Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kirley

kobieta, 37 lat, Warszawa

162 cm, 61.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 marca 2013 , Komentarze (5)

   Weekend ten był daleki od ideału choć wydarzyło się parę dobrych rzeczy. Jeśli chodzi o dietę, to nie było żadnej. Na usprawiedliwienie mam to, że podczas targów panowały spartańskie warunki. Temperatura na hali była praktycznie równa tej na zewnątrz, a chyba nawet tam było przyjemniej, bo chociaż słońce świeciło. Inni wystawcy stali w kurtkach, rękawiczkach, czapkach, ja tak nie mogłam, bo ciężko mi się rozmawiało z klientem i pokazywało materiały cały czas podciągając kurtkę, schylając się pod stół żeby pokazywać katalogi, pisanie w rękawiczkach też mi nie wychodziło. Więc stałam bite 10 godzin w bluzie (szczególnie, że zrobiłyśmy sobie firmowe) i wytrzęsło mi cellulit jak nigdy. Chorobą się nie skończyło, chyba to bieganie w mrozie mnie zakonserwowało. Jednak o jakimkolwiek zdrowym jedzeniu nie było mowy, sama nie mogłam niczego zabrać, bo po prostu nie było miejsca gdzie to trzymać, a samochód mieliśmy za daleko żeby latać 5 razy dziennie i coś spożywać. I o ironio, obok nas miała stoisko firma cateringowa, która cały czas wystawiała w podgrzewaczach ciepłe posiłki. Nie  mogłam z tego nie skorzystać, bo dopiero po ciepłej zupie (która niestety ociekała tłuszczem i miała porządny wsad) moja skóra wracała do normalnego koloru. O zbawiennym wpływie grzanego wina już nie będę pisać. Myślałam, że jak są takie warunki, to organizm wszystko wytrzęsie i spali, jednak o spotkaniu z wagą również nie będę pisać, bo mi wstyd. Mam nadzieję, że jak ciało zorientuje się, że już ma normalne warunki, to coś wydali i przestanie magazynować. Dobre z tego wszystkiego jest to, że złapałyśmy dużego klienta i ciekawe zlecenie. Wszystko wskazuje na to, że się uda, ale też już przestaje o tym mówić, żeby nie zapeszać.

   Po zważeniu się, uświadomiłam sobie kolejną swoją wadę i jak potrafię się oszukiwać. Nie powinnam się dzisiaj ważyć, zrobiłam to z ciekawości, sama nie wiem do końca dlaczego. Często jest tak, że jak się zważę w czwartek, to w piątek potem zdarzają mi się grzechy, bo przecież następne ważenie dopiero za tydzień, a czego oczy nie widzą tego sercu nie żal. Dlatego od dzisiaj ważę się codziennie. Inne dziewczyny zrywają z tym nałogiem, bo ważą się jak opętane parę razy dziennie i staje się to chore. Jednak dla mnie to będzie sumienna kontrola sytuacji, a psychika może przestanie pozwalać na ustępstwa.

   W sobotę mając pustą lodówkę skusiłam się na dwa kawałki pizzy którą zamówił sobie narzeczony i powiem Wam, że smakowała mi po takiej przerwie jak nigdy w życiu. W trakcie jedzenia nie mogłam przestać wychwalać tego smaku. Po pół godzinie jednak w cale nie czułam się dobrze. Spuchł mi brzuch i strasznie chciało mi się pić, chyba od ilości soli jaka w niej była. Więc po tym grzechu chociaż wiem, że raczej więcej na pizzę się skuszę, na prawdę nie czułam się dobrze.

   Już Was nie zamęczam. U wszystkich czytam o sukcesach, więc raczej nikt nie będzie miał teraz ochoty czytać o mojej porażce.

21 marca 2013 , Komentarze (1)

 HEEEEJJJJ!!!

   Jest fajnie. Waga dzisiaj pokazała tadam tadam.... 62,2!!!! Czyli kilo za mną. W końcu jakoś bardziej się ruszyła, z czego bardzo się cieszę, bo już z motywacją bywało różnie. A tak to aż chce się dalej dążyć do celu. Obiecywałam sobie, że nie będę od razu zmieniać paska, ale taka jestem z siebie dumna, że pozwolę sobie na ten gest.

   W ten weekend nie będzie wyzwań w postaci zachowaj dietę podczas wizyty u rodziny. Wystawiam swoją działalność na targach, więc stanie po 8h na stoisku 2x2m i nie będzie gdzie się ukryć żeby coś skubnąć do jedzenia, szczególnie, że będzie nas tylko dwie. Brzuch będzie na pewno grał mi głośnego marsza i będę się krępować przed potencjalnymi klientami. Jednak koleżanka chyba ma gorzej, bo w 6 miesiącu ciąży, więc i nogi, kręgosłup i z głodem też nie wiem jak sobie poradzi, bo wpieprza ostro.

   Na zewnątrz zimno, wieje wiatr i pada śnieg, a ja poszłam biegać. Całe ciało i umysł krzyczały "NIE!" i szukały wymówki, jednak to przesunięcie paska zmotywowało dupę do ruszenia. Jakoś może to przeżyłam, choć nie biegałam od tygodnia i piszczele miałam jak z ołowiu. Dresy zostały obłocone, a jak mój biszkoptowy labrador po tej wyprawie się prezentował nawet nie wspomne.

   A motywacje tak dla ocieplenia ducha i z wzdychaniami do lata, do lata, do lataa...

Kirley

18 marca 2013 , Komentarze (7)

   No nie ma się czym chwalić, weekend jak zwykle zrobił swoje, przejadłam się koncertowo. Więc jak to w takich sytuacjach najczęściej bywa, zrobiłam porządny rachunek sumienia. Mam trzy miesiące do ślubu i jeśli teraz się nie zmobilizuję, to nie nastąpi to nigdy. Dlatego ostro biorą się do roboty, nie będzie żadnych odstępstw. W końcu to tylko trzy miesiące, jeśli przez ten czas popracuję nad sobą osiągnę swój cel i to w czasie który chcę. Będę sobie powtarzać jak mantrę, to tylko trzy miesiące, jak nie spodobają mi się efekty, to będę mogła jeść jak dzika świnia, ale ten okres da się wytrzymać, w końcu to 3 MIESIĄCE, nic mi przez ten czas nie ucieknie. Mogę tylko się pozytywnie zaskoczyć, nie mam nic do stracenia. Tworzę swoją rzeczywistość tu i teraz, jedynie ja sama jestem barierą, a przecież nie chcę przespać życia. Nie będę pamiętała za jakiś czas przyjemności z tego schabowego, a satysfakcję z osiągnięcia wymarzonej figury będę pamiętać zawsze. Dlatego do roboty!

   Trochę na inny temat. Nie mogę jeszcze tego nikomu powiedzieć, bo póki nie będzie pewne narzeczony zabronił mi się chwalić rodzicom, czy znajomym, ale na tyle się cieszę, że chociaż tutaj się pochwalę. O tuż mieliśmy problem z podróżą poślubną. Ponieważ do tej pory sporo podróżowałam, to chciałam pojechać w jakieś egzotyczne miejsce. Europa w takim razie odpada. Wiem, że większość par chce pojechać na jakieś al inclusive, leżeć na słońcu, popijać drinki i cieszyć się po prostu sobą. Jednak ja to znam i marzyło mi się coś innego. Chciałam pojechać w taką prawdziwą globetroterową podróż z plecakiem. Myślałam nad Tajlandią albo Stanami. Jednak mój luby po pierwsze trochę się boji takiej podróży, jak sobie poradzimy, itd. Po drugie sam nie ma takiej smykałki, jemu wystarczyłaby np. grecka wyspa. Jednak mamy znajomego Wietnamczyka i on razem jeszcze z jedną parą znajomych we wrześniu jadą na trzy tygodnie do Wietnamu i chcą go przez ten czas cały zjechać. Więc obawy z barierą językową, obyczajową znikają (bo kolega przecież z tamtąd), do tego są to bliscy znajomi i łatwiej będzie mi go namówić żeby razem pojechać. Wiem, że może trochę dziwne w podróż poślubną jechać z trójką znajomych, ale ja MARZYŁAM o takiej podróży, a w kupie uważam, nawet że fajniej. Na pewno lepsze to, niż wylegiwanie się na plaży. Jeszcze nie zdecydowaliśmy się na 100%, ale w głębi duszy czuję, że to wypali. Chcą też zahaczyć o Tajlandię, więc mam nadzieję, że jak mój przyszły były mąż zobaczy co świat oferuje, to sam złapie bakcyla. Strasznie mnie to cieszy!

   Pościągałam sobie kupę zdjęć motywacyjnych, które będę przeglądać i sobie powtarzać, że popracuję przez ten kwartał i będę mogła sama się cieszyć takim ciałem.

Oczywiście postaram się Was tym też pozarażać

Tak będę się prezentować w Wietnamie

I będę mieć takie zajebiste foty z podróży

Kirley

14 marca 2013 , Skomentuj

Hej!

   Niestety waga znowu pokazała 63 Mam nadzieję, że to przez @. Mój ukochany na dzień kobiet oryginalnie zamiast kwiatka kupił mi pas z bidonem do biegania. Ucieszona nowym nabytkiem, nie zwracając uwagi, że prawie -10 stopni, poszłam pobiegać. Tereny po których biegam to po prawo pole i po lewo pole, tory kolejowe. Pizga tam zawsze nie miłosiernie. Będąc dwa kilometry od domu spragniona sięgam po bidon, otwieram korek ustami i... zamiast tylko wyciągniętego dziubka do picia wypada cała nakrętka i niczym maratończyk wylewam całe pół litra wody na twarz Byłoby to bardziej efektowne przy +40 w słońcu, a nie -10, mgła, szaro i ponuro. Dobrze, że tam ludzie się nie kręcą, bo tylko babcia wyglądająca przez okno miała ze mnie ubaw.

   Przez przypadek wczoraj znalazłam się w decathlonie i za całe 19,90 kupiłam takie cudo

   I już wczoraj przy ulubionym serialu Grey's Anatomy przez godzinkę ściskałam a to nogi, a to ręce. Przez ten czas sporo powtórzeń wyszło, a tak to bym siedziała bezczynnie i pewnie sięgnęłabym po desperadosa którego mam w lodówce i który kusił mnie cały wieczór. Nie jestem przekonana czy dzisiaj się uchowa

   Dieta z minimalnymi potknięciami ( a to jeden cukierek, a to łyk coli, ale na prawdę jeden i na prawdę łyk, ale za to codziennie), ćwiczenia wzorowo poza wtorkiem kiedy ciotka przyjechała.

   Nie marudzimy, działamy!

ciekawe czy kiedyś będę umiała tak zrobić

Kirley

11 marca 2013 , Komentarze (6)

Hej!

   Po miesiącu czas było się ponownie zmierzyć. Przez fakt tylu wpadek, i to dużych WPADEK jestem zadowolona. Aż jeszcze bardziej chce mi się ćwiczyć, bo tego nie zaniedbywałam i dało to efekty:

                    8 lutego        11 marca      RÓŻNICA

SZYJA         32 cm          32 cm               0 cm

BIUST         96 cm           94,5 cm         - 1,5 cm

TALIA         75 cm           73 cm            - 2 cm

BRZUCH     89 cm           84 cm            - 5 cm

BIODRA      98 cm           95 cm            - 3 cm

UDO            56 cm           55 cm            - 1 cm

ŁYDKA       37 cm           36 cm            - 1 cm  

 

   W sumie mamy - 13,5 cm. Nie wiem czy do dużo czy mało jak na miesiąc, ale ja jestem bardzo zadowolona. Szczególnie z tej 5 z brzucha!!! Ważenie w czwartek.

   Przymierzam się do robienia pompek, choć obawiam się, żeby nie powiększyć moich nie małych ramion. Wiem, że to trzeba sporo pracy żeby wyrobić sobie muskulaturę ramion, ale można powiedzieć, że to jest mój kompleks i mój głupi strach. Zobaczymy.

   Widziałyście reklamę Linea 20 +. Chudniesz w tygodniu i nie boisz się, że przez weekend stracisz to co już wypracowałaś. Chciałabym taki skuteczny środek. Jestem idealnym żywym przykładem tej Pani z reklamy. W tygodniu brzuszki, a w weekend pizza!

   Wybrałam kwiatki do ślubu i na tyle mi się podobają, że Wam się pochwalę

Będzie trochę inny rodzaj kwiatków, różne przede wszystkich, rączka gładko czarna z paskiem cyrkonii i zamaist tych drucików z kamyczkami będą płaskie broszki z kamieniami czarne w kształcie kwiatków. Tego typu, tylko bardziej o kwiatkowym kształcie:

   Bardzo mi się podoba.

  Parę motywacji na koniec!

8 marca 2013 , Komentarze (4)

   Czy widzicie co się dzieje? Bo ja oczom nie wierzę. Już było tak pięknie, nawet dwa razy w trampkach latałam, a tu dupa zbita, znowu ta zima! Jak dzisiaj biegałam to wiatr mi świszczał w uszach, spodnie miałam mokre od śniegu, aura jak z słabego horroru, no nieeee, ja tak nie mogę Nic chyba nie ma bardziej demotywującego. Jeszcze gdyby to była ta ładna zima, ze słońcem i fajnie szczypiącym mrozem, ale nieee, kurwa musi być po polsku, czyli zimno, szaro, byle jako i nie daj boże przyjemnie.

   Jeszcze do tego zostałam sama na włościach, dookoła domu napadało, a ja na pewno nie pójdę teraz odśnieżać, szczególnie, że nadal pada! Znowu jutro w trzy gościny muszę pojechać, wyjeżdżamy o 8 rano, więc czeka mnie pobudka o 6 w sobotę żeby to ogarnąć. Bosko!

   Siedzę na kanapie, oglądam telewizję i piję wino. I nikt mi go teraz nie zabierze! I tak to spalę jutro odśnieżając!

Kończę te smęty!!

EDIT:

Zapomniałam dodać, że od rana nie mam wody, więc do rodziny swojego przyszłego byłego męża pojadę spocona i z przetłuszczonymi włosami

7 marca 2013 , Komentarze (1)

Hej!

   A więc jak to u mnie, idealnie być nie mogło.... Jeden obiad rodzinny - klapa dietowa i przy innej okazji 2 kawałki pizzy. Ponieważ sumienie po pizzy trochę gryzło, to poćwiczyłam dwa razy dłużej. I z mojego ważenia wyszło, że jest.... -0,3 kg!!! Wiem, że dla Was to żaden wyczyn. Jednak biorąc pod uwagę, że teraz stety czy niestety zaliczyłam sporo i drugie tyle przede mną spotkań rodzinnych (już chyba wspominałam, że rodzinę mam z mocno wiejskich stron, a wiadomo jakie tam panują obyczaje) to nie sądziłam, że COKOLWIEK z tego wyjdzie. A tu proszę jest spadek!

   I będzie ich więcej i coraz większe! Pomimo wpadek dietowych, sporo ćwiczę, 5-6 razy w tygodniu. Dlatego mam nadzieję, że nawet jeśli kg nie będą tak szybko spadać, to chociaż trochę ujędrnię ciało. Nigdy nie zwracałam uwagi na cellulit, bo to przecież z tyłu to i tak tego nie widzę. Ale jak w końcu zwróciłam na niego uwagę, to mnie przeraził. Może macie sprawdzone sposoby na walkę z nim?

Koniec tej notki o wszystkim i niczym. Na koniec tylko trochę inspiracji:

28 lutego 2013 , Komentarze (2)

Waga dziś.... 63,1kg. Pasek zmieniony. Dziś zero oszukiwania: 4 posiłki, dużo wody, dwie zielone herbaty i pół godziny biegania (to tak na prawdę i ćwiczenia na ręcę, biegam z swoim 40-kilowym psem, który ciąga mnie na wszystkie strony). Lecę tworzyć własną rzeczywistość.

Jeszcze parę inspiracji do których zawsze będę wracać gdy pomyślę, że coś mi nie zaszkodzi

ona się nie oszukiwała

27 lutego 2013 , Komentarze (3)

Hej!

   Nie wiem czemu dalej siebie oszukiwałam. Chyba zatraciłam cel. Znowu był cały tydzień ładnie a w weekend dupa. Nie mówię, że go żałuję. Nie dawno miałam urodziny i spotkały mnie trzy spontaniczne imprezy, na których się bawiłam jak nigdy. Ostatni raz taki ubaw i maraton chyba przeżyłam w liceum. Jednak mino dobrej zabawy wyrzuty sumienia przyszły.

   Ostatni raz się tu kajam i daję wymówkę dlaczego znowu poszło coś nie tak. Nie będę się z niczym oszukiwać. Nie będę udawać, że jak teraz zjem mniej, to potem przy najbliżej okazji mogę sobie pozwolić na więcej. Będę sama ze sobą do bólu szczera i nie będę zapominać o celu do którego dążę. W czwartek się zważę i nawet jeśli będzie o 0,1 kg więcej niż na pasku, to go zmienię, by nie mieć złudzeń. Ot co!

   Z prywatnych rzeczy, postanowiłam otworzyć własny biznes i jestem strasznie podniecona. Dlatego muszę dotrzymywać obietnic i osiągać swoje cele, żeby wszystko mi wyszło tak jak sobie to zaplanowałam.

   Muszę kończyć, bo mój facet cały czas zagląda mi przez ramię. Nienawidzę kiedy robi

20 lutego 2013 , Komentarze (2)

   Coraz rzadziej tu zaglądam, choć bardzo się staram. Spowodowane jest to rozwożeniem zaproszeń ślubnych, a częsta gościna nie sprzyja niestety diecie. Jednak jadłam trochę mniej w dzień, nie przejadałam się jak zwykle u rodziny, unikałam ziemniaków, chleba itp., regularnie ćwiczyłam. Spadku może nie będzie, ale na pewno zapobiegłam wzrostowi. Ważę się w piątki, choć nie wiem czy w tym tygodniu nie odpuszczę, bo jak jest wzrost, to zawsze mnie to zniechęca.
   Poza tym ostatnio towarzyszy mi bardzo miłe uczucie. Na pewno też tak kiedyś miałyście, że wstajecie rano i macie satysfakcję z kontrolowania sytuacji. Czujecie, że to jest właśnie ten moment kiedy zapanujecie nad własną sylwetką i będziecie z siebie dumne. Ba! Ja już jestem z siebie dumna! Mam poczucie, że wszystko co sobie zaplanuję, osiągnę i nic mnie nie powstrzyma! Jem zdrowo i mi z tym dobrze! Nie muszę już wtrząchać w siebie całego talerza czy dwóch tylko dlatego, że ktoś proponuje mi dokładkę. Jak się czuję syta, a nawet trochę wcześniej, dziękuję i nie obchodzi mnie, że ktoś się na to krzywo patrzy. Bo babcia się obrazi? Bo pomyśli, że mi nie smakuje? Bo trzeba szanować polską gościnność i jak chcę odwiedzić 5 domów na wsi to we wszystkich muszę zjeść obiad? Głupota. To ma być przyczyną mojej nadwagi i kompleksów? Uprzejmość? Dobre wychowanie? Brzmi to idiotycznie, już wolę żeby ktoś się obraził jak mam wybierać.
   Dlatego wiem, że tym razem mi się uda i do czerwca będę tą laską, którą zawsze chciałam być i w sumie którą się czuję, bo ona już jest!
   Korzystając z tego nastroju wszechmocy sądzą, że dojrzałam do rzucenia fajek. Do końca tygodnia ograniczam ich ilość, a poniedziałek będzie moim pierwszym dniem bez papierosa.
Wam też życzę tego uczucia!!!