Pamiętnik odchudzania użytkownika:
bashita

kobieta, 38 lat,

165 cm, 64.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 sierpnia 2016 , Komentarze (6)

Nie mogę spać...

Michał wstaje do pracy o 3-ciej nad ranem więc musi się wcześnie kłaść. Staram się kłaść razem z nim bo wiem, że ciężko mu się przestawić na nowy tryb spania. Mówi, że czuje się jak dziecko co po dobranocce idzie spać. Na szczęście szybko i bez problemów zasypia więc nie muszę się martwić, że będzie niewyspany. Niestety ja nie potrafię ostatnio zasnąć. Może za dużo problemów. Wczoraj położyłam się o 7 wieczorem a zasnęłam o 1 nad ranem. O 3-ciej zadzwonił budzik Michała więc się przebudziłam. O 7 wstałam do pracy. Ostatnie 2 tygodnie tak mam. Chodzę niewyspana. Boję się prowadzić samochód bo mam problem z koncentracją. Muszę sobie kupić melisę, bo zawsze pomagała mi zasnąć a teraz jej bardzo potrzebuję.


Przez moje problemy ze snem nie poszłam dziś na siłownię rano. Uznałam, że trening nie miałby sensu gdybym była niewyspana. W sobotę postaram się wybrać.


Ciężki dzień mnie dziś czeka ale pocieszam się tym, że w Poniedziałek mamy wolne więc czeka nas długi weekend.


Pomimo zmęczenia udało mi się jeszcze wczoraj przygotować obiad na dziś do pracy. Nie poddaję się i staram się mimo wszystko trzymać dietę. Waga stoi w miejscu ale wydaje mi się, że to przez to, że zaczęłam robić ćwiczenia siłowe. Postanowiłam odstawić ją na jakiś czas w kąt i zajrzeć do niej dopiero za miesiąc. 




Miłego dnia i do zobaczenia najprawdopodobniej po długim weekendzie ;)

25 sierpnia 2016 , Komentarze (7)

Michał wczoraj powiedział, że prawdopodobnie przywrócą mu ten urlop w grudniu. Ma to jeszcze dziś potwierdzić. Jeśli to się uda to potem tylko musimy szybko paszport załatwić. Mamy wizytę w konsulacie umówioną na 4-go Października. Wyrabianie paszportu powinno trwać około 6-ciu tygodni. Jeśli tak będzie to spokojnie zdążymy wyrobić go przed wylotem.



Dietowo idzie całkiem nieźle. Nie chodzę głodna, jem normalne posiłki tylko mniejsze.

Poniżej to, co przygotowałam na dziś.

Śniadanie: Placki bananowe z dżemem:







Przekąska: Jabłko, 2 suszone morele, migdały



Obiad: Kasza pęczak + domowy strogonow (nie wiem ile ma dokładnie kalorii ale raczej nie więcej niż 200)



Obiad jem około 12 a pracę kończę o 16:30. Przed wyjściem, około 3:00 po południu wypijam szklankę kefiru. Dzięki temu po powrocie z pracy nie rzucam się na jedzenie tylko spokojnie planuję kolację



Wróciłam też na siłownię. Koleżanka przekonała mnie by spróbować treningu siłowego. Bardzo bolały mnie plecy (od czasu do czasu łapie mnie silny ból w dolnym odcinku kręgosłupa) i ona poradziła bym wzmocniła mięśnie to nie będę miała już podobnych problemów. Do tej pory unikałam treningu siłowego z kilku powodów:

1. Myślałam, że ta część siłowni będzie wypełniona jedynie napakowanymi sterydziarzami

2. Wstydziłam się tam wejść, bo co ja taka mała grubaska wśród tych mięśniaków będę robić

3. Bałam się, że ktoś będzie się ze mnie śmiał lub mnie zaczepiał

4. Uważałam, że żeby schudnąć to trzeba się wypocić na siłowni a przy siłowych ćwiczeniach raczej aż tak się nie spocę jak przy kardio


Pierwsze trzy punkty mogę już skreślić dzięki koleżance, która zaciągnęła mnie w niedzielę na trening siłowy. Pokazała mi kilka sprzętów oraz jak na nich ćwiczyć. Ludzie tam już nie byli tacy straszni a ćwiczenia siłowe bardzo mi się spodobały (najbardziej lubię zakwasy po nich). Wczoraj poszłam z rana już bez koleżanki. W siłowni byli sami napakowani faceci ale mnie to już tak nie onieśmielało. Spokojnie ćwiczyłam sobie nie zwracając na nich uwagi. Co do odchudzania to poczytałam o tym więcej i wiem, że trening siłowy może pomóc w odchudzaniu ale też dzięki niemu moje ciało będzie lepiej wyglądać. Nie boje się więc już tych wszystkich ciężarów i jutro z rana znów planuję wypad na siłownię :) 



Koniec sierpnia zwiastuje mój kolejny powód do radości...zbliża się JESIEŃ! Moja ulubiona pora roku! Już nie mogę się doczekać :) A wy? Lubicie jesień?





Pozdrawiam


Basia

24 sierpnia 2016 , Komentarze (6)

Oj ciężkie mam ostatnio chwile. Problemy w domu a konkretnie to zamieszanie z urlopem świątecznym, który rezerwowaliśmy już w marcu. Okazało się, że pracodawca Michała ot tak anulował mu urlop. Przez to, że Michał w ciągu ostatniego miesiąca przeszedł pod inny dział, wszystkie urlopy które rezerwował zostały anulowane i niestety on nawet nie ma potwierdzenia, że kiedykolwiek je rezerwował. W rezultacie najprawdopodobniej do Polski w Grudniu pojadę sama...Na początku się wahałam bo nie chciałam Michała zostawiać samego na święta ale z drugiej strony obiecałam już rodzicom a oni tak strasznie się cieszą na mój przyjazd (Już 4 lata nie byłam w Polsce na wigilię). Za bilet zapłaciłam ponad 400£ a Ryanair nie zwraca pieniędzy w przypadku rezygnacji. Mam szczerze dość Michała pracodawcy. Ciągle są jakieś problemy z urlopami. Zawsze musi długo czekać na potwierdzenie, że dostanie urlop a i tak często nie chcą mu dać wtedy kiedy jemu pasuje. Jakoś tak rok temu pod koniec roku podatkowego miał zaległy urlop do odebrania - oczywiście sam nie mógł zdecydować kiedy go wybrać tylko sama firma rozpisała mu pojedyncze dni wtedy kiedy im pasowało (np w środku tygodnia). To jest jakaś masakra. Druga strona medalu to to, że Michał też jest dupa i nie umie o swoje zawalczyć a oni to wykorzystują...nie mam już sił na to wszystko. 


Gdy sama pracowałam dla firm, które były nie fair kombinowałam jak znaleźć lepszą pracę. Pierwszy pracodawca, gdy go poinformowałam, że odchodzę, oświadczył, że "mnie nie puści" i, że odejść mogę jedynie przez zwolnienie dyscyplinarne. Płacił mi 1200 na rękę i oprócz obowiązków biurowych za zadanie mieliśmy również sprzątanie biurowego kibla. To było poniżające. Jako osoba po studiach, znająca płynnie 3 języki obce nie mogłam tego dłużej wytrzymać i odeszłam do kolejnej firmy...


Mój drugi pracodawca był o niebo lepszy. Zarabiałam dużo lepiej i atmosfera w pracy była o wiele milsza. Czułam wreszcie, że to jest to co chcę robić. Czułam się tam szanowana i doceniana...do czasu. Jakiś niecały rok po rozpoczęciu pracy zmienił nam się menadżer. Nowa menadżerka była zarozumiałą starą pindą, która do swojego stołka doszła wchodząc komu trzeba w tyłek i sama takich lizusów bardzo lubiła. Ja nie potrafiłam nikomu włazić w tyłek więc dostawałam coraz więcej obowiązków, coraz częściej zostawałam po godzinach i zaczynałam nienawidzić swoją pracę. Czara przelała się, gdy śmiałam się poskarżyć, że dostaję zbyt dużo obowiązków. W odpowiedzi usłyszałam zdania typu "Mamy kryzys", "Jak Ci się nie podoba to tam są drzwi", "Jest tylu chętnych na Twoje miejsce". Po 3-ech miesiącach od tej rozmowy byłam już w samolocie do Anglii a menadżerka, która zrobiła mi reprymendę przed całym naszym działem jeszcze długo męczyła się ze znalezieniem kogoś na moje miejsce (a miało być tylu chętnych...).


Teraz pracuję dla firmy, w której jest mi dobrze. Dobrze mi płacą (chociaż zawsze mogłoby być lepiej), inwestują w mój rozwój i doceniają moją pracę. Bardzo często słyszę od swoich przełożonych, że są pod wrażeniem tego jak pracuję i że są ze mnie bardzo zadowoleni (w Polsce ani razu tego nie usłyszałam od żadnego pracodawcy). Jestem zdania, że jeśli jakiś pracodawca źle nas traktuje lub nie lubimy swojej pracy to trzeba zawsze dążyć do tego by ją zmienić. Nie wolno zatrzymywać się w miejscu i cierpliwie znosić złego traktowania, NIGDY.


To tyle o pracy. Dieta idzie ok. Dziś rano zaliczyłam siłownię. Wstałam o 5, na siłowni byłam o 5:40. Poćwiczyłam do 6:45. Wzięłam prysznic, przebrałam się i pojechałam prosto do pracy. Teraz padam na pysq bo mi się strasznie chce spać (źle spałam tej nocy). Za 3,5 godziny kończę pracę i frunę prosto do wyrka :)

Mój wczorajszy obiad to sałatka z kurczakiem:



Dziś na obiad był Strogonoff - niestety nie zrobiłam zdjęcia bo mi się nie chciało :p


A to ja na siłowni:




PAPA :)

19 sierpnia 2016 , Komentarze (1)

Dieta jakoś idzie. W prawdzie spektakularnego spadku nie zarejestrowałam ale jakiś tam niewielki jest. 

Mamy teraz w domu trudne chwile. Michał przeniósł się na dniówki i nie może przestawić się na tryb dzienny. Musi wstawać o 3-ciej nad ranem i przez to chodzi wymordowany. Pracuje po 12 godzin codziennie. Nie wiem czy to był dobry pomysł z ta nową pracą. Firma opłaca mu szkolenie na kierowcę ciężarówki i póki co jeździ z innymi kierowcami i pomaga w rozładunku towaru. Robi wszystko to co kierowcy oprócz prowadzenia bo jeszcze nie ma prawa jazdy. Nie ma czasu uczyć się testów bo po dwunastu godzinach jest zmarnowany. Na dodatek nie chcą mu dać urlopu na 5-go Września. Mieliśmy jechać wtedy do konsulatu w Londynie załatwić mu paszport. Wyrabianie paszportu trwa około dwóch miesięcy a my w Grudniu już mamy zaplanowany wyjazd do Polski. Jeśli on tego paszportu nie zrobi to nie pojedziemy na święta nigdzie (szloch) Dowód zgubił więc to nasza jedyna szansa a oni mu nie chcą dać tego jednego dnia wolnego. 

Naskładało się tych problemów trochę ale nie będę się tu rozpisywać o tym bo nic nie da użalanie się i narzekanie na swój los. Trzeba podciągnąć rękawy i działać. Zadzwoniłam do kolegi Michała z pracy (Anglika) i wytłumaczyłam mu całą sytuację, bo może Michał, ze względu na barierę językową, nie potrafił tego wszystkiego tak objaśnić. Ten kolega ma dzisiaj pogadać z kim trzeba i zobaczymy jak to dalej będzie.


Jutro jedziemy do Leicester oglądać samochód. To jedyna dobra wiadomość. Ponieważ opanowałam już sztukę prowadzenia samochodu postanowiłam sobie jeden kupić :) Póki co jeżdżę naszą wspólną Mazdą ale przez to Michał musi z pracy wracać autobusem (do pracy podwozi go kolega). Znalazłam bardzo fajną Toyotę Aygo i umówiłam się jutro na oglądanie. Tym sposobem mogę odhaczyć jedno z moich postanowień noworocznych. Już myślałam, że nigdy nie nauczę się jeździć ale postanowiłam w Nowym Roku, że rok 2016 to będzie ten rok, w którym mi się to uda. I udało się :) Po sześciu latach od zdania prawka wreszcie umiem jeździć i nie boję się siąść za kółko (impreza)

A to autko, które jutro jedziemy oglądać (oby jeszcze było dostępne)




Trzymajcie kciuki ;)


A poniżej moja duma...placki bananowe, nad którymi ostatnio eksperymentowałam. Tym razem dodałam do nich trochę kakao i wyszły równie pyszne






To tyle na dziś. Buziaki, papa

14 sierpnia 2016 , Komentarze (2)

Dziś po raz drugi zrobiłam placki, o których pisałam wczoraj. Taka byłam wczoraj zadowolona, że w końcu mi się udały, że zupełnie pokręciłam przepis. Wszystko przez to, że robiłam wszystko "na oko" i bez konkretnego przepisu. Dziś rano na śniadanie trochę pokombinowałam i pierwsza porcja wylądowała w koszu...

Druga na szczęście się udała i już podaję prawidłowy przepis. Trochę go zmodyfikowałam bo dodałam starte jabłko i cynamon - wyszły jeszcze lepsze niż wczoraj!


1 banan

1 jajo

3 łyżki otrąb pszennych

1 łyżka płatków owsianych

ćwiartka startego jabłka

cynamon

1 łyżeczka oleju kokosowego (na patelnię)

Leśne jagody do posypania gotowych placków

Wszystkie składniki (oprócz jabłka i jagód) zblendować, dodać starte jabłko. Smażyć na małym ogniu na oleju kokosowym. Podawać z jagodami.

Poniżej tabelka z makrami. Dużo błonnika! Nie wiedziałam, że sam cynamon ma tyle błonnika, o otrębach już nie wspomnę. Na śniadanie są super!

13 sierpnia 2016 , Komentarze (4)

Pierwszy raz w życiu udało mi się zrobić bananowe naleśniki. Zawsze mi się rozwalały i wychodziła z tego jajecznica. Dziś w końcu się udało! Może to dzięki patelni (tym razem użyłam ceramicznej). W każdym razie teraz częściej będę je robić bo wyszły pyszne




A poniżej składniki, które użyłam

1 Jajo

1 banan

Otręby

olej kokosowy (łyżeczka)

Jagody leśne


Koleżanka dostała przesyłkę od mamy z Polski z prawdziwymi polskimi jagodami leśnymi w słoiczku. Dała mi jeden słoiczek...długo czekałam, żeby go otworzyć bo tutaj to prawdziwy skarb. W sklepach wszędzie tylko borówki amerykańskie a one nie smakują tak dobrze. Niebo w gębie! I po co komu słodycze :)

12 sierpnia 2016 , Komentarze (2)

Wreszcie waga ruszyła a przynajmniej tak mi się wydaje. Problem w tym, że moja waga łazienkowa świruje. Najprawdopodobniej to wina nowej podłogi w łazience. We środę położyliśmy gumolit a że jest on taki trochę bardziej miękki od płytek to waga świruje...albo po prostu się zepsuła. Dziś rano raz pokazywała 70 a innym razem 68. Tak czy inaczej jest mniej niż w zeszłym tygodniu więc jest dobrze. A już myślałam, że nigdy nie ruszę z miejsca. Jem teraz dużo więcej warzyw - do pracy zabieram pudełko z marchewką i mini ogórkami do chrupania. W południe jem obiad a około 3:00 wypijam szklankę kefiru - to pomaga mi w uniknięciu wilczego głodu i dzięki temu jak wracam do domu to nie rzucam się na kolację jak dzikie zwierze tylko spokojnie planuje zbilansowany posiłek. Oby tak dalej.


Ostatnio jestem trochę rozdrażniona w pracy i wiem, że to głupie i niedojrzałe ale drażni mnie jedna koleżanka z pracy. Może dlatego, że ma wszystko o czym ja marzę (piękny dom, stateczną sytuację finansową, dziecko w drodze) i dodatkowo uważa się za najdoskonalszą istotę na świecie. W kółko powtarza jaka jest wyjątkowa bo ma rude kręcone włosy czym może pochwalić się (według niej) 1% społeczeństwa. Jest lubiana w pracy ale tylko dlatego, że niewiele osób wie jaka jest na prawdę a ja miałam okazję się przekonać. 

W naszym biurze tylko 3 osoby znają język francuski: Ruda, jej koleżanka i ja. Nie raz słyszałam jak z pogardą mówiła o ludziach w biurze, a że mówiła to po francusku nikt jej nie rozumiał. Obgadywała jak kto wygląda, jak się zachowuje. Potrafiła się do kogoś uśmiechać i być dla niego super miła a za chwilę obrobić mu porządnie tyłek. Dodatkowo wkurza mnie to, że ona całymi dniami plotkuje ze swoją psiapsiółą, niewiele ma do roboty a jak już ma to całe biuro jest postawione na nogi bo jej trzeba pomóc bo ona taaaaka zarobiona. 

Jak nie ma nic do roboty to potrafi tylko plotkować i włazić w d...ę naszej przełożonej tak głęboko, że nie widać gdzie jedna się kończy a druga zaczyna. Nigdy jeszcze nie spotkałam tak dwulicowej, fałszywej i zepsutej lizuski w swoim życiu dlatego aż mnie roznosi jak ją widzę i nie bardzo wiem jak sobie z tym poradzić. 

Ona chyba wyczuwa moją niechęć bo mnie unika a jak dzisiaj rozdawała świstki z wypłatą to mój rzuciła ostentacyjnie jak jakimś śmieciem. 

Dodatkowo poważnie mi podpadła kiedy z pogardą (tym razem po angielsku) wyrażała się o naszych współpracownikach z Polski. Część naszego działu ma siedzibę w Krakowie. Ludzie w Krakowie mają o tyle gorzej, że tam nie ma nikogo doświadczonego, wszyscy są nowi w firmie bo i biuro niedawno otworzone. Nic więc dziwnego, że nie we wszystkim są dobrze wyszkoleni (chociaż moim zdaniem i tak radzą sobie świetnie). Może to mój patriotyzm, nie wiem, w każdym razie mam ochotę złapać ją za te rude kudły i skopać jej tyłek za każdym razem jak z kpiną wyraża się o naszych kolegach i koleżankach z Krakowa. 

Z reguły jestem osobą cichą i spokojną i pewnie nikt nigdy nie posądziłby mnie o takie skłonności ale też nikt na mnie tak nigdy nie działał (i mam nadzieję, że nigdy nie zadziała) jak ta Ruda małpa...

No nic musiałam to z siebie wyrzucić...ulżyło mi a teraz wracam do pracy :)

5 sierpnia 2016 , Komentarze (7)

Dziś mamy w pracy bufet. Każdy miał przynieść coś do jedzenia. Jako, że jestem jedyna Polką postanowiłam przynieść kabanosy i trochę polskich słodkości. Mój chłopak wczoraj kupił wafelki i prosiłam, żeby kupił Michałki ale kupił coś innego...michałkopodobnego...

Kabanosy póki co schodzą jak woda. Anglicy je uwielbiają. Zawsze je przynoszę gdy mamy mieć bufet.




Koleżanka oczywiście upiekła swoje słynne babeczki...





Patrzę na to wszystko i nawet nie mam ochoty niczego nawet powąchać. Mam dziś jakiś wstręt do jedzenia. Jest mi trochę niedobrze, czuje się jakbym była przejedzona ale wcale tak dużo nie jadłam. Wręcz przeciwnie, w tym tygodniu byłam bardzo grzeczna. Waga stoi więc coś robię źle. Wydaje mi się, że mimo tego, że nie grzeszę nadal jem zbyt dużo by tracić na wadze. W weekend wybieram się na siłownię. Potrzebuję ruchu bo praca siedząca nie pomaga w redukcji. 

Poniżej moje obiadki w tym tygodniu. 2 dni pod rząd miałam sałatkę z kurczakiem:



Później kurczak z cukinią i ryżem:



Kurczak pieczony z mozzarellą light.


Wczoraj był taki sam ryż, ryba i buraczki. Nie zrobiłam zdjęcia. Dzisiaj grillowany kurczak i pieczone ziemniaki. Do tego buraczki.


Wieczorem idziemy z Michałem do restauracji bo już dawno nie byliśmy a mamy co świętować. Przez ostatnie 3.5 roku naszego życia w Anglii Michał pracował cały czas na nocki. W tym tygodniu zaczął już dniówki na stałe. Długo na to czekaliśmy, żeby móc wreszcie więcej czasu spędzać razem. Zaczął też kurs na prawo jazdy ciężarowe, które opłaca mu firma więc jak tylko zda zacznie jeździć - będzie dostarczał towar do lokalnych sklepów więc bez obawy, że znowu będziemy z dala od siebie. Oszczędzanie na dom idzie nam opornie ale jakoś idzie. Składamy powoli grosz do grosza i może już w przyszłym roku uda się kupić nasz wymarzony dom. Małymi kroczkami budujemy nasze wspólne życie...


Ok, to tyle na dziś. Buziaki dla was i życzę udanego weekendu :)

27 lipca 2016 , Komentarze (10)

Długo zwlekałam z uaktualnieniem wagi paskowej bo mi było zwyczajnie wstyd. Waga, którą osiągnęłam ciężką pracą w zeszłym roku wyparowała. Przybyło mi 4 kilo. W prawdzie gdy spojrzę na to z szerszej perspektywy to wcale nie wydaje się dużo. Pamiętam jak kiedyś tyłam szybciej i nabierałam znacznie więcej ciała w tak krótkim czasie. Raz w ciągu miesiąca przybrałam 10 kilo więc te 4 teraz nie wydają się takie straszne, zwłaszcza, że teraz już wiem jak się odchudzać skutecznie.


Trwam więc w moim postanowieniu i już dziewiąty dzień unikam pokus. Wczoraj odniosłam wielkie zwycięstwo. Udało mi się nie zjeść ani jednego cukrowego diabołka, który kusił ze słodkiego stoliczka. Dziś stoliczek nadal jest pełen ale ja tam nie patrzę. Wiem, że kryzys nadejdzie po obiedzie ale jeśli wczoraj sobie poradziłam to dzisiaj tym bardziej.


Dziękuję wam kochane Vitalijki, że tak wspaniale mnie wspierałyście wczoraj. Udało się!

Pozdrawiam


Basia

26 lipca 2016 , Komentarze (33)

Wspominałam już, że u mnie w pracy jest stolik na którym zawsze jest pełno słodyczy a ten stolik stoi zaraz koło mnie?


Poniżej tylko ułamek tego co dziś stoi na stoliku...staram się tam nie patrzeć ale wzrok ciągle mi ucieka...dlatego postanowiłam wam o tym powiedzieć natychmiast bo dzięki temu nie ulegnę...



A to jest pełniejszy obraz (chociaż trochę zamazany bo zdjęcie robione z odległości). Po prawej te muffinki a po lewej pełno ciastek i babeczek...jak ja mam to przetrwać???