Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nie lubię sportu. Pływanie to jedyne co toleruje mój organizm. Czas to zmienić, tyję coraz bardziej, zajadam stres. Bardzo chcę zmienić w sobie to, że chęć na jedzenie przerobię na sport :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 76077
Komentarzy: 1511
Założony: 20 stycznia 2013
Ostatni wpis: 29 stycznia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tazik

kobieta, 34 lat, Wrocław

177 cm, 84.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 stycznia 2018 , Komentarze (3)

Ufff... Było ciężko, ale się udało. Z pomocą męża i jednej babci, po dużych zakupach i kilku godzinach gotowania, mamy całą zamrażarkę obiadów i lunchboxów na ciepło. Nie było łatwo, laptopem na zmywarce, z łyżką i przelicznikami, przygotowałam dla siebie i męża po 2 porcje na każdy dzień. A ponieważ życie musi mieć smak, to nie chcieliśmy opcji codzinnie ten sam obiad, albo lunchbox. Mamy trzy różne obiady (po 2 sie powtarzają) i tak samo z lunchem. 

Rybki z kaszą, ryż z kurczakiem i porem, drobiowe risotto, soczewica z pomidorami, makaron z soczewicą, kasza z pomidorami, papryką i kurczakiem- wszystko czeka na swoją kolej, a ja- kiedy dzieci na chwilę zasnęły napiłam się ciepłej kawy zamiast robić z wywieszonym językiem obiad. I nawet smak mrożonki nie przeszkadza :D 

Jest lepiej. Z każdym dniem. Opieramy się pokusom, czasem nie jest łatwo, ale powolutku z każdym dniem po troszeczkę waga leci, samopoczucie się poprawia, nabieramy sił, organizm się oczyszcza. Oby tak dalej. Tylko jeszcze nie wiem jak to zrobić, żeby ćwyczyć. Tego logistycznie nie ogarnęłam. 

pozdrawiam Was serdecznie i wszystkim zapracowanym/ zadzieciowanym polecam wielkie gotowanie i mrożenie:) Buziaki!

T. 

23 stycznia 2018 , Komentarze (1)

Po 1,5 tygodnia już jest lepiej. Dieta nam służy, i mi i mężowi. Posiłki są dobrze zbilansowane, nie jesteśmy głodni, a pokusa słodyczowo- chipsowa pojawia się rzadko jak na stosowanie diety. Bardzo mnie to dziwi. Ale tylko się cieszyć! Nie jest łatwo się zorganizować z przygotowywaniem posiłków, łącząc je z samotną opieką nad bliźniakami, kiedy mąż jest w pracy. Sporo czasu nad ranem spędzam nad ustalaniem posiłków, przygotowywaniem listy zakupów oraz planowaniem kiedy i co zrobię w kuchni, na ile dni i co można mrozić. Jedząc kaszę, kurczaka, dużo świeżych warzyw, bakalie- czuję się o niebo lepiej niż jedząc paczkami ciastka. Ale na efekty poczekam dłużej, bo nie unikam chleba, makaronu, ryżu, ziemniaków. Jemy wszystko, w mniejszych ilościach. Obawiam się tylko nadchodzących spotkań towarzyskich, imprez opływających w pyszności niezdrowe do kwadratu. Skuszę się na lampkę wina, trochę przekąsek, sałatki- a moje ślinianki na nowo dadzą cynk do mózgu- "oooo! to jest dobre! jemy dalej!" Brrrr..... 

Zepsuła się waga, nie wiem ile ważymy. Może wystarczy kupić baterie? :PP

Marzy mi się w tym roku odchudzić, ubrać coś ładnego. Ostatnie 1,5 roku było dla mnie naznaczone nadmiarem kilogramów, a później dość trudną ciążą, a ostatnie pół roku z dzieciaczkami w domu to nawet nie mówię:) Ciągle chodzę w dużych rzeczach, spodniach ciążowych, wielkich bluzkach, w domu ubieram się "po domowemu", czyli klasyka: wygodne "spodnie", legginsy, itp. Zwykłe T-shirty albo bluzy, włosy czasem widzą szczotkę, czasem nie. Typowy wygląd zapracowanej mamy, która o sobie myśli najrzadziej, a jak już pomyśli, to widząc swoje odbicie, woli nie myśleć. I nie patrzeć. Wiem, że ten zdrowy egoizm jest potrzebny. Jest. I to głównie dla dzieci ! O ile lepiej czuje się kobieta zadbana, w miarę wypoczęta, z makijażem czy ułożonymi włosami- a do tego opiekująca się dziećmi? Uśmiecha się częściej, dzieci są szczęśliwsze, nie czują frustracji matki. 

Dlatego bardzo sobie życzę, a także wszystkim mamom, które są w podobnej do mnie sytuacji, żeby w Nowym Roku zobaczyć swoje odbicie takie, jakie nam się spodoba, a w głowie żeby zakiełkowały myśli, że jesteśmy piękne, czujemy się zadbane. 

Chciałabym zobaczyć siebie w ciepły dzień, fajnie ubraną, z dziećmi na spacerze, z długimi, rozpuszczonymi jasnymi włosami, w subtelnym makijażu, z zadbanymi paznokciami, uporządkowaną torebką, bielszymi zębami. 

Bo póki co włosy nie znają wolności rozpuszczenia, paznokcie nie pamiętają co to lakier, zęby za dobrze znają już nieustanny smak i osad z kawy, a ciuchy to jak wyżej. Wciskane na wałki, oponki, góry i doliny. I jeszcze na sadło zebrowate. To miejsca po ciąży pokryte gigantycznymi rozstępami. 

A tak chciałam być zadbaną mamusią... 

Powoli, małymi kroczkami. Póki co Twinsy śpią, a mama wylewa gorzkie żale, pijąc kawę i planując śniadanie. 

Buziaki i miłego dnia!

15 stycznia 2018 , Komentarze (2)

Coraz więcej i coraz trudniejsze te początki... Początki diety i zmawiania sobie "od jutra wszystko się zmieni". 

Powoli. Spokojnie. Dać sobie czas... Dać sobie pewną dozę wyrozumiałości, ale być zdeterminowaną. Działać, a nie narzekać. Nie będzie łatwo- nigdy nie było i nie będzie z pewnością. Ale chodzi o to, żeby się nie poddać. Uświadomić problem. 

Moje życie w ogromnej mierze kręci się wokół jedzenia. Zawsze z tym mam jakiś problem- za dużo, kompulsywnie, łakomie, wcale, głupio, setki diet, smutki i radości z nim związane, uff... ile tego ! Będzie cholernie trudno zmienić nawyki. Wiem, że się da to zrobić. Ale powiedzcie to komuś, kto codziennie obżerał się kilkoma batonami, ciastkami, paczką chipsów, popijał to litrem coli, a na obiad jadł spaghetti z tłustym serem? Na kolację pizza. Największa, ze wszystkimi dodatkami. Nie trzeba będzie gotować. Nie mam czasu gotować. 

Jestem Tazik, który tu wraca od lat. Raz z wagą 86 kg, raz z 80 kg, kiedyś nawet było 73. W 2017 roku przytyłam przeszło 40 kg, rozciągając swoje ciało do granic możliwości. Skóra pękła w szwach, zrobiłam się jak balon, z którego zeszło powietrze. W sumie to zeszło ze mnie nie tyle powietrze, co ... dwa dzidziusie, urodzone w lipcu 2017 r. Ciąża bliźniacza dała mi się we znaki, z wagą 113 kg byłam jedną z najgrubszych pacjentek całego szpitala. 

Za parę dni minie 6 miesięcy od tego czasu. Waga spadła wraz z porodem i stresem poporodowym, zatrzymując się w granicach 90 kg. Teraz mam ponad 92, ponieważ jestem nałogowym łasuchem, mówiąc eufemistycznie. Moje śniadania przy opiece nad bliźniętami to najczęściej batoniki lub wafle, kawa w nieskończonych ilościach. Bułki, pączki, ciasta, czekolady- w każdych ilościach. I jeśli ważąc 60 kg, myślisz, że jesteś tłusta, gruba, wstrętna- bo zjesz jednego snickersa- to uwierz, dziewczyno- to nie jest obżarstwo. 

Wiem, że muszę ruszyć dupę. Zapasioną, siedzącą non stop w domu. Często słyszę "nic nie schudłaś przy tych dzieciach..."- ojj, jak mi jest miło w tych momentach ! Nic nie schudłam, bo opiekę nad nimi, stres, nerwy- zajadam, szukając ukojenia. Bo nieprzespane noce trwające non stop od 6 miesięcy spędzam na bujaniu, noszeniu, uspokajaniu, znoszeniu kolek, a potem mój totalny brak energii zamieniam w cukier, który rozkosznie wlewam w siebie niczym narkoman. Cola, słodkie napoje, pół czekolady w locie do kuchni po mleko dla dzieci. 3:00 w nocy nie robi różnicy, uwierzcie. 

To błędne koło. Jestem wyczerpana i mój organizm jest wyczerpany. Potrzebuje zdrowego jedzenia, żeby mógł poprawnie funkcjonować, a nie wegetować. Ja o tym wiem i chcę to zmienić, ale z nałogu nie jest łatwo zrezygnować. Zwłaszcza, że ten moment słodyczy w ustach się skończy i nie nadejdzie. I ja nie wiem jak sobie z tym poradzę. Czym załatam tę pustkę. 

Cel: wytrzymać pierwsze dwa tygodnie. Później jest łatwiej. I tego się trzymajmy. 

2 listopada 2016 , Komentarze (7)

Znowu ja. Znowu z alarmującą wiadomością- półtora tygodnia temu stuknęło mi prawie 90 kg. 

Znowu poczułam ten sam strach- jeszcze trochę i 100, potem 110 kg, później 125 kg. ... i co dalej ? Błędne koło. Zajadane stresy, smutki, wszystko, a w chwili radości również pudełko czekoladek i 2 paczki chipsów. Jestem największym chipsożercą jakiego znam, a to taki syf ... Po prostu masakra. Znowu powrócił mój problem jedzenia w ukryciu, w chwili samotności. A co gorsze- szukałam tych chwil samotności żeby się w ukryciu nażreć. Nie ma co ściemniać, problem to problem. Ten sam od lat. I chociaż była już gigantyczna poprawa- to zrobiłam olbrzymi krok wstecz. 

Postęp tygodniowy jest taki, że nie tknęłam cukru. Pierwsze dwa dni: nie szło ze mną wytrzymać i w domu i w pracy. Byłam nieznośna! Trzęsłam się, prawie płakałam. Naprawdę nie było łatwo. 

W ciagu tygodnia musiałam się drastycznie pilnować na 3 imprezach. Trzy razy pokusy, odmawianie, tłumaczenie... Szkoda nawet pisać. 

W każdym razie nie chcę się poddać. Muszę znowu ujrzeć "7" z przodu- tak dawno już niewidziane. 

Ściakam tych, którzy walczą!

T.

23 maja 2016 , Komentarze (11)

Yeeeeeaaaaahhhhhhh! 

Stało się! Wreszcie mogę zmienić pasek- jest jakiś postęp! 

Ważyłam się tydzień temu- i było 84 kg, pełne opuchnięcie miesiączkowe, wzdęcia, tuż za mną było mega weekendowe obżarstwo. Minął tydzień waga pokazała 

81 kg

Jak wiadomo okres nie sprzyja wiarygodnemu ważeniu. 

Jeśli więc ważę sobie 81 kg z rana, zupełnie na czczo- to cieszę się niezmiernie!!! Bo to wygląda tak, że za plus- minus 2 tygodnie zobaczę wytęsknioną "7" z przodu! Bardzo bym chciała. Już przy wadze 75 kg czuję się bardzo ok. 

Plan jedzeniowo- aktywnościowy na ten tydzień? 

- Pić rano wodę z cytryną

- min. 3 x spokojny jogging 

- ćwiczenia na pośladki

- do wszystkich posiłków uzwględnić Kochanego

 - wypróbować przepis na zupę krem z cukinii  

No i dalej jeść tak, jak jadłam, bo to działa!! Głównie jajka na śniadanie, lekkie przekąski w pracy, jedzenie co 3 h, warzywno- mięsne obiady, lekkie kolacje warzywne lub białkowo- warzywne. 

Ciężki tydzień minął, oby teraz mały sukces wagowy przyczynił się do jeszcze większej silnej woli! I zapału, i chęci, i ćwiczeń, i dzielnego odmawiania wszelkich pokus, no.... !

Miłego dnia!


22 maja 2016 , Komentarze (2)

Cześć Kotki!;)

Było trochę milczenia z mojej strony, a to z powodu weekendowego wyjazdu przymusowego w celach uczelnianych i wspierających mojego K. 

Na co dzień zamieszkaliśmy w okolicach Wrocławia, mamy spokój, ciszę i naturę wokół. (kwiatek)(tecza)(noc)Kiedy teraz mamy jechać do centrum, to przysięgam, że tak się odzwyczaiłam od miasta, że dostaję w nim szału;) (hamburger)(frytki)(tort)

Tak więc musiałam zwalczyć następną dawkę pokus, następną dawkę przyjemności i odpierać ataki znajomych, rodziny, a nawet mojego K. namawiającego mnie na coś słodkiego albo na sobotniego drinka. Od rana do nocy była walka i czuję, że póki co jestem w tym zupełnie sama. Rzecz jasna- WY to inna sprawa, jesteście jak moje duszki takie dobre siedzące na ramieniu :) Przez dwa dni wrocławskiego życia zastanawiałam się i rozglądałam, czy może któraś przechodząca osoba również tutaj pisze, komentuje, walczy. W ogóle miałam fazę nieustanną przez to, że musiałam odmawiać, albo udawać- bo nie chciałam się tłumaczyć, że jestem na diecie. Wcale nie jestem na diecie, po prostu mam MŻ, ale nie mam ochoty się z tego spowiadać. Co chwilę się odchudzałam, tyłam, odchudzałam, tyłam i po prostu mam dość peplania o tym. 

Każdy pyta: od kiedy? a co jesz? a kawałek to Ci nie zaszkodzi! a może jednego drinka? no z NAMI się nie napijesz?! kiedy my się widujemy?! to hamburgera też nie zjesz...? ale wydziwiasz! jakaś drętwa się zrobiłaś... 

NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!! 

Naprawdę mi się tego nie chciało słuchać, więc pozowoliłam sobie nalać drinka, którego nie wypiłam, poczęstowałam się cukierkami, których nie zjadłam, itd. WALKA. Po prostu WALKA. 

Mało tego. Mój bardzo imprezowo nastwawiony Ukochany, widząc moje zacięcie i determinację, sam zdecydował, że DO MNIE DOŁĄCZY!!! Być może Jemu też to było potrzebne? To, że ja będę taka stanowcza i nie ulegnę? Że pokażę, że się nie poddam? I Kochanie moje nieśmiało mi tu dzisiaj na wieczór podpowiada, że chętnie sam by tak jadł mniej i zdrowiej, pił ze mną te koktajle i poszedł biegać. 

A co ja na to?? HURRAAAAA!!!! Nie będę musiała gotować 2 obiadów, dwóch śniadań, a na dodatek mój K. będzie jadł zdrowiej!!! Tylko się cieszyć! To też jest dla mnie jeszcze większa motywacja, że musimy jeść zdrowo, ale też smacznie, żeby się nie zniechęcić. No. 

JUTRO DZIEŃ WAŻENIA! Mam nadzieję, że coś spadło. Czuję się lżej, ale brzuszysko mi wisi, nogi się trzęsą, biodra wypływają. Ja wiem, że potrzeba na to bardzo, bardzo, bardzo wiele czasu, żeby wyjść z tego sadła. A to jest tak bardzo trudne... Jest mi ciężko, przykro, momentami mi się chce płakać, krzyczeć, żreć co popadnie. Ale staram się opamiętać. To dopiero tydzień, ale był dla mnie tak cholernie ciężki, że mam nadzieję, że następny będzie nieco milszy. Pod każdym względem. 

Póki co jestem Kotki zmęczona tym ciężkim czasem w pracy i w diecie. Chora atmosfera i problemy w firmie mnie męczą psychicznie, a dodatkowo na każdym kroku się jeszcze pilnuję z dietą- to naprawdę duże wyzwanie. Motywujecie mnie WY. Mój Kochany. Lustro. 

Trzymajcie kciuki, proszę, są mi potrzebne!!! 

Ja za Was mocno trzymam i zajrzę co u Was słychać. 

Buziaczki!!!!!!!!!!!! 

Życzę Wam bardzo fajnego tygodnia!

Tazik

20 maja 2016 , Komentarze (3)

Cześć Kotki:-)) 

Tak, tak, wytrwałam! Kolejny dzień, yeaaaahhhh !! 

SERIO, CZY KTÓRAŚ Z WAS KIEDYŚ ZASTANOWIŁA SIĘ TAK NA SPOKOJNIE ILE POKUS W CIĄGU DNIA CZYHA NA ODCHUDZAJĄCEGO SIĘ CZŁOWIEKA ?

JA SIĘ ZASTANOWIŁAM, ALE CHYBA NIE ZDOŁAM POLICZYĆ TEGO WSZYSTKIEGO. 

DO NAJWAŻNIEJSZYCH Z DNIA WCZORAJSZEGO POKUS ZALICZAM: 

- jak zwykle ciasto w pracy. kokosowe, z kremem i biszkoptem. 

- pachnące maślane herbatniki leżące jakieś 30 cm od mojej ręki leżącej na myszce komputerowej

- wizytę obiadową u mamy mojego Kotka (nie lubię określenia "teściowa", jakoś mi nie pasuje do tej Kobiety, która traktuje mnie od początku jak córkę, więc może będę mówić "Mama K." :)) Tak czy siak, obiad u Mamy K. jest zawsze smaczny, duży i zwykle nie mogę się po nim ruszać. Ale powstrzymałam się! Zjadłam połowę pysznego obiadu, nie wypiłam całej lampki wina, wzięłam dosłownie 3 łyczki do obiadu, a z deseru zrezygnowałam zupełnie. To była naprawdę ciężka sprawa, bo wszystko mi bardzo smakowało. A wino na takich spotkaniach bardzo lubię do posiłku. Ale trzeba się powstrzymać. 

Jakoś się trzymam, chociaż nie jest mi łatwo, pilnuję się na każdym kroku, obmyślam, planuję, przygotowuję posiłki. Mężowi robię kanapki do pracy i jak jemy wspólne śniadania, to trochę cieknie mi ślinka, gdy jem coś innego. Ale wiecie co, to już po paru dniach i tak stwierdzam, że i mój Kotek też je lepiej;) Więcej warzyw i owoców, sałatki, zupy, chudego kurczaka. Na śniadania dostaje jajeczka na oleju kokosowym, do tego kanapki żytnie z chudą szynką i warzywami. Także próbuję Jemu też przemycać:) 

Robię też koktajle, które na całe szczęście Kotek lubi. Więc sobie pijemy:) 

Koktajle: 

Zielony: jarmuż, jabłko, mandarynka

O dziwnym kolorze: jabłko, mięta, mandarynka 

Czerwona herbata liścista z dodatkiem śliwki i cynamonu- była super, tak mi smakowała, że aż całą wypiłam i muszę dokupić!

Sałatka z samych warzyw z olejem rzepakowym- pudełeczko do pracy.

Chłodnik przygotowany na kolację przez mojego Kotka. Wiedział, że po pracy na wieczór chciałam same warzywa, więc pokroił papryki, pomidorki, rzodkiewki i dwa ziemniaczki w mundurkach, zalał to kefirem ze szczypiorkiem, koperkiem, czosnkiem- i było ekstra!

Polecam, na upały będzie super posiłek:)



Może nie wygląda- ale było mega pyszne- kurczak garam masala, oczywiście z jogurtem :) Ostry o orientalnym smaku, mniaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaam :) Mój Kotek świetnie przyrządza takie potrawy. Dodał imbir, czosnek... Było mega smaczne. 

Koktalj z grejpfruitów, mięty i mandarynki. Pychotka:) Trochę przekrzywiony, ale był super :P 

No i śniadanko: jajecznica, kolorowe papryki, trochę winogron.

Tak sobie przykładowo jem na różne pory dnia. Naprawdę smacznie, chociaż jak na mnie, to porcje są mikroskopijne wręcz ...;) 

Ale z racji tego, że uwielbiamy z mężem gotować, ogladać wszelkie programy kulinarne, popisywac się jak przychodzą goście;) To teraz mam zamiar to przerobić w odchudzone przepisy. Zrewolucjonizować nudną, odchudzoną dietę wyszukując przepisów i łącząc smaki. Wczoraj zrobiłam sałatkę, którą dzisiaj mamy do zjedzenia w ciągu dnia. Składa się z upieczonego kurczaka a'la gyros, do tego brązowy ryż, kilka pokrojonych winogron czerwonych, dużo koperku i oliwki. To, co miałam akurat w domu. Sałatka wyszła ciekawa w smaku, a mąż ją chętnie zjada:) 

Kotki, wczoraj wreszcie się wzięłam za jakieś ćwiczenia. Zrobiłam niecałe <!> ćwiczenie Mel B na pośladki ... Wstyd. Taką mam kondycję i ciało w stanie totalnego rozpasania, miękkie, słabe i rozlazłe. Makabra. 

Dzisiaj nieśmiało przechodzi mi przez myśl bieganie... Może tak zrobię... Dam Wam znać, jeśli się zdecyduje... 

Poczytam co u Was! Lecę! Ściskam i myślę o Was, że też tak walczycie jak ja!

18 maja 2016 , Komentarze (6)

Cześć Kotusie!

Tak, to ja, o dziwo! I nie poddałam się. (smiech)

Ktoś powie- przecież to dopiero trzeci dzień ? To AŻ trzeci dzień!

Dla mnie to mega ważne. Najpierw świadomość, że nie poddałam się w poniedziałek. Że zrobiłam sobie po tym całym obżarstwie cały dzień z ogromną ilością warzyw i owoców. Że wytrwałam w domu, w pracy, w sklepie. Że nie obżarłam się na noc chipsów i zapiłam colą. 

Wczorajszy dzień był też lekki jedzeniowo. Nie byłam głodna, po prostu dokuczało mi łakomstwo. Stos jedzenia w pracy nie ułatwia mi sprawy. Obok mnie stoją ciastka i paluszki. Na wyciągnięcie ręki. Bezmyślne ruchy i podjadanie, zwłaszcza w stresowych sytuacjach- to wychodzi zwłaszcza teraz, gdy odruchowo sięgam po przekąski- i ... ich nie biorę. Tylko uświadomiłam sobie wczoraj, dzisiaj- ile takich ruchów już wykonałam i ile słodkości się ciągle koło mnie przewija, stale kusząc. 

Wytrwałam dwie noce bez jedzenia do filmów. To akurat dlatego, że po prostu jadłam dużo sałaty na kolację i po prostu nie byłam głodna, ale generalnie to lubię coś chrupać, przegryzać do filmów bo najzwyczajniej w świecie sprawia mi to ogromną przyjemność. Mam tak z dzieciństwa, że najlepszymi chwilami był powrót z pracy Rodziców, wspólny posiłek i przytulanie przy oglądaniu bajek. I tak mi zostało. Uwielbiam oglądać filmy i jeść z bliskimi. 

Tylko, że kanapeczki czy słone przekąski zamienię na świeże warzywa, ogórki kiszone, lekką sałatkę, itp., a colę na wodę z miętą czy ziołowe herbatki. Grunt, żebym miała poczucie, że coś MAM lub, że się przygotowałam do takiego relaksu. 

A warzywa z sosem czosnkowym smakują mega ekstra zajefajnie. 

*** 

Jeszcze coś. Wczoraj odmówiłam zdziwionej koleżance w pracy krówek. Była w szoku. 

Wczoraj odmówiłam w domu pieczywa do śniadania. Nie kupiłam nic słodkiego do pracy. W pracy trzymałam się dzielnie. 

Dzisiaj miałam 2 wielkie przeprawy. Pierwsza to wizyta na poranną kawę koleżanki, która przyszła z dwiema słodkimi bułkami, ze słodką masą i owocami. Co zrobiłam? Wypiłam kawę, wypiłam herbatę, potem jeszcze jedną herbatę, potem wodę z grejpfruitem i z miętą i znowu czerwoną herbatę. Cały czas coś piłam, żeby odwrócić uwagę od leżących, pachnących bułek. Sama byłam po jajecznicy z paprykami i po winogronach. 

Druga przeprawa to wyjazd na służbowe spotkanie i dyskusja, której towarzyszyły: kawusia, śmietanusia, herbaciusia, ciasteczka, ciasta, owoce, koreczki, krakersiki. Co zrobił tłum po naradach? Ruszył w stronę wszystkich smakołyków i z pełną buzią mówił: "A Ty czemu nie jesz?!". A, że było tam mnóstwo osób, którym NAPRAWDĘ nie chciałabym się tłumaczyć z moich prywatnych żywieniowych spraw, problemów czy nawyków, więc z uśmiechem powiedziałam, że "Oczywiście, że jem!" - ucięłam dyskusje, nalałam sobie kawy, potem drugiej. Dopiero na sam koniec, kiedy nadeszła pora jakiegoś posiłku dla mnie, wzięłam sobie grejpfruita, trochę świeżego ananasa i śliwkę. Wiem, że nie wolno jeść za dużo owoców. Wybrałam te, które wydawały mi się najkorzystniejsze. Potraktowałam je jako II śniadanie.

I naprawdę byłam z siebie dumna, biorąc pod uwagę koleżanki, które na talerzyk ładowały 3 kawałek ciasta z kremem. Ślinka mi ciekła, ale Kotki- wytrwałam te pokusy. 

Na obiad dzisiaj już ładniej- bo wzięłam ze sobą do pracy kawałeczek piersi z kurczaka smażonej na oleju kokosowym, trochę kaszy gryczanej, świeże warzywa z sosem z jogurtu nat. z koperkiem. Ekstra obiad i bardzo sycący. Będę częściej łączyć kaszę z takim zestawem. 

Acha, wiem co miałam Wam mówić. To, że kiedy widziałam te wszystkie pyszności, myślałam sobie o Was. Że Wy też walczycie i na pewno musicie odpierać pokusy. Z początku sa one ciężkie i wielkie jak M. Everest. Ale z czasem to ucichnie. 

Póki co, jest bardzo ciężko. Ja niestety jeszcze nie podjęłam aktywności fizycznej. Ale i to dodam, jak tylko przemyślę co, jak i kiedy. No i dokucza mi jeszcze kaszel z zapalenia oskrzeli niedawno przebytego. Trochę się oszczędzam. Ale za to w domu się nie oszczędzam! Od rana latałam ze ścierą, praniem, śmieciami, mopem. Skoro póki co nie ćwiczyłam, to zwiększyłam aktywność domową, co Mężowi się spodoba. Przyjdzie z pracy a tu mega porządek, obiad ugotowany, pranie wywieszone, wszystko zrobione. Hehe:)

Poczytam jeszcze co u Was i wstawię jak będę miała możliwość kilka zdjęć z mojego jedzenia. Cykam przed zjedzeniem ;) Może któraś znajdzie inspiracje? Ja tak często miałam jak urzedowałam na vitalii- uwielbiam podpatrywac fotomenu :) 

Dobra, lecę. Zawsze jak będę mieć kryzys, będę tu pisać. Spodziewajcie się dużo pisania, hihihi ;p Póki co, sama świadomość, że zaczęłam robić coś w kierunku poprawy zdrowia i wyglądu- już mi polepsza samopoczucie.

Do później Kotki! 

Piszcie mi z czym Wy dzisiaj dzielnie walczyłyście, kiedy o Was myślałam!! 

Buźka. 

T.

17 maja 2016 , Komentarze (6)

Witajcie Kotki. 

Tak jak w tytule- wściekłość osiągnęła poziom maksimum. I chociaż to Nejtiri mówi o sobie, że jest "Królową Yoyo" to ja również przez lata starannie walczę, by i mnie ten tytuł się nieustannie należał. 

Tym razem coś jakby wreszcie we mnie pękło. Bo ostatnie 2 lata to było non stop takie zawieszenie, uśpienie. Niby wiem, że tyję, wiem, że się obżeram, czuję, że ROSNĘ!! Ale nic z tym nie robię. Jakbym nie miała wpływu, siły, jakby mnie ktoś trzymał słodko w ramionach i mówił- "nic Ci przecież nie jest, nie jest jeszcze źle..." Albo "jak zjesz, poczujesz się lepiej", "jedna kromeczka nie zaszkodzi"... 

A ja ? ?????? Ja po prostu płynęłam z prądem. A właściwie z toną jedzenia. Bo moim problemem jest to, że jem za dużo i za tłusto, za dużo śmieci, za mało warzyw i owoców. Miałam już takie napady, że piłam duszkiem sok z buraków, jak go zobaczyłam na sklepowej półce- tak miałam organizm wypruty z witamin, że pomiędzy napompowaną bułą z serem, a zestawem śniadaniowym do pracy: pączek + ciasta + ciasteczka (takie rzeczy w pracy na wyciągnięcie ręki)- między tymi bezwartościowymi posiłkami chwyciłam za sok z buraków... Między innymi wtedy dostałam "strzała w łeb". I myślę sobie dopiero wtedy- 

CO JEST KUR...* ?!?!?! 

Organizm się dam dopomina!!!! Wstyd!!!!

ZAPUSCIŁAM SIĘ JAK OSTATNI DZIK W LESIE. Z CAŁYM SZACUNKIEM DLA DZIKÓW. ONE MUSZĄ PRZETRWAĆ W TRUDNYCH WARUNKACH. JA MAM CIEPŁO W DOMU I DOGRZEWAĆ SIĘ SADŁEM NIE MUSIAŁAM. 

MARAZM. NORMALNIE PRZEŻYWAŁAM MARAZM. 

DALEJ JESZCZE TO WE MNIE TKWI, ALE NASTĄPIŁO PRZEBUDZENIE. 

BYĆ MOŻE TO SOK Z BURAKÓW. MOŻE TO, ŻE ZACZYNAM SIĘ NIE MIEŚCIĆ W ROZMIAR 44. MOŻE TO TO, ŻE JESTEM MŁODĄ MĘŻATKĄ, A MAM UCZUCIE, JAKBYM MIAŁA 40 LAT I BYŁA ZAPUSZCZONA I ZANIEDBANA. MOŻE TO TO, ŻE RODZINA MI ZWRACA UWAGĘ I ALARMUJE. MOŻE TO, ŻE NIE CHCĘ SIĘ PRZEGLĄDAĆ W LUSTRZE. ŻE NIE MAM OCHOTY PATRZEĆ NA SWOJE CIAŁO. NIE MAM OCHOTY UBIERAĆ SIĘ ŁADNIE. MOŻE TO TO, ŻE CHCĘ SIĘ PODOBAĆ UKOCHANEMU. AŻ MNIE CIARKI PRZECHODZĄ NA TO, CO BIEDNY WIDZIAŁ TERAZ....

MNIE, DUŻO MNIE. I DUŻO JEDZENIA. CAŁE TONY JEDZENIA, WIECZORNE OBŻARSTWO, WIECZNE LENISTWO. 

I JESZCZE ŻEBYM CHOCIAŻ W TAKICH BUTACH PO KUCHNI CHODZIŁA. GDZIE TAM. KAPCIE ALBO PUCHATE SKARPETY. 

KOTKI :D CHYBA MNIE OLŚNIŁO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

POCZUŁAM WRESZCIE JAKĄŚ ŚCIANĘ, OD KTÓREJ SIĘ MOCNO ODBIŁAM, WALNĘŁAM W GŁOWĘ DO BÓLU. 

TO MNIE SKŁONIŁO DO TEGO, BY POSTANOWIĆ O SIEBIE ZAWALCZYĆ. DO TEJ PORY MIAŁAM PODRYGI TAKIE, ŻE COŚ TU RAZ NAPISAŁAM, POTEM ZA MIESIAC COŚ. ALE JAK PATRZĘ NA TO Z DYSTANSU, TO WIEM I WYCZUWAM W TYM FAŁSZ. TO NIE BYŁA PRAWDA, NIE ODDAWAŁAM SIĘ W 150 % WALCE O SIEBIE. TO BYŁY POZORY, BY TRWAĆ W MOIM UŚPIENIU I MARAZMIE.

I ŻEBY UCISZYĆ GŁOS, KTÓRY MNIE OSTRZEGAŁ- TAK CIĘŻKO PRACOWAŁAM 3 LATA TEMU. TYLE BIEGANIA, TYLE WYSIŁKU, TYLE STARAŃ, WSZYSTKO OLAŁAM W IMIĘ OBŻARSTWA. 

KOCHAM JEŚĆ, KOCHAM GOTOWAĆ. I NIE MAM UMIARU- I TO JEST MÓJ OGROMNY PROBLEM. 

*** 

WCZORAJ BYŁ PIERWSZY UDANY DZIEŃ, KTÓRY BYŁ JEDNOCZEŚNIE CIĘŻKI I DOBRY. DOBRY, BO POCZUŁAM SIĘ LŻEJ. NA CIELE I DUSZY. W KOŃCU DOTRWAŁAM DO KOŃCA DNIA. BO TERAZ KAŻDA GODZINA JEST DLA MNIE WALKĄ. PRZY ŚNIADANIU- BY NIE SKUSIĆ SIĘ NA BUŁKĘ Z MĘŻEM. W DRODZE DO PRACY, BY NIE KUPIĆ BATONIKA. W PRACY BY OPRZEĆ SIĘ LEŻĄCEMU W BIURZE CIASTU. BY ODMÓWIĆ CZĘSTUJĄCYM KOLEŻANKOM. CODZIENNIE MAMY DOSTAWĘ SZARLOTEK, PĄCZKÓW, WAFELKÓW, DROŻDŻOWEGO CIASTA. WSZYSTKO PACHNIE I DOPROWADZA MOJE ŁAKOMSTWO DO OBŁĘDU. GDY WRACAM Z PRACY- TAK JAK WCZORAJ ZE ZWYCIĘSKIEJ WALKI, TO CZEKA MNIE POKUSA WIECZORNEGO FILMOWEGO OBŻARSTWA. WCZORAJ JĄ ZWYCIĘŻYŁAM KUPUJĄC KOLOROWE WARZYWA. ZROBIŁAM TAKĄ WIELKĄ MISKĘ SAŁATY Z PAPRYKAMI, POMIDORAMI, RZODKIEWKĄ, SZCZYPIORKIEM, OGÓRKAMI I OLIWKAMI- ŻE SAMO "JEDZENIE OCZAMI" JUŻ MI POMOGŁO. I DO TEGO SMOOTHI Z JARMUŻU, BANANA I MANDARYNKI. DAŁAM RADĘ. 

PRZYSIĘGAM WAM, ŻE DAM RADĘ. MAM CEL- ABY W LIPCU BYŁO MNIE O 10 KG MNIEJ. 

TEMPO SCHUDNIĘCIA: OK. 1 KG/ TYDZIEŃ.

JAK SPADNIE 9 KG, 8 KG Z POWODÓW NIEZALEŻNYCH ODE MNIE- OK. ALE JAK WIEM, ŻE BĘDĘ SIĘ STARAĆ TO TAKI REZULTAT BĘDZIE ZADOWALAJĄCY W 100 %.

PÓKI CO NIE MOGŁAM NAWET 3 KG ZRZUCIĆ. 

NIE PATRZCIE NA MÓJ PASEK, JEST NIEAKTUALNY. ZMIENIĘ GO JAK RZECZYWIŚCIE COŚ DRGNIE, SPADNIE I BĘDĘ MIAŁA PRAWO GO ZMIENIĆ.

PÓKI CO: 

- POSTARAM SIĘ TAK JAK DAWNIEJ ROBIĆ ZDJĘCIA POSIŁKOM. DLA SAMEJ SIEBIE I DLA WAS. BYŁO MI ZAWSZE PRZYJEMNIE GOTOWAĆ Z MYŚLĄ, ŻE PODZIELĘ SIĘ TEŻ SWOJĄ PROPOZYCJĄ Z WAMI :) MOŻE KTOŚ TEŻ SIĘ SKUSI NA KTÓRYŚ Z POMYSŁÓW. A I JA PRZY OKAZJI BĘDĘ WIEDZIEĆ I PAMIĘTAĆ CO JEM. 

- BĘDĘ PISAĆ JAK NAJCZĘŚCIEJ. O WSZYSTKIM, CO MNIE SPOTYKA NA DRODZE WALKI Z NADWAGĄ. A BĘDZIE TEGO CAŁE MNÓSTWO: BĘDĄ IMPREZY RODZINNE I SPOTKANIA ZE ZNAJOMYMI. BĘDĄ WYPADY DO GALERII I DO KINA, KTÓRE BĘDĄ HORROREM. BĘDZIE CODZIENNA WALKA Z PIECZYWEM BIAŁYM, Z MOIM ŁAKOMSTWEM, Z ZACHCIANKAMI. 

ALE TAK BARDZO BYM CHCIAŁA SPOJRZEĆ W LUSTRO I NIE WIDZIEĆ 3 PODBRÓDKÓW. 

***

WCZORAJ SIĘ ZMIERZYŁAM I ZWAŻYŁAM. 

69 w udzie,
 88 w talii,
111 w brzuchu,
117 w biodrach,
 ramię 31

WAGA: 84 KG BĘDĄC KOMPLETNIE BEZ UBRAŃ, BEZ JEDZENIA, PICIA, PO WC, NAWET BEZ OKULARÓW. 

W CIĄGU DNIA: 86- 87 KG. 

CEL NR 1 - ZOBACZYĆ "7" Z PRZODU. 

O to to! tak właśnie jest u mnie- jak wyżej! 

JAK JA POTRZEBOWAŁAM BRUTALNEGO UDERZENIA W MOJE UŚPIENIE! STAŁO SIĘ!!!!! 

NIECH MI TYLKO STARCZY TEJ ODWAGI I WOLI WALKI. I ŻEBY NIE TRACIĆ PRZY TYM CHĘCI DO ŻYCIA. 

PLAN PRZED WYJŚCIEM DO PRACY: ZROBIĆ KOKTAJL, ZROBIĆ ZDJĘCIE, ŁADNIE SIĘ WYSZYKOWAĆ, ZABRAĆ ZDROWE JEDZENIE DO PRACY, OPRZEĆ SIĘ POKUSOM.

PLAN PO PRACY: LEKKA KOLACJA, SPRZĄTANIE NA ROZRUSZANIE, ZAKUPY WARZYWNE. 

***

BĘDĘ TEŻ CZYTAĆ I PISAĆ DO WAS. KOTKI, CZY WY TEŻ TAK MIAŁYŚCIE? ŻE NIBY SIĘ ODCHUDZAŁYŚCIE, MIAŁYŚCIE TAKIE PRZEBŁYSKI, OŚWIECENIE NA 5 MIN, A POTEM SPADEK I ZNOW TO SAMO I TAK... W KÓŁKO? JA TAK MIAŁAM 2 LATA. 

AŻ DOPROWADZIŁAM SIĘ DO TAKIEGO STANU. SZOK PO PROSTU SZOK. 

DALEJ MNIE TA WŚCIEKŁOŚĆ NIE OPUSZCZA. JEST DOBRYM MOTOREM DO DZIAŁAŃ. 

ACHA. ZDJĘCIA TEŻ SOBIE ZROBIĘ. TO TEŻ BĘDZIE MIAZGA. 

POZDRAWIAM WAS SERDECZNIE,

WŚCIEKŁY TAZIK.

5 kwietnia 2016 , Komentarze (3)

Cześć Kotki!

No cóż, święta ... Przyjazd siostry z toną słodyczy... 

No i dupa- wiadomo, że się skusiłam. Oczywiście nie ćwicząc. Ostatnio też miałam załamanie w pt. "Mąż wyjeżdża na cały weekend", czyt. "Siedzę w domu, smucę się, obżeram się i oglądam romantyczne filmy". Także po takim weekendzie przybyło mi z 2,5 kg. Możecie sobie wyobrazić co po tygodniach diety zjadłam, kiedy zostałam sama w domu, w podłym nastroju i bez chęci na cokolwiek. Niedobrze! 

Już wszystko wróciło do normy. Pilnuję diety- zdrowiej, pełnej chudego mięsa, nabiału, swojskich jajek, kolorowych warzyw. Od czasu do czasu dopadnę ciemne pieczywo, ziemniaki lub makaron. Choć przekonałam się, że cukinia jest w stanie świetnie zastąpić makaron spaghetti :) 

Słońce świeci, do pracy idę więc pieszo- ok. 1 h. 

Powodzenia Kochane!!!!