Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zakładając ten pamiętnik byłam osobą pozbawioną wiedzy na temat diety i treningu. Sukcesywnie zaczęło się to zmieniać i dziś chcę zwiększyć masę mięśniową przy jednoczesnej utracie tkanki tłuszczowej. Oczywiście są wzloty i upadki, sukcesy i porażki, ale nie poddaję się i walczę dalej :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 20048
Komentarzy: 331
Założony: 12 czerwca 2013
Ostatni wpis: 19 września 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
rusz.w.roz

kobieta, 31 lat, Kraków

166 cm, 54.10 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

19 września 2016 , Komentarze (2)

Skorzystałam z pomocy specjalisty.

W sumie już dawno powinnam to zrobić, może inaczej potoczyłoby się moje życie..

Na razie nie narzekam.

W pracy idzie mi coraz lepiej. Terapia przynosi powoli zamierzone efekty. Nawiązałam pewną znajomość, która pomaga mi utrzymać dietę, dzięki czemu pod względem fizycznym czuję się nie najgorzej. Przeszłość powoli zostawiam za sobą.. 

Na razie tyle mogę powiedzieć. 

7 lipca 2016 , Komentarze (3)

Jest i nowa praca, ale wraz z nią nie zmieniło się nic. Mam satysfakcję, że robię coś ambitnego, a szefowa jest zadowolona, ale równocześnie zakończyłam swój związek i po niespełna 2 miesiącach od tego wydarzenia czuję, że muszę skorzystać z pomocy specjalisty. Inaczej zakatuję się myślami i objadaniem; znów skończę na ostrym dyżurze i w duchu będę przeklinać się za swoją głupotę.

Mam ogromne problemy sama ze sobą i mimo, że ćwiczę prawie codziennie, co sprawia mi niemałą satysfakcję, to budzę się w środku nocy i znów objadam.. Jedzenie daje mi niesamowitą ulgę i ukojenie, ale sama jestem świadoma, że to prosta droga do depresji. Może już w niej jestem?

Mam wiele powodów do dumy - wiele wyborów w swoim życiu dokonałam świadomie - między innymi zrezygnowałam z magisterki, by rozwijać się zawodowo i zabezpieczyć się finansowo na przyszłość. Od 2 lat odkładam pieniądze na mieszkanie, mam cel w życiu, rozwijam swoje zainteresowania. Nie brak mi urody, wdzięku, wiary, ale jednak to nie sprawia, że czuję się szczęśliwa. Ogarnia mnie wręcz rozpacz, a każda cząsteczka mojego ciała krzyczy w niewiadomym kierunku. 

To wszystko zaczęło się dziać, gdy zakończyłam swój związek, który sukcesywnie odbierał mi poczucie kobiecości. Teraz jednak wcale nie jest lepiej. To istna kołyska wahań nastroju - od euforii, po dziki płacz nienawiści do życia. 

Co jest ze mną do cholery??

16 marca 2016 , Komentarze (1)

W zasadzie nic się nie zmieniło. Oduczyłam się totalnej obsesji na punkcie swojego ciała, choć czasem zdarzają się chwile, gdy nie mogę na siebie patrzeć. Nieraz jem jam napadowa bulimiczka, nieraz pilnuję zbilansowanej dietki, ale tak kołysze się nie wiedząc za bardzo, co ze sobą zrobić :)

Miałam kilka powrotów na siłownię, ale czułam jakąś wewnętrzną blokadę.

Zaczęłam chodzić na basen, ale ogranicza się to do 1x w tygodniu.

Czasem poćwiczę w domu, ale ciężko mi z motywacją.

Czyli wielkie babskie niezdecydowanie :)

Na razie czekam na multisporta z pracy, chcę robić coś dla siebie, dla zdrowia i urody, niż dla chorego wrzucenia fotki na instagrama.. Jedynym moim największym problemem jest to, że kompletnie nie wiem, co zrobić ze swoim życiem zawodowym. I myślę, że dopóki nie ułożę sobie tego sektora, nie ruszę z niczym innym.

P.S.: Waga na moim pasku pokazuje 54 kg. Teraz, mimo spadku mięśni, utrzymuję ją, więc jak widać, wszystko zaczyna się w głowie..

21 marca 2015 , Komentarze (3)

KatRina21 specjalnie dla Ciebie dzisiejszy wpis :P

Czemu nie piszę? Hm.. to dosyć złożona sprawa. Raz-utraciłam motywację i powoli odkryłam, że jednak ta siłownia, ta sylwetka.. nie jest zwyczajnie dla mnie. Wymiękłam psychicznie i chyba wyszłam z takiej obsesji na siłę bycia fit. Teraz ćwiczę w domu. Czekam aż na zewnątrz zrobi się jeszcze cieplej, abym mogła zacząć biegać, jeździć na rowerze. Raz na czas chodzę na basen. Nie robię tego częściej, bo teraz ogarniam trochę życie zawodowe, żeby nie obudzić się z ręką w nocniku za 2 lata, kiedy obronię mgra :P Poza tym staram się nie jeść słodyczy (po których de facto mam ogromne problemy jelitowe), fast foodów, nie wcinać na noc no i.. patrzeć na siebie w lustrze nie takim krytycznym wzrokiem. 

Życie osobiste też się powoli układa, więc na nowo odkrywam siebie; swoje cele i marzenia i dobrze mi z tym :-)

x

27 lutego 2015 , Komentarze (6)

Wodzę pamięcią po tamtym roku i zastanawiam się, gdzie podziała się moja determinacja i motywacja do diety i treningu? Wróciłam na siłownie, ale bez szału. To zajęcie nie absorbuje mnie tak, jak wcześniej; na niektóre sprzęty nie mogę patrzeć. Z dietą mam problem. Dryfuję sobie dzień lub dwa na białeczku i ograniczonych węglach, a potem znów coś pęka i patrzę na siebie z nienawiścią. W miesiąc mogłabym ogarnąć siebie, poprawić swoje samopoczucie, a tymczasem podjadam po kątach, a mój nastrój osiąga dno. Cóż, słabym jestem człowiekiem. Nie wspomnę już, że waga z paska jest mocno nieaktualna.

Potrzebuję zjebki. 

5 października 2014 , Komentarze (3)

Mój brzuch zawsze był moim największym kompleksem. Postrzegałam go jako wielki, niejędrny wał tłuszczu nie dostrzegając tego, że wygląda on zupełnie dobrze. Szkoda, że pobyt w szpitalu dopiero uświadomił mi, jak bardzo się myliłam i wpadłam w jakąś pułapkę własnej obsesji. Myślę, że walczyłam z pewnego rodzaju zaburzeniami odżywiania, bo myśl o tym, że mam być szczupła znacząco wpłynęła np. na moje kontakty z facetami (oczywiście nikt nie chciał zakompleksionej laski), czy ogólne samopoczucie. Teraz znów drżę, bo dostałam skierowanie do szpitala na badania, bo moje jelita nie pracują jeszcze tak, jak powinny.. 

Cóż, brakuje mi siłowni, jak cholera. Staram się wykonywać jakieś lekkie ćwiczenia w domu, ale to nie to samo :(

Głupota nie boli..

i trochę napięty:

Sam instruktor mówił mi żebym przestała sugerować się zdjęciami z instagrama, czy znalezionymi w sieci, bo są sprytnie wyretuszowane, albo światła robią swoje. Mam też inny rozstaw kości, inne predyspozycje genetyczne i nigdy nie będę miała w talii 60 cm. Czemu musiałam zrozumieć to dopiero, gdy stało się coś złego??

19 września 2014 , Komentarze (6)

Po 8 dniach spędzonych w szpitalu pod kroplówką, poddawaniu niezliczonej ilości badań i konsultacji lekarskiej, wracam do domu. Czas ten skłonił mnie do wielu refleksji, a także był nauczką na przyszłość, abym przystanęła i przemyślała sposób w jaki przeżywam swoje życie...

Cóż, wydawało mi się, że skoro setki tysięcy osób mogą prowadzić życie na najwyższych obrotach, to i ja dam sobie radę. Od ponad 3 miesięcy nie miałam czasu dla siebie - dużo pracowałam, wolne dni spędzałam na siłowni, wieczorami umawiałam sie ze znajomymi, a w nocy nie mogłam spać. Mój organizm od dłuższego czasu wysyłał mi sygnały, że dostarczam mu za mało kalorii, że jest zmęczony i powinnam zmienić swój tryb, ale owładnięta jakąś obsesją i brakiem samoakceptacji, zapadałam w stany depresyjne i psychicznie czułam się coraz gorzej... Stosowałam środki przeczyszczające i wspomagacze odchudzania. Kilkakrotnie wsadzałam palec w gardło, ale nie miałam odwagi wymiotować.Wszyscy, włącznie z rodziną i przyjaciółmi mówili, że zaczynam wyglądać, jak wrak człowieka, a ja pomimo braku sił, dalej brałam  na plecy sztangi i zasuwałam i uśmiechałam się tworząc jakąś maskaradę.

Przed ośmioma dniami dostałam potężnych bóli brzucha, skurczu jelit, biegunki i wszystkich innych nieprzyjemnych dolegliwości żołądkowych. Najprostsze czynności, jak ubieranie się, mycie, czy siadanie na krześle stały się katorgą i mordęgą. Nie mogłam wytrzymać bólu, z powodu którego zaczął się płacz, a w głowie pojawiały się najczarniejsze scenariusze. Lekarze z POZ nie widzieli "nic niepokojącego", mimo moich łez i jęków. W końcu trafiłam do szpitala na izbę przyjęć. Kroplówki, usg, tomografia brzucha. Diagnoz było wiele - poprzez zapalenie wyrostka robaczkowego, przez torbiel jajników, po chorobę leśniowskiego-crohna. Pomyślałam sobie "Boże, jeśli będę zdrowa, zacznę się szanować, obiecuję". Nocą przewieziono mnie karetką na ginekologię. Lekarz był okropnie niedelikatny. Popołudniu znowu skierowano mnie do innego szpitala, podano mocne środki przeciwbólowe, zrobione miliard różnych badań, jednak każde z nich było w normie. Ginekolodzy, gastrolodzy i interniści rozkładali ręce. Przez parę dni byłam na diecie kleikowej. Jadłam papki dla dzieci i suchary. Płakałam już z bezsilności i bezradności, bo każdy kęs wzmagał ból i biegunkę. Myślałam sobie wtedy, że teraz to się odchudzę! Będę tyczką i może w końcu czegoś się nauczę..I nauczyłam się..

Dolegliwości z dnia na dzień ustępowały. W końcu mogła przewrócić się na drugi bok i spokojnie usnąć w nocy. Ból minął. Stopniowo zaczęłam jeść więcej, a lekarze zdiagnozowali u mnie:

a) stan zapalny jelit

b) ostrą biegunkę infekcyjną

Teraz bardzo doceniam to, co mam, co daje mi każdy dzień, a kromka chleba z masłem jest jak królewski posiłek. Zaprzestaję treningów siłowych - dzięki temu zyskam spokój, większą ilość czasu i energię. Będę ćwiczyć w domu. Zwiększę liczbę węglowodanów i nie będę wszystkiego odmierzać na wadze z aptekarską dokładnością. A kiedy znów będę chciała wyglądać, jak anorektyczka, spojrzę na swoją dokumentację szpitalną i ten wpis i puknę się w głowę!

Jednak rację mieli ci, którzy mówili, że na 1400 kcal mięśni nie wyrobię. Dziś patrzę na mój zmasakrowany brzuch, który pozbawiony jest resztek mięśni, które wyrabiałam przez ostatnie tygodnie. Została sama skóra i kości i w sumie.. Mam to, czego chciałam, ale nie czuję się z tego powodu jakaś szczęśliwa i mega zadowolona. Pora przewartościować życie. I bardziej je szanować...

11 sierpnia 2014 , Komentarze (2)

śniadanie: twaróg, warzywa, kromka chleba z masłem i szynką, jabłko z cynamonem

II śniadanie: duszona kapusta, mięso z szynki wieprzowej

jogurt 

obiad: ryba, fasolka szparagowa żółta, baton muesli

kolacja: kanapka z szynką i pomidorem, koktajl banan + białko, odżywka

B: 120

W: 140

T: 50

Kcal: 1490

Aktywność:

jakieś tam fitneso-taneczne aeroby w domu przeplatane podskokami i mnóstwem uśmiechu :)

P.S.: Z powodu napiętego grafiku muszę zawiesić karnet na tydzień :((

7 sierpnia 2014 , Komentarze (1)

śniadanie: jajecznica; żytnia kanapka z serem, szynką, pomidorem

II śniadanie: muesli z mlekiem

obiad: sałatka z kurczakiem

podwieczorek: twaróg z bananem; żytnia kanapka

kolacja: grzanki ze szpinakiem z rodzynkami i migdałami + mrożona arbuzowa herbata :)

Nie wiem, jakie wartości odżywcze, ale białko uzupełnione z nadwyżką węgli i tłuszczy :P

6 sierpnia 2014 , Skomentuj

śniadanie: jajecznica, kromka chleba

obiad: sałatka z kurczakiem; nektarynka

batonik muesli 

podwieczorek: żytnia kanapka z serem i szynką; koktajl z banana i twarogu

kolacja: wywar z zupy pomidorowej

B: 120 g

W: 140 g

T: 50 g

Kcal: 1490

Trening:

skakanka

naprzemienne przyciąganie nóg do klatki piersiowej w podporze przodem (nogi w oparciu o ławeczkę)

4 serie x 20 powtórzeń na każdą nogę

wykroki na suwnicy Smitha

15 wykroków na każdą nogę x 10 kg x 12,5kg x12,5kg x15 kg

przysiady ze sztangą

15x20kg 15x22,5kg 15x22,5kg 15x25kg

abductor na stojąco tyłem do obciążenia

15x40 kg 15x45kg 15x45kg 15x50kg 15x55kg

odwodzenie nogi w tył w klęku podpartym z hantlem pod kolanem

2 serie x 15 powtórzeń na każdą nogę x 5 kg hantel ; 2 serie x 15 powtórzeń na każdą nogę x 6 kg hantel

"most" ze sztangą na biodrach w oparciu tułowia o ławeczkę

4 serie x 15 powtórzeń x 10 kg

30 min orbitrek

stretching