Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 7788
Komentarzy: 186
Założony: 11 stycznia 2014
Ostatni wpis: 24 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
vege-run

kobieta, 35 lat, Raj

168 cm, 60.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 stycznia 2014 , Komentarze (11)

Dzień przed tym jak zaczynałam biegać zrobiłam sobie zdjęcia. Niestety (głupia, głupia ja) zapomniawszy o nich sformatowałam kartę aparatu. 
Zatem aby mieć w ogóle co porównywać wrzucam zdjęcia z dziś :) Robiłam je telefonem (tych zdjęć prawie nigdy nie usuwam) i na wszelki wypadek wrzucam tu ;)

Ponieważ jakoś nie jestem przekonana co do świecenia bielizną wrzucam zdjęcie w portkach biegowych co trochę "skróciło mi nogi" :) Bo niestety uda łączą mi się trochę za szybko (tzw bułeczki) a w czarnych leginsach nie widać, że to jeszcze nie koniec nóżek :P 


Dziś waga wskazała 62,7kg co bardzo mnie raduje ;) 

Niestety dzisiejsze bieganie będzie dopiero po południu bo muszę czekać na kuriera... Choć w sumie wątpię żeby przyjechał bo tak już powinien u mnie być od tygodnia (ah to allegro i użytkownicy z "sytuacjami losowymi").



Edit:
Niektórzy ludzie mają jednak mózg w dupie. Po "wspaniałej" transakcji na allegro z bezczelnymi, kłamliwymi ludźmi błagającymi o wyrozumiałość jestem nieźle wkurzona. 
Bieganie troszkę pomogło ale nieprzesadnie. 
Teraz tylko zastanawiam się jak całą historię zawrzeć w 250 znakach komentarza negatywnego. 



P.S. dzięki za miłe słowa ale jest jeszcze nad czym popracować ;)

26 stycznia 2014 , Komentarze (8)

Dziś dopadł mnie dzień z serii "nie chce mi się". Nie chciało mi się zwlec z łóżka, nie chciało mi się robić śniadania, nie chciało mi się iść do sklepu... Cudem do tego wszystkiego się zmusiłam.
Ale do biegania nie musiałam się bardzo zmuszać. O ile w niedzielę można się wylegiwać trochę dłużej, o ile zjedzenie śniadania trochę później nie byłoby czymś strasznym i o ile pójście do sklepu nie było niezbędne o tyle wiem, że bez biegania mojego celu nie osiągnę. Tak się już zaprogramowałam, że biegać trzeba i już. Byle tylko nie robić dłuższych przerw niż jeden dzień bo wtedy się rozleniwiam.

Nie mam dla siebie litości. Nie można tylko marzyć o tym jak będziemy wyglądać w wakacje. Nie możemy tylko marzyć o tym co będziemy umieć. Nie możemy tylko marzyć o tym co osiągniemy. 
Owszem trzeba mieć cele. Owszem wizualizowanie ich pomaga. Ale trzeba ostro zapierdzielać żeby te cele osiągnąć. Trzeba cisnąć siebie nawet jak się nie chce. Trzeba dawać z siebie wszystko... a wtedy wszystko jest możliwe. 


Poza tym muszę trochę więcej jeść. Ostatnie kilka dni miałam trochę za niski bilans co powoduje wieczorną ssawkę żołądka. Od dziś się pilnuję :)

(zapomniałam o potwierdzeniu moich dzisiejszych biegów)

25 stycznia 2014 , Komentarze (25)

Na termometrze -10 stopni. A jakoś ciepło tak. 
Wystarczy przebiec kilometr żeby się rozgrzać a potem ciepło się długo człowieka trzyma ;) Trochę dziwnie się czuję biegając (marszobiegując?) po stadionie. Zwłaszcza w soboty. Zimą nie ma zbyt wielu początkujących biegaczy więc biegam wśród ludzi mocno zaawansowanych, dublujących mnie co większą lub mniejszą chwilę.
Kilka miesięcy (ba! tygodni) temu nie uwierzyłabym, że nie będę się tym bardzo przejmować. Lubię być w czołówce. Nie lubię wypadać na czyimś tle gorzej. Nie wiem co się stało, że zmieniłam swoje podejście ale zaczęłam porównywać się tylko do siebie. 
No bo jak do diabła mogę się porównywać z kimś kto biega od kilku miesięcy? Lat? Trenuje zawodowo? Przecież to idiotyczne! 
Biegnę więc w swoim tempie, starając się pokonywać własne słabości a nie rywalizować. I jak na razie dobrze mi to wychodzi. 

Dziś na liczniku 7,5 km. I lekko ponad 50min (standardowo 6min marszu podzielonego na trzy tury). 



23 stycznia 2014 , Komentarze (10)

Nie dalej niż miesiąc temu, w bliskiej okolicy świąt (a może nawet i w święta) wracałam wieczorem z koleżanką i zaczęłyśmy rozmawiać o czekoladzie. O tym jakie lubimy i o tym (żeby było głębiej) jak zmienia się nasze podejście do czekolady z wiekiem. 
Pamiętam, że w dzieciństwie i w okresie dorastania byłam w stanie dorwać się do czekolady i zeżreć całą tabliczkę, twierdząc, że jeszcze mi mało. Dotyczyło to oczywiście także innych słodyczy - ciastek, cukierków, wszystkiego. 
Zawsze (jako dziecię kulturalne) częstowałam mamę, babcię i tatę. Tata jadł chętnie, ale mama zawsze odpowiadała, że nie lubi. No halo! Jak można nie lubić czekolady?!
Mama wówczas zawsze się śmiała, że jak dorosnę to zrozumiem i, że ona jako dziecko też mogła jeść i jeść słodkie. Yhym. Jasne. We wszystko uwierzę ale nie w to, że moja miłość do czekolady osłabnie - myślałam wówczas.
(i żeby nie było grubym dzieckiem nie byłam, byłam wręcz wychudzona).

No i cholera jasna stało się. Czekoladę lubię ale zjedzenie więcej niż rządka jest dla mnie czymś strasznym, robi mi się słodko i niedobrze. Dalej chętnie jem oczami, dalej cieszę się jak dziecko przy pierwszym kawałku ale potem... Ech zjadam najczęściej odruchowo (świetne mam odruchy) i potem cierpię. Czyżbym była dorosła? Brrr!


Dziś dzień przerwy od biegania. Pojechaliśmy na małą wycieczkę, łaziliśmy 6h po mrozie i było baaaardzo przyjemnie. Czasem warto pojechać nawet godzinkę dalej tylko po to by oderwać się od codzienności, zmienić troszkę otoczenie, odetchnąć. 
Moje menu z dziś powalające - rządek czekolady dmuchanej, połowa palucha pikantnego (białe pieczywo), pół bagietki czosnkowej (białe pieczywo), 2 kawy w domu z odrobiną mleka, i jedno latte z odrobiną syropu kokosowego. 
Dopiero teraz zasiadłam i jem zupę z soczewicy, pikantną, rozgrzewającą bo zmarzłam jak diabli ;))

I wycieczkowe zdjęcie: 

22 stycznia 2014 , Komentarze (13)

Wczoraj biegało mi się bardzo, bardzo źle. Padał marznący deszcz ze śniegiem, na chodnikach tworzyła się cieniutka warstwa lodu, nogi się rozjeżdżały... Strach się ruszać. Przebiegłam jedynie tyle ile plan zakładał czyli 10,5 min biegu + 2 min marszu x 3 :) No tam może dociągnęłam te 2,5 min biegu do czterdziestu ale ciii. 



Dziś pierwszy mróz (-5), trochę śniegu leży więc z obawy przed złamaniami i skręceniami wszelkiego rodzaju zdecydowałam się przenieść na pobliski stadion MOSiR-u. I uwaga (fanfary) przebiegłam 7km! Szaleństwo!


Od szóstego wybiegałam już 56km. Nie wierzę po prostu. 



Dla zainteresowanych korzystam z aplikacji Nike + running. Jest dostępna za darmo zarówno w iTunes Store  jak i w Google Play

20 stycznia 2014 , Komentarze (16)

Dziś równo dwa tygodnie od mojego pierwszego biegu, kilka dni później zaczęłam uważniej potrzeć co jem. I tak w te dwa tygodnie pożegnałam 1,4 kg! :) 

Pamiętacie kolegę leniwca, którego wczoraj Wam pokazywałam? Dziś odpuścił widząc mój zapał: 

Postanowiłam też dziś wypróbować moje nowe zakupy. Tylko kurtki nie testowałam bo jeszcze za ciepło ;) Jednakże mądra ja nie wyjrzałam przez okno dokładnie, tylko rzuciłam pobieżnie okiem (bez okularów) i na dole okazało się, że pada. Już, już miałam zawrócić ale jednak doszłam do wniosku, że nie jestem z cukru i się nie rozpuszczę. I bardzo dobrze! Jak to mawiał mój wuefista - nie ma złej pogody do biegania, jest tylko zły strój. No fakt - kaptura mi dziś zabrakło ;)
Dziś zaczęłam kolejny "tydzień" planu. Plan mówi: 10 min marszu + 2 min biegu i tak trzy razy. A ja sobie dodałam kolejne 10 min biegu na koniec i łącznie przebiegłam 46 min :) 
6,7km :)

19 stycznia 2014 , Komentarze (3)

...jedzeniowych. Kto się dopisze? :)
 
Mieliśmy dziś jechać na wycieczkę. Ale jakoś tak wyszło, że nie wyszło (bo cel naszej wycieczki w niedzielę zamknięty) więc postanowiliśmy skorzystać z darmowych wejść do muzeów i pozwiedzaliśmy nasze miasto ;) A na koniec poszliśmy na wegańskiego burgera i dobrze mi z tym. Pycha było. 
W zasadzie i tak kalorycznie nie będzie jakoś strasznie więc zadręczać się nie mam zamiaru. 

Dziś bez biegania bo postanowiłam biegać w systemie 3 dni biegów i dzień przerwy ;) Za to wracając z muzeów wskoczyliśmy do galerii handlowej jak większość Polaków (dżizas co za tłumy!) i wzbogaciłam się o biegowe portki termo, opaskę na głowę, kurtkę i komin. Jeszcze tylko jakiś fajnych rękawiczek mi brakuje i będę na zimę całkiem wyposażona :)
A dziś naprawdę powiało już chłodem. 

Dziś czeka mnie jeszcze 30 min z jogą w ramach relaksu. Jakoś nie mam weny na więcej bo dopadł mnie on:

18 stycznia 2014 , Komentarze (7)

Ha! 
Właśnie wróciłam z dzisiejszego biegu. Sama w to nie wierzę ale łącznie przebiegłam 6,6km! Zrealizowałam plan na dziś a nawet więcej. 

No ale oczywiście nie byłabym sobą gdybym czegoś nie pokopała. Tak więc po 0,8km (5 minut 47 sekund) sobie bieg zakończyłam zamiast spauzować kiedy miałam pierwszą dwuminutową marszową przerwę żeby pożegnać się z dotychczasowym towarzyszem, którego zaczęło boleć kolano :) 


Potem zaczęłam już bieg właściwy, sama. I realizowałam plan, trzy serie 10 min biegu + 2 min marszu. A od siebie dodałam 4 min biegu na koniec tak żeby dobić do 40 minut ;)


Podsumowując dystans: 6,6 km (+ w pamięci 2 min marszu, które się nie zaliczyły)
czas całkowity: 47:39 
kalorie: 420 :)

A teraz sączę sobie wodę z miodem i cytryną, i popadam w samozachwyt po raz kolejny. 
Każdego dnia pokonuję własne ograniczenia i to jest cudowne uczucie ;) 

Co ciekawe gdyby ktoś jeszcze miesiąc temu powiedział mi, że będę biegać zimą i, że będę przebiegać ponad 5km wyglądałabym tak:


A tu niespodzianka.

17 stycznia 2014 , Komentarze (5)

Ze trzy litry cierpliwości?

Bo ja wiem jaki mam cel - świetna kondycja. Jędrne szczupłe ciało. I TAK BĘDZIE. Zaklinam, że tak będzie. 
Jem zdrowo, jem mniej, ćwiczę.
Tylko tej cholernej cierpliwości brak. 


A na razie cieszę się bieganiem, bo choć męczę się niemiłosiernie i pot ze mnie spływa jak ta tłusta oliwa z tej lokomotywy to sprawia mi to ogromną radochę. 

Dziś znowu 5,3 km za mną. Cztery serie każda po 8,5 min biegu i 1 min marszu. 
Dałam radę! 

A po powrocie zrobiłam sobie słodką ucztę - jogurt naturalny, z połową banana, z połową kiwi i z 3 winogronami czerwonymi :)