masażery.
Ale co. Nie kupisz.

Dziś nad ranem wrócił z juwenaliów mój nieco pijany brat. Byłam bardzo zła bo okropnie tłukł się w korytarzu i robił mnóstwo hałasu a ja dziś miałam mój pierwszy egzamin.
Krzyczę przez ścianę, żeby przestał się tłuc i kładł się spać. 
On zaś wtargnął z hukiem do mojego pokoju, zostawił na środku pokoju MASZYNĘ.
Mówi: masz, żebyś sobie mogła ćwiczyć.
 I poszedł. Zasnęłam.
Nie wiedziałam czy mi się to śniło czy nie, ale wstaje sobie a to prawda najprawdziwsza, żywa jak kwitnący bez- stoi mi w pokoju jak Boga kocham orbiterek.
Jakby sobie wyszedł w nocy z komputera z obrazków, które oglądałam na allegro i się ustawił koło biurka.

Okazało się, że mój brat wracając ze swojej popijawy znalazł tę maszynę gdzieś na osiedlu. Jak gdyby nigdy nic stała sobie na chodniku. Jest popsuta- to znaczy- nie ma wyświetlacza i elektronicznego licznika, a plastik pomiędzy stepami jest pęknięty, ale jest sprawna.
Nie mam pojęcia jak przytargał to sam jeden i wniósł na czwarte piętro naszego bloku. Jak wytrzeźwiał to mówi, że sam nie wie. obił sobie trochę kciuka.

I tak stałam się posiadaczką orbiterka.

1)Egzamin dziś zdałam! Pierwszy z 5. Wprawdzie to taki maleńki przedmiot ale zawsze do przodu

2)Znalazłam tanią jadłodajnię z domowymi obiadkami.
I może zjadłam niedietetycznego kotleta i ziemniaki, i zabielaną botwinkę. Może to zrobiłam. Ale wiecie co - I'M NOT EVEN SORRY. 

3)I jeszcze jedna rzecz- ale nie zapeszam, być może niedługo wreszcie podejmę się pracy i to takiej, która będzie sprawiała mi satysfakcję a przy tym nie pochłaniała za dużo czasu
jeeej


11 maja 2012 , Komentarze (15)


Buty zakupiłam. Wcale nie chciałam! Siedziałam sobie w sklepie, przymierzałam to i owo z ciekawości, akurat na nogach miałam jakieś sandałki, ostatnią parę i to w moim rozmiarze, całkiem niedrogo i tak sobie siedzę spokojnie na pufce i przyglądamy się sobie. Buty i ja.
i nagle słyszę HUSZCZSYZ- znaczy, zamykają!
To ja buty, niewiele myśląc, zrzucam z nózi, przywlekam wstydliwie moje znoszone baleriny i pędzę do kasy. Rach ciach, kod pin, pip. No i mam.
I nie wiem co z nimi zrobić, bo z racji obcasika pzypominają mi nieco buty mojej własnej ciotki. Ja zauważyłam, że tu wszyscy lubią pytać- hej dziewczyny, co sądzicie o tym... i miliard komentarzy :D To ja was zapytam- oddać te butki czy nie oddawać?


widok z lotu ptaka :D wybaczcie nieco zmierzwioną skarpetkę przymierzetkę



ich samodzielna cicha egzystencja. w roli nieświadomego modela drugoplanowego jogurt naturalny.





nonszalancka łyda w ramach akcji wymuszony luz :D





na nóżce1




na nóżce2- mam wrażenie że do długich spodni sa w porządku, ale z zamierzeniu to letnie sandałki, więc będę śmigać z odkrytą girą na cąłej długości



nonszalancja miliard, pozuje p.Vitaminka





Dzielne, fotogeniczne buty. (Cechę zatracają po wciągnięciu na nogę, o dziwo!)




Ano i ostatnie. Nie wiem czemu aż tyle ich dodaje, niech to będzie test waszej cierpliwości (bardzo przydatna rzecz przy dietce!) :F







Także tego. Proszę serdecznie się wypowiadać co i jak komu leży, nie leży, przewidziane nagrody w postaci, że wejdę na wasze konto i będę podziwiać pamiętniczek :P



Znikam na weekend bo jadę do mojego Lubego, pana B. do Warsowii. Odpoczynek od vitalii ale nie od ćwiczeń, mam nadzieję :)
Po powrocie z radością wsiąknę tu na dłużej bo już się uzależniłam!


Ps: zna ktoś dobrego ginekologa w Krakowie?

8 maja 2012 , Komentarze (8)


   
  Chłodny to, ale dobry był dzień.

Ćwiczenia- dziś zaliczony fitness. Po raz pierwszy się nie spociłam i nie zmachałam i wyznaję szczerze, że naprawdę mnie to zmartwiło. Lubię czuć to błogie zmęczenie i watę zamiast nóg. No i mimo, że wstydzę się twarzy w odcieniu biskupi róż , to lubię czuć krew pulsującą pod tkanką. Świadomość, że Twoje ciało grzeje się, współpracuje i walczy- cudna. Wobec tego zrekompensowałam sobie ten niedosyt spacerem z klubu fitness aż do mieszkania, bo do tej pory przebywałam tą trasę autobusem.
Wstąpiłam do Lidla. Takie spostrzeżonko żywieniowe- ludzie naprawdę zaczynają dbać o zdrówko i o samych siebie. To dobrze i źle. Dobrze, bo rośnie nam zdrowsze pokolenie.
Źle- bo kuźwa ledwie tylko rzucili kiełki to SZAST PRAST i już ich nie ma! Ani się obejrzałam
Tak samo zioła w doniczkach- wszystkie wykupione! Chleb z siemieniem lnianym, na zakwasie- wykupiony!  

(rozbrajają mnie te minki :D)

Jedzonko- znów nacykałam kilka fotografii. Z radością i ze smakiem prezentuję więc Wam moje:

1. śniadanko- owsianka z jabłkiem, żurawiną i migdałami



2. drugie śniadanko- kanapeczki z wafli ryżowych, suszona morela, pół jabłka 



3. obiadek- serowy omlet! z rukolą, papryką, oliwkami i ogóreczkami chilli. 


4. na podwieczorek na uczelni- banan

5. kolacja niefotogeniczna, ale smaczna- szklanka jogurtu naturalnego z płatkami owsianymi i migdałami i pół pomarańczy :)

i wszystko obficie zapijałam wodą z cytryną, albo z reklamowaną przeze mnie już zieloną herbatką :)




(ach, a tytuł notki- jedna z moich ulubionych piosenek Beatlesów. Zapętlona dziś leci w głośniczku. Gorąco polecam, krokodylinki )


6 maja 2012 , Komentarze (17)


Czytam te przeróżne pamiętniczki i co najmniej połowa z nich to jakaś obsesja dotycząca tego co powiedziała Pani Waga. Przez Panią Wagę łapie się tu depresję, albo dostaje euforii bo spada jakieś 0,4 kg. Pani Waga rano, pani wydra wieczorem. Boję się stanąć na wagę, muszę przesunąć pasek o pół milimetra w lewo itp. 
Trochę więcej spokoju! Przecież chodzi tu chyba o zdrowy tryb życia, któremu na pewno nie sprzyja wieczny stres dotyczący głupiego urządzenia.
Róbcie swoje. Jedzcie zdrowo, dużo ćwiczcie, pozwólcie żeby ciało samo pokazało wam efekty, a nie jakieś tam cyferki. Ludzie, którzy na was patrzą nie widzą żadnego wskaźnika, ani nie wyświetla się im nad waszymi głowami, jak w Simsach, że ważycie 60, 70 czy 80. 

Nie posiadam w domu wagi. Jak poczuję, że mi się ubrania poluzowały to przy okazji jakiejś wyprawy do Ikei stanę sobie z ciekawości.

Serio. Nie dajcie się zwariować. 


Dzień mój słoneczny i udany. Wyprawa z kumplem do MOCAKA, zakup nowej spódniczki.
Z minusów: Straszliwe rozprzestrzeniające się jak dżuma swędzące krostki na dłoniach, kolanach i łokciach psują radość z krótkich spodenek i rękawka. Nie wiem czy ktoś z was miał coś takiego, ale to paskudne uczulenie-zmiana skórna. Od kilku lat w okresie wiosenno/letnim pojawia mi się coś takiego. Test alergiczny nic nie wykazał, dermatolog mówi, że może to z powodu słońca. 
Także jestem jak trędowata i straszę ludzi w tramwaju obejmując poręcze tuż przed ich twarzami. Wpatrują się w te moje krostki i widzę jak przełykają ślinę. Hehe. Mam nadzieję, że minie. To miiiiiinie, jak śpiewała Nosowska.

Żegnam czule krokodyle. Chudnijcie zdrowo

4 maja 2012 , Komentarze (5)


Pobiegałam sobie troszkę po dworze, jak ten bardzo elegancki pan w Deszczowej Piosence. Wprawdzie pobiegłam tak tylko wyrzucić śmieci i rozsypać trochę mięsa z rosołu bezdomnym psom, ale co tam. Kto zrzuca brak chęci do ćwiczeń na deszcz, niech wie, że to marna wymówka, dziewczyny, zawsze pozostaje mata w przytulnym mieszkaniu.
Naskakałam się  http://www.youtube.com/watch?v=tuK6n2Lkza0 przy tejże piosence, jak dla mnie świetna do rozruszania podczas kardio, leciała zapętlona a ja zapomniałam, że ćwiczę, tylko szalałam jak podczas młynu na porządnym koncercie ;)
nie przekonują mnie, nawet podczas ćwiczeń żadne nutki typu Pitbulle i inne remixy. nie mój typ muzyki, ale to coś zupełnie innego.

DreamsComeTruee słusznie zwróciła uwagę, jakkolwiek idiotycznie by to nie brzmiało, że trzeba rozmawiać ze swoim ciałkiem. Mój cykl na przykład od razu się posłuchał i zrobił posłuszny, co więcej po raz pierwszy od dłuższego czasu nie musiałam łykać tabletki, by z nim funkcjonować. Ale takie słuchanie własnego ciała  jest super ważne także w trakcie diety. Czasem na prawdę ma się na coś przemożną ochotę. Być może to zwykła zachcianka, ale być też może, że Twojej mądrej ciałkowej maszynie naprawdę brakuje jakiegoś składnika, którego mu usilnie odmawiasz. Nic na siłę.

Pozazdrościłam tym wszystkim kobietkom, które dzielą się swymi smakołykami w fotomenu i ja z zacięciem układałam dzisiaj wszystko na talerzu i fotografowałam.
Także dietetyczny Japończyk na wycieczce napstrykał dziś:


śniadanko, z którego nie wszamałam tej deserowej kanapeczki z dżemem babci, został
na drugie śniadanie



i drugie, z serkiem wiejskim




zupa pomidorowa z ryżem na obiadek






i kolacyja, jogurt naturalny z płatkami owsianymi, orzechami i żurawiną, wafel ryżowy z dynią i marchewką, odrobina jabłka i rodzynek.

Teraz siedzę z maseczką na buziaku i przygotowuję się do wyjścia na piwo z kumplem z liceum. Ma dziś u mnie nocować, więc Luby nieco zazdrosny. Achh, niech troszkę pozazdrości, dla zdrowotności!!

A na koniec herbatkopijcom i poszukiwaczom żywieniowo-zdrowotnych inspiracji polecam zieloną herbatę z wanilią Lord Nelson z Lidla. Pyszności!!