Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem absolwentką szkoły muzycznej i wybieram się na studia muzyczne. Moimi zainteresowaniami są: muzyka klasyczna, robótki ręczne, i takie baristyczne rzeczy jak drinki czy kawa :) Co mnie skłoniło do odchudzania? Właściwie można powiedzieć, że całe życie się odchudzam. Jest to nieodłączna część mojego życia :P Ostatnio przypomniałam sobie jak w podstawówce narysowałam w Paincie obrazek z grubą kobietą która nie mieści się w bluzkę, dlatego ta jej nie zakrywa brzucha, i w obcisłych spodniach. Na bluzce, albo gdzieś z boku tego obrazka napisałam wtedy: 41kg...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 11238
Komentarzy: 167
Założony: 22 stycznia 2013
Ostatni wpis: 16 września 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
sosenka93

kobieta, 31 lat, Kraków

160 cm, 57.40 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: 50 KG 50 KG 50 KG 50 KG 50 KG 50 KG 50 KG 50 KG 50 KG !!!!!!!!!!!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 kwietnia 2013 , Komentarze (3)

Cześć Wam!
Ostatnio Was co nieco zaniedbuję, więc postanowiłam napisać bardziej treściwą notkę niż wczoraj, a nie jakieś entuzjastyczne, amerykańskie zrywy :D
Na początek dzisiejszy jadłospis:
śniadanie: płatki ryżowe z mlekiem i wiórkami czekolady; banan
II śniadanie: brak*
obiad: kasza jaglana ze śliwkami
[podwieczorek: wellness
kolacja: ??... <zastanawiam się nad bułką z czymś, ale czy warto spieprzyć tak dobrze zapowiadający się dzień?... trza wymyślić coś bardziej dietetycznego... po namyśle:> sałatka z: marchewki, jabłka, śliwek kalifornijskich z jogurtem naturalnym <jestem boska xD>]
To tyle jeśli chodzi o jadłospis. Jestem zmotywowana, bo dobrze mi dzisiaj idzie i waga też spadła: 54,9. Cieszę się :) Fajnie jest widzieć tą 4 z prawej :) Bo nawet 5 jest imponujące ;)
Pewnie się zastanawiacie dlaczego ta notka ma taki a nie inny tytuł. Już tłumaczę :P
Byłam dzisiaj u fryzjera. Jednak dlatego, że byłam z Aśką, a ona musiała później jechać do Krakowa na konkretną godzinę, to okazało się, że dla mnie trochę nie ma czasu. Dlatego pani fryzjerka skróciła mnie na prosto (nie doszukujcie się innych znaczeń niż ścinanie włosów, bo będzie ich za dużo... xD) o 2cm i pędem Aśka mnie odwiozła do domu a potem pojechała śmigiem migiem do Krakowa. 
Wkurzona byłam o tyle, że chciałam coś zmienić, a żadnej zmiany nie było. Nawet nie było czasu, żeby fryzjerka mi umyła włosy, więc wyglądałam po prostu jak niebożę, co jest dołujące jak się wychodzi od fryzjera, prawda? Powinno się wtedy wyglądać olśniewająco PRZECIEŻ. 
No więc przyjechałam do domu. Rozczesałam te włosy. Nie wyglądały lepiej. 
Tutaj należy się wyjaśnienie: mam podatne włosy, więc każdej fryzjerki w zasięgu wzroku pytam co zrobić, żeby się kręciły i zawsze otrzymuję tą samą odpowiedź: wilgotne włosy + pianka = cudowne loczki które na pewno mi się spodobają.
Dlatego wkurzyłam się, zmoczyłam trochę włosy (żeby wilgotne były), nałożyłam piankę, prostuję się. Patrzę w lustro.
DO DUPY!!! Mam po bokach nieregularne, niewiadomokiedymającewyschnąć fale, a przy głowie oklapnięte zupełnie jakbym je zagłaskała.
Wkurzyłam się po raz kolejny. Wypieprzyłam dwie pianki do śmieci (czekały na renesans, ale się go nie doczekały), włożyłam głowę pod wodę. Umyłam włosy najzwyklejszym szamponem do każdych włosów z pokrzywą i cytryną (oriflame oczywiście**), wysuszyłam ręcznikiem, spryskałam najzwyklejszą odżywką do codziennego używania i do każdych włosów, wysuszyłam mając przez 90% czasu głowę w dół i cały czas je rozczesując ręką a ze 2 razy rzadkim grzebieniem. 
Wysuszyłam, wyprostowałam się...
VOILA!!! <czy jak to się tam pisze>
Są lśniące, puszyste, miękkie i mają w cholerę objętości!
MOJE WNIOSKI:
1. JEŚLI NIE CZUJESZ SIĘ DOCENIONA NIKT CIĘ NIE DOCENI
2. KOBIETA POWINNA BYĆ NATURALNA ALBO MIEĆ GENIALNY POMYSŁ NA SIEBIE
3. NIGDY NIE WIERZCIE W EFEKT KTÓRY WIDZICIE JAK WYCHODZICIE OD FRYZJERA
4. NAJPROSTSZE METODY SĄ NAJLEPSZE
To chyba tyle moich wniosków :P Mam nadzieję, że moja historia okaże się przydatna :D
A teraz idę coś zjeść, bo już jestem porządnie głodna :)
Na koniec kilka motywacji ;)
Pa, moje chudziaki :*
* ze względu na to, że śniadanie zjadłam o 10 a potem poszłam pomagać mamie z warzywnikiem i jakoś zapomniałam o jedzeniu... - dobry znak :D
** jakby ktoś jeszcze nie wiedział, pół mojej rodziny tam pracuje :P

22 kwietnia 2013 , Skomentuj

Oczywiście jak zwykle kiedy sobie coś postanawiam, nie mogę umieścić kropki nad "i". 
Czyli zawsze coś spieprzę :P
Ale, ale! Mimo, że nie pisałam tyle czasu i nawet nie trzymałam się diety...
Jest DOBRZE, moi drodzy! Jest BARDZO dobrze!
Ponieważ (będę to powtarzała do unudzenia) USTABILIZOWAŁA MI SIĘ WAGA 55! A to znaczy, że jest... SUPER... 
Jem normalnie, czyli czasami dużo, a waga mi nie idzie do góry! To coś cudownego. 
Jeśli chodzi o moje POSTANOWIENIE, to najwięcej Wam powie mój burczący brzuch xD
Mianowicie: po wieczornym bieganiu oraz ćwiczeniach (brzuszki, pompki i rozciąganie) wieczorem jest 55,4!!!!
Niezmiernie się z tego cieszę. Znowu czuję wiatr w żaglach, bo ostatnio było różnie, szczególnie jak mama wróciła z Holandii i przywiozła masło orzechowe...
Ale mój żołądeczek wszystko przetrzymał, co więcej PRZETRAWIŁ :D
Tak więc od dnia dzisiejszego wzięłam się na poważnie i zmobilizowałam się do pobiegania, chociaż zawsze biegam rano. Opłaciło się :) Widzę efekty po brzuszku :) 
Po tym optymistycznym wpisie  idę spać, bo robię się coraz bardziej głodna... WILCZO głodna...
Sorry za tyle caps locków, ale nie chciało mi się pogrubiać :D
No to lecę :) Życzę Wam takich sukcesów jakie sama odnoszę :D :* Pa, moje wytrwałe babeczki i faceci! :*

15 kwietnia 2013 , Komentarze (1)

Wiecie, nie wiem czy nad postanowieniami powinno się długo myśleć, czy powinny być one spontaniczne. Moje postanowienie powzięłam kiedy zobaczyłam, że już tylko 17 dni do okrągłej rocznicy mojego odchudzania się na tym portalu!
Za dwa tygodnie minie 100 dni jak odchudzam się z Wami! :)
Dlatego postanowiłam sobie coś, co robię raczej rzadko. Wyznaczyłam sobie cel. 
Cel ten jest następujący: 
ZA 17 DNI, CZYLI 2 MAJA CHCĘ WAŻYĆ 54,0!!!
Nie jest to cel bardzo wymagający, dlatego myślę, że mi się uda. 
Tzn. HMMM. Powiedzmy, że tak naprawdę jest to wymagający cel, ale jak się nie pracuje, to się nie ma! A chociaż cieszę się, że mi się całkowicie ustabilizowało 55, to przecież trzeba znowu ruszyć do przodu! Ważyłam już 54 i wierzę, że dobiję do 50 kg, choćby nie wiem co!
Tak więc krótki, aczkolwiek znaczący wpis, a ja się już z Wami żegnam, bo chcę obejrzeć sobie "Carmen" Bizeta :) - czyli chyba najsłynniejszą operę wszechczasów (której ze dwa motywy pewnie każdy z Was by rozpoznał, chociaż bardzo prawdopodobne, że o tym nawet nie wiecie :D)
Papa! Postaram się pisać codziennie, to mnie zmobilizuje :)
ŻYCZCIE MI POWODZENIA!

8 kwietnia 2013 , Komentarze (2)

Witam Was! :)
Jestem w dobrym humorze, bo, tak jak w tytule notki, poczułam znowu wiatr w żaglach! I wiecie co? Jeszcze lepsze jest to, że sama sobie ten wiatr "zafundowałam"!
Miałam dzisiaj wstać o 7 rano, ale oczywiście gdzież tam. Pewnie Aśka wyłączyła mi budzik  i mama nas obie obudziła o 8:30. Ale stwierdziłam, że jest tak piękna pogoda, że muszę pobiegać!
No więc poszłam. Ale w sumie poszło mi dosć kiepsko, bo nie dosyć, że biegłam krótką trasę (od której zwykle zaczynam biegać po dłuższej przerwie; teraz miałam przerwę dwóch tygodni), to jeszcze w połowie zaczął mnie boleć brzuch i musiałam iść. Potem znowu jakieś psiurzyska (czytaj: psy) zaczęły mnie obszczekiwać (nie wytrzymałam i powiedziałam na głos: "posrane psy" - ciekawe, czy ktoś to słyszał xD ale nie obchodzi mnie to, a nawet dobrze by było*).
Ale suma sumarum byłam z siebie zadowolona, nawet wzięłam zimny i ciepły prysznic i nasmarowałam się kremami ujędrniającymi sylwetkę.
No i co prawda miałam dzisiaj zrobić sobie post, ale stwierdziłam, że lepiej znowu przejść na dietę SB.
Tak więc dzisiejszy jadłospis prezentuje się imponująco:
śniadanie: rzeżucha z solą, kawałek ogórka, kawałek serka feta, jajko na twardo, pół małej szklanki soku warzywnego, herbata miętowa
II śniadanie: zupa szparagowa wellness** z mlekiem
obiad: kawałek indyka zrobionego w rękawie z przyprawami, ?sałatka?
podwieczorek: ?
kolacja: brak (jadę na orkiestrę i wrócę późno) 
Motywuje mnie też to, że zrobię sobie dziś zakupy, na liście mam: wędzonego łososia, sok warzywny (skończył mi się :P), pierś z kurczaka, jakaś odchudzająca herbata, ser mozarella, ser feta.  
Jak sie wkurzę, to zrobię te zakupy w almie, bo tam są jakieś ciekawe rzeczy, a nie te durne wiejskie sklepiki.
Dobra, teraz trochę motywacji i wynocha słuchać klasyki - trza się pouczyć ;)
Papa :*
* Już tłumaczę czemu mam taki awers do psów: kiedy biegam, to jak ludzie nie mają ogrodzenia (mieszkam na wsi) i psy bez łańcucha (ale jak są na łańcuchu, to mi ich żal), to te psy rzucają się na każdego przechodnia. A szczególnie na mnie - bo biegnę, czyli jestem złodziejem, który właśnie coś ukradł. 
Raz miałam taką sytuację, która mnie przyprawiła niemal o spazmy: biegnę sobie (akurat bez MP3-ójki) a tu słyszę za sobą taki głośny tupot łap. Wiedziałam, że to ogromny pies i wiedziałam, że za mną biegnie. I biegłam wolniej, ale dalej to słyszałam i chyba tak biegłam przez 5 min. zanim odważyłam się odwrócić i zobaczyć, że już nic za mną nie biegnie. 
Dzisiaj też mi nie było za wesoło, jak słuchałam sobie wesoło muzyki, a tu słyszę ochrypłe, zajadłe szczekanie. Aż krzyknęłam, tak się przestraszyłam. 
Także ogólnie rzecz biorąc: NIENAWIDZĘ PSÓW NA WSI. Albo są uwiązane na łańcuchu po to, żeby kręcić się w kółko i dostawać szajby, albo są na luzie i obszczekują każdego przechodnia. Ewentualnie mogą być na luzie, ale za ogrodzeniem.
Tyle na ten temat. 
PS Zapomniałam wspomnieć: na wadze dzisiaj 55,7!! Czyli LEPIEJ! :)

3 kwietnia 2013 , Komentarze (2)

Niestety moi drodzy mam regres. Wróciłam do wagi aż sprzed diety South Beach :/ Nie wiem nawet czy nie zrobię sobie znowu 2-óch tygodni I fazy. 
Ale na razie liczę na to, że to chwilowy skok. Gorzej, że dzisiaj wcale nie czuję jakiegoś super powera do odchudzania się. Niby dzisiaj nie zjadłam nic "takiego strasznego", ale od rana zaliczyłam już 3 posiłki. Niedobrze. 
No więc oto jadłospis:
Śniadanie: owsianka z dwoma kawałkami gorzkiej czekolady i siemieniem lnianym
II śniadanie: zupa szparagowa wellness; jabłko
przekąska: kromka chleba pełnoziarnistego, sałatka z sera feta, groszku, grzybów marynowanych, rzeżuchy (nie była zbyt dobra :P, ale jakoś tak mnie zapchała, z czego się cieszę :D)
W planach:
Obiad: zupa-krem z warzyw
Podwieczorek: ?
Kolacja: ?
Tak więc nie jest źle jeśli chodzi o jadłospis. Tylko gorzej z tym, że miałam dzisiaj zjeść tylko jedną kromkę chleba, a tu się okazuje, że pewnie na kolację też będę miała ochotę. 
Muszę uzupełnić trochę naszą lodówkę. Kupić jakiegoś łososia, jakieś wafle ryżowe, pierś kurczaka...
Być może zrobię sobie taki tygodniowy albo dwutygodniowy odwyk. No bo dajcie spokój, cholera 56 ważę... :/
No i nie biegam, bo jest CHOLERNY ŚNIEG. I w związku z tym CHOLERNIE mi się nie chce :/ :/ :/:/:/:/:/
To by było na tyle. 
Cześć :)

30 marca 2013 , Komentarze (2)

A więc jestem, po krótkiej aczkolwiek znaczącej przerwie. 
Najpierw powiem co tam u mnie: krótko mówiąc: OBŻARSTWO. Wiecie jak to jest w Święta... 
Najpierw oczywiście postanowiłam sobie, że w piątek nic nie jem. Nadszedł piątek, a ja od rana narzekałam, że chce mi się jeść. Jak nie ja! Gówno z tego. Jak człowiek nie ma motywacji, to jest gówno. A ja nie miałam. 
Także wczoraj zaczęło się OBŻARSTWO. To znaczy: próbowanie każdej potrawy, a nawet jej części, która znajduje się w zasięgu wzroku, potem ocenianie czy się udała, a potem napawanie się jej smakiem. Także co najmniej trzy porcje jednego dania, a w tym: zawijaniec z kakaem, makowiec, sałatka warzywna (z MAJONEZEM, z MAJONEZEM), chleb jeden, chleb drugi, no i oczywiście czeski placek - placek z grysikiem. 
I wiecie co? 
Tak na dobrą sprawę nie wiem co mnie uratowało przed wagą słonia, ale ważyłam dzisiaj TYLE SAMO ILE W PIĄTEK RANO. 
Czyli - średnio mnie satysfakcjonujące po diecie SB, ale BARDZO mnie satysfakcjonujące po dniu OBŻARSTWA - 55,3. 
Tyle ważyłam dzisiaj rano i postanowiłam sobie, że nie przytyję ponad 55,5. I radzę to każdej racjonalnej osobie, która chce swobodnie spędzić Święta - wyznaczyć sobie wagę GRANICZNĄ, poza którą nie można w Święta wyjść i się pilnować ale nie za bardzo :P
To jest jedna sprawa.
A teraz chciałabym rozprawić się z dietą South Beach, bo jak widzicie już nie liczę jej dni, czyli z niej rezygnuję.
Ale nie jest to taka rezygnacja: nie dam rady, mam to w dupie. 
Jest to rezygnacja po pierwsze TYLKO W CZĘŚCI i logicznie uzasadniona.
Czemu "rezygnuję" z tej diety?
1. Bo w II fazie właściwie można jeść już wszystko tylko sporadycznie
2. Bo mi ją rozwaliły Święta
ALE, moi drodzy. Chciałabym powiedzieć, że NIE BYŁA TO STRATA CZASU, TO KATOWANIE SIĘ PRZEZ DWA TYGODNIE. BYŁ TO BARDZO DLA MNIE CENNY CZAS, KIEDY: 
1. PRZEKONAŁAM SIĘ DO CZEGO JESTEM TAK NAPRAWDĘ ZDOLNA
2. DUŻO SIĘ NAUCZYŁAM
Co do punktu 2: DUŻO SIĘ NAUCZYŁAM, bo przyzwyczaiłam się do pewnych nawyków. Np. mogę sobie czytać milion razy, że powinno się jeść mniej chleba, ziemniaków i makaronu, ale czym innym jest nie jeść ich W OGÓLE przez 3 TYGODNIE! To znaczy: po prostu przyswoiłam sobie wiele rzeczy o których wiedziałam, ale nie umiałam zastosować. 
Każdy mi powie tutaj, że wystarczy to sobie wbić do głowy i się stosować. No jasne. Tylko, że zupełnie inaczej jest jak zrobisz sobie taki "odwyk" a potem stopniowo będziesz wprowadzać te produkty, niż jak cały czas będziesz je jeść, tylko w małych ilościach!
Powiem Wam, że mnie już nawet nie ciągnie tak bardzo do ziemniaków czy makaronu. Chleb jest trudno przezwyciężyć, to prawda. Ale jak skończą się Święta, to będę go jadła tylko raz dziennie. 
Za to teraz mam tak, że NAPRAWDĘ zdaję sobie sprawę z tego, że nie mogę bezkarnie jeść pewnych rzeczy. I to jest dla mnie bardzo cenne. 
Teraz np. potrafię zjeść samo mięso z warzywami na obiad. No i oczywiście jem więcej ryb i mam wstręt do potraw smażonych na tłuszczochu. :D
A teraz... Teraz nastał dla mnie czas kiedy wprowadzam w życie to czego nauczyłam się podczas tych 2-óch tygodni. Podsumuję to w kilku punktach:
1. Mniej albo w ogóle: chleba, ziemniaków, makaronu, tłustych mięs, wieprzowiny i wołowiny, słodzonych napojów, alkoholu.  
2. Więcej: warzyw WSZELKIEGO RODZAJU (dobry zwyczaj: cały rok sadźcie sobie rzeżuchę na parapecie i dodawajcie do każdej kanapki), RYB, siemienia lnianego, otrębów, zielonych i ziołowych herbat. 
Oto jest dieta którą będę stosować do końca życia. No i oczywiście MAŁE te posiłki :P
Tak więc: napiszę po Świętach, bo teraz po prostu mam okres zastoju :P Albo raczej stabilizacji wagi 55 ;) 
W następnym tygodniu (już od wtorku) znowu ostro zabiorę się za dietę, będę biegać (MAM nowe buty ;)) i gimnastykować się. 
No i tyle, moi drodzy. 
Cześć :)
PS Wesołych Świąt ;)

26 marca 2013 , Komentarze (3)

Celowo nie napisałam demotywacja. Bo powiedzcie mi co to za sprawiedliwość? Jadłam wczoraj bardzo dobrze! Zjadłam na kolację owsiankę. To był ten BŁĄD?! Wkurzyłam się, powiem Wam. 
Dlatego zaczynam codziennie biegać. I żeby mój luby nie mówił, że siedzę dupą do góry (on tego nie powiedział xD), to od jutra zwiększam dystans. Ale muszę się pochwalić, że dzisiaj swój dotychczasowy dystans (jakieś 2,5-3 km) przebiegłam cały! Dlatego od jutra zaczynam biegać większy. No i prawdopodobnie w czwartek jedziemy z Aśką po buty, więc też dostanę porządnego kopa ;)
Ale ważyć się rzeczywiście jutro nie będę. Ogólnie zróbmy sobie listę ZA I PRZECIW WAŻENIU SIĘ CODZIENNIE (zachęcam również do debaty w komentarzach xD)
ZA:
1. Wiem na czym stoję
2. Czuję, że mam odchudzanie się pod kontrolą
3. Wiem na co mogę sobie pozwolić
4. Nie czuję ciągłego stresu

PRZECIW:
1. Widzę każde najmniejsze wahnięcie się wagi
2. Kiedy z dnia na dzień nie schudnę, jestem zdołowana
3. Czasami dochodzi do tego, że mam manię ważenia się kilka razy dziennie (np. po posiłku)

Co o tym uważacie? Myślę, że wymieniłam wszystko co mi chodzi po głowie... Napiszcie mi coś o tym, bo już sama nie wiem.
Zobaczyłam dzisiaj niestety tak niechcianą wagę - 55,1. Pocieszam się jeszcze, że może być to kwestia tego, że się zważyłam rano. Ale ważyłam się przed i po bieganiu i to, że nic nie spadłam też mi nie poprawiło nastroju...
Oto dzisiejsze jadłospisowe plany:
śniadanie: 2 faszerowane łososie, kromka chleba, 2 kawałki żółtej papryki, 2 wafle ryżowe
[II śniadanie]: zupa szparagowa wellness
[obiad]: mięso mielone z groszkiem i kurczakiem zapiekane w jajku i serze żółtym
[podwieczorek]: coś się wymyśli
Tak więc oczywiście nie poddaję się i walczę dalej o 54, 53, 52, 51 no i najważniejsze: WALCZĘ O 50 KG... 
I nadal mam nad łóżkiem hamskie: WORK FOR IT, co mi naprawdę dodaje sił... :D Przynajmniej jeśli chodzi o wystawienie tyłka na pole kiedy wieje zimny wiatr - patrz dzisiaj... Jak przyszłam do domu i POSŁUCHAŁAM co dzieje się na polu, byłam zaskoczona, że się zmusiłam do wyjścia... :D
Także po prostu prę dalej do przodu. Jutro się NIE MOGĘ ważyć, bo chyba się załamię, ale mam nadzieję, że jakoś mi to pójdzie w dół. MUSI. 
Poza tym mam wiadomość której zapewne nie pochwalicie, ale nie zamierzam zmieniać zdania, więc mnie nawet do tego nie przekonujcie: zamierzam w piątek pościć od wszelkich pokarmów. Czyli przyjmuję tylko płyny. Jest to postanowienie związane z Wielkim Piątkiem, czyli z umartwianiem się a jednocześnie i z tym, że uważam mimo wszystko, że posty oczyszczają organizm i wprowadzają sporo dobrego. Jak będę miała książkę, bo na razie jej z mamą i Aśką nie znalazłyśmy, to wrzucę tutaj parę dobrych rad z książki Michała Tombaka - bardzo mądrego człowieka.
Dobra, to tyle na razie. Kolejne wiadomości z placu boju już wkrótce :P
Pa, chudziny :*


25 marca 2013 , Komentarze (2)

Cześć!
Na wstępie muszę się przyznać, że wróciłam do codziennego ważenia się. Nie potrafię się nie ważyć codziennie... Przykro mi. Jak nie wiem ile ważę, to czuję się niepewna i niespokojna. I nie wiem na co mogę sobie pozwolić. Wiem, że waga może się bardzo wahać, ale trudno. Jakoś to przeżyję. Czy coś :D
Nie biegałam dzisiaj. Tak się zraziłam jak biegałam w piątek przy wietrze, że stwierdziłam, że drugi raz czegoś takiego nie przeżyję. Jak ustanie wiatr i/lub temperatura pójdzie w górę, to będę biegać. Szykuje się też rzecz, która mnie do tego będzie motywowała: Aśka na urodziny kupi mi buty do biegania! :D Myślę, że mnie to naprawdę zmotywuje, a poza tym bardzo mi się przydadzą, bo te które mam są... HMMM. DZIURAWE :P
Chciałabym sobie kupić w najbliższym czasie też jakieś wdzianko. Nie znam się na tym, ale są jakieś takie specjalne ciuchy do sportu :P Trza się wyposażyć ;)
Dzisiaj waga była kiepska. BARDZO KIEPSKA. 54,9... Wczoraj było 54,7, więc też żadna rewelacja. Ale wczoraj spieprzyłam, bo zjadłam na wieczór trzy galaretki z cukrem. To wina mamy. Kupiła i mówi mi (zostały ostatnie 4) no zjedz, zjedz. No to kurwa zjadłam. I byłam na siebie potem TAK ZŁA... Że szlag mnie trafiał. No ale co się stało, to się nie odstanie. 
Za to dzisiaj jest bardzo dobry dzień. Oto mój jadłospis:
śniadanie: około trzy łyżki sałatki* zawiniętej z liść sałaty, dwa wafle ryżowe
II śniadanie: połowaserka wiejskiego z rzeżuchą, KROMKA CHLEBA PEŁNOZIARNISTEGO!!!!!
przekąska: orzeszki ziemne
podwieczorek: reszta sałatki ze śniadania z dodatkiem serka wiejskiego
[kolacja]: owsianka z łyżeczką dżemu morelowego
Generalnie teraz moja dieta w wielkim skrócie polega na tym, żeby nie jeść makaronu, ziemniaków i ryżu, słodyczy, nie pić kawy i alkoholi (oprócz czerwonego wina). 
Muszę jednak przyznać, że jestem trochę zawiedziona tą pierwszą fazą. Skończyłam ją już, a nie tylko nie udało mi się dobić do 53, ale (tak jak zresztą przewidywałam) waga podskoczyła mi do 55. Tzn. oczywiście, że jestem zadowolona, no ale spodziewałam się jednak lepszego wyniku. W ostatecznym rozrachunku właściwie schudłam kilogram tylko, a widocznie ten drugi spowodowało to, że bardzo mało jadłam.
Pociesza mnie to, że chudnę powoli, bo mam już tak naprawdę idealną wagę. Tak naprawdę, to teraz - jak mówi Aśka - odchudzam się dla sportu. :P No i ma rację. Tylko i tak jest to deprymujące, że męczyłam się 2 tygodnie, a schudłam tylko kilogram. Może przynajmniej mi się ustabilizuje 55. 
A może jeśli dzisiaj się nie złamię i będę do końca dnia tak dobrze jadła jak dotychczas, jednak zejdę jutro do 54 z powrotem. 
Powiem Wam, że to naprawdę cudowne uczucie zjeść chleb pierwszy raz od 2-óch tygodni... :)
Tak więc: ćwiczeń dzisiaj brak, no, chyba, że wieczorem mi się zachce, jadłospis ok i czekamy "co powie waga" xD
Na dzisiaj tyle :) 
Papa chudziaczki :*
* składniki: kawałek żółtej papryki, połowa pomidora, jajko na twardo, serek feta, rzeżucha

23 marca 2013 , Komentarze (5)

Muszę przyznać, że znów popuściłam sobie cugli. Przynajmniej jeśli chodzi o obiad. Na początek więc dzisiejszy jadłospis:
śniadanie: maślanka z łyżeczką dżemu malinowego i siemieniem lnianym
II śniadanie: zupa szparagowa wellness
obiad: zupa fasolowa, 3 naleśniki ze szpinakiem
[kolacja]: jajko sadzone ( z rzeżuchą ;))
Może nie wygląda to tak źle "na papierze", ale o tyle o ile naleśniki zawsze robię bez tłuszczu, do szpinaku dodałam maślanki i jogurtu naturalnego z mąką :/ Także dzisiaj na obiedzie mąka królowała, co, jak wiemy, nie jest do końca zdrowe. 
Postanowiłam dzisiaj nie biegać i nie biegałam. Nie wiem w sumie czemu tak postanowiłam i tego żałuję. Chyba pomyślałam sobie, że przecież nie będę codziennie biegać, ale... Czy to jest taki zły pomysł? Już w sumie nie bolą mnie nogi po tych kilku razach no i tak jak mówiłam: co to jest pół godziny treningu dziennie?...
Także już nie będzie takich numerów. Poniedziałek - sobota biegam :D
Ale za to się troszkę rano porozciągałam i zrobiłam KILKA (więcej nie dałam rady) takich ciężkich brzuszków (leżysz na tak, że nogi są na sofie/łóżku, a plecy w powietrzu i podnosisz się do góry) i 5 pompek - takich normalnych, nie damskich. No i parę takich ćwiczeń na rozciąganie, typu mostek, agrafka... W sumie tyle :) Taki zestawik ;) Przydałoby się coś jeszcze na uda. A jutro postanowiłam sobie, że rano będę robiła przez kilka minut pajacyki. W niedziele nie biegam, no bo tu ludzie idą do kościoła, a ja biegać będę :P Jak wariat bym wyglądała.
Pozytyw dzisiejszego dnia jest jeszcze taki, że dużo posprzątałam pod kątem wiosny (MIEJMY NADZIEJĘ, ŻE TYM RAZEM TO KONIEC ZIMY...) i Świąt. Np. wypastowałam podłogę i umyłam wszystkie meble u siebie w pokoju, umyłam kilka drzwi w domu. Może jeszcze umyję okna przynajmniej u siebie jak się tak rozpędziłam ;) 
Jak myślicie, czy to może być uznane za wysiłek fizyczny? :D Chyba tak... :P Nawet czytałam gdzieś ile kalorii się spala podczas mycia naczyń... :P
Dobra, koniec tego gadania. 
Idę kończyć ten swój pokój ;) 
Papa :*
PS Wieczorem poodwiedzam Wasze Pamiętniczki, obiecuję ;)
PS2 Aha! dzisiaj na wadze 54,2 :) Czyli nieźle :)

22 marca 2013 , Komentarze (4)

Wczoraj miałam regres i żeby się nie trzymać w niepewności, zważyłam się dzisiaj. Nie jest źle. Cofnęłam się tylko do poniedziałku :D Czyli 54,4, ale oczywiście nie notuję :D
Dzisiejszy jadłospis jest całkiem kiepski. 
śniadanie: jajecznica
II śniadanie: zupa szparagowa wellnes
??: 15 wafli ryżowych, trochę maślanki naturalnej
obiadokolacja: zupa fasolowa, kurczak z brokułami
Wszystko byłoby cacy, gdyby nie to, że ta obiadokolacja miała miejsce ok 20... Wróciłam do domu i po dniu spędzonym (a raczej PRZEPĘDZONYM) na waflach, wodzie i maślance nie wytrzymałam i stwierdziłam, że zjem.
No i ogólnie nie jest tak źle, bo biegałam też dzisiaj. W ogóle jakoś się tak przestawiłam na lepsze, że wstaję o 7:30... Strasznie to niepodobne do mnie. I jeszcze potem zwykle biegam i uczę się! Strasznie dziwne :P Ale fajne :) Podniosłam swoje mniemanie o sobie. 
Wczoraj miałam ewidentny napad głodu. I odmroziłam sobie uszy. Ale teraz znowu "powróciłam na dobre tory", dzięki Aśce, która wytłumaczyła mi, że mam zastój ale będzie lepiej. Siostra to siostra, zapamiętajcie to sobie... :) Co by nie gadać. *
Dobra, ja już lecę. Strasznie mnie boli głowa, możliwe, że niestety za mało piłam. Ale nie miałam czasu, cały dzień siedziałam na Akademii i słuchałam wykładów i byłam na korkach. Może mnie też głowa boleć z myślenia (wykłady były SKOMPLIKOWANE) i z wrażeń. 
Papa :*
PS Może jutro dam se siana z bieganiem... Chociaz może będzie mi się chciało, zobaczę. Jakoś mnie ciągnie, szczególnie jak patrzę na moje motywacje. I takie hamskie WORK FOR IT powieszone nad łóżkiem... :D
* tak będziemy z Aśką wyglądać :D