Kolejny tydzień za mną. Sobotę miałam szalona, biegalam cały dzień. Po pracy szybko obiad, sprzątanie i urodziny kolegi męża. Byłam dzielna, zero alkoholu, przekąsek, super. Później szybko jeszcze na urodziny mojej cioteczki, super kobita. Wymyśliła sobie jeszcze ognisko w taki mróz i duszonki z ogniska, mmm pycha, ale byłam silna i odmowilam. Później musiałam jechać jeszcze 50 km w jedna stronę żeby odebrać szwagra z pracy. Jeszcze później z powrotem wróciliśmy na imprezkę kolegi. Nabiegalam się w tą sobotę.
W niedziele znowu poszliśmy w gory. Wszyscy pukali się w czoło ze gdzie w taką pogodę pójdziemy. Było super może pogoda nie dopisała ale nie padało tylko troszeczkę zmarzlam. Mam teraz energię, po prostu chce mi się. Kiedyś dużo rzeczy planowałam a jak przyszło co do czego to nie chciało mi się. Myślałam sobie po co mam się męczyć, na co mi to, lepiej położyć się z czekolada przed tv.
Jest mi lżej, lepiej się czuje. Może nie chudlam w tym tygodniu ale to wszystko przez @. Ćwiczę z Ewcią, biegam. Przyzwyczaiłam się do nowego jedzenia, a słodycze kompletnie mnie nie ruszają.
Juz się nie poddam nie tym razem. Moim marzeniem jest 60 kg. Tyle to chyba w gimnazjum warzylam. Wiem ze dam rade, może powoli ale dojdę do celu. To w końcu tylko 7 kg :-)