Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 131498
Komentarzy: 2289
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 25 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 72.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 sierpnia 2020 , Komentarze (12)

Goję się zacnie zważywszy na ogół sytuacji. Przyszłotygodniowe zdjęcie szwów, które brałam za pewnik, stoi pod znakiem zapytania. No, ale tym będę się przejmować o ile zajdzie taka sytuacja. 

Opatrunek zdjęty, zatem gołe szwy już po całości. Dostałam żel do smarowania ranek, które powodują w sąsiedztwie. Mam też płyn do płukania ust, przy jednoczesnym zakazie płukania jako takiego (smiech) w sensie płyn ma się delikatnie przelewać w paszczy, bez wytwarzania ciśnienia, szarpania i innych perturbacji.

Jako takiego zakazu na gryzienie nie mam, ale przeżuwać tylko prawą stroną. Jednak zostanę przy papkach. Nie dość, że jeszcze trochę boli, to nie chcę zapaskudzić szwów, a przecież o porządnym przepłukaniu paszczęki mowy nie ma.

A, mam się nie przejmować, jak mi jakiś szew spadnie, albo zobaczę fragment kości (smiech) o ludu... Co ja się mam :x

26 sierpnia 2020 , Komentarze (11)

Znowu. To już drugi raz w tym roku. Tyle dobrego, że przynajmniej tym razem wiem co się dzieje. Dziwne plamki na całym ciele, które nie dają żadnych objawów. Ostatnio z tydzień to trwało.

Jutro mam wizytę kontrolną. Trzeba będzie się jakoś porządnie ubrać, żeby pozasłaniać plamiska, coby mnie do przychodni wpuścili (smiech) słabo mi trochę. W końcu przesiedziałam tydzień na doopie zgodnie z zaleceniami. Tylko przez to wycieczka do centrum wydaje się być nieco wyczynowa. Większość leków już wyżarta. Zostały tylko przeciwbólowe i osłonowe. To i siły powinny pomału zacząć wracać. Nie mam ochoty na tą wizytę, ale też żadnego sposobu na jej uniknięcie...Ech, wolałabym być już po...

Jakiś większych konstruktywnych myśli względem dalszego odchudzania - brak.

25 sierpnia 2020 , Komentarze (4)

Żeby nie było, przyznaję się bez bicia, jestem leniwcem i domatorką, ale L4 zdecydowanie nie leży w mojej naturze :PP Może gdybym chociaż trafiła na jakiegoś porywającego odmóżdżacza to ten czas płynąłby jakoś znośniej. Za mną sezon z Nancy Drew i poszukiwania kolejnej, mało wymagającej produkcji. Tak dużo już tego widziałam! Lubię seriale i często oglądam, więc w sytuacji takiej, jak ta mam wrażenie, że widziałam już wszystko.

Waga nieznacznie w górę. Albo to całe siedzenie, albo zbliżająca się @, a pewnie wszystkiego po trochu.

Powietrze ładnie pachnie. Jesień idzie jak nic! :D

Co do papek, warto zapamiętać, że skórki niektórych warzyw nie mielą się zbyt dobrze. Przykładowo papryka. Wczoraj strasznie plułam gulaszem, bo draństwa rozwijały się podczas memlania i przyklejało się to wszystko do podniebienia. Koktajle są spoko, nawet nie sądziłam, że takie "drinki" z powodzeniem zastąpią mi posiłek. Serio mam nadzieje, że jelita się na mnie nie wypną, ale żeby ich praca zaczęła szwankować, to chyba trzeba by było jakoś znacznie więcej czasu, nie?

A śmietana z masłem orzechowym wymiata!! 8)

Ciągle jestem osłabiona i obolała. A coraz częściej bywam też sfrustrowana. I wydaje mi się, że chce mi się do ludzi, a to przecież guzik z pętelką. Pomijając covidowe sprawy, zawsze lepiej było mieć mniej, niż więcej do czynienia z innymi. Od średniej higieny osobistej zaczynając, a na braku obycia kończąc (smiech) To już musi być bardzo nieciekawie, skoro mózg podsyła mi zafałszowane pragnienia (smiech)

No i zastanawiam się, czy to już czas na stabilizację w tym roku. Zlazło prawie 6 kg. 4 kg zostały do pożegnania nadwagi i niby fajnie byłoby to pociągnąć jeszcze w tym roku. Ech, w sumie to nie wiem... Ja w ogóle ostatnimi czasy niewiele wiem...

24 sierpnia 2020 , Komentarze (17)

Ostatnio zobaczyłam ogromną poprawę. I na dwoje babka wróżyła. Albo fakt, że nie chodzę do pracy i nie mam styczności z tym całym magazynowym kurzem i gołębimi odchodami. Albo sprawdziła się teoria, że trądzik może być objawem stanu zapalnego w organiźmie. I tak jak u mnie chociaż nawet OB było przyzwoite to torbiel rosła sobie w żuchwie latami...

Z trądzikiem bujam się od podstawówki. Przeszłam chyba przez wszystkie etapy i kuracje. Od homeopatii, diet wykluczających po ciężki arsenał antybiotyków. Nie warto nawet tego wszystkiego opisywać, bo też nic konstruktywnego z tego nie wynika. I tak cieszę się, że nie jest to już jedna wielka rana na całej twarzy, ot zwyczajnie brzydka i zanieczyszczona cera. W sumie to najwięcej dobrego zrobiła w zeszłym roku kosmetyczka, ale w pewnym momencie zrobiło się dziwnie. No i przyszedł covid. W przyszłym roku planuję wrócić do tematu.

A na razie pozostaje mi obserwacja, co to będzie się dalej działo.

23 sierpnia 2020 , Komentarze (9)

Nic dodać, nic ująć.

Najchętniej zawinęłabym się w polarowego naleśnika i niech nikt mnie nie tyka.

Wszystko mnie boli (nie tylko szczęka), jestem osłabiona (pewnie przez leki) i globalnie nieszczęśliwa (zapewne z jakiegoś ważkiego powodu, którego niestety jeszcze nie odkryłam).

Pogodą jestem zachwycona, tylko moja cielesna powłoka jakoś nie radzi sobie z okazaniem tego :PP

A lista rzeczy, które mam ochotę zjeść, jak już będę mogła gryźć robi się niezwykle absurdalna. Nie tylko ze względu na jej długość, ale też zawartość. Surowa kapusta? Serio? (smiech)

22 sierpnia 2020 , Komentarze (5)

Serio. Wiem, że upały, a ja uwięziona w domu, ale to słońce jest już raczej takie bardzo wrześniowe, prawda? Uwielbiam jesień i zawsze czekam na nią z utęsknieniem. Na te kolory, zapachy... Teoretycznie ogarniam dlaczego uważa się ją za najbardziej depresyjną porę roku, w praktyce sama odżywam jak nigdy!

Mam już ogarnięte mielenie mięsa. Nie sądziłam, że tak gładko pójdzie. Na zdjęciu poniżej schab z pieczarkami w sosie śmietanowym. Nie wygląda to to apetycznie, ale po tych kilku dniach w większości nabiałowych to była prawdziwa uczta.

I o dziwo wchodziło na zimno. W zmielonej kaszy, czy też zupie krem brakuje mi bardzo obłoczka pary ;) Ale to już niedługo przecież, a z dnia na dzień cieszą coraz bardziej prozaiczne rzeczy, np. porcja na łyżeczce ze zdjęcia wczoraj była na dwa razy. Dziś zmieściłaby się już cała. Kto wie, może jutro przestanę już sobie przygryzać policzek i przeżuwanie wróci do gry?

Ale co ja chciałam napisać. Dostałam przyzwolenie na lody. I ani razu ich sobie nie zażyczyłam! Jestem z siebie dumna :D

Takie rzeczy wrócą na mój talerz, nie zapieram się, że nie. Jednak mam postanowienie, żeby to łączyło się ze zwiększoną aktywnością. Zobaczymy jak mi to wyjdzie. Może i przeceniam tą przyszłą mnie, co nie zmienia faktu, że nie pcham teraz w siebie czystego cukru, a to jest bardzo duży sukces!

21 sierpnia 2020 , Komentarze (15)

Mam się względnie, ale w końcu zaczyna boleć?

I swędzieć (smiech)

Tak właśnie myślałam, że coś mi za delikatnie po tym zabiegu (smiech)

Obrzęk schodzi bardzo pomału, ale schodzi. Nie muszę już wkładać tyle wysiłku w otworzenie paszczy. Co prawda ciągle komunikuję się głównie przez pomruki i preferuję żywność płynną, ale widzę, że jest ku lepszemu. Jednak dopiero dziś wstałam z takim typowym bólem kości. I to przy jedynkach, a przecież cięcie ciągnie się aż do piątki, gdzie najwięcej dłubania było przecież pomiędzy trójką i czwórką. Zdaje się wszystko dopiero przede mną....

Wracając do tytułu. Żarcie dla niemowlaków to jakieś nieporozumienie. W sensie to gotowe, słoiczkowe. W ogóle nie dziwię się, że dzieci tym plują. Dostrzegam miażdżącą zaletę dorosłości - można używać przypraw :DI z automatu przypomniała mi się historia, jak mama pierworodnego chciała odżywiać zgodnie z wszelkimi zaleceniami. No i nie dało się. Płaczu i plucia było co niemiara. Aż w końcu w momencie totalnej bezsilności braciszek dostał do posmakowania zupy ogórkowej. No i jak się łatwo domyśleć skończyło się z kombinowaniem jak tu chować dziecko tak, żeby wszyscy byli zadowoleni poza nim samym. Dostawał wszystko to, co inni (oczywiście w odpowiednie formie). Tak samo ja teraz. Z tymi słoiczkami to chciałam pójść na łatwiznę. No to poszłam. W tej chwili mielenie schabowego nie wydaje mi się, aż tak głupim pomysłem. 

Waga oczywiście leci, bo nie dość, że jem mało, to jeszcze same przeciery. Mam nadzieję, że dwa tygodnie takiej diety nie rozleniwi mi jelit. Ani, że po tym czasie i powrotu do jedzenia w normalnej konsystencji waga nie zemści się podwójnie....

A pomijając powyższe perypetie to nudzę się okrutnie. Szukam jakiegoś lekkiego serialu i nie mogę znaleźć nic godnego. A niestety nic poza gapieniem się w komputer w tej chwili nie wchodzi w grę....

20 sierpnia 2020 , Komentarze (7)

Zabieg zaliczony. W żuchwie torbieli już nie ma. Pojechała sobie na identyfikację, czymże jest. Nie jest źle, chociaż że dobrze to też bym nie powiedziała (smiech) Wszystko wyglądało i przebiegało zupełnie inaczej niż się spodziewałam. W ogóle uważam, że taki rodzaj zabiegu na żywca to jest jakieś nieporozumienie. Ciągle widzi się zakrwawione łapy chirurga i co chwila skrobanie jakimś dłutem, sierpem, czy też piłką do borowania. Trza mieć silne nerwy. Nie bolało nic, raczej czułam dotyk, uścisk i inne takie, ale sam fakt otwartej gęby przez ponad godzinę męczył okrutnie. Bo tak, cięcie jednak na dziąśle, a nie przez policzek. Może to i lepiej? Szwów mam chyba z 10, kontrola i ich zdjęcie za dwa tygodnie. Tyle też dostałam zwolnienia. Niby super, bo na to właśnie liczyłam, ale mam wrażenie, że będę dochodziła do siebie z cały miesiąc. A może mówię tak, bo jestem zwyczajnie zmęczona? Tak bardzo okrutnie wyzuta z sił wszelakich. Nawet nie boli tak bardzo jak się spodziewałam, że będzie...

Chyba, że jeszcze wszystko przede mną? (smiech)

A teraz papki, papeczki i inne musy. Wszelkie pomysły na takowe mile widziane, bo niby wiem, że mogę sobie zmiksować nawet schabowego, ale czy powinnam? (kreci) na śniadanie była śmietana z masłem orzechowym. Na obiad planuję zupę krem z jajkiem na twardo, co do jajka (nawet rozdrobnionego) mam mieszane uczucia, w sensie nie wiem, czy to sie uda... Jednak rozdziawianie paszczy jeszcze mocno ograniczone.

Ratujcie inspiracjami, plis :)

14 sierpnia 2020 , Komentarze (4)

Jakiś czas temu zastanawiałam się ile można zdziałać w 5 tygodni. Odpowiedź brzmi - gucio. Tzn schudłam i to prawie 5 kg, ale... to jedyny sukces. Poza tym, że trzymałam dietę nie udało mi się wprowadzić żadnych "fajnych nawyków". Od umiarkowanej aktywności zaczynając, a na regularnym zmywaniu kończąc (smiech) no i nie zapominajmy, że cała ta akcja była dedykowana przedsięwzięciu - zbijam cukier! Co niestety nie udało się kompletnie. Ale co ja chciałam w miesiąc? Może jakby ich było trzy, sześć, albo co się będziemy rozdrabniać, 12!:D wtedy to może... Nie pozostaje mi nic innego, jak sprawdzić :PP technicznie rzecz ujmując nie dzieje się, żaden dramat, bo mówimy o kilku jednostkach ponad normę, jednak jeśli każde badanie okresowe ma tak wyglądać to ja dziękuję! Rok temu orzeczniczka właśnie wmawiała mi cukrzycę i dała zezwolenie na pracę tylko na rok, żebym się tym zajęła. Diabetolog mojej mamy wyśmiał problem. Orzeczniczka, z którą miałam (nie) przyjemność spotkać się teraz zignorowała cukier tylko dlatego, że jej się pokićkały rubryczki i myślała, że to po jedzeniu (swoją drogą ciekawe dlaczego mam niższy cukier z palca w jakieś dwie godziny po jedzeniu, niż ten z żyły z pobrania naczczo :?). Ta pani skupiła się na podwyższonym ciśnieniu, twierdząc, że to może być objaw tarczycy... O ludu... Dlaczego jeśli człowiek nie leczy się przewlekle i nie łyka żadnych leków, to od razu, no nie wiem co, kłamie? Baba mnie pytała gdzie mam lekarza pierwszego kontaktu. Ba, pytała mnie o ostatnią miesiączkę! Witki mi wszystkie opadły. Jedno wiem na pewno, przed kolejną taką wizytą robię komplet badań z zaświadczeniem, że jestem pod stałą, czułą opieką specjalistów i niech już ci orzecznicy z poczuciem misji dadzą mi wreszcie spokój.

Żeby nie było, zamierzam przyjrzeć się swojemu jestestwu, ale nie na niecały rok przed przeprowadzką, ani w czasach takiego, a nie innego dostępu do lekarzy!! Już to widzę, przychodzę na pierwszą wizytę do ogólnego i mówię "Bo wie pan, medycyna pracy twierdzi, że moje wysokie ciśnienie sytuacyjne to objaw tarczycy. Sprawdzi pan?":x

I od wczoraj nie ma wody... Znowu coś się podziało w magistrali na Jerozolimskich i wszystkie południowe powiaty zostały o beczkowozach... Umyć się w misce to nie kłopot, ale tachać to wszystko do spłuczki jest wycieńczające. Ani pozmywać, ani ugotować wygodnie... Wczoraj skończyło się na żarciu na dowóz. Ani nie jestem z tego dumna, ani zadowolona z samego żarcia.

A jeszcze dzisiaj dentysta... Albo wszystko bedzie cacy i będę mogła podejść do zabiegu w przyszłym tygodniu, albo będę zmuszona kombinować i przekładać na wrzesień. O ile się da. No, ale może chociaż to się dzisiaj ułoży.

***

Edit

No i poszło dobrze. Na razie jest okej.

Zatem dentysta mnie załatał, to teraz chirurg może ciąć. Już w środę. Ojejku. To się dzieje (strach)

10 sierpnia 2020 , Komentarze (8)

Właśnie miałam się nią chwalić, a ta skubana sobie spierdoliła (smiech)

Nic to. Będę ją gonić.

Wpadłam na "genialny" pomysł tymczasowego odstawienia kawy. Ostatnio przez ten cały stres i skoki ciśnienia (rzecz całkowicie sytuacyjna, a nie chorobowa) pomyślałam, że kawa w tym wszystkim raczej nie pomaga... Żeby nie było, nigdy nie działała na mnie jakoś super pobudzająco, lubię ją ze względu na smak i chwilę spokoju. Dopiero, gdy wypijam jej zbyt dużo to miewam drobną delirke w rękach :PP 

W pracy w puszce zostało coś tam na dnie i w zaistniałej sytuaci postanowiłam nie uzupełniać.

I wyobraźcie sobie jak ten geniusz(czyt. ja) siedzi w robocie około godziny 11 i wymyśla sobie od "niegeniuszy". Łeb boli, słabawo trochę i tak ogólnie nieszczęśliwie. Polazłam do portfela, a tam jakieś 70 gr w bilonie. Zatem kawa z automatu odpadła. No to zrobiłam sobie lurę z tej resztówki co miałam, a potem łaziłam po ludziach dopraszając się o poczęstunek 😂 Grunt, że pomogło.

Nie ma to jak chcąc uniknąć stresu, dowalić organizmowi kolejny, w postaci rzucania używki 😅 ale tak właściwie to po tej całej sytuacji jestem jakaś taka spokojniejsza 😆

PS Zapas w puszce już uzupełniony.