Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 7790
Komentarzy: 186
Założony: 11 stycznia 2014
Ostatni wpis: 24 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
vege-run

kobieta, 35 lat, Raj

168 cm, 60.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 stycznia 2014 , Komentarze (4)

Gdybyście mogli zobaczyć mnie dziś o 11:30 zobaczylibyście podobny obrazek:


Taki tam taniec zwycięstwa 
Po dniu przerwy wróciłam na trasę, zaczęłam realizować plan i jest super! :) Chyba tego trzeba mi było - planu!
Moja dzisiejsza wyprawa biegowa trwała 38 min. Zawierała cztery serie: 8 min biegu x 1,5 min marszu. Przebyłam w tym czasie 5,3km czyli średnia 7:11 min na kilometr. Jeśli chodzi o tempo to szału nie ma, dupy nie urywa... ale w końcu czy ja próbuję odzyskać kondycję czy się na zawody szykuję? Zdecydowanie to pierwsze! A w takiej sytuacji dużo ważniejszy od tempa i dystansu jest czas :) 

Swoją drogą w styczniu wydreptałam już 25km! A biegam dopiero od Trzech Króli! :)

Dietetycznie elegancko - mimo, że właśnie ciećkam cukierka. Ale, że to taki na gardło to czuję się w pełni usprawiedliwiona :) 

15 stycznia 2014 , Komentarze (5)

Wczorajsze trudności na trasie dały mi do myślenia. Postanowiłam skorzystać z gotowego planu marszobiegów. 
Oczywiście nie byłabym sobą gdybym go troszkę nie zmodyfikowała :) Znaczy będzie troszkę mniej przerw bo plan przewiduje bieganie 3 razy w tygodniu a ja mam zamiar biegać razy 5. Znam siebie i wiem, że zbyt długie przerwy mnie rozleniwiają i potem znajdzie się miliard wymówek żeby nie biegać. No chyba, że organizm znowu da mi do zrozumienia, że przeginam - wtedy go posłucham, obiecuję. 
Zaczynam od tygodnia 7. 

A dziś trochę się lenię. Napisałam koło, troszkę popracowałam, troszkę się pouczyłam, poćwiczyłam jogę i chyba tyle.

Powiem szczerze, że zdrowe gotowanie bywa trudne i nieprzewidywalne - z tegoż powodu dziś na obiad zjadłam wafle ryżowe. 
Miały być naleśniki. Ale stwierdziłam, że naleśniki zrobię razowe, żeby były zdrowsze... Ale coś z proporcjami chyba pokićkałam bo z gara ciasta wyszły trzy (znaczy reszta w koszu) - na dwie dorosłe osoby ^^ 
Miłosiernie wszystkie oddałam, a sama zjadłam nadzienie do naleśników (serek wiejski z pomidorem) na waflach 
No ale smacznie było.


14 stycznia 2014 , Komentarze (4)

Już, już się dziecko cieszyło, że kondycja nie jest zerowa. A tu DUPA. Za przeproszeniem, rzecz jasna. 
Moja trasa po rozszerzeniu liczy równo 4km. No i dawałam radę to przebiec z jedną krótką przerwą. Ale dziś nie. Tak, tak miałam mieć dzień przerwy. Ale, że dziś nie pada a jutro ma być deszcz ze śniegiem stwierdziłam, że przerwę przesunę o jeden dzień. 
I to był błąd! 4h snu, kolokwium o 7:30 rano, powrót i ja głupia stwierdziłam, że czas się w dres wciskać :) 
No i przebiegłam 3km (z czego po 2 była przerwa 250m bo taki jest plan na tej 4km trasie) i padłam. Nogi mi się plątały ze zmęczenia, ciężko mi się oddychało więc odpuściłam, wyłączyłam program i powolnym krokiem poczłapałam ten kilometr do domu. 

Jeszcze sobie po drodze obiecywałam, że może w domu jakieś ćwiczenia zrobię. Teraz kiedy siedzę na fotelu nie jestem tego taka pewna. Może zrobię a może po prostu odpocznę. Nie mogę wymagać od swojego organizmu zbyt wiele, w końcu tyle czasu pozwalałam mu się lenić, obrastać tłuszczem... To zbyt duży szok dla moich rączek, nóżek, może i serca nawet. Trzeba dać sobie czas. Ale to takie trudne! 
Nie lubię odpuszczać, dlatego - choć racjonalnie wiem, że zatrzymanie się i powolny powrót był najlepszą możliwą opcją - czuję niedosyt i gorzki smak porażki. 
 
No nic - w czwartek będzie lepiej! A jutro po kolokwium skombinuję sobie opaskę na głowę, jakieś normalne rękawiczki i komin. W końcu zaczyna się robić zimno, o zatoki i gardło trzeba zadbać ;)


Jednak, żeby zakończyć optymistycznie: jestem o 3km bliżej wymarzonej sylwetki!

13 stycznia 2014 , Komentarze (2)

Dziś było ciężko. Wróciłam na moją standardową trasę, porzuciwszy stadion. Na stadionie biegło mi się łatwiej, w równiejszym tempie... Ale z drugiej strony było tak nuuudno i monotonnie, że dopóki znów pogoda mnie nie zmusi będę go omijać szerokim łukiem ;)
Jutro chyba będzie przerwa, podobno ma padać a jeszcze nie skombinowałam wiatrówki z kapturem. Będzie u mnie dopiero w czwartek. 
No ale podobno czasem trzeba dać mięśniom odpocząć więc nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. 

Wczoraj i dziś bezgrzesznie (jak do tej pory bo przyznaję, że dziś przefiltruję sobie nereczki jednym piwem). 
Potwierdzenie, że się nie lenię:

12 stycznia 2014 , Komentarze (4)

Uprzedzam, że piszę ten wpis pod wpływem ogromnego samozachwytu, "samodumy" i samouwielbienia. 
Mimo wielu prób usprawiedliwienia się przed samą sobą, że w panujących warunkach pogodowych nie ma sensu biegać, przełamałam się i udałam się na stadion. Uznałam, że jak się biegać rzeczywiście nie da to wrócę do domu (swoją drogą pierwszy raz biegałam po stadionie. Zawsze tam tłum i to takich pro-biegaczy. Z dobrym oddechem, bez czerwonych twarzy, w pięknych strojach... A dziś było puściutko, coś wywiało tych prosów) i przynajmniej będę miała spokojne sumienie, że spróbowałam :) 
Na szczęście się dało. I to jak! Biegłam szybciej, więcej (z czterech kilometrów przemaszerowałam tylko 0,25)... dwukrotnie opadałam z sił (wiatr trochę utrudniał gdy wiał prosto w nos i blokował oddech) a wtedy odpalałam sobie powersonga :) 
Zabawne jest to, że kiedy już nie miałam sił, zwalniałam, zastanawiałam się nad maszerowaniem ta piosenka zmuszała mnie do biegnięcia szybciej i jeszcze oddech się znajdował żeby podśpiewywać. 
Wcześniej nigdy nie korzystałam z tej opcji, nie ustaliłam powersonga... ale zauważyłam, że ta jedna piosenka wpływa na mnie genialnie. 
Polecam!




Żeby nie było tak różowo wczoraj zrobiliśmy sobie pizzę. Ale przyznaję, że trochę tę pizzę przerobiłam - do ciasta dodałam mąkę razową, dałam dużo świeżych warzyw i mniej sera. No i nie zeżarłam pół jak zazwyczaj :)
 
A tu moje wyniki z dzisiaj:


11 stycznia 2014 , Komentarze (2)

Jestem nowa w mieście**
**na potrzeby tego wpisu miasto = ten portal ;)
 
Kilka dni temu zaczęłam biegać. Dzięki mojej koleżance, która natchnęła mnie i zmotywowała. Dziękuję! 
Zaczęłam też mniej jeść. Ale już zdążyłam się potknąć kilka razy i zjeść jakieś śmieci. Nie poddaję się. Jestem wytrwała i mam swój cel. 
 
Dobrze, dobrze jest biegać. Dobrze jest się ruszać. Na razie nie są to jakieś spektakularne biegi. Ot biegnę w tempie przekraczającym 7 min na kilometr. Ot cała trasa ma jakieś 4km a z tego i tak całości nie przebiegam. Jest kilka przerw na krótkie marsze. 
Ale co z tego, że wyniki nie powalają? Wzięłam dupę w troki i zaczęłam coś dla siebie robić! Nie odwlekając do wiosny, do lata, do jesieni, do jutra. Do wiecznego nigdy. Nie. Zaczęłam! 
I obym szybko nie skończyła!