Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 131493
Komentarzy: 2289
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 25 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 72.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 sierpnia 2020 , Komentarze (3)

Jeden wielki stres. Tak teraz na imię mam.

Z absolutnych pozytywów - ostatnio zapomniałam przesunąć paseczek, więc dziś wynik z dwóch tygodni - ponad kilogram mniej! :) Cieszy ogromnie!

Jak mi się już coś zaczyna zgrabnie medycznie układać następuje klops totalny i w sumie nie wiem, czy ten stresior skończy mi się w końcu z nadejściem września, czy nie. Głównym winowajcą jest moja ulubiona dentystka. Po tych wszystkich ekscesach raczej wkrótce moja eks dentystka. Mogłabym całą epopeję tutaj wystosować, ale nie. Nie jest warta kolejnego mielenia co mam jej do zarzucenia. Zadowolona z niej byłam przez prawie dekadę. Ostatnie trzy miesiące, czyli czas w którym zrobiło się poważnie i nieprzyjemnie, no cóż...Nie zamierzam wystawiać żadnych negatywnych opinii, ale gabinetu zdecydowanie polecać nie będę!

Wczoraj odbyłam w końcu konsultację z chirurgiem szczękowym. Spokojnie mogłam mieć to za sobą już dwa miesiące temu jak się okazuje. I znowu, miażdżący żal do dentystki. Ale odczepiając się już od tego rozgoryczenia wiem, że zabieg możne niejako pójść w trzech kierunkach. I tak, jak przypuszczałam, nie on sam będzie straszny, ale wszystko to, co będzie potem. Najbardziej optymistyczna wersja jest taka, że wraz ze zdjęciem szwów po dwóch tygodniach następuje koniec historii. Wersja najmniej przyjemna to noszenie stabilizatora na zęby przez jakieś pół roku. No nic. Po tym wszystkim przeżyję i to.

Dziś byłam na pobraniu krwi przed badaniami okresowymi w pracy. Czyli po ptokach! Zobaczymy jak ta moja absolutna grzeczność wpłynęła na wyniki. Głęboko wierzę w to, że już sam fakt zrzucenia tych 5 kg. wrzuci mi cukier w odpowiednie widełki. Do przychodni wchodzi się pojedynczo. Jestem zachwycona! zdecydowanie powinni utrzymać ten stan po ujarzmieniu epidemii hahhah. Dzień byłby na plus, ale siniak, a co za tym idzie pewien dyskomfort w ręce, psuje cały efekt.

W środę spotkanie z orzecznikiem, a więc test finalny mojego opanowania podczas EKG. 

W czwartek spotkanie z dentystką, które albo wszystko przypieczętuje, albo rozpierdoli. Jeśli wydarzy się najgorszy scenariusz mam jeszcze plan B i C, który może jednak uratuje mój zabieg grzebania w szczęce zaplanowany na za dwa tygodnie. Jeśli nie, świat się nie skończy, ale o ile byłałbym szczęśliwsza, gdyby choć raz wszystko przebiegło, bez żadnego czorta wyskakującego z pudełka!

Co do diety, jak już wspomniałam, powód mojej nadmiernej cnotliwości już za mną i mogłabym zluzować. Ale w praktyce oznacza to tyle, że jak nie za 2 tygodnie, to za 4 i tak będę musiała przejść na chwilę na żarcie papkowato - płynne. No i Mój ma jeszcze wenę na trzymanie diety, zatem nie będę się wyłamywać. Jednak nie będę też już tak stanowczo wzbraniać się przed imieninowym ciastem w pracy, czy też zamówieniem piwa podczas obiadu z kumpelą na mieście. To nie jest moment, że zaczynam utrzymywać ten spadek. Powalczę o jeszcze kilka kilogramów, skoro sytuacja tak idealnie ku temu sprzyja, ale nie zamierzam już tak ascetycznie pilnować gęby.

Trzymajcie kciuki, żebym w napadzie szału nie skrzywdziła, żadnej...przedstawicielki profesji medycznej.

27 lipca 2020 , Komentarze (14)

Czyż nie? :D

Niedawno zrobiłam sobie prezent w postaci "inteligentnej bransoletki". Motywowana przeróżnymi głupotkami stałam się właścicielką tego zacnego urządzenia i jeszcze nie do końca rozgryzłam tych wszystkich funkcji i możliwości, które oferuje. Pierwsze co, to sprawdziłam ją w terenie i zdziwiłam się, że moje wielokilometrowe spacery spalają tak mało kalorii (smiech)

Jednak teraz chciałam skupić się na "monitorowaniu snu". Oczywiście biorę dużą poprawkę na to cudo, ale miałam nadzieję, że może chociaż trochę wytłumaczy moje wieczne niewyspanie. Zasypiam szybko, śpię raczej dobrze, a bez względu na to ile czasu śpię, wstaję tak samo zmęczona. Co na to moja opaska?

Za pierwszym razem powiedziała mi, że jakość mojego snu jest przyzwoita. Lekko zaskoczona przyjęłam to do wiadomości i zaczęłam zgłębiać poszczególne pomiary. Dowiedziałam się, że większość podpunktów idealnie mieszczą się w normie. Jedyne co szwankuje to ciągłość snu głębokiego oraz zbyt duża ilość snu płytkiego. Wychodzi na to, że bardzo dużo mi się śni...

Kolejny pomiar przypadł na dzień pracujący, a zatem z budzikiem. Aplikacja poinformowała mnie, że "tego ranka obudziłeś się o 4:30, czyli trochę za wcześnie. Odprężenie się przed snem pomaga spać nieco dłużej". No tak... czy to wymaga jakiegoś komentarza? (smiech) 

Gdy kolejnym razem mogłam spać do woli komentarz brzmiał następująco "Sypiasz ostatnio o nieregularnych porach. Aby spać zdrowej przeznacz na sen najbardziej sprzyjającą część doby od 22:00 do 6:00." Cholera, wychodzi na to, że w pracy w ogóle nie mają o tym pojęcia!:?

Jeszcze kilka razy pojawiło się "zmiana nawyków zapewni zdrowszy sen", "wstawanie o tej samej porze pomoże Ci zachować regularny tryb". I oczywiście bezcenne rady typu "znowu obudziłeś się trochę za wcześniej. Proste, powtarzalne ruchy ciała mogą pomóc w ponownym zaśnięciu" No miło...

Raczej nie znajdę tutaj odpowiedzi na moje wieczne zmęczenie, ale jestem wściekle ciekawa kiedy algorytm załapie, że poranki co drugi dzień mam niezmiennie identyczne, a zatem jednak jest to jakaś regularność w życiu. :x

25 lipca 2020 , Komentarze (2)

Czuję, że powinnam coś napisać.

Jednak nie bardzo wiem co... Czas leci, jak szalony. Myślę o wszystkim tyko nie o diecie. Dieta o dziwo robi się sama. Mam sporo materiału do przeżywania i z utęsknieniem czekam na wrzesień, kiedy to będę mogła odetchnąć i ...zapewne znaleźć nowy materiał do przeżywania 😂

Dostałam w końcu skierowanie na badania okresowe, ale umawiać mogę się dopiero w poniedziałek. Im szybciej, tym lepiej. Ciekawe jak ten mój cukier po miesiącu ascetycznej grzeczności? Zobaczymy już wkrótce.

Potem chirurg szczękowy i serio mam nadzieję, że obędzie się już bez większych niespodzianek. Bardzo mocno chciałabym być już "po".

W okolicach września okaże się też, czy pożyczkę na mieszkanie trzeba brać już teraz, czy uda się dopiero w przyszłym roku... Ale to też zależy, jak to wyjdzie finansowo u chirurga... Ech, życie.

Waga spada stabilnie. Jest ekstra! W środę podsumowanie 4 tygodni. Ciekawa jestem jak sytuacja w centymetrach.

21 lipca 2020 , Komentarze (5)

Na ukąszenia chyba nikt nie reaguje dobrze, prawda? A u mnie to w ogóle, wolę, żeby urąbał mnie komar niż meszka lub pająk, bo wtedy puchnę w okolicy dziabnięcia. A  w tym roku? Już trzy razy po komarze miałam straszne cyrki. I gdybym nie widziała na własne oczęta, że to właśnie komary mnie tak załatwiły za każdym razem to bym pewnie złorzeczyła na jakieś bogu ducha winne meszki. Bo po pająkach, jak już zaczynam odpuchać to ewidentnie widać "wampirze wgryzienie". Ale serio mam nadzieję, że wykorzystałam swój limit nieszczęść na ten sezon, bo ostatnio nie mogłam długopisu w ręce utrzymać, a zupę jadłam używając lewej ręki. Dobrze, że potrafię. 

Jutro mijają trzy tygodnie diety. Wychodzi mi wyjątkowo bezboleśnie. Fajnie byłoby wytrwać tak chociaż do września. No, zobaczy się. Na dzień dzisiejszy 300 g mniej, zobaczymy co pokaże waga jutro. A aktualizację przeprowadzę w czwartek, bo jutro cały dzień poza domem i nawet jeśli znalazłabym na to czas, to pewnie siły i chęci zabraknie. Zupełnie niechcący ucięłam mocno węgle. Wcinam je tylko pod postacią warzyw i strączków. Czasem naszykuję sobie jakąś kaszę, czy tam ryż do pracy, ale posiłki tłuszczowe zdecydowanie lepiej mnie sycą na te 12 godzin. A jak mam wolne to też mam większą ochotę na białko i tłuszcze - ja, zawzięta makaroniara. Dziwne, ale nie niepokojące. 

A w ogóle jutro wielki dzień, bo w końcu dostąpię zaszczytu konsultacji u chirurga szczękowego :D Po prawie trzech miesiącach zastanawiania się co to to będzie, jutro w końcu dostanę odpowiedź. 

EDIT

Wizyta u specjalisty się wykrzaczyła. Oczywiście, bo czemu by nie? :< Pobędę w tej niepewności nieco dłużej....

15 lipca 2020 , Komentarze (7)

Umówiłam się z koleżanką na całodzienne szlajanie połączone z posiłkiem w między czasie. Uczciwie ją ostrzegam, że nie pójdziemy na pizzę, naleśniki, czy też gofry, bo jestem na diecie. I tym razem to tak serio, serio. Na co mi odpowiada, że mogę przecież zamówić coś dietetycznego, albo sałatkę. 

Koleżanka z tych wiecznie szczupłych. Mało zainteresowana kwestiami odżywiania jako takimi. Też taka byłam nie mając problemów z wagą, więc żeby nie było, ja tutaj nie piętnuję, jedynie dzielę się radością z tej rozmowy. Ubaw z tego mam zresztą do tej pory 😆

Coby jej za bardzo nie mieszać, że staram się łączyć tłuszcze jedynie z węglami o niskim IG, a tak to z białkami, to jej tłumaczę, że mi nie chodzi o duży deficyt kaloryczny, jedynie jem w specyficzny sposób, więc "coś dietetycznego" odpada, a w sałatkach w sosach jest pełno cukru. W odpowiedzi usłyszałam, że sosy do sałatek zazwyczaj podawane są oddzielnie, więc wystarczy nie dodawać. Tak, wiem, masz ochotę na naleśniczki, a tam serwują sałatki. Jedna nawet na upartego względnie podchodzi pod zasady mojej dietki, o czym oczywiście nie możesz wiedzieć 😂

Rozmowa toczyła się wokół tego, jakim to brzydkim słowem jest "dieta" i że trochę luzu się w życiu należy. Z czym generalnie się zgadzam, ale nie w mojej obecnej sytuacji, gdy przez kolejne dwa miesiące będę stawała na rzęsach, żeby tylko na tych dwóch miesiącach się skończyło, a nie, żeby niejako na własne życzenie babrać się z tym...nawet nie wiem ile. Nie znam alternatywy i mam nadzieję, że nie będę musiała się z nią zapoznawać!

Jednak wracając do rozmowy, gdzie niestety torpedowałam każdą jej propozycje mówiąc, że najchętniej wybrałabym się z nią na golonkę, czy też inną podeszwę, na zwieńczenie padło zdanie:

"Ostatecznie zostaje jeszcze chińczyk. Chyba, nie?"

Kurtyna.

13 lipca 2020 , Komentarze (6)

Chyba potrzebowałam małej presji, żeby utrzymać się w ryzach 😅 to już prawie dwa tygodnie totalnej grzeczności. Waga ładnie leci. Dzięki zaplanowanym posiłkom w końcu jem tak, jak chcę, a nie najpierw kilka godzin zastanawiania się co by tu, by i tak zjeść cokolwiek byle szybko. Ja może tak w ogóle to nie odżywiałam się jakoś tragicznie, ale okrutnie monotonnie. I warzyw, które przecież bardzo lubię jeść, ale niekoniecznie szykować ich do posiłku, bywało bardzo mało.

Tak po miesiącu zrobię sobie tutaj całościowy jadłospis, może gdzieniegdzie wrzucę zdjęcie żarła, będę miała jak znalazł na kolejny zryw do odchudzania. Bo aż taką optymistką, że zwalę za tym zamachem kilkanaście kilo, to ja nie jestem 😂 idealnie byłoby gdzieś tak od października zacząć utrzymywać to, co spadnie. Tak, jak w zeszłym roku. A w następnym cały proces po raz kolejny powtórzyć. I wtedy byłby to już sukces pełną gębą.

Chciałabym bardziej skupić się na tym, co teraz robię w kwestii odchudzania, ale w pracy mały stresik. Możliwe, że będę musiała zastąpić koleżankę na czas urlopu, na stanowisku, na którym pewnie sobie poradzę, ale będzie mnie to kosztowało dużo nerwów i wysiłku. A mam czym się przejmować poza tym. Dzisiaj kolejna wizyta u dentysty. Mam nadzieję, że to już ostatnia i będę mogła w końcu iść na konsultację do chirurga szczękowego. Trzymajcie kciuki, kto mnie tam czyta, za całokształt, że tak nieskromnie poproszę 😆

7 lipca 2020 , Komentarze (2)

Należę do tych osób, które ważą się codziennie i wyciągają średnią z tygodnia. Ważenie się co tydzień, czy dwa uważam za spory błąd, bowiem nie można wtedy wychwycić drobnych anomalii. Waga potrafi skakać z przeróżnych powodów i teoretycznie o tym wiemy, ale gdy np. skacze nam przed okresem widzimy tylko to, że jest więcej, albo nie ubyło i się dołujemy, zamiast skojarzyć ten fakt z możliwością, która pojawia się cyklicznie. I na co nam ten stres? Tak wiem, niektórym codzienne ważenie szkodzi. Uparcie wypierają fakt dobowych wahnięć i koniecznie od razu, natychmiast wprowadzają zmiany, aby ta głupia waga zaczęła w końcu spadać. A potem są zadowoleni, bo cyferki oczywiście się zmienią, ale nie widzą już związku z pojawienia się krwawienia dla przykładowej tu menstruacji. No, ale dla tych przypadków nie mam dobrej rady.

Tak, tak na wadze po tych kilku dniach 2 kilo mniej 😎 ale! Żeby nie było, ja bardzo dobrze wiem, że to woda, ale nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że ona sobie ze mnie zlazła! W ostatnich latach (zapewne przez nadwagę) podczas upałów bardzo puchnę. Słabnie mi chwyt przez opuchnięte dłonie. Kucanie jest dyskomfortowe przez sytuację w okolicach kostki, paluszków w sumie też. A teraz? Teraz jak ręką odjął! Czy to znaczy, że jedzenie miało na to, aż taki wpływ? 

Jestem zaskoczona, bo wydaje mi się, że coś takiego mogłoby mieć miejsce, gdybym nagle odstawiła sól, której oczywiście wcześniej musiałabym nadużywać. Jednak mówiąc szczerze nigdy nie byłam jej wielką fanką. Tak samo, jak i octu zresztą. Wystarczą mi ich symboliczne ilości w potrawach, inaczej rzecz staje się dla mnie niezjadliwa. Na myśl przychodzi odstawienie gotowców, ale w odniesieniu do powyższego, te pojawiały się u mnie bardzo rzadko w ramach ostatniej deski ratunku. Z czym zatem przesadzałam? Ze słodkościami, kluchami wszelakimi i piwem, przy czym z tym ostatnim w zdecydowanie większym stopniu 😅 ale przecież piwo powinno odwadniać, nie? 😂

Siedzę i myślę, co zmieniło się AŻ TAK. I nie wiem. Jednak cieszę się bardzo na tą nagłą swobodą ruchów i komfort w bieliźnie. A wagę w wysokości 72,8 kg. traktuję jako wyjściową przy tegorocznym podejściu do odchudzania.

3 lipca 2020 , Skomentuj

Należę do tych osób, które ważą się codziennie i wyciągają średnią z tygodnia. Ważenie się co tydzień, czy dwa uważam za spory błąd, bowiem nie można wtedy wychwycić drobnych anomalii. Waga potrafi skakać z przeróżnych powodów i teoretycznie o tym wiemy, ale gdy np. skacze nam przed okresem widzimy tylko to, że jest więcej, albo nie ubyło i się dołujemy, zamiast skojarzyć ten fakt z możliwością, która pojawia się cyklicznie. I na co nam ten stres? Tak wiem, niektórym codzienne ważenie szkodzi. Uparcie wypierają fakt dobowych wahnięć i koniecznie od razu, natychmiast wprowadzają zmiany, aby ta głupia waga zaczęła w końcu spadać. A potem są zadowoleni, bo cyferki oczywiście się zmienią, ale nie widzą już związku z pojawienia się krwawienia dla przykładowej tu menstruacji. No, ale dla tych przypadków nie mam dobrej rady.

Tak, tak na wadze po tych kilku dniach 2 kilo mniej 😎 ale! Żeby nie było, ja bardzo dobrze wiem, że to woda, ale nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że ona sobie ze mnie zlazła! W ostatnich latach (zapewne przez nadwagę) podczas upałów bardzo puchnę. Słabnie mi chwyt przez opuchnięte dłonie. Kucanie jest dyskomfortowe przez sytuację w okolicach kostki, paluszków w sumie też. A teraz? Teraz jak ręką odjął! Czy to znaczy, że jedzenie miało na to, aż taki wpływ? 

Jestem zaskoczona, bo wydaje mi się, że coś takiego mogłoby mieć miejsce, gdybym nagle odstawiła sól, której oczywiście wcześniej musiałabym nadużywać. Jednak mówiąc szczerze nigdy nie byłam jej wielką fanką. Tak samo, jak i octu zresztą. Wystarczą mi ich symboliczne ilości w potrawach, inaczej rzecz staje się dla mnie niezjadliwa. Na myśl przychodzi odstawienie gotowców, ale w odniesieniu do powyższego, te pojawiały się u mnie bardzo rzadko w ramach ostatniej deski ratunku. Z czym zatem przesadzałam? Ze słodkościami, kluchami wszelakimi i piwem, przy czym z tym ostatnim w zdecydowanie większym stopniu 😅 ale przecież piwo powinno odwadniać, nie? 😂

Siedzę i myślę, co zmieniło się AŻ TAK. I nie wiem. Jednak cieszę się bardzo na tą nagłą swobodą ruchów i komfort w bieliźnie. A wagę w wysokości 72,8 kg. traktuję jako wyjściową przy tegorocznym podejściu do odchudzania.

3 lipca 2020 , Komentarze (3)

Swego czasu w ramach motywacji i zwykłej ciekawości oglądałam dokumenty o odżywianiu, postach, leczeniu jedzeniem, jak i obalania popularnych teorii, które w chwili, gdy przestają być teorią robią się nagle bez sensu, ale i tak nie tracą na popularności. W to wszystko często zaplątani byli ludzie i ich historie odchudzania. Ich sukcesy i porażki, ale nie na drodze ku lepszej sylwetce, ale też po. Utrzymać efekty to najcięższa praca, w którą nie wierzy żaden "grubas". Myślimy, że oby schudnąć to potem wszystko się magicznie ułoży. Nagle zaczniemy odnosić większe sukcesy na polu zawodowym i prywatnym, zaczniemy się lepiej ubierać, a nabrane nawyki pielęgnacyjne będą czynnością tak naturalną, jak oddychanie. No i owszem, większości z nas udaje się osiągnąć upragniony spadek wagi, ale na to, co potem rzadko kiedy poświęcamy czas na głębszą refleksję. A nawet jeśli, wcześniej, czy później przychodzi rozluźnienie, w którym nie widzimy niebezpieczeństwa... I tak, zazwyczaj, cykl się powtarza.

No, ale miało być o konkretnym filmie! Ostatnio widziałam bardzo fajny dokument z BBC " Dieta dla Ciebie", ale dorwałam tylko pierwszy odcinek (z trzech?) Ja chcę wiedzieć, jak im poszło! Jestem wściekle ciekawa! 🤣

Lubicie tego typu programy? Jeśli tak, to jakie? 

Dietę trzymam ładnie. Bez jakiś większych ciągot, co jest zaskakującą, ale bardzo dobrą wiadomością. 

- jajka sadzone, smażony seler korzeniowy w curry, schab pieczony, papryka zielona.

- twaróg z owocami i kefirem

- fasola z ryżem basmanti, w formie takiej sałatkowej, dałam do tego resztę świeżych warzyw

- camembert z zieleniną, oliwkami i pomidorem.

1 lipca 2020 , Komentarze (2)

Ano zobaczymy 😁 

Mniej więcej tyle czasu dzieli mnie od badań okresowych i drobnego zabiegu szczękowego. A raczej mam nadzieję, bo badania okresowe w obecnej sytuacji mogą przecież zawiesić, a moja szczęka to temat rzeka, którego wolałabym jeszcze nie poruszać... 

Chciałam napisać coś głupiego. Coś w stylu, że skoro nie znam konkretów to nie wiem, czy jest po co się starać 😂 taa, pomińmy to milczeniem.

Czeka mnie iście ascetyczny czas. Metoda Montignaca czysta do obrzydliwości, a nawet do przesady. Zobaczymy ile da się z niej wycisnąć w 5 tygodni.

Startuję z wagą o pół kilograma większą niż paskowa. Kaloryczność ustawiona na 1800 kcal. Aktywność? No zobaczymy. Wiem, że powinnam. Wiem też, że nie mam co się zarzekać i rzucać na głęboką wodę, bo wtedy z pewnością nic z tego nie będzie. Dlatego nieśmiało postanawiam - callanetics 2 razy w tygodniu. Może stanie się cud i zachęci mnie to do częstszej aktywności.

Menu dzisiejsze:

- sałatka owocowa na czczo

- jajka na twardo, salami z pieprzem, ser żółty, pomidor, papryka zielona i żółta

- schab pieczony z brokułami pod serem

- soczewica zielona z duszonymi warzywami (kalafior, papryka, seler korzeniowy, cebula...) kefir.

Menu na jutro do pracy wymaga jeszcze dopracowania.