Angielski dzisiaj poszedł dobrze. Z podstawy przewiduję drobne błędy, ale poniżej 95% nie powinno zejść. Rozszerzenie już jakoś gorzej wyczuwam, ale w okolicach 80%. Wychodzi na to, że obecnie najbardziej boję się (wstyd powiedzieć) polskiego... Nigdy nie wiadomo co i jak zaliczą w tym wypracowaniu głupim. O matmę się nie martwię, bowiem sprawdziłam klucz i niewiarygodnie, ale może uda mi się mieć powyżej 85%! W moim przypadku taki wynik świadczy o tym, że matura była baaaardzo łatwa.
Zrobiłam sobie listę rzeczy, które muszę zabrać ze sobą do Stanów. Okazało się, że mój R pojedzie na wakacje do Francji. Bardzo się z tego powodu cieszę, bo smutno było mi zostawiać go samego w Polsce. Teraz mam pewność, że nie będzie się nudzić.
Wczoraj siedziałam na balkonie, powtarzałam słówka z angielskiego i się trochę opaliłam. Mam plan żeby jutro cały dzień leżeć w trawie i się uczyć biolki, ale znając moje szczęście będzie zimno i pochmurno.
Jakoś mi się ćwiczyć nie chce ćwiczyć przez te matury, a biegać to już w ogóle. Dziś np. wróciłam do domu o 19, a wyszłam po 7 (40 minut jadę do szkoły). Cały dzień w szkole. Zmęczona jestem.
Plan jest taki. Zaraz zabieram się za realizację