Pamiętnik odchudzania użytkownika:
bashita

kobieta, 38 lat,

165 cm, 64.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 lipca 2016 , Komentarze (2)

To już 8 dzień moich zmagań. Póki co nie uległam pokusie chociaż ciężko było.

W zeszłą środę byliśmy u sąsiadów na grillu i zjadłam kawałek samej kiełbasy z keczupem (bez chleba) więc jestem zadowolona. W niedzielę mój Michał kupił mi paczkę moich ulubionych M&Msów. Powiedziałam mu tylko, żeby to zabrał gdzieś daleko i więcej mi nie kupował :) Tak też zrobił i już więcej ich na oczy nie widziałam.

Przez cały ten czas tylko jednego dnia trochę zawaliłam. We czwartek moja sąsiadka poprosiła mnie, żebym pokazała jej tę azjatycką restaurację, którą dzień wcześniej na grillu tak wychwalałam. Tak więc wybrałyśmy się w piątek około południa na lunch. To był jedyny moment, w którym pozwoliłam sobie na więcej niż mogłam. Później w domu wieczorem zjadłam jedynie zupę bo ten lunch zapchał mnie na cały dzień.


W niedzielę udało mi się uniknąć kolejnego grilla. Odwiedziliśmy znajomych w sąsiednim miasteczku. Akurat jak przyjechaliśmy to znajoma montowała monitoring bo ma wrednych sąsiadów, których dzieciaki ciągle rzucają piłką w ich samochód. Oprócz tego nie raz zauważyła, że jeden z tych dzieciaków dziobie kijem jej dzieci jak tylko te zaglądają przez dziurę w płocie. Chwila nieuwagi i ten gówniarz może jakiemuś dziecku wydłubać oko. Rodzice oczywiście nie reagują. 

Pomogliśmy więc jej w zamontowaniu kamer (co trwało 3 godziny) a później szybko się zmyliśmy. Bardzo ich oboje lubimy i są dla nas tutaj na obczyźnie jak rodzina ale ich dzieci są strasznie rozbrykane i absorbujące. Za każdym razem jak wracamy od nich czujemy się jakbyśmy pole przeorali. Co chwila coś. A to jeden drugiego bije, a to ten sobie paluchy przytrzaśnie, a to drugi spada ze schodów dodatkowo ciągły pisk, płacz i krzyki. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiego życia bo oboje z Michałem jesteśmy raczej cisi i spokojni. Musimy to jednak cierpliwie znosić chociaż przyznam, że ostatnio coraz częściej wolimy unikać tych znajomych...


Dobra koniec opowieści. Poniżej moje wczorajsze jedzonko.   


Śniadanie




Przekąska



II śniadanie




Obiad



Całość prezentowała się tak:




Na kolację po pracy zjadłam ziemniaka z kefirem. Niestety nie zrobiłam zdjęcia...może następnym razem...


Miłego dnia (pa)

19 lipca 2016 , Komentarze (5)

Uparłam się...tym razem się nie poddam i tak łatwo was nie opuszczę. Na próbę zaczynam 30 dni zdrowego odżywiania...to tylko 30 dni bo nie chcę się szybko zniechęcić. Wyznaczając sobie tak krótki okres wydaje mi się, że łatwiej będzie mi wytrwać.


Dziś było grzecznie i nawet ciastka mnie nie kusiły a w pracy dziś częstowali nas takimi smakołykami, że aż sama byłam w szoku, że udało mi się nie ulec pokusie. Nie patrzyłam w stronę stolika ze słodyczami, skupiłam się na moim celu. Chciałabym zrzucić jeszcze około 10 kilo ale póki co skupiam się na tym by dobić do pierwszego etapu jakim jest 65 kg. Jeśli mi się to uda to będzie dla mnie ogromny sukces bo nie pamiętam kiedy ostatnio tyle ważyłam (chyba w gimnazjum).


Dziś na śniadanie zjadłam jajka sadzone na chlebie żytnim (chleb 100% żytni na zakwasie, z pomidorami i czosnkiem)


Do pracy na przekąskę przygotowałam sobie garść migdałów, czekoladę 80% i marchewkę. Potrzebuję magnezu, w zeszły piątek cały dzień strasznie drgała mi powieka, było to tak uciążliwe, że non stop pocierałam oko. Po pracy zjadłam kostkę ciemnej czekolady i po chwili mi przeszło. Biorę też antybiotyki gdyż mam infekcję w dużym palcu u nogi. To długa historia. W dużym skrócie to wrastał mi paznokieć, kosmetyczka mi to zreperowała ale została infekcja (gronkowiec), którą leczę już ponad pół roku. Musze jeść więc dużo jogurtów. Nie byłam pewna czy wszystkie jogurty mają bakterie probiotyczne więc na wszelki wypadek kupiłam activię (chociaż normalnie jej unikam). Oprócz activii jem dużo naturalnego jogurtu. Podobno kiszonki też mają te bakterie.


Na drugie śniadanie zjadłam jabłko, czereśnie i morelę


Na obiad ryba z ryżem wymieszanym z przecierem pomidorowym plus buraczki. Wiem, ze smażona ryba nie jest dietetyczna ale póki co skupiam się na wielkości porcji, unikaniu słodyczy i regularności posiłków. Nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam coś smażonego więc raz na jakiś czas nie zaszkodzi.

Muszę się przyznać, że buraczki podwędziłam współlokatorce bo wczoraj zupełnie zapomniałam przygotować sobie do obiadu jakąś surówkę bądź sałatkę. Przyznałam jej się i wybaczyłą mi ten występek...ja to mam dobrze :)


Na kolację nie chciało mi sie nic wiele robić ani jeść więc zmiksowałam banana z czereśniami i jogurtem naturalnym. Zjadłam to z odrobiną muesli. Tak wiem, że to bardziej na śniadanie ale jakoś nie miałam pomysłu a jest dziś tak gorąco, że miałam ochotę na coś chłodnego i na szybko.

W Anglii od dwóch dni tropikalny upał. Ciężko to znoszę bo nasz dom nie ma izolazji i źle się śpi w takim upale. Na szczęście zapowiadają, że jutro ma się to skończyć. Najbardziej mi żal mojego chłopa bo on pracuje w nocy a w dzień śpi. Dziś obudził się po południu cały mokry, musiał zejść na dół i spać w salonie na kanapie bo tam jest chłodniej. Moja kotka też się męczy. Byłoby jej dobrze na dole ale ona jak na złość wszędzie za mną łazi więc siedzimy sobie teraz w moim łóżku na piętrze, wiatrak chodzi non stop i próbujemy jakoś przetrwać. Mój kochany futrzak...


Buziaki i do następnego wpisu ;)

18 lipca 2016 , Komentarze (2)

Oj kiepsko mi idzie z tą dietą. Nie wiem co się stało. Tak ładnie chudłam a od roku mam jakiś kryzys. Na szczęście niewiele przytyłam i do dawnej wagi mi jeszcze daleko ale nie mogę wyjść z tego kryzysu. Muszę zrobić tak jak na samym początku odchudzania - zacznę od małych kroczków, by się nie zniechęcić. Przez następne 30 dni będę jeść zdrowo i nie tknę słodyczy (oprócz ciemnej czekolady bo często mam niedobór magnezu a ona mi pomaga). Dziś póki co jest grzecznie:

Śniadanie:

3 małe kromki żytniego chleba z serkiem

Jogurt owocowy Activia (biorę antybiotyki więc muszę jeść dużo jogurtu)


II Śniadanie

garść migdałów

kostka ciemnej czekolady (80%)

marchewka pokrojona w paski

morela

garść czereśni 


Obiad

Sałatka z kurczakiem, pomidorkami, ogórkiem, cebulą


Na kolację zjem chyba zupę pomidorową...

Dziś ten obiad taki kiepski bo nie miałam czasu nic lepszego przygotować ale na jutro planuję rybę, może do tego trochę ryżu i sałatkę...


W grudniu jedziemy do Polski, chciałabym do tego czasu trochę schudnąć. 


2 czerwca 2016 , Komentarze (1)

Na wagę nie staję by się nie zniechęcić. Nadal mam pokusy i czasami im nawet ulegam ale pomału coraz częściej udaje mi się je pokonać. Nie objadam się w pracy a to duży sukces bo u nas zawsze ktoś jakieś ciastka przynosi. Mamy specjalny stolik gdzie leży tylko lista obecności i słodycze. Zawsze pełno na nim ciastek i czekoladek. Staram się tam nie patrzeć.


Przyszły tydzień będzie prawdziwym wyzwaniem bo w tę sobotę lecimy z Miśkiem na Teneryfę. Strasznie jesteśmy podekscytowani. Misiek nigdy nie był za granicą poza Anglią a ja sama chociaż troszkę podróżowałam jako dziecko to nigdy nie byłam tak daleko. Lot trwa 4 godziny. Mam nadzieję, że uda mi się nie objadać jak szalona ale bardzo chętnie skosztuję tamtejszej kuchni. Po powrocie planuję ostro wziąć się za siebie. Muszę wrócić na siłownię. Bardzo mi tego brakuje.


Od kilku tygodni uczę się jeździć. To było moje noworoczne postanowienie, które zaczęłam realizować dopiero w Maju. Mam prawo jazdy od 6-ciu lat ale jakoś do tej pory nie jeździłam. Zaraz po zdaniu prawka próbowałam jeździć z tatą u boku ale tata był tak nerwowy że i ja przez to robiłam więcej błędów niż zwykle. Teraz mam swój samochód i mogę wreszcie się tego nauczyć. Do tej pory Misiek woził mnie do i z pracy (on pracuje na nocki więc po powrocie z pracy mnie zawoził a po południu ja go budziłam, żeby mnie odebrał). Pewnego dnia kolejny raz nie mogłam go dobudzić i musiałam jechać taksówką ale zanim wyszłam z biura jeszcze zdążyłam zadzwonić do jedynej polskiej szkoły jazdy jaką tutaj znam i umówiłam się na lekcje. Dziś po raz pierwszy przyjechałam do pracy zupełnie sama - Misiek sobie smacznie śpi :) Jestem z siebie dumna i jednocześnie trochę się boję bo po południu jak będę wracać będzie większy ruch na drodze i będę musiała bardziej uważać. Zauważyłam jednak, że jak jadę sama jestem bardziej opanowana niż jak jadę ze znerwicowanym Miśkiem bo on wszystko zrobiłby lepiej :) Ach te chłopy :)

Trzymajcie za mnie kciuki


Buziaki

Basia

24 maja 2016 , Komentarze (4)

Moje drogie Vitalijki

Co powiedzieć po tak długiej przerwie od ostatniego wpisu?  "Wracam" to nie do końca dobre stwierdzenie gdyż prawie codziennie odwiedzam Vitalie, czytam o waszych zmaganiach, sukcesach, czasami porażkach, zdarzy mi się nawet coś skomentować. Jestem na Vitalii od 3-ech lat i schudłam już 13 kilo od samego początku. 


Niestety od jakiegoś roku nie mogę ruszyć z miejsca. Kombinowałam na różne sposoby, zaczęłam drobiazgowo liczyć kalorie, więcej ćwiczyć i jakoś tak cały czas stałam w miejscu. Oczywiście nie jestem bez winy. Ciesząc się swoim sukcesem zaczęłam od czasu do czasu pozwalać sobie na więcej - a to lody a to ciasto a to kebab...no i niestety nie chudłam (na szczęście też nie tyłam). 


Totalnie załamana tą stagnacją w Styczniu tego roku postanowiłam wypróbować post naprzemienny. Tak wiem, że to głupie i nikomu nie polecam. Wydawało się to łatwe i tyle dobrego się na ten temat nasłuchałam ale skutek był taki, że po 3-ech miesiącach waga ani drgnęła. Postanowiłam rzucić to w cholerę i wrócić do zdrowych metod. Kolejne 3 miesiące minęły a waga nic (troszkę jedynie wzrosła bo oczywiście po tych postach miałam napady na dział ze słodyczami). 

Od tych kilku miesięcy nie mogę sobie poradzić z głodem na słodycze. Od dwóch tygodni staram się jeść więcej owoców licząc na to, że jakoś zabiją ten głód. Oprócz tego nadal gotuję sobie zdrowe posiłki - jem 5 posiłków dziennie (po tych 3-ech latach weszło mi to w nawyk). Jest trochę lepiej odkąd jem więcej owoców ale nadal gdzieś mnie jeszcze kuszą a to czekoladki a to ciasteczka imbirowe. Walczę z tym jak mogę. 

Pomyślałam, że może łatwiej mi będzie zwalczyć ten nałóg pisząc pamiętnik. Odkąd pamiętam, w trudnych chwilach, gdy sięgałam po zeszyt i spisywałam co mnie boli, świat się uspokajał a ja jakoś lepiej radziłam sobie z problemami. Mam kilka takich notesów. Jeden w pracy, w którym zapisuję swoje negatywne emocje - jest pełen żalu i smutku ale dzięki temu, że jest przy mnie w szufladzie, w każdej chwili mogę pozbyć się tych emocji a po wszystkim spokojnie, z lżejszym sercem, wrócić do pracy. Dwa inne notesy mam w domu. W jednym opisuję nasze przygotowania do posiadania dziecka (kupno domu, zmiana pracy, imiona dla dziecka). Trzeci notes mam przy łóżku - po niego postanowiłam sięgać co wieczór by zapisywać swoje zmagania z wagą. 

Pewnie pomyślicie, że jestem wariatka ale ja zawsze tak miałam. Gdy sobie nie radzę - piszę i wszystko jakoś łatwiejsze się wydaje. 

Stąd tez mój "powrót" do pamiętnika Vitalii. 

Dziewczyny...nie radzę sobie i jest mi z tym źle.

5 października 2015 , Komentarze (4)

Mam kryzys. Zeszły tydzień był szalony. Miałam wolne w czwartek i piątek. Wykorzystałam to na zakupy, porządki, małe remonty i lepienie pierogów. 

Kupiliśmy szafę i położyliśmy panele w kuchni. Czeka mnie jeszcze położenie tapety kuchennej. Lubię jak coś się zmienia w około, jak dom pięknieje, nawet jeśli to nie mój dom, bo tylko go wynajmuję. Może za rok uda nam się uskładać na nasz własny. Oby. 


Pogoda dzisiaj jakaś taka pierzynowa, nie chciało mi się wstać z łóżka a mam jeszcze w planie dzisiaj siłownię. W weekend troszkę poszalałam z jedzeniem i dzisiaj przez tą pogodę mam ochotę zakopać się pod kołdrą z paczką ciastek. 

Zima idzie. W tym roku spędzimy wigilię tylko we dwoje, cieszy mnie to bardzo bo chociaż bardzo lubię moich znajomych to wizja spędzenia kolejnej wigilii obwieszona ich dzieciakami mnie przeraża. Muszę odpocząć. 


W pracy kocioł, myślę o zmianie działu na bardziej spokojniejszy. Już wcześniej miałam taką propozycję ale wahałam się bo obecnie mam bardzo fajną menadżerkę i przy niej czuję, że się rozwijam. Od listopada niestety ona już nie będzie moją przełożoną więc zmiana działu wydaje się ciekawą opcją. Praca byłaby dużo spokojniejsza, wręcz nudna ale mogłabym skupić się na samorozwoju, kursach itp. 

Poza tym potrzebuję spokojniejszej pracy bo bardzo ostatnio źle reaguję na stres. Raz gdy klient na mnie nakrzyczał nie wytrzymałam i pobiegłam do WC sobie popłakać. Ale ze mnie ciamajda. Korposzczur płaczący w kiblu.


Mam czasami uczucie, że nie takiego życia chciałam, to nie moje marzenia spełniam i dlatego tak mi czasami źle. Marzy mi się, żeby rzucić to wszystko i zacząć robić coś zupełnie innego, choćby zrobić kurs na spychacz lub inną machinę, to by dopiero była frajda, co nie? Ok, kończę marudzić i wrzucam kilka fotek


1. Pomidor faszerowany pastą z avocado i twarogu




2. Papryka faszerowana kaszą jaglaną z pieczarkami + gulasz




3. Kanapki z pastą z awokado




Miłego dnia wszystkim (slonce)

28 września 2015 , Komentarze (2)

Dzień dobry wszystkim

Mam nadzieję, że wszystko u was ok. U mnie jakoś leci. Byliśmy w piątek w restauracji z Miśkiem a że to była restauracja typu „płacisz raz i jesz ile chcesz” to trochę poszalałam. Wszystko jednak z głową. Wyszłam najedzona ale nie przejedzona więc ogólnie udało się nie zawalić kompletnie diety. Waga też nie narzekała, w prawdzie nie zanotowałam spadku ale za to utrzymałam się na tym samym poziomie, co mnie cieszy. 


To już półtora roku odkąd zdecydowałam się nauczyć się jeść od nowa. Zrezygnowałam z wszelkich diet bo jeszcze żadna z nich mnie nie odchudziła. Zaczęłam dużo czytać na temat zdrowego stylu życia i udało się. Schudłam 13 kilo. Bez większego wysiłku. Po prostu nauczyłam się jeść od nowa. 

Przeanalizowałam wszystkie swoje złe nawyki i stopniowo próbowałam się ich pozbyć. Nie wszystko jeszcze gra tak jak powinno ale staram się. Grunt to się nie poddawać. 

Poniżej wypiszę swoje glowne błędy, może takie wyznanie grzechów pomoże mi w dalszej walce:

- Podjadanie – rada: jeść 5 posiłków dziennie o stałych porach i tego się trzymać

- Głodzenie się i kompulsy – rada: skończyć z dietami + patrz punkt wyżej

- Duże porcje – rada: zmniejszyć porcje :D

- Jedzenie po kryjomu ze smutku lub stresu – rada: sport, muzyka, porządki w domu

Ten ostatni punkt właściwie powinien być na pierwszym miejscu gdyż zdarzał się najczęściej. Z dumą muszę stwierdzić, że nie pamiętam kiedy ostatnio zdarzyło mi się napaść na półkę ze słodyczami i napchać się do bólu w wyniku stresu lub przykrych zdarzeń. 

To w cale nie znaczy, że żyję bezstresowo lub nie mam zmartwień. Mam jak każdy czlowiek i wcale nie jest ich mniej niż wcześniej. Przyznam, że w poradzeniu sobie z tym pomógł mi wyjazd do Anglii. 

Zawsze bardzo stresowałam się tym co pomyślą o mnie inni, jak ocenią mój wygląd, moje zachowanie, ja sama oceniałam się bardzo negatywnie. Tutaj odżyłam bo nie muszę się już więcej o to martwić. Nikt na mnie krzywo nie patrzy, nikt nie krytykuje, żyję po swojemu i mam prawo popełniać błędy, MAM PRAWO WYGLĄDAĆ ŹLE. To niby tak banalne a zarazem czuję jakby wielki ciężar spadł mi z ramion. Ciężar, który dźwigałam cale życie. Już go nie ma i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Czuję, że wreszcie mogę żyć normalnie. 


A teraz podzielę się z wami moimi najnowszymi zdjęciami

1. Marynowana papryka – półniedzieli stałam i marynowałam

2. Papryka faszerowana kaszą jaglaną, pieczarkami i oliwkami – zapiekane później w piecu

3. Mój wczorajszy obiad – sam farsz z papryki (trochę mi zostało) + kurczak smażony w papirusie (jak przeczytałam skład to stwierdziłam, że następnym razem sama sobie taki papirus zrobię.

4. Moje dzisiejsza przekąska – ogórek z twarogiem + kostka gorzkiej czekolady

5. Postanowiłam zrobić masło klarowane – to sklepowe jest strasznie drogie

6. Moje sobotnie zakupy W Lidlu natrafiłam na nowy rodzaj bułek – z oliwkami i rozmarynem a że uwielbiam rozmaryn postanowiłam spróbować, nawet dobre...



Miłego dnia wszystkim życzę i do następnego wpisu ;)

23 września 2015 , Komentarze (2)

Znowu miałam długą przerwę w pisaniu. Postaram się to naprawić. Wszystko przez to, że miałam ostatnio urwanie w głowy w pracy i w domu i zupełnie nie miałam głowy do pisania. W międzyczasie byliśmy z Miśkiem w Polsce na urlopie. Było fajnie chociaż strasznie szybko zleciało. W przyszłym roku chcielibyśmy spędzić wakacje tylko we dwoje i może tym razem nie w Polsce ale marzy nam się Hiszpania. 


Z dietą nie jest źle. Nie przytyłam ale też i nie chudnę. Waga stoi w miejscu. Nadal odżywiam się zdrowo ale od czasu do czasu pozwalam sobie, zwłaszcza w weekendy, na coś „niegrzecznego”. W zeszły weekend jednak udało mi się zapanować nad zachciankami i pomimo wyjazdu i obiadu w restauracji, udało mi się zjeść zdrowo. W prawdzie zamówiłam hamburgera z kurczakiem, z frytkami i sałatką ale całą bułę oddałam Miśkowi, zjadłam jedynie tego kuraka z sałatką i kilkoma frytkami. Wystarczyło mi to prawie do końca dnia. W drodze powrotnej zjadłam pyszną salatkę z M&S – uwielbiam ich sałatki, niestety są tak niemiłosiernie drogie, że pozwalam sobie na nie tylko przy specjaldych okazjach. Staram się jednak zapamiętać lub zapisać składniki tak by później przyrządzić je w domu. Za to jedno pudełeczko dałam ponad 4£


Wyjazd do Brighton był w 99% udany. Była piękna pogoda, miasto nam się podobało, morze rownież, jedyne co nam się nie udało to obsługa w restauracji (koszmar!) i powrót do domu – złapaliśmy gumę na autostradzie i zamiast 2h w trasie spędziliśmy 4h jadąc na kole zapasowym. Przyjechaliśmy wycieńczeni ale i tak miło wspominamy ten wyjazd.

A teraz kilka zdjęć:

To ja i moja gęba, pierwszy raz na Vitalii, co tam, najwyżej mnie ktoś rozpozna ;)

Moja kotka ćwiczy jogę przed spaniem


Śniadanie Mistrza – moja ulubiona owsianka, z kakaem, truskawkami, bananem i kokosem

Od dziś zabieram się ostro za Vitalię, trochę zaniedbałam ją ostatnio. Postanawiam częściej dawać znać co u mnie i może w końcu pochwalić się wynikami. Dwa tygodnie temu wróciłam na siłownię, po czym miałam tydzień przerwy. Koniec lenistwa! Czas ruszyć dooopsko. 

Postaram się też wrzucić więcej fotek jedzenia bo sama lubię przeglądać co jecie i czerpać od was inspiracje. Póki co kończę i obiecuję pojawić się w najbliższym czasie, muszę tylko porobić trochę zdjęć. 

Do zobaczenia moje Vitalijki! ;)

11 sierpnia 2015 , Komentarze (1)

Nie mogę już wysiedzieć  w pracy. Zostało 6 dni do mojego urlopu. W niedzielę wyjeżdżamy. To tylko 10 dni ale ostatni raz byliśmy w Polsce na początku grudnia.

Mamy już każdy dzień zaplanowany. Po przylocie do Rzeszowa ma na nas czekać już wynajęty samochód. Mój Michał najpierw podwiezie mnie do Jasła do moich rodziców a później sam pojedzie do Sanoka do swojej rodziny. Spędzimy osobno 5 dni, ja u swojej a on u swojej rodziny. 

W piątek rano przyjedzie po mnie i jedziemy na Śląsk, do Pszczyny. Tam nasi znajomi mają wesele, a ja mam być świadkiem. Po drodze wstąpimy do Oświęcimia, odwiedzić muzeum. Zawsze chciałam je zobaczyć ale niestety w liceum kiedy planowaliśmy z klasą wycieczkę do Krakowa opcja wycieczki do Aushwitz została przegłosowana przez dziewczyny zainteresowane wyłącznie szoppingiem w Krakowie. 

Póżniej wesele, poprawiny i w Poniedzialek powrót w rodzinne strony ale tylko na kilka dni bo we środę już wylatujemy. 

Ech! Krórki ten urlop ale lepszy taki jak żaden. 


Mój szał wicia gniazdka trwa. Ciągle bym coś piekla, gotowała, sprzątała, normalnie wyłazi ze mnie kura domowa. W niedzielę lepiłam pierogi, w sobotę upieklam ciasteczka. 

Koleżanka poleciła mi jedną włoską stronę z przepisami. Wszystko jest po włosku ale na szczęście jest dużo zdjęć no i od czego mamy google tlumacza ;) 

Strona nazywa się Moja koleżanka z pracy, Greczynka, uwielbia gotować i co chwila podrzuca mi ciekawe przepisy. Ostatnio zaskoczyła mnie bo poprposila o przepis na...pierogi...tak mi się miło zrobiło no i oczywiście musiałam jej spisać co i jak robię. Czekam aż zrobi i skosztuję, ciekawa jestem jej opinii. 

Bardzo się zaprzyjażniłyśmy, to pierwsza kobieta, z ktorą łączy mnie taka przyjaźń. Zawsze wolałam przyjażnić się z facetami. Do tego ona jest chyba najpięknięjszą kobietą jaką kiedykolwiek poznałam. Może to dziwnie zabrzmiało, nie zrozumcie mnie źle, nie pociągają mnie kobiety, ale dla kogoś, kto cale życie był brzydulą przyjaźń z tak piękną osobą jest jak swego rodzaju nobilitacja. Oprócz urody ma ona też w sobie dużo dobra, ciepła i inteligencji a to niezwykla rzadkość. No dobra, będę kończyć. Podzielę się jeszcze z wami tylko moimi zdjęciami.

1. Jajecznica z musztardą francuską – pomysł ściągnięty z bloga Katarzyny Gurbackiej (możecie ją odnaleźć na facebooku)


2. Moja ulubiona sałatka – Makaron z pesto czerwonym, pomidory, oliwki, sałata, serek feta, nasiona chia


3. Ciasteczka z włoskiej strony


4. Pierogi


5. W Polsce upaly a u mnie w biurze klimatyzacja tak mocno chodzi, że muszę się dogrzewać taką oto farelką – no nie żart, to angielskie mądrości!


6. A na koniec moja Stefcia. Śniło mi się ostatnio, że zdechła i obudziłam się z płaczem. Odkąd ją mam jestem bardziej wrażliwa – nie mogę słuchać kolejnych historii o zakopanych lub porzuconych zwierzętach jak ta ostatnia o facecie co zostawil ciężarną suczkę pod bramą schroniska w upale...okropne



Miłego dnia wszystkim i do następnego wpisu! (pa)

31 lipca 2015 , Komentarze (2)

Wracam po dluższej przerwie. Chociaż tak na prawdę to daleko nie odchodziłam. Codziennie sprawdzałam co tam u was słychać, byłam jednak na tyle leniwa, że nie chciało mi się samej nic napisać. 


U mnie wszystko po staremu, pomalutku chudnę ale sporo osób widzi już różnicę między tym co pyło rok temu a teraz. W sumie straciłam około 13 kilo. Dzisiaj rano pomimo okresu waga pokazala 66.6 ale nie zmieniam jeszcze paska bo jak to zwykle przy okresie, różnie to może z tą wagą być. 

Wczoraj upiekłam ciasto bananowe i leży w kuchni i mnie kusi a w te dni raczej nie odmawiam sobie słodkiego. 

Wreszcie mam pretekst, żeby coś slodkiego upiec. Uwielbiam piec ale mój chłop nie je słodkiego więc swoje wypieki musiałabym sama zjadać. Na całe szczęście mamy wakacyjnych gości, ktorych mogę tuczyć do woli (chyba ze mnie kura domowa rośnie). 

Kuzynka mojego Michała przyjechała do nas na wakacje z chłopakiem, chcą sobie trochę dorobić na studia. Jakoś tak milej w domu, jest z kim pogadać jak Michał w pracy (a chlopak tej kuzynki to straaaszny gaduła, potrafi zagadać na śmierć). 


Zauważam od jakiegoś czasu, że trochę mi się osobowość zmienia, hormony mi wariują, nic tylko bym sprzątała, gotowała, prała (nigdy tego nie lubiłam). Skutkiem tego nasz dom lśni i pachnie jak nigdy. Tlumaczę to sobie tym, że zbliża się pora na dzidziusia. Męczę mojego chłopa od dłuższego czasu, żeby robił prawko na ciężarówki bo jego firma wzięlaby go na kierowcę za dużo lepszą kasę a wtedy ja spokojnie mogłabym iść na macieżyński. Póki co uczy się testów i na jesieni (po naszym powrocie z urlopu w PL) bierze się za kurs ostro. Jak się uda to może jeszcze w tym roku zaciążę ;) Bardzo bym chciała. Trzymajcie kciuki. 


A teraz wrzucam kilka moich fotek – robiłam rano przed pracą, na zdjęciu moje śniadanie i obiad do pracy (była jeszcze kromka z twarogiem i szynką na drugie śniadanie ale nie zrobiłam zdjęcia)


Truskawki, banan, borówki, mleko sojowe + muesli

Spaghetti pełnoziarniste + sos bolognese własnej roboty, ze świerzych pomidorów + ser mozzarella


Buziaki ;)