Zaczęłam odświeżać sobie wiedzę z zakresu Metody Montignaca. Odkopałam notatki, stare jadłospisy oraz te, które układałam dla mamy, ale żeby nie było tak pięknie...
Indeks Glikemiczny to zacne pojęcie i narzędzie. Pierwsze schody pojawiły się, kiedy w tym kontekście pojawił się Ładunek Glikemiczny, ale i to było dosyć proste do ogarnięcia. Niestety, teraz ze zgrozą odnotowałam fakt, że należy zwracać również uwagę na Indeks Insulinowy. Podsumowując te kwestie najprościej jak się da można powiedzieć, że:
- IG mówi nam o tym, jak szybko po zjedzeniu posiłku wzrasta poziom cukru we krwi,
- ŁG odpowiada na pytanie, czy spożyta ilość posiłku ma faktycznie duży wpływ na wzrost poziomu cukru we krwi,
ale!
- nie każdy produkt z niskim IG gwarantuje niski wyrzut insuliny we krwi, dlatego pojawiło się pojęcie II.
I największe schody pojawiają się w tym właśnie miejscu... Chociaż udowodniono zasadność wprowadzenia pojęcia Indeksu Insulinowego to jeszcze daleka droga do przebadania większej gamy produktów. O ile w ogóle zamierzają się za to wziąć konkretnie...
Chociaż zabili mi ćwieka ruszę ze standardową wersją Metodą Montignaca. Mam nadzieję, że uspokoję trzustkę na tyle, żeby odnotować sukcesy na cukrowym gruncie. Chociaż znając siebie ten Indeks Insulinowy będzie mi siedział we łbie na tyle, że raczej nie będę sięgała po nabiał... Wyjdzie w praniu!
W domowej spiżarce coraz ładniejsza czystka. Wyjadamy wszystko co nam przestaje odpowiadać podczas akcji "zbijam cukier", a u Mojego "potowarzyszę żonie, może coś schudnę".