wszystko od początku...
Ehhh....znowu zaczynam od początku. Ostatnie dni nie należały do najlepszych pod względem psychicznym i fizycznym, ale wystarczy tego pobłażania sobie. Czas zabrać się za siebie, bo czasu ucieka. Przecież nikt nie schudnie za mnie. Byłam w takim fajnym cyklu i klapa. Teraz najgorszy moment, żeby znowu się zmobilizować.
Jak czytam wasze wpisy to zazdroszczę samozaparcia i dyscypliny. Ja niestety mam słomiany zapał. Kilka kilogramów w dół, a później znowu w górę i tak na przemian. Do treningów z Ewą tez nie mogę się zmobilizować...
No, ale koniec użalania się nad sobą do Nowego Roku pozostało 40 dni i trzeba je jak najefektywniej wykorzystać. Poza od Nowego Roku wracam do pracy po macierzyńskim. A gdyby tak ćwiczyć przynajmniej 5 razy w tygodniu albo najlepiej codziennie, to byłby spektakularny powrót :) ehhhh no dobra rozmarzyłam się za bardzo :) Kończę picie inki karmelowej z mlekiem i zabieram się za zrobienie bilansu dzisiejszego dnia, a później ćwiczenia. Bo tak sobie wymyśliłam, że będę spisywała w zeszycie wszystko co jem :)
cookie monster czyli kompuls
Zdjęcie profilowe jak najbardziej adekwatne do mojego zachowania....Niestety dzisiaj pokopałam całą dietę i w ruch poszły wafelki czekoladowe łeeeeeee. Tylko czekać aż waga podskoczy do góry ehhh....
A zawsze sobie powtarzam kobito, ale ty jesteś głupia najpierw katujesz się dietą i ćwiczeniami a później się objadasz słodyczami. Taki mały standard nażarłam się słodyczy i mam wyrzuty sumienia, pewnie żeby je zagłuszyć znowu się najem słodyczy :(
-12 cm :)
Co prawda nie jestem nawet w połowie, bo założenie jest takie, żeby schudnąć całościowo 50 cm :) Jak na początek 12 cm jest dla mnie rewelacją. Najgorsze wciąż pozostają nogi ;( Ale dam radę :)
Mam w końcu nową motywację :) Moje koleżanki są w ciąży i kiedy one będą już grube ja będę wyglądała lepiej niż przed ciążą :) Łapałam często doła, kiedy widziałam je takie szczuplutkie, a ja w tym czasie jak mały słonik z rozciągniętą skóra i walczącą każdego dnia, żeby nie jeść, żeby się więcej ruszać, żeby przy nich nie wyglądać jak wieloryb. No cóż, kiedy ja będę się cieszyła nową figurą one będą musiały dopiero zacząć na nią ciężko pracować.
Dietowo całkiem dobrze, ale zero zapału do ćwiczeń...
zamiast doła skalpel :)
Udało mi się wygrać z ciągnącym się przez dwa dni dołem i zakwasami. Wczorajszy dzień muszę nazwać naprawdę grzesznym. Zero ćwiczeń, późne jedzenie i słodycze, które poszły w ruch. Ale jak to u mnie zwykle bywa spowodowane były zmęczeniem i niewyspaniem.
Porządnie się wyspałam ( o ile przy czteromiesięcznym dziecku można się w ogóle wyspać :)) i dzisiaj pełna entuzjazmu zrobiłam skalpel już przed południem. Ku mojemu zdziwieniu poszło lepiej niż poprzednim razem :) Jak tak dalej pójdzie to może kiedyś zabiorę się za killera - przy mojej kondycji to za jakiś rok ;p
Dietowo całkiem dobrze się trzymam :) No i w końcu robimy imprezkę u nas w domu, już nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę znajomych. Ostatnie miesiące to poza dzieckiem niewiele się działo i muszę przyznać, że brakuje mi strasznie towarzystwa :)
Dziewczynki trzymam za Was kciuki nawet jeśli mamy gorsze dniu, to i tak nam się uda osiągnąć sukces :)
czy to ma sens???
No i co ja mam o tym wszystkim myśleć... Niby wiem, że liczą się tylko centymetry, ale jakiś taki dół mnie ogarnął jak dzisiaj zobaczyłam, że waga znowu wskazała więcej ;(
Czasami mam już dość, wiecznie jestem głodna i pilnuje tego co jem, a efektów specjalnie nie zauważam. Źle bo to odbija się na moich relacjach z mężem. On ćwiczy regularnie na siłowni i wygląda jak młody bóg, ja tym czasem czuje się jak taki mały prosiaczek. Ehhh....w dodatku mały dzisiaj dawał w nocy popalić, więć nie dość, że czuje się jak prosiaczek, to jeszcze wyglądam jak zombie...
Obym tylko wieczorem się zmobilizowała do jakichś ćwiczeń...
zakwasy zamiast skalpela
No i cóż mój poranny zapał spowodowany ogólnym spadkiem centymetrów został mocno ostudzony i zamiast skalpela mam zakwasy :( Odpuszczam sobie dzisiejsze ćwiczenia, chociaż muszę przyznać, że mam z tego powodu straszne wyrzuty sumienia. Ciekawe czy jutro się zmobilizuje do ćwiczeń, czy też kolejny raz dam sobie spokój z dietą...
pomiary po tygodniu ćwiczeń
Tak oto stwierdzam, że nie jest aż tak źle :) Oczywiście w centymetrach, bo waga stoi w miejscu jak zaklęta bleeeeee. Ubyło łącznie 6 cm - to chyba dobrze???
Talia - 2cm
brzuch - 1cm
biodra - 1cm
udo - 1cm
łydka - 1cm
A wieczorem znowu skalpel, bo za killera nawet się nie zabieram z moja kondycja :)
z konieczności pierwszy skalpel
I nadszedł w końcu taki dzień, że musiałam się przekonać do ćwiczeń z Chodakowską. Szlag trafił mojego orbitreka po wczorajszym treningu :( A ja głupia się tak cieszyłam, że do 1 grudnia (wtedy odbywa się impreza integracyjna wszystkich Gadów z mojej pracy), kiedy niektórzy zobaczą mnie pierwszy raz po porodzie będę mogła pochwalić się fajną figurą. NO ale cóż, moje wspaniałe urządzenie się popsuło. Okazało się, że orbitrek nie wytrzymał u nas nawet tygodnia i trzeba go odesłać w ramach gwarancji. Co się z tym wiąże pewnie przez miesiąc albo i więcej nie będę mogła na nim ćwiczyć :(
Tak więc stwierdziłam, że nie zaprzepaszczę mojej diety i treningów i zabrałam się za skalpel. TO była masakra, co prawda byle jak , ale udało mi się zrobić dzisiaj cały. Myślałam, że kondycyjnie lepiej się miewam a tu zonk....
ostro
Dzisiaj zwiększyłam intensywność moich ćwiczeń na orbitreku i udało się wytrzymać kolejną godzinę. Ale to była pozytywna masakra :) Coś czuję, że dzisiaj przesadziłam z oporem i jutro mnie pomęczą zakwasy. No cóż jak to mawia mój mąż beż krwi i potu nie ma wyników :)
Przez cały dzień trzymałam dietę i jestem z siebie dumna. Jutro pędzę zrobić wyniki mam nadzieję, że nie mam anemii
A swoją drogą to nie do końca wierzyłam, że uda mi się zmobilizować do codziennych ćwiczeń i trzymania diety, ale jak czytam Wasze wpisy to jestem mocno zmotywowana, żeby walczyć ze sobą każdego dnia. Powodzenia dziewczynki trzymam za Was kciuki, żeby każda z Was osiągnęła tą swoją wymarzoną wagę :)