Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mgr fizjoterapii. Fitnessem i kulturystyką oraz odżywianiem w sporcie interesuję się i zajmuję od ponad 20 lat. Trenuję od 30 lat różne dyscypliny sportu (od lekkoatletyki, przez siatkówkę, koszykówkę w szkole średniej, skończywszy na pływaniu, rolkarstwie rekreacyjnie od ponad 20lat) i rowerze od dziecka. Trening siłowy regularnie włączyłam do swojego planu treningowego 12l temu. Równolegle z nim zaczęłam trenować crossfit. Mam na koncie Insanity, Insanity Max30, Body Beast, w planach P90X po ciąży i powrót do biegania i jazdy na rowerze. Dołączyłam pilates i jogę do swoich treningów. Bardzo pomagają w uprawianiu innych dyscyplin. Od ponad 8 lat musiałam zacząć skupiać się głównie na kręgosłupie, który jest niestety w bardzo złym stanie. Obecnie uprawiam Nordic walking, rolkarstwo, rower, regularnie odpowiednio dostosowany trening siłowy. Co chcę osiągnąć? Obecnie jestem po operacji przepukliny pępkowej i kresy białej, kończę leczenie żylne (od embolizacji splotów miednicy po nogi już w grudniu). Kolejne do wyleczenia jest SIBO i łysienie androgenowe.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 18015
Komentarzy: 30
Założony: 5 listopada 2013
Ostatni wpis: 14 stycznia 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Kiddo1980.2

kobieta, 44 lat, Warszawa

170 cm, 62.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

15 stycznia 2017 , Komentarze (3)

Częstotliwość moich wpisów jest porażająca (zegar)

Ale ilość wolnego czasu i snu również.

Dziś kolejna nieprzespana noc, dzieci chorują odkąd starsza córka poszła do przedszkola mam szpital w domu średnio przez 1/5 miesiąca.

Karmię nadal piersią, ale już rzadziej. Mała skończyła w zeszłą niedzielę rok i je już sporo innych rzeczy.

Druga córka niestety jest zupełnie innym dzieckiem, niż pierwsza. W nocy musi mieć cycusia, źle znosi ząbkowanie i od ponad roku przespałam normalnie może z 15 nocy, może nawet nie. Sen to dla mnie luksus i mam nadzieję, że to niebawem się zmieni, bo długo tak nie pociągnę...

Od pewnego czasu jestem na diecie roślinnej. Zdajecie sobie sprawę z tego, że wiele osób łączy to z weganizmem. Weganizm to coś więcej, niż sama dieta roślinna. To styl życia.

Weganie:

- jedzą w 100% roślinnie,

- nie kupują skór, kożuchów i futer, 

- nie używają kosmetyków testowanych na zwierzętach,

- nie kupują kosmetyków ani produktów niewegańskich u firm, które mają również kosmetyki i produkty testowane  na zwierzętach bądź odzwierzęce,

- walczą w obronie zwierząt często bardziej, niż w obronie ludzi i małych dzieci niestety- stąd ja od razu zaznaczam- NIE IDENTYFIKUJĘ SIĘ Z WEGANAMI choć staram się spełniać w/w punkty i nie przyczyniać się do gnębienia zwierząt.

- wielu jest antynatalistami i to dla mnie największy powód, żeby się z nimi nie identyfikować. Każdy gatunek dąży do przetrwania, tylko my ludzie robimy wszystko, żeby pozabijać się od zarodka ( mam na myśli aborcje na zasadzie- "ops, wpadłam, muszę się wyskrobać" ... ). Nie rozumiem jak można kochać bardziej zwierzęta niż ludzi. Zwierzęta dbają o siebie nawzajem, a wiele z nich spożyłoby człowieka na śniadanie.  Poza tym dziki biegają całymi watahami po mojej dzielnicy i wieczorem nie mogę wyjść na spacer z dziećmi albo nordic walking, bo się zwyczajnie boję. W moich rodzinnych stronach dzik rozszarpał starszą kobietę jak wracała do domu. Miała pecha,że go spotkała... Odławianie nic nie daje, trzeba je odstrzelić po prostu.

Dlatego nie jestem weganką, choć podpiszę każdą petycję przeciwko hodowlom na skóry, przeciwko rzeźniom i przemysłowym hodowlom zwierząt. Nie kupię skórzanych kurtek, butów i bransoletek. Staram się, by większość moich kosmetyków to były kosmetyki wegańskie.

Na YT można obejrzeć wstrząsający dokument "Ziemianie". Polecam.

Kwestia nabiału. Po przeczytaniu książek Campbellów byłam wstrząśnięta. Widzę jak wielki wpływ miały one na USA. Wszystko tam idzie w kierunku ograniczenia nabiału oraz mięsa. Jednocześnie oczywiście producenci fast foodów już produkują fast food wegański- co akurat nie jest niestety zdrowym pomysłem.

KAZEINA PROMUJE RAKA, JEJ SPOŻYCIE MA DZIAŁANIE SPUSTOWE NA CUKRZYCĘ, CHOROBY Z AUTOAGRESJI, CHOROBY CYWILIZACYJNE. Wieloletnie spożywanie nabiału może prowadzić do rozwoju raka, cukrzycy, miażdżycy i otyłości.

Na własnej skórze przekonałam się, jak szkodzi nabiał. Po jego odstawieniu ustąpiło wiele bardzo poważnych dolegliwości, które musiałabym leczyć do końca życia- bóle stawów, depresja, stany lękowe, poprawiła mi się cera.

Wapń- nabiał może i go zawiera, ale nie przyswajamy go. W krajach o największym spożyciu nabiału jest największy odsetek chorych na osteoporozę. Czy coś Wam to mówi? Nabiał odwapnia. Białko z nabiału zakwasza organizm a organizm jak wiadomo dąży do homeostazy ( równowagi), więc żeby zneutralizować zbyt dużą ilość kwasu potrzebuje fosforu. Skąd? Oczywiście, że z kości. A fosfor wiąże wapń. Więc podczas jego uwalniania do krwi uwalniamy również wapń z kości.

Doświadczyłam tego po pierwszym porodzie. Poszłam zrobić badanie pt. Pakiet kostny i miałam podwyższony fosfor we krwi. Wtedy jeszcze nie wiedziałam co to dla mnie oznacza. Po 1,5 roku od porodu już wiedziałam- mam kręgosłup w ruinie. W ruinie, której niestety nie da się odbudować ani ćwiczeniami ani dietą... Musiałam zrezygnować z ciężarów, biegania, długich jazd rowerem no i ... pływanie również powoduje i nasila ból ( zwłaszcza pływanie na grzbiecie, kraul jeszcze jako tako, byle nie za długo...).

Jako matka karmiąca zdałam sobie też sprawę, że krowy dające mleko cierpią... Jeśli karmię dziecko, odczuwam ulgę. Jeśli używam laktatora- odczuwam ból a potem piersi są strasznie nabrzmiałe.

 Teraz wyobraźcie sobie krowę, której zabiera się cielątko (dziecko) a potem podłącza dojarkę (laktator) 2 x dziennie. Ból po stracie dziecka i jeszcze ból obrzmiałych wymion. Dla mnie to bestialstwo.

Nigdy nie jadłam cielęciny, wołowiny,królików- od dziecka. Jak wiedziałam, że zabili cielę, jadłam tylko chleb z masłem, bo wiedziałam, że sos, zupa są robione na cielęcinie. Dalej się tym brzydzę i dzieciom również nie daję.

Uprzedzam pytanie- nie, moje dzieci nie są na diecie wegańskiej. Nie mam doświadczenia w tej kwestii, więc podaję im mięso z kurczaków ze wsi, jaja ze wsi oraz żółty ser starszej córce. 

Jogurtów ani mleka dzieciom nie podaję i nie będę podawać. Młodszą mam nadzieję karmić jeszcze przez rok i na pewno mleka modyfikowanego nie będę jej podawać.

Wiele z Was pomyśli, że ześwirowałam. Wasze prawo. Ja byłam naprawdę osobą chorą. Dolegliwości były bardzo dokuczliwe i silne. Dla mnie rezygnacja z nabiału a później z ryb, jaj i indyka to normalne życie ( no, jeszcze przydałoby się wyspać ;) ). O krowach, kosmetykach i skórach dowiedziałam się dużo później.

Trochę indoktrynacji. Ale nikogo nie oceniam. Każdy robi co chce. Nie nazwę nikogo mordercą, tylko fajnie by było, żeby każdy, kto je mięso i spożywa nabiał wybrał się do rzeźni, fermy mlecznej i był w pełni świadomy co ląduje na jego talerzu. Chciałabym, żeby każdy miał świadomość, że skóra to nie jest produkt luksusowy, jak się nam wmawia. Skóra jest zdarta z martwego albo (o zgrozo!!!) z żywego zwierzęcia, maczana w chemikaliach zmiękczających, wyprawiana a potem ląduje w Pandorze za 199 zł jako bransoletka np., albo jako skórzana kurtka, buty Lasockiego (które kupowałam namiętnie). 

Zdałam sobie sprawę, że kupując buty ze skóry myślałam o skórze jako o materiale dobrej jakości a zupełnie nie dochodziła do mnie myśl i fakt, że jest to martwe zwierzę.

Tyle na tematy wegańskie.

Dietę roślinną polecam każdemu, zwłaszcza osobom chorym, z nadwagą, otyłym.

Poza tym pilates, pilates i jeszcze raz pilates- Chodakowska secret jest rewelacyjny, odświeżający, wzmacniający i nie obciążający kolan.

SZCZĘŚLIWEGO I SUPEROWEGO NOWEGO ROKU !!! (impreza)

26 stycznia 2016 , Skomentuj

Wiele mam uskarża się na ogromny, niepohamowany apetyt w trakcie karmienia piersią. Problemem stają się słodycze nawet u kobiet, które w ciąży, przed ciążą, wcale za nimi nie przepadały!

MOJE DROGIE- TEŻ MAM TEN PROBLEM!!!

Skąd się to bierze?

Czytałam wiele różnych teorii od  najprostszej, która mówi, że jest on spowodowany zwiększonym zapotrzebowaniem kalorycznym w związku z produkcją mleka.

Nie do końca tak jest.

Być może po części. Gdyby tak było, apetyt wzrósłby nieznacznie i nie stanowiłby tak ogromnego problemu, jaki  pokazują fora.

Co jest główną przyczyną wilczego apetytu matek karmiących?

BRAK SNU!!! SEN PRZERYWANY PRZERWAMI NA KARMIENIE, PRZEWIJANIE, TULENIE DZIECKA, POTEM EW. ZĄBKOWANIE.

Brak snu sprzyja:

1. insulinooporności – organizm przestaje prawidłowo reagować na insulinę, zamiast przerabiać węglowodany na energię odkłada je w tkance tłuszczowej.

2. hiperinsulinizmowi- nadmiernemu wydzielaniu insuliny do krwi, co skutkuje spadkami cukru i napadami głodu.

3. stanom zapalnym – za krótki sen o niewłaściwych porach powoduje, że nasz organizm jest szczególnie narażony na stany zapalne, które stanowią podłoże wielu chorób autoimmunologicznych min. ale również metabolicznych, neurologicznych itd.

4. zaburzeniu flory bakteryjnej jelit => zaburzenie procesów trawiennych, wzdęcia, zaparcia, złe przyswajanie składników odżywczych a w konsekwencji niedożywienie organizmu.

Teraz wiemy, że tak naprawdę nic- prócz żelaznej dyscypliny i wdrażania regularności w naszym planie dnia- nie jest w stanie nam pomóc. Albo wytrzymamy między posiłkami i odpowiednio będziemy je komponować, albo nie.

Do tego zauważyłam, bynajmniej u mnie, że dieta o niskim IG powoduje spadek produkcji mleka i dziecko ciągle chce jeść.

Tak więc pewnie nie pocieszyłam, ale mam nadzieję, że pomogłam zrozumieć problem.

Po zaprzestaniu karmienia wszystko wraca do normy, tylko często mamy do zrzucenia od kilku do nawet kilkudziesięciu kilogramów nadwagi...

4 stycznia 2016 , Skomentuj

Słów kilka na temat ćwiczeń w III trym.

Ostatnie 3 tyg. nie da się, u mnie się nie da, nawet pilatesu, bo krocze, spojenie łonowe bolą niesamowicie po nawet 10 min. spokojnych przysiadów w wypadzie albo wymachów nóg w klęku podpartym.

Brzuch mam ogromny w stosunku do poprzedniej ciąży, rozstępów nie widzę, okaże się po wszystkim. Bilans na plusie w stosunku sprzed ciąży + 7 kg (+ 2kg, które spadły w I trym. więc można uznać +9 kg, choć popuściłam nieco dietę pod wieloma względami i apetyt mi niestety dopisuje). To dane z zeszłej środy, ważę się raz w tyg., więc pojutrze będę miała realną wagę, bo w pt. już planowo będą mnie ciąć.

Obawiam się zwisu do kolan :( Moja kuzynka urodziła i tydz. po porodzie kratka na brzuchu. Ale ona brzuch przed porodem miała maleńki, jak ja w 5 mcu.

Będzie cc, więc powrót do formy będzie znacznie utrudniony, boję się tego, wolałabym rodzić naturalnie, ale pewne rzeczy są od nas niezależne.

Pozdrawiam wszystkie mamy borykające się z defektami pociążowymi. Dołączę do Was już wkrótce i chyba zacznę zbierać na plastykę brzucha, bo nie wierzę, że skóra mi się zejdzie chociażby do poziomu takiego, jak po drugiej ciąży, gdzie kratkę było widać i był lekki zwis skóry w okolicy pępka, jak robiłam planka. Teraz to będzie masakra, ale cóż- cena macierzyństwa.

Zdrówka wszystkim w Nowym Roku i niegasnącej motywacji nie tylko do ćwiczeń, ale przede wszystkim do diety, bo dieta to 70 a nawet 80% sukcesu. Zarzynanie się ćwiczeniami nic nie da, jeśli dieta będzie źle zbilansowana i niedopasowana do poziomu aktywności ćwiczeń.

Czasami mniej znaczy więcej a więcej znaczy mniej ;)

Czyli:

Poniżej 1200 kcal- głodówka, osobiście nie uznaję, niszczy metabolizm, powoduje efekt jojo, niewielki ułamek procenta po takiej diecie utrzymuje efekt przez conajmniej 5 lat.

1200- 1400 kcal- dla wielu bezsensowna, bo to poniżej BMR (podstawowa, spoczynkowa przemiana materii) przeciętnej kobiety (o mężczyźnie nie wspomnę...) chyba, że się leży, ma pracę siedzącą, dzieci, dom i nie ma się już sił ani czasu na trening, albo jeździ na wózku inwalidzkim- to nie żart, ani nic śmiesznego. Osoby na wózkach też dbają o wagę, albo muszą schudnąć, bo ciężko jest nie przytyć będąc osobą niepełnosprawną.

1400-1600 kcal + ćw. 3 x w tyg. albo umiarkowany wysiłek- marsze, pilates, joga- ok.

1600-1800 kcal i ćwiczenia 3 x w tyg.+ intensywne marsze- ok.

1800-2000 i ćwiczenia 5-6x w tyg. sensownie, byle nie zarzynać się każdego dnia, trenować siłowo (3 x w tyg.) + umiarkowane cardio (do 6 x w tyg.) albo HIIT (3x w tyg.).

Pamiętajcie, zarzynanie się ćwiczeniami nie może trwać długo (to jak próba przebiegnięcia maratonu sprintem), kończy się prędzej czy później kontuzją albo po latach zaburzeniami hormonalnymi nawet chorobami z autoagresji, ponieważ organizm jest w ciągłym, przewlekłym stresie i nie będę się mądrzyć i tłumaczyć od strony hormonalnej co to oznacza, ale można sobie poszukać i poczytać np. o syndromie wypalenia nadnerczy.

Najlepsza jest systematyczna, umiarkowana aktywność. Szkoda, że dopiero po latach zaczynam wdrażać taki system. Lata trenowania jak zawodowiec wyrządziły naprawdę mnóstwo szkód w moim organizmie. Nie chcę się żalić, ale chcę przestrzec. 

UMIAR WE WSZYSTKIM I SYSTEMATYCZNOŚĆ SĄ KLUCZEM DO SUKCESU :)

Takie jest wg mnie rozsądne planowanie.

Wiem, że wiele osób myśli, że zwariowałam, ale napiszę tak- jeśli ktoś nie ma problemów z odczuwaniem sytości i zawsze jadł małe porcje, tylko musi zmienić jakość jedzenia- ok., może jeść i mało kalorii, choć nie za mało.

Ale jeśli ktoś ma problem z metabolizmem (nie mylić z wypróżnianiem!!!) będzie pogłębiał go dietami bardzo niskokalorycznymi i intensywnymi codziennymi ćwiczeniami.

Trzeba to wyregulować, co wiąże się z dużą cierpliwością, systematycznością i :

1. skrupulatnymi zapiskami diety- ja używam my fitness pal, wersję darmową na androida w tel. i naprawdę jest mega wygodne, polecam- to nie reklama.

2. używaniem pulsometru, żeby realnie mierzyć zużytą energię. Sory, ale kalkulatory internetowe i liczniki na sprzęcie fitness domowego użytku zawyżają wartości spalanych kalorii nawet o 100%- sprawdzałam i porównywałam z pulsometrem, dlatego najtańszy pulsometr (z ustawieniem wieku, płci, wagi i wzrostu) będzie dokładniejszy, niż tabelki. Warto to śledzić, warto trenować w odpowiednim  przedziale tętna. 

Nie napiszę Wam jaki mam, bo znowu może ktoś mnie posądzić o reklamy. Nie moje drogie, ja trenuję ponad 25 lat i mam już takie doświadczenie również w odchudzaniu, że wiem, iż nie należy ufać żadnym ogólnym kalkulatorkom w internecie i na sprzęcie.

Kilka rzeczy jeszcze:

1. Skakanie na skakance robi się na czas, a nie na ilość skoków. Na litość boską, skąd taki miernik wysiłku? ;) Czas i tętno- więc pulsometr.

2. Chodzenie na stepperze i trening na innych przyrządach fitness- również na czas i na tętno, liczniki na stepperkach mogłyby nie istnieć, przekłamują niemiłosiernie, lepiej założyć pulsometr i zmierzyć ile kalorii spaliłyście, albo krokomierz na rękę czy na nogę. Żadne kroki- to nie ma żadnego przełożenia na wysiłek.

Osobiście zakochałam się w krokomierzach- mogą być w telefonie, teraz w prezencie dostałam taki na rękę dość drogi z pomiarem pulsu i funkcją treningową, nie będę się chwalić, ale jak motywuje, żeby "siedząc" w domu zrobić ponad 10 tys. kroków na 56 mkw, to sobie nie wyobrażacie nawet ;)

Można takie coś na rękę kupić od 100 zł, a na pasek albo buta nawet od kilkunastu złotych, ale należy pamiętać, że mierzenie kroków na ręce tylko wtedy, jak maszerujemy, bo jedząc posiłek też możemy "namachać kroków ręką" ;) 

Ja noszę na prawej, bo jestem leworęczna, ale jak gotuję coś, albo się myję to ściągam. Jem lewą- więc nie ma problemu, dreptam oglądając wiadomości, programy czytając.

Jeśli ktoś nie ma motywacji a stać go na taki gadżecik może spróbować, bo może się okazać, że takie coś zmotywuje i wciągnie. Wprawdzie liczenie kroków to dziwny miernik, ale żeby zrobić ich 10 tys. trzeba przejść ponad 8 km (dla os. o wzroście 170 cm, niższe może nawet do 10 km muszą się nachodzić), więc uważam, że to niegłupie, proste i motywujące. W telefonach są aplikacje z rywalizacjami i odznakami, więc polecam każdemu, kto nie lubi ćwiczyć, ale powinien się ruszać :)


I najważniejsze- mięśnie nie rozbudowują się od ćwiczeń jeśli bilans kalorii dziennie wynosi mniej niż 0!!! Tylko na plusie (zdarza się, że na zerze również), czyli jedząc ponad dzienne zapotrzebowanie- zbudujemy masę mięśniową.

Na diecie redukcyjnej, nawet lekko (-100 do -300 kcal) nie ma na to większych szans. Wtedy ujędrnimy ciało i powoli spalimy nadmiar tkanki tłuszczowej.

Naprawdę osłabiają mnie posty na wszelakich forach, gdzie różne babki pytają, czy od ćwiczeń takich czy innych (np. biegania, skakania na skakance, gdzie są to ćw. cardio, które w życiu nie rozbudują mięśni!!!) na takim czy innym przyrządzie rozrosną im się mięśnie nóg, a inne klepią bez pojęcia, że im się nogi rozbudowały od rowerka, steppera czy skakanki np.- tak, prędzej otłuściły mięśnie w minimalnym stopniu bo jadły więcej, niż spalały dziennie i nie wierzcie, że jadły mało- na 100% oszukują same siebie i innych, bo jest to fizycznie niemożliwe, ew. nogi puchną- efekt pompy mięśniowej, który utrzymuje się jakiś czas po wysiłku a jeśli ktoś ćw. codziennie, to ten efekt niestety utrzymuje się niemal non stop- tylko rano po wstaniu z łóżka nogi są wypoczęte a potem znów katowane mięśnie nieco zwiększają objętość. 

Wystarczy trenować co drugi dzień i porządnie rozciągać się po treningu, wysypiać i niewiele siedzieć.

No i myślę nad stepperem (najtańszy wariant cardio prócz skakanki, której nie będę mogła włączyć ze względu na kręgosłup, zajmuje mało miejsca, i będę musiała znów wracać do formy od zera, powoli no i z dwójką małych dzieci, których nie mam komu podrzucić niestety, ale muszę kombinować w domu na razie), ale nie chciałabym znów kupić badziewia, które rozpadnie się po 3 miesiącach. Zastanawiam się nad skrętnym HMS albo bocznym Kettlera.

Czy któraś z Was ma i ćwiczy ok. pół roku conajmniej i się nie rozpadł jeszcze?

Potrzebuję go na pierwsze pół roku po porodzie i potem tylko na sezon zimowy ew., jak nie będę mogła zostawić dzieci z mężem. Chcę dreptać 2 x dziennie po 30-45 min. codziennie dopóki nie będę mogła zacząć już intensywnych treningów angażujących mm brzucha, treningu funkcjonalnego, biegania i roweru.

Najlepszy na bezpieczne spalanie tłuszczu jest orbitrek, ale zajmuje sporo miejsca, na w miarę dobry trzeba wydać między 1000-2000 zł i trzeba sprawdzić w sklepie, czy długość kroku nie jest zbyt mała, bo wtedy ćwiczy się beznadziejnie. Miałam taki właśnie za 300 zł, zajechałam w 3 lata, ale czułam ograniczenie kroku, a miałam porównanie z profesjonalnymi i innymi ze sklepów sportowych. Za to trening przed pracą na czczo bez konieczności marnowania czasu, w bieliźnie za przeproszeniem, bez wymówki, że zimno, że pogoda kiepska, że nie mam ciuchów sportowych na niepogodę itp.

3mcie się ciepło :)

25 października 2015 , Komentarze (2)

Zapomniałam, że mam tu konto... (mysli)

8 styczeń 2016 - termin porodu drugiej córeczki.

Do tej pory jeździłam na rowerze, machałam kettlem i ćwiczyłam z ciężarkami oraz pilates i jogę.

Niestety, brzuch jest ogromny, naciągnięty strasznie, tylko spoglądam, czy skóra mi gdzieś nie pękła... Ale jest nadzieja, że nie będzie rozstępów- jak za pierwszym razem. Brzuszek też pobolewa po spacerach i mam problemy z hipoglikemią, więc ciężary odpadają, zostają kontrolowane marsze na raty, pilates i joga.

Dla mnie nowość-  uwielbiam statystyki i cyferki, analizy treningów, więc zamiast tego (bo na razie moja aktywność nie ma charakteru treningowego, tylko rekreacyjno- rehabilitacyjny) liczę kroki, oczywiście na początku miałam lekkie załamanie i nie robiłam więcej, niż 6000 dziennie.

Teraz moja dieta jest bardziej paleo i czuję się zdecydowanie lepiej, choć nie mogę przesadzać z wysiłkiem i robię min. 10 000 kroków dziennie a ostatnie dni to ponad 20 000. 

Ciąża ciąży nierówna. Pierwsza była jak choroba. Druga jest o niebo fajniejsza, ale już mnie spowalnia i ogranicza (30sty tydzień).

Hashimoto, choroba stawów i stany depresyjne, lękowe, PCO, hiperinsulinizm - wyrzucenie nabiału i glutenu dało bardzo dużo, mocno wpłynęło na wyniki badań.

Przez chwilę w I trym. zbłądziłam, bo dojadałam jogurty naturalne po dziecku i drożdżówkę (rzadko się zdarza, czasem mąż przynosi, ale nie pozwalam), bułkę tyrolską czasem i zaczęła się gehenna. Na początku nie skojarzyłam z jedzeniem...

Wyniki badań kiepskie, depresja, stany lękowe, zaburzenia snu... Na początku nie skojarzyłam z jedzeniem, ale coś mnie tknęło, jak poczytałam sobie trochę blog tlustezycie i Barbarę Wentz. Puknęłam się mocno w głowę i wyczyściłam dietę błyskawicznie. W ciągu kilku dni zaczęłam czuć się lepiej a kolejne wyniki badań tarczycy były znacznie lepsze, właściwie całkiem niezłe.

Teraz od miesiąca ograniczam zboża do komosy i ryżu. Czuję się jeszcze lepiej.

Dla mnie Hashimoto to dieta Paleo, która pozwala jeść ryż i komosę. Na czymś takim czuję się najlepiej.

Zasady mojego żywienia:

Zakazane:

1. Wszystkie zboża (komosa nie jest zbożem) z wyjątkiem ryżu.

2. Nabiał prócz masła klarowanego- jest pozbawione laktozy i kazeiny, to czysty tłuszcz i jako jedyny produkt z grupy nabiałowej jest dozwolony w diecie osób z chorobami autoimmunologicznymi.

3. Warzywa psiankowate- ziemniaki, pomidory, papryka- z tym mam kłopot... Chilli to podstawa, pomidory... Staram się jeść jak najrzadziej, docelowo spróbuję wyeliminować na jakiś czas w protokole autoimmunologicznym. Ale to po zakończeniu karmienia.

4. Orzechy i pestki- lektyny. Orzechy włoskie niestety jem w malutkich ilościach i niecodziennie.

5. Strączki out- lektyny.

6. Dogmat- przetworzona żywność (fast foody, wędliny, słodycze, wszelakie puszki, proszki itp.) dla chorych na Hashimoto i nie tylko- nie ma prawa bytu.

7. Jedzenie rozgotowane, o wysokim IG oraz wafle ryżowe, słodkie napoje nawet domowej roboty.

Względnie niedozwolone:

Zbyt duże ilości owoców, 

Jaja- u niektórych jest nietolerancja na nie i odpowiedź auto.

Co jeść?   (stek)  (losos)  (kurczak)  (homar)  (owoce)  (salatka)  (zupa)  (sushi)

Całą resztę :D

Dużo zdrowia !!!

28 czerwca 2014 , Komentarze (2)

Przełamałam się i biegam. Biegam  z wózkiem i 11 kg dzieckiem w środku + ekwipunek na drogę. Nie jest ciężko, ale lekko też nie jest. Biegam 2-3 x w tyg. ale raczej 3 x po 10,5- 14 km, bo tak mi jest najwygodniej.

Biegam głównie dlatego, bo jest akcja ENDOMONDO POMOC MIERZONA KILOMETRAMI!!! Zachęcam, nawet do włączania tego podczas spacerów, bo pomagamy tym samym niepełnosprawnym dzieciom. To był ten motywator, żeby przestać się boczyć na biegaczy smarowaczy i robić to, na co ma się ochotę ;)

Spacery mnie wykańczają psychicznie. Moje dziecko jest nie do zniesienia w pojedynkę z wózkiem. Albo z mężem, albo bez wózka, a bez wózka to daleko nie zajdziemy, bo różnie może być a na rękach nieść kilka km takiego 11 kg szkraba nie jest lekko :) Ale jak idę z nią biegać to w czasie jej pory drzemki, kiedy jest najedzona i trochę pobryka po posiłku. Bieganie z wózkiem, w którym dziecko śpi to naprawdę super sprawa ;D

Nie pnę się do żadnych zawodów, do żadnych czasówek itp. Jest mi ciężko ze względu na obecnie 67 kg wagi i niestety nie mogę zejść poniżej, co mnie nie załamuje, bo ciało wygląda lepiej a trening z kettlami to balsam na moje pośladki (polecam wszystkim kobietom regularnie włączyć do treningów swingi, jest to najlepsze ćwiczenie, jakie można sobie wyobrazić prócz przysiadów i martwego ciągu :) ).

Jakoś tak naturalnie wyszło. Zmieniłam znów proporcje w diecie i mam dużo wyższy poziom energii niż wcześniej. ZWOW mnie zaczęło nudzić a i mało efektywne, bo mam jeszcze rozpierdziel hormonalny i nie można dojść do ładu z tym. A treningi metaboliczne w tym wypadku jeszcze bardziej mieszają. Jestem w trakcie badań, a za miesiąc endokrynolog i ginekolog zadecydują co dalej, czy mogę zajść w kolejną ciążę, czy trzeba się leczyć i pakować w siebie piguły. Na razie mam poziom hormonów płciowych jak facet- tyle w tym temacie :] . 

Co do diety, włączyłam jednak (po długich dniach wahań i rozmyślań) kaszę jaglaną i o dziwo insulina mi spadła po 3 tyg. takiego jedzenia z 45 do 6,6!!!

W głowie urodziła mi się kolejna teoria- białko jest insulinogenne i jego duża ilość ze znacznym ograniczeniem węglowodanów może pozostawać we krwi i powodować duże zmęczenie. Białko zwierzęce zakwasza organizm a kasza jaglana działa alkalizująco, dodając do niej jeszcze łyżkę rodzynek, które notabene- również alkalizują krew- mamy coś w rodzaju balansującego posiłku.

Minął jakiś czas i przyznam, że zaczęło mnie odrzucać od mięsa, rzadko jem jajka i ryby  a najchętniej zupy warzywne z kurkumą, chilli i imbirem- to podstawa prócz kaszy jaglanej. Tak więc kompletny przewrót. Dla niektórych może to wyglądać jak dieta oczyszczająca i tak teraz właśnie mi przyszło do głowy, ale możecie mi wierzyć, lub nie- nie planowałam tego, wyszło naturalnie.

Planuję zakupić białko konopne, żeby nie zakwaszając organizmu podbić nieco aminokwasy, bo chyba jednak spożywam ich zdecydowanie za mało. Strączki odpadają, bo mnie nie sycą w zalecanych porcjach a są strasznie kaloryczne i znów mają dodatkowo dużo węglowodanów w 100g.

Uzasadnię dla fanów wegan-

100g soczewicy ok. 350 kcal   vs  100g indyka ok. 100 kcal

objętościowo to samo, kalorycznie i sycąco bariera nie do pokonania :/ Do indyka można dodać różne surowe warzywa, nieco oliwy, ew. 2 łyżki kaszy/ryżu i pełnowartościowy sycący posiłek ma ok. 200-350 kcal. A do soczewicy dodasz łyżeczkę oliwy i masz już 400 kcal a sytość o wiele mniejsza.

Niestety, będę szczera- skaziłam się kilka dni temu lodem algida straciatella. Kara za to, to silny ból kolan, który dopiero powoli przechodzi. Niby nie ma tam glutenu, ale była lecytyna sojowa, którą podejrzewam jako sprawcę. Chyba, że mleko, bo mleka nie piję wcale, kefiry ostatnio zdarzyło mi się, bo po prostu nie mam na nie chęci, aczkolwiek nic mi się nie działo w tym czasie.

Kalorycznie 1200-1600, zależy od intensywności dnia. Jak biegam i ćwiczę z kettlami albo robię jakiś trening obwodowy, to staram się podbijać nawet do 2000 kcal, jeśli zdarzy się np. 2h ciężkiego treningu i pulsometr pokaże spalonych min.1000 kcal w tym czasie. Uważam, że nie ma sensu cieszyć się, że zjadło się 1200 kcal i tyle samo spaliło, bo jednak mamy mózg i funkcje życiowe, które trzeba podtrzymać, mięśnie i ścięgna, które muszą się regenerować, więc nie można ich głodzić i katabolizować, bo w nich cała moc i piękno naszego ciała :)

Oczywiście zawsze zalecam umiar w treningach, a ja to już niestety mam za sobą 22 lata treningów i czasami jest mi mało i muszę po prostu się sponiewierać wbrew wszelkiej logice i zasadom, żeby poczuć się spełnioną. Ale nie robię tego regularnie i nie robię tego co tydzień, a po dbam o jak najlepsze warunki do regeneracji.

Za tydzień jadę do rodziców i zarzucam bieganie na rzecz basenu, wypływam się za cały przeszły rok :)

Trzymajcie się i dzięki, że ktokolwiek interesuje się blogiem tak dziwnej i nietowarzyskiej osoby, jaką ja jestem.

3mam kciuki za Wasze sukcesy i życzę Wam przede wszystkim ZDROWIA!!! (cwaniak)(slonce)

29 maja 2014, Skomentuj
bieg,0,0,0,1,0,1401375300
Dodaj komentarz

14 kwietnia 2014 , Komentarze (5)

Tytuł mówi sam za siebie. 

Dlaczego? Bo grupa biegowa zaczęła mnie przerażać- artykuliki, blogi, gdzie naśmiewa się z ludzi w firmowych ciuchach, z gadżetami. Gdzie naśmiewa się z sezonowców.

Przepraszam k... mać! Co to kogo obchodzi kto w czym i z czym biega, albo kiedy i jak dużo, jak długo?

Super, że ktokolwiek w jakikolwiek chce bądź próbuje się ruszać. 

A tym, którzy określają się jako "pasjonaci" i naśmiewają z innych mówię: jesteście zwykłymi szmatami a nie pasjonatami.

Każdy ma prawo biegać w tym, w czym chce- może to być mięty dres rodem z PRLu, może to być nowoczesny strój biegowy- ważne, że coś robi.

Każdy ma prawo biegać wiosną i latem a pozostałe miesiące robić np. coś innego, albo nie biegać, żeby kolejnej wiosny znów zacząć-ważne, że chce coś robić i robi to z przyjemnością w warunkach, które mu odpowiadają.

I jeszcze jedno- biegacze amatorzy zaczęli przesadzać. Anoreksja się szerzy również wśród mężczyzn. Bo wiadomo, żeby szybciej biegać na długich dystansach, trzeba mieć niską masę zarówno tłuszczu jak i mięśni, więc waga jest ważna. Nie zapominajmy, że to cecha Kenijczyków, Etiopczyków i biegaczy zawodowych, a nie amatorów!!! Nie jestem biegaczem, nie jestem pasjonatem biegania ale obserwatorem i propagatorem zachowań prozdrowotnych, dlatego zwróciłam na to uwagę.

Nie zapominajmy, że zawodowcy biegają nie więcej, niż amatorzy, ale mają całe zaplecze medyczne, odnowę biologiczną i ich życie i PRACA polega na bieganiu. Tymczasem amator pracuje (często siedzi, a potem się zrywa do biegu np.), często ma rodzinę i nie ma zaplecza odnowy biologicznej, nie chodzi do masażysty (z małymi wyjątkami) i nie odpoczywa tyle, ile zawodowiec. 

Dlatego jeśli biegasz amatorsko:

- biegaj z umiarem, dostosuj bieg do swojego poziomu zaawansowania i wagi ciała,

- dostosuj się do swojej aktualnej sytuacji życiowej, ne rób zrywów weekendowych ani zrywów po całym dniu siedzenia w pracy (mam na myśli bieg w ciągu 30-60 min. po jej zakończeniu), daj sobie czas ok. 2h, które spędź aktywnie- przejdź się kilka przystanków, zrób coś w domu, po prostu staraj się najpierw rozruszać,

- nie przesadzaj i zaprzyjaźnij się z regeneracją- nie biegaj codziennie a co drugi dzień,

- rób rozgrzewkę przed biegiem i stretching po biegu,

- odpuść, przełóż trening na kolejny dzień, jeśli czujesz się słabo, masz zawroty głowy albo obfitą miesiączkę, 

- odpuść kilka dni, kiedy jesteś chory bądź pobolewa Cię kolano, żeby nie pogłębić stanu niedyspozycji i nie wyłączyć się z ruchu na kilka tygodni a bywa, że i kilka miesięcy,

- korzystaj z treningu siłowego jako uzupełnienia i wzmocnienia, zapobiegania kontuzjom,

- zdrowo się odżywiaj i nie głódź się- nie jesteś i nie będziesz zawodowcem jeśli zaczynasz i masz ponad 20lat, choć możesz osiągać sukcesy w biegach amatorskich, ale pamiętaj, nie kosztem zdrowia, bo na tym nie zarabiasz, i wiedz, że i tak biorą w nich udział naturalnie stworzeni do biegania Kenijczycy i Etiopczycy, więc wyluzuj i poprawiaj ew. własne rekordy,

- bądź sam sobie przeciwnikiem, nie porównuj się z innymi.

Moje bieganie się skończyło, bo jestem za ciężka i nie mogę zejść poniżej 60 kg. Łapała mnie kontuzja kolana i odzywała się stara kontuzja mm. dwugłowego uda, więc w pełni angażuję się w trening crossfit i funkcjonalny, jak również Kettlebell (dodatkowo na razie 2 x w tyg.), dopóki nie skończę planu ZWoD 1-100. Jestem przy 21, 22 :) Robię czasami po 2 dziennie z samego rana. Lubię i czuję się świetnie. Zajmuje mi to do 30 min. maxymalnie, ćwiczę 6-7 dni w tyg., przy czym w weekend robię pojedyńczy trening 10,15 lub 28 min.

Nie jestem przemęczona, po 3 tyg. już widzę efekty wizualne i wreszcie robię normalne pompki. Poporodowa niemoc zamieniła się w moc i chęci do życia.

Zmęczenie związane z Hashimoto już mnie nie męczy!!! :D i to jest mój sukces.

Dieta- bezglutenowa, beznabiałowa (nabiał działa insulinogennie) i bez ziemniaków, które u mnie powodowały bóle stawów ale mają również wysoki IG. Zboża tylko kasza gryczana i ryż. Nie jem żadnych mąk. Nie jem również kukurydzy i innych bezglutenowych zbóż typu kasza jaglana (ma wysoki IG).

Warzywa gotowane tylko nieskrobiowe, pozostałe na surowo. Jem brokuły, kapustę kiszoną pomimo, iż nie zaleca się w niedoczynności tarczycy, ale nie codziennie i dobrze ugotowane to, co można ugotować ;)

Owoce- tylko z niskim IG (głównie cytrusy i jabłka). Ponieważ mam insulinooporność (PCO również od lat) nie wiadomo skąd, jak i dlaczego, być może poluzowanie diety w ciąży spowodowało taki stan rzeczy, ale wyniki są złe ;/

Tłuszcze- olej kokosowy, oliwa z oliwek, avokado, masło klarowane (nie zawiera ani kazeiny ani laktozy). Więcej olejów nie używam ze względu na fitoestrogeny albo kwas fitynowy.

Tyle na temat diety, a poniżej inspirujący filmik z najskuteczniejszym ćwiczeniem w walce z tkanką tłuszczową ;D

Pozdrawiam i dbajcie o swoje zdrowie przede wszystkim.

29 stycznia 2014 , Komentarze (7)

Jeśli ktoś jest zainteresowany polecam ten artykuł .

I jeszcze ten: EFEKTYWNY TRENING SIŁOWY KOBIET. FAKTY I MITY

Same aeroby nie podniosą pośladków, nie przyczynią się w dłuższej perspektywie czasowej do ujędrnienia sylwetki. Na początku będą efekty, ale później zaczniecie palić mięśnie i metabolizm spoczynkowy się obniży. To prowadzi do efektu błędnego koła, które polega na zwiększaniu długości i/lub intensywności treningu w nieskończoność, a przecież ludzkie ciało ma jakieś granice, prawda?

Dlatego czas inaczej spojrzeć na trening siłowy. Nie bójcie się, 3 x w tyg. obwodu nie zrobi z Was umięśnionych kulturystek, w żadnym wypadku. Do tego trzeba lat ciężkiej pracy, specjalnego odżywiania, cykli masowych i redukcyjnych a niekiedy niektóre kobiety sięgają po środki dopingujące.

Tak więc zdrowe jędrne ciało pozostaje w ścisłej korelacji z treningiem siłowy
m.


W ogóle polecam zagłębić się w lekturę tego portalu. Piszą tam ludzie, którzy wiedzą co robią. Niektóre artykuły mogą być mniej zrozumiałe dla osób nie mających wykształcenia medycznego czy związanego ze sportem, ale myślę, że najważniejsze są opisane dość prosto i konkretnie.

Miłej lektury


28 stycznia 2014 , Komentarze (2)

Przyznaję, że momentami już nie mam sił, bo ostatnio postawiłam znów na intensywne spacery z dzieckiem a do tego już ostatecznie postawiono diagnozę, że mam Hashimoto, więc efekty moich działań raz są a raz ich nie ma.

Ostatni miesiąc ostro cięłam węglowodany, ponieważ tak zalecała dr Sandra Cabot w swojej książce. Do tego jestem na diecie bezglutenowej.
Ale to nie przynosi rezultatów, żadnych, więc wracam do starej opcji z węglowodanami złożonymi i bez nadmiernego ich ograniczania, aczkolwiek nie rzucę się nagle na cukier .

Reasumując: naprawiam dietę- nadal bezglutenowo, ale właśnie idę zrobić sobie kaszę jaglaną z czymś, jeszcze nie wiem, może z mięskiem pieczonym

Cieszę się, że są pozytywne komentarze.

Na razie mam jedno dziecko, więc mogę jeszcze szaleć z treningami na ile mi zdrowie pozwala (też muszę uważać, żeby nie przesadzać) i czas.
Mąż odpadł po 4 tyg. programu. Jest przemęczony pracą i ogólnie ma trochę do załatwienia, więc go nie dręczę.

Na razie musimy malutką oddać w ręce chirurga i usunąć znamię z szyjki. Strasznie mnie to martwi i to mnie dodatkowo osłabia, ale próbuję te zmartwienia rozładować trenując, biegając jak mam możliwość zostawić dziecko z mężem albo ostro maszerując z wózkiem każdego dnia.

Marzą mi się łyżwy, tzn. możliwość pojeżdżenia, bo je mam, lodowisko niemal pod nosem, ale nie mam kogo zostawić z dzieckiem. Mąż wieczorami jest udręczony i zmęczony, nie wyrabia się z angielskim, na który zaczął uczęszczać, więc nie mogę go dodatkowo obciążać.

W sumie staram się patrzeć na wszystko pozytywnie, ale nie będę udawać po amerykańsku, że jest zaje...ście, świat jest piękny i nie mam zmartwień- mam, ale staram się je przekuć na pozytywy, wykorzystać jako motor do działania.

Pamiętajmy, że siedząc i się załamując stoimy w miejscu, a nawet się cofamy. Gdy się podniesiemy i zaczniemy robić cokolwiek, nawet coś nieskomplikowanego, przez 5 minut- sprzątanie, prasowanie, ćwiczenia- cokolwiek- idziemy do przodu, robimy postępy i napędzamy nasz organizm, rozkręcamy się.

Nasze życie powinno polegać na dążeniu do robienia postępów a nie zamartwianiu się. Trzeba twardo działać.

Nie chcę powtarzać "new agowskich" haseł i pisać o motywacji etc. Od tego macie Chodakowską i innych fit celebrytów, trenerów etc.

Moje hasło przewodnie: "CYC W GÓRĘ I DO PRZODU" !


19 grudnia 2013 , Komentarze (3)

Kończę 3 tydz.

Mąż ze mną

Dietę dostosowałam do redukcji- ok. 1500 kcal dziennie, skrupulatnie wyliczone na podstawie wzorów z SFD .

Biegam również nie częściej, niż 4 x w tyg., ale bywa, że tylko 2 x.
Okazuje się, że jednak dołożenie biegania do BodyBeast jest bardzo obciążające, przynajmniej w moim przypadku, gdy muszę jeszcze bawić się i dźwogać 9 kg niemowlę i to cały dzień i zdarza się, że nocą, bo płacze.

Reasumując- nieprzespane noce + BodyBeast to jest obciążające organizm wyzwanie, jeśli chodzi o zachowanie diety.

Nie jestem perfekcyjna!!! Ale staram się być

Pierwsze efekty już widzę, ale się nie ważę i nie mierzę, to na koniec. Bardziej skupiam się na diecie, bo to 70% sukcesu.
Łatwiej jest ją utrzymać robiąc sam program BB bez biegania.

Zdarzyło mi się złamać 2 x w ciągu 3 tyg. Złamanie u mnie oznacza, że zjadłam ok. 2600 kcal (wyliczone wszystko w moim programie do treningów i diety- Crosstrainer 7- wykupiłam licencję, bardzo fajny zwłaszcza dla tych, którzy trenują siłowo, można ściągnąć bezpłatnie już wiele programów treningowych i ułożyć kolejne samemu).
Moje złamania polegają na jedzeniu dużej ilości zdrowego i czystego jedzenia- głównie są to orzechy, chudy twaróg, jabłka i kandyzowany kokos bio.


NIE UZNAJĘ DIETY MŻ!!!

Dlaczego? Bo mż zawiera wszystko, tzn. syf- serki danio, słodkie jogurty, wędliny, serki topione, pizzę, batoniki zbożowe, czekoladę nadziewaną- we wszystkich tych produktach znajduje się przynajmniej jeden z pokarmów dla raka: syrop glukozowo- fruktozowy, skrobia modyfikowana, konserwanty

To nieprawda, że "wszystko jest dla ludzi". To hasło sprytnie wymyślone przez naszych głównych trucicieli, wśród których króluje koncern Nestle.

Żadne gorące kubki, zupki i inne papki, paróweczki i inne szyneczki w sklepie nie są zdrowe i nie służa naszemu zdrowiu.
W błony komórkowe wbudowują się sprytnie zawarte w nich kwasy tłuszczowe trans, przez co finalnie mamy pogorszony stan skóry, wypryski, przebarwienia.

Tylko "czysta" dieta, zdrowe i surowe tłuszcze roślinne takie jak- olej lniany, olej rzepakowy nierafinowany z pierwszego tłoczenia (kujawski jest rafinowany), olej kokosowy- służą naszemu zdrowiu- odporności, skórze.

Piec czy ew. smażyć omlety, naleśniki (oczywiście z mąki nieoczyszczonej, polecam ryżową, gryczaną ew. żytnią) można zdrowo tylko na kokosowym rafinowanym (nie ma zapachu kokosa, nadaje się do mięs) bądź nierafinowanym i rzepakowym nierafinowanym- tak jest najzdrowiej.

Tłuszcze trans zawarte w słodkich batonikach zbożowych, czekoladowych itd., w ciastkach, pieczywie cukierniczym będą tylko pogarszać Wasze problemy z ciałem.
Wbudowując się w błony komórkowe powodują, że są one cieńsze, mniej sprężyste i mają nieregularną strukturę.

Myślę, że warto to przemyśleć i zacząć zdrowo się odżywiać. W wielu przypadkach samo to spowoduje, że schudniecie i będziecie czuć się o niebo lepiej, poza tym stosując na zimno zdrowe tłuszcze, przebudujecie swoje błony komórkowe i efekt uwidoczni się na Waszym ciele- twarzy i całej skórze. Dlatego olej lniany nierafinowany wysokolinoleinowy koniecznie powinien stanowić główne źródło tłuszczu w diecie kobiety.

Jeszcze wspomnę o avokado, które jako jedyne zawiera tłuszcze wpływające na syntezę kolagenu, tak więc macie przepis na ładną cerę i ciało .

Osobiście zaczęłam stosować tydzień temu. Skończyłam z oliwą z oliwek, postawiłam na jeszcze lepsze tłuszcze. Efekty mam nadzieję zobaczyć za pół roku- tutaj procesy przebudowy trwają bardzo długo i trzeba być cierpliwym i konsekwentnym.

Pozostaje kwestia pestycydów w dostępnych surowych warzywach...

O tym kiedy indziej, nie mam czasu- muszę zrobić trening, posprzątać i iść z dzieckiem na spacer.