Przeglądam sobie zdjęcia i mam dziwne wrażenie, że na początku było jakoś lepiej, że nic sie nie zmieniło.
Od roku!
Czuję się bez sensu, patrzę na to wszystko i zdaję sobie sprawę, że ta ohydna oponka będzie mi towarzyszyła przez całe moje życie. Że co bym nie zrobiła nie będę miała tego cudownego płaskiego brzucha, jakie widnieją na motywacjach.
Odpalam komputer i pojawia się tapeta z motywacją i nie radzę sobie ze sobą.
Od wprawie tygodnia nie widziałam P., siedzę w domu i nawet nie wychodziłam nigdzie, bo siedzę z chorym dzieckiem. Jestem zmęczona nie robieniem!
To co z tego, że powtarzam cały dzień te cholerne motywacje, jakieś zdania, które powinny sprawić, że będę miała siłę do działania, energię. Wiem, codziennie kiedy wstaję powtarzam sobie, że to pierwszy dzień. Tak mi łatwiej, nie oczekuję wielkich efektów, nie podchodzę do lustra, jakbym dopiero zaczynała i nie mogła tego zobaczyć. Ale kiedy w końcu jednak to robię i nie widzę nic, to łzy same cisną się na oczy pomimo wszelkich starań z mojej strony.
Dzisiaj kręciłam hula hop całą godzinę, pierwszy raz, ale jakoś się wciągnęłam w film. Teraz już nie ma efektów jak kiedyś, kręcę ponad rok praktycznie codziennie i co z tego wszystkiego. Powinnam mieć talię osy.
Jest jeszcze jeden problem, byc może zwyczajnie związany ze zbyt dużym natłokiem wolnego czasu. Ma związek trochę z tą sukienką, trochę z innymi, z każdą większą imprezą. Jak ja założyłam przy przyjaciółce stwierdziła, że jeszcze szpile i wszyscy moi. Chyba zapomina ile mam wzrostu.
Nie czuję sie kobieco,
bez dlatego, że uważam, że odwalona kobieta to kobieta w szpilkach, a
z dlatego, że jestem wyższa od P. kobieta wyższa od mężczyzny wygląda komicznie. P to nie przeszkadza, jak patrzę na inne kobiety to tez jakos mi to nie specjalnie ciąży, ale niestety perfekcjonizm we mnie zabija cala radość.
Dzisiaj płacze, nie to żebym nie płakała któregoś dnia od poniedziałku. Nie mam komu wygadać się z tego co mnie boli we mnie, że łapie mnie obrzydzenie jak na siebie patrzę, że świruję w czterech ścianach.
Nie mogę dzisiaj sie zmusić do ćwiczeń, paradoksalne - patrzę na siebie i mnie to demotywuje do działania.
Szkoda, że osiągnięcie takiego celu pozostaje jedynie marzeniem.