Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Jestem Monika, uczennica [jeszcze] liceum. Odchudzam się odkąd tylko pamiętam. Ciągle wierzę, że się uda ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 27789
Komentarzy: 1364
Założony: 10 kwietnia 2013
Ostatni wpis: 27 lutego 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Nastel

kobieta, 26 lat, Rzeszów

164 cm, 55.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 października 2014 , Komentarze (3)

Cześć. Miałam dzisiaj do szkoły na 10.40 co znaczyło, że mogłam się porządnie wyspać. No wreszcie!! Wykorzystałam to zacnie... Wstałam o 9,00 ;D. Zjadłam śniadanie, ogarnęłam się- standardowe procedury i na końcu pognałam na autobus- taaak- pognałam, bo ja bez względu na wszystko nigdy się z tym nie wyrabiam. 

W szkole miałam jedynie 4 lekcje... Wtorek to jedyny luźny dzień w całym tygodniu- i dzięki Bogu, bo normalnie bym nie wyrobiła.. :D No więc... niewiele rzeczy się tam ciekawych działo.. Wszyscy wiedzą jak wygląda rzeczywistość za murami LO, więc nie będę opisywać szczegółów...

Jak zwykle zanim wróciłam do domu, musiałam spędzić trochę czasu w autobusie- korki... ;/ Na szczęście spotkałam tam znajomego i jakoś nam czas upłynął na luźnych rozmowach... 

W domu zjadłam dość suty obiad... Jakiś tam schabowy i te sprawy... Wreszcie czas wolny... o tak... Była to godzina ok. 15.00...Zabrałam się za ćwiczenia na poprawną emisję głosu... Nie wiem czy już wspominałam.. Śpiewam w metalowym zespole... :D Mam tylko jeden problem... Mój głos nie jest zbyt głośny... dlatego staram się poprawić ogólnie jego jakość.... 

Około godziny 17.30 wyszłam do dziadków i pojechaliśmy na 18.00 do kościoła- na nowennę, bo jestem przed bierzmo i muszę tydzień dzień w dzień uczestniczyć w nabożeństwach... Skończyło się to około 19.20....  Potem poszłam wraz z N- moją przyjaciółką do niej do domu... ale dosłownie na chwilę, gdyż już o 20. zaczynał się chór... Uf... chwila przerwy w tym wszystkim i znów... Przez 2h musiałam pracować... To wbrew pozorom nie jest łatwe tak śpiewać cały czas, choć też nie powiem, że mam powody, żeby narzekać, bo nie mam :D. Nie ważne... Byłam dość zmęczona pod koniec i marzyłam tylko o tym, żeby znaleźć się w domu.. W kochanym mięciutkim łóżeczku... Z piękną różową podusią <3. No i jestem.... 

Życie w biegu bardzo mi odpowiada, ale po pewnym czasie może stać się męczące... Ogl to zamierzam być aktywna... Mieć dużo zajęć... Nie odpowiada mi już siedzenie w domu... To jest nudne... W przyszłym roku wracam do szkoły muzycznej... :D 

Ale ... teraz już kończę, bo same rozumiecie... SPAĆ!!! <3

DOBRANOC <3

6 października 2014 , Komentarze (7)

Dzień ja co dzień. Rzeczywistość, która wbrew stereotypom nie jest szara... Ma jakieś tam kolory... Tylko ja ciągle ubieram się na czarno... Mniejsza z tymi rozkminami ...

W ciągu dalszym nie mam motywacji... :/ Może postawię sobie jakiś cel, albo coś, bo jeśli czegoś nie zmienię to tragicznie skończę... z kolejnym nadbagażem... No więc... 

MÓJ CEL: 55kg przed Bożym Narodzeniem....

Ważę teraz około pewnie ponad 60... Wstyd się przyznać, że takie dzieło zniszczyłam, na które pracowałam już tyle czasu... no ale taak...tak już bywa... Mam 2,5 miesiąca, żeby pokazać na co mnie stać.... 24 grudnia będę ważyć 55kg. AMEN.

5 października 2014 , Komentarze (4)

Szukam jednej osoby, z którą mogłabym współpracować w diecie... Tzn... wspierać się w dążeniu do celu, konsultować ze sobą efekty itd...  Po prostu może to mnie zmotywuje... i tę drugą osobę...Dodatkowo wchodzi w grę taka zdrowa rywalizacja... Jeśli razem będziemy sobie "podkręcać tempo" to może uda nam się wytrwać jakoś łatwiej w tym wszystkim.... GDYBY SIĘ KTOŚ PISAŁ NA TO... Byłabym bardzo zadowolona... 

No więc.. czekam  :**

5 października 2014 , Komentarze (4)

Zaczynam serię wpisów inspirowanych moim ukochanym motywacyjnym utworem pt. "Hymn" Luxtorpedy...

Już pierwsze słowa mówią, że należy zawsze przekładać potrzeby serca i ducha nad ciało... No więc kuźwa, chęć lepszego życia jest bardziej duchowa niż wpieprzanie czekolady... JAK JA DZISIAJ :D

Skoro już ustaliliśmy tę hierarchię wartości analogicznie wysuńmy kolejny wniosek: żeby osiągnąć coś duchowego, płynącego z serca należy wyzbyć się tego do czego przywiązane jest nasze ciało... Nie mówię tutaj już o wyglądzie- bo to potrzeba bardziej cielesna niż duchowa, ale o samokontroli... Żeby osiągnąć sukces wyższego rzędu- duchowy, należy w pełni kontrolować swoje porywcze ciało... Moje jest BARDZO porywcze...

Kiedy uda nam się panować nad swoim ciałem, co okaże sie trudne, to jednak staniemy sie jak skała... niewzruszeni...

A jak to wygląda w praktyce?Hm... popatrzmy

Monika 10.10

-Nie będę jadła czekolady, trzeba być silnym

Monika 10.11

- a może jedną kostkę

10:11:30

- to jeszcze jedną

10.15

-gdzie ta czekolada!


Zjadłam i nagle przypominam sobie: "AHA!!! Ja dzisiaj miałam być na dieciee!!! No cóż... nie będę już nic jadła i będzie gittt... xddd

2h później u babci:

-ILEE TU ŻARCIA... Pieprzę tę dietę... raz się żyje... Z życia trzeba korzystać, a nie... No przecież mam prawo jak każdy... nawet nie jestem taka gruba...ale.. może jednak nie powinnam? Nie no... powinnam, jeszcze sobie ktoś pomyśli, że jestem na diecie... A co mi tam... zjem sobie! :D

30min później:

-ale ze mnie grubas.... dlaczego ja to zjadłam? No po co? po co? po co? Jeeej... i znowu zepsułam sobie taki dobry początek... wczoraj było już tak ładnie, a dzis znowu to samo... nie no nie no....Dlaczeeego.... Jaka ja jestem głupia... no po co mi to było... przecież mi to nawet nie smakowało... no dlaczeeego.... 

Po powrocie do domu: (nagły wzrost motywacji:)

-będę robić brzuszki...!!!(i spadek) albo nie,.. to i tak już nic nie da... może lepiej coś zjem, już i tak mam dzień zepsuty

(idę do kuchni, jem)

20 minut później:

- No po jaka cholere ja to jadłam... Przecież może jeszcze z tamtym mój żołądek by sobie poradził, a teraaaaz??? Przytyję, przytyję... ja na pewnoooo przytyję...  nie... jestem już takaaa gruba i głupia na dodatek... Głupia i gruba... Najlepiej to w ogóle pójdę już spać... Ta pewnie jeszcze czegoo.. nie idę... jak poczekam jeszcze z 4h to może to przetrawię i nie przytyję tak bardzo

godź. 3.00

-idę spać!!!!!!

MORAŁ?? ZAWSZE MOŻE BYĆ GORZEJ... I DRUGI WNIOSEK: ZACZYNA SIE NIEWINNIE (od kosteczki).... Dzisiaj na razie jestem na etapie zjedzenia 4 pasków czekolady, jak się nie powstrzymam to to będzie mój scenariusz realnie...

MIŁEGO DNIA! :D I pamiętajcie... Grunt to zapanować nad sobą już od razu... Jak coś sie stało... Zapominamy o tym.. było minęło.. żyjemy dalej według naszych zasad...

3 października 2014 , Komentarze (1)

Tragedii nie ma...  NO więc:

Śniadnianie:

-kanapka z serem ż (ok 150)

2Ś:

-kanapka z s. ż (200)

-kawa (100)

Obiad:

krokiety x2 (600)

Kolacja:

2 kanapki z serem ż. (400)

SUMA: 1450??? NIe wierzę, że tak mało... Noo plus napoje jakieś 200 nawet tj. 1750..maks. 

Hm... tragedii nie ma, ale mogło być lepiej... no comment... Co do ćwiczeń... Przed godziną niespełna dopiero wróciłam do domu z próby, więc nie ma mowy... hah no chyba, że teraz... jakaś bardzo specjalnie wycieńczona nie jestem... Ale... nie... nic wielkiego nie zrobię...Późno... Zresztą napiszę jutro co postanowiłam, pa :D

2 października 2014 , Komentarze (2)

Każdego dnia szukam w sobie motywacji, chęci do działania i pracy... Jakiejś inspiracji...właściwie to czegokolwiek co mogłoby mi pomóc. Czasem z pozoru znajduję to "coś"... Jakis taki motor, który jednocześnie daje mi nadzieję, że się wygrzebię jakoś z tego dołka... Ale nie... silnik za słaby i motor gaśnie... 

Nie chcę Was tutaj gasić, ani wprowadzać pesymistycznej aury... Ale cóż... Na nic więcej, niż wpis o takim charakterze zdobyć się nie umiem. Oczywiście, że mogłabym rzucić Wam tutaj jakimiś zajebiście nakręcającymi tekstami, ale co by to dało... Nic... A przede wszystkim nie odzwierciedlałoby wcale mojego samopoczucia... Nie jestem ani motywatorem, ani żadnym optymistą... Jestem dziewczyną, która próbuje się ogarnąć... Kazdego dnia... 

Parę razy walczyłam z tym poprzez robienie brzuszków...Około 1000 na dzień, ALE(!) po tych paru dniach bolą mnie żebra i wgl cały brzuch strajkuje... Wczoraj już nie mogłąm zastosować tej "broni".... Zawsze jeszcze mogę jakieś cardio robić czy coś, ale brzuszki jakoś tak najbardziej mi sie spodobały... Dobra odpuszczę... 

1 października 2014 , Komentarze (14)

Zaczynam od napadu. Będę z Wami szczera... 

Ale nie poddaję się... Kupię sobie dużo wody i błonnik, nie wiem czy to cokolwiek pomoże, bo myślę, że moje zaburzenia są głębiej zakorzenione, aniżeli tylko w sferze apetytu...

Eh....

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska 

Gdy się miało szczęście, które się nie trafia:
czyjeś ciało i ziemię całą,
a zostanie tylko fotografia,
to — to jest bardzo mało.

I zostanie tylko fotografia :(

Tsa... ;/ to ja.... 3 lata temu... 

Życie... Czym ono jest? Pasmem cierpień i zmartwień? Kolejnych problemów? Nie... Nie wierzę w to. Życie jest czymś więcej, niż tylko krótką przeprawą. Życie... to dar. 

Jak ja mam ten dar w pełni wykorzystać, skoro wszystko zepsułam... Doszczętnie... Zniszczyłam... i to tak perfidnie. 

Ludzie... Dramatyzuję, ale nie moge uwierzyć, że nie doceniałam tego, co miałam... Los się zemścił...  Niedługo zostanę z niczym... Przestanę grać na flecie- stracę swoją pasję, przez ED rozwalę sobie stosunki z bliskimi, z tego samego powodu opuszczę się w nauce... Już widzę... Jeden krok i moje życie obróci się w piekło... ZNOWU... Tyle już wygrałam, jak ja mogę na to pozwalać.. Czemu nie umiem przestać? Jak ja mam to rozumieć?? TYLE PYTAŃ I ŻADNYCH ODPOWIEDZI.... Nic, zero.. null... Bałagan i chaos mam w głowie.. Nie mogę sobie tego wybaczyć, że przez jedną głupią decyzję zmieniłam swoje życie w tę cholerną walkę...

Każdy jeden normalny dzień jest dla mnie zwycięstwem... Lecz często upadam... Potykam się, ranię, niszczę .. Zabijam z każdą chwilą... Przewracając się ciągle wybijam dół w podłożu przez co kolejny upadek boli jeszcze bardziej... Nie wiem jak długo to jeszcze potrwa... Ale... patrząc na inne osoby wiem, że jeśli teraz nic z tym nie zrobię mogę się tak męczyć i 10 lat.....

Już sama nie wiem co z tym zrobić... Pomyślę... Choć... Moje rozważania zajęły mi ostatnio rok... Przed i na wakacjach schudłam- łącznie z 6kg... ale wszystko wróciło...

Wiem, że zamulam... Ale jestem realistką. Nie będę przedstawiała tego wszystkiego w zajebiście kolorowym świetle, jak REALIA są właśnie takie.. a nie inne...

28 września 2014 , Komentarze (4)

Hej. Dawno mnie tutaj nie było... Znaczy wróć.. dawno nie pisałam, bo na Vitalii bywałam często... Głównie angażowałam sie w pisanie postów na grupie wsparcia, a pamiętnik postanowiłam zawiesić. Zrobiłam tak m. in dlatego, że jakoś od początku września mocno posypała się moja dieta, wróciły kompulsy, a także miałam jakieś zadatki na bulimię... Starałam się z tym walczyć na różne sposoby... Zdrowe i mniej zdrowe... Niestety efekty były i są marne.. NIE! Nie załamuję się, ani nie zamierzam się poddać... Wracam do Was... 

Bardzo dużo się u mnie zmieniło... Nie tylko jeśli chodzi o wagę.. Mam nowych znajomych i w ogóle to... mam wrażenie, że jestem inną osobą... Według jednych lepszą, a według innych gorszą... Grunt to to, że staram się nikogo nie naśladować, po prostu żyć w taki sposób w jaki dyktuje mi moje serce, sumienie i umysł. 

Moje licealne życie jest naprawdę fajne. Tak- fajne- tym razem to idealne określenie, które mogę użyć nie zważając na fakt, iż jestem na humanie :D. Dużo się dzieje, jestem w najlepszym ogólniaku w moim mieście- w Rzeszowie (ps. nie sugerujcie się miejscowością podana przy nazwie-to tak trochę fikcyjnie :D) Często wypadamy ze znajomymi na miasto, mamy dużo planów... Obowiązki też są, ale nie przeszkadzają nam w tym, ażeby cieszyć się młodością... :] Naprawdę jestem bardzo zadowolona z mojego wyboru. Moja klasa jest świetna- wgl pasujemy do siebie i szybko znajdujemy wspólne rozwiązania ;D. To chyba tyle jeśli chodzi o moją aktywność społeczną ;D

Wracając do diet, odchudzania (ble, ble, ble).... Próbowałam wszystkiego: drakońskich głodówek (wytrzymywałam jeden dzień), diet niskokalorycznych (podobnie), nadmiernej aktywności fizycznej (kończyło się tak samo), przesiąknięcia poglądami pro-ana (to było po prostu głupie!!- starałam się sobie jak najbardziej wmówić, że jestem gruba i że nie mogę jeść -.-) i w końcu także sięgnęłam po skrajną opcję jaką są wymioty... A właściwie to "zakosztowałam" tego na początku, ale szybciutko wybiłam sobie to z główki... Bowiem pewnego razu, jak już sobie pojadłam postanowiłam zwrócić ii... udało mi się, ale potem doświadczyłam czegoś w rodzaju okropnego bólu żołądka... I wtedy sobie przysięgłam, że NIGDY juz tego nie zrobię... Czemu tak kombinowałam? Próbowałam wszystkiego? Bo nie ważne co bym zrobiła... każda próba kończyła się kompulsem... Podczas tych moich wrześniowych zmagań prowadziłam elektroniczny pamiętnik, który był poświęcony tylko odchudzaniu i m. in takie tam zawarłam przemyślenia:

"Być może wtłaczam sobie czasem nawet jakieś chore idee, ale to wszystko dla mojego dobra. Chudym ludziom jest w życiu prościej… Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że sama w to do końca nie wierzę.. Gdzieś głęboko we mnie siedzi ta normalna Monika, która przemawia jako głos rozsądku, że nie wygląd jest najważniejszy… Te tłumaczenia tak naprawdę są najgorsze, bo często stają się wymówką do napadu… Zanim jednak to się stanie, mój mózg uruchamia szereg różnych mechanizmów, które za wszelką cene mają zmusić mnie do jedzenia. Wygranie z nimi jest niemalże niemożliwe… To jak błąd w systemie, w którym ciągle wyświetla się okno ERROR. Kiedy u mnie się ono pojawi, oznacza to , że wyjście jest tylko jedno- napad. Teraz np. wierzę w to, że dam sobie z tym radę.. Mówię sobie, że się nie poddam i tak dalej, ale gdy uzmysłowię sobie jaki to skomplikowany proces..? Nie ma opcji, żeby nie zjeść… To jest niemożliwe… Po prostu w, mój mózg nie przewiduje nawet takiej możliwości, w której ja opieram się przed NAPADEM… W tej chwili te „napady” nie są takie tragiczne, ale wystarczające, żeby przytyć… Dla mnie to tragedia. "

Stało się tak jak przewidywałam: gdy tylko pojawiły się te myśli, żeby zjeść więcej... wlaczyłam z nimi, ale w ostateczności uległam... To było tak bardzo silne, tak bardzo... Nie byłam w stanie nad tym zapanować... Wtedy zrozumiałam, że jeśli to się będzie zawsze tak kończyć to muszę pójść do psychologa... Poczułam się tak, jakbym była uwięziona we własnym ciele, które mi coś NARZUCA!! To okropne uczucie!! Albo z tym wygram sama, albo będę żyć, albo (opcja chyba najlepsza z możliwych) zapiszę sie na psychoterapię i raz na zawsze skończę z tą francą..

Dobra... Kończę, bo nie chcę Was zanudzić, a mam jeszcze dużo nauki... Chemia i te sprawy :D iii Tęskniłam w sumie za Wami, ale nie wiedziałam jak się zabrać za tę "spowiedź" i co wgl powiecie na to wszystko... Na pewno stwierdzicie, że jestem głupia, ale mnie to czasem przerasta... Możecie mi wypisywać jaka to ja jestem nieodpowiedzialna, tylko proszę- zostawcie jakiś ślad, że byłyście. DZIĘKUJĘ :*


9 września 2014 , Skomentuj

.

7 września 2014 , Skomentuj

Hej! 

Dawno nie pisałam... M. in. dlatego, że nie mam się za bardzo czym chwalić ;3. Z dietą idzie mi wybitnie kiepsko... Aktywność fizyczna leży i kwiczy... . Przez nową szkołę totalnie o tym nie myślę... Jedyne co mnie niepokoi to zdarzające się ostatnio napady "wilczego głodu" i ogromny apetyt... Staram się z tym jakoś walczyć, ale ciągle przegrywam. Kombinuję, tworzę w mojej głowie plany, diety itp... Ale gdy tylko zobaczę jedzenie wszystko zostaje zdominowane przez ogromną chęć zjedzenia tego... Znacie too.. ;p

Ale mniejsza z tym... Przejdźmy do tematu notki.. PIERWSZY TYDZIEŃ W LICEUM za mną! :D Wrażenia? Coś czuję, że czeka mnie dużo pracy! Mam ogromną nadzieję, że sobie poradzę. Szkoła ogólnie sprawia wrażenie bardzo przyjaznej, co może okazać sie pomocne. Mam fajną klasę ;)) i wydaje mi się, że szybko się zgramy ;D 

A tak zupełnie z innej beczki... Wczoraj w Rzeszowie odbył się "Nocny bieg uliczny Solidarności" ... Taak, wzięłam udział, ale nie zajęłam żadnego wybitnego miejsca :D Za szybko wystartowałam i później opadłam z sił ;D Ale w dość dobrym tempie i tak dobiegłam do mety, więc można powiedzieć, że nie było tak źle ;D... Później niestety lody, kebab... . Jak mogę się usprawiedliwić... YOLO :D hahahah ! Nie no... tak serio to i tak miałam lekkie wyrzuty sumienia, bo jak już wspomniałam na początku, takie obżarstwa nie zdarzają sie u mnie sporadycznie...

Hm... To pewnie będę kończyć ;p Do następnegoo :*