Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Co mnie skłoniło do odchudzania? Chyba fakt, że moje obie siostry mają już rodziny, a ja wciąż jestem sama. Narodziny kolejnego siostrzeńca i zdjęcia z wakacji, na których wyglądam jak hipopotam były dla mnie zapalnikiem do wzięcia się w garść. Chciałabym założyć rodzinę, mieć męża i dzieci i wiem, że przy mojej wadze to będzie bardzo trudne. Chcę to zmienić. Chcę wreszcie patrzeć w lustro z zadowoleniem, chcę bez problemu kupować ubrania, robić sobie ładne zdjęcia nie tylko twarzy. Chciałabym, żeby ktoś zwrócił na mnie uwagę... Mam 22 lata. Moja siostra w tym wieku miała już dziecko i była prawie dwa lata po ślubie. Często, być może nieświadomie, zdarza jej się to mi wypominać. Po dwóch ciążach obie siostry wyglądają jakby nigdy nie rodziły - wciąż są szczupłe, piękne... Dobija mnie patrzenie w lustro. Mam dość życia.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 11370
Komentarzy: 261
Założony: 23 lipca 2014
Ostatni wpis: 14 sierpnia 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Agatkak92

kobieta, 32 lat, Kostrzyn

165 cm, 60.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 listopada 2014 , Komentarze (6)

Czaję się na zakup nowej spódniczki lub sukienki. Wszystkie, które zalegają w mojej szafie są mi za duże - niektóre tak (spódniczki), że same ze mnie spadają bez rozpinania :D Wybrałam się dziś na małe obejście sklepów, ale jakoś nie podchodzą mi rzeczy w tym sezonie... Albo to dziwnie odstaje, albo ma taki dekolt pod szyję, albo rozkloszowania zaczynają się w takim miejscu, że biodra wyglądają na 3x większe... 

Jedyna, która jakoś mi przypasowała to ta ze zdjęcia... Ale ostatnio obiektywne patrzenie w lustro mi nie wychodzi, a w sklepach byłam sama... Co sądzicie? Nada się na święta/urodzinową imprezkę? Czy sobie odpuścić? 

Spódniczkę mam upatrzoną w jednym sklepie, jednak nie było go w tym centrum handlowym :D I też nie wiem, czy dobrze leży, bo ostatnio wydaje mi się, że wszystko na mnie źle leży... HELP! :< 

26 listopada 2014 , Komentarze (3)

Może zacznę z grubej rury - jest problem. Problem jest taki, że: przed dietą wypróżniałam się raz na 4-7dni... Wiem i wiedziałam, że to źle, więc naprawdę ucieszyło mnie, gdy po rozpoczęciu diety zaczęłam chodzić do toalety w TYM celu codziennie... 
No ale problem jest taki, że od około tygodnia chodzę tam 2-3 razy NA DZIEŃ! I nie mam pojęcia dlaczego! Jem to co jadłam, piję tyle samo wody i kawy ile piłam... Nie palę (dobra, machnęłam się w tym tygodniu ze 4 razy od koleżanki, ale te rewelacje zaczęły się wcześniej). Wszystko wygląda tak jak powinno, ale zdarza się częściej i zaczyna mnie to martwić :< 

Ktoś-coś? Jakiś pomysł?! :D Nie chciałabym zamieszkać w łazience :< 

________________________________________________

Przed rozpoczęciem odchudzania ani myślałam o zakolanówkach... Podobały mi się, podziwiałam je na blogach modowych i na ulicach... Nigdy jednak nawet nie przeszło mi przez myśl, że mogłabym je nosić! Były ładne, ale nie dla mnie, więc nawet nie rozpaczałam w sklepach, że nie mogę ich kupić. 

Na ostatnich zakupach z rodzicami, już przy kasie, chwyciłam ciepłe - jak mi się wtedy wydawało - skarpety... Podałam je mamie, a że szukałam ciepłych skarpetuszek, kupiłyśmy je :D W domu okazało się, że to zakolanówki! 

Wczoraj wieczorem coś mnie tchnęło... Zajrzałam na kilka blogów, do wujka google... I założyłam zakolanówki :D Byłam w ciężkim szoku, że w ogóle wciągnęłam je za kolano, bo wcześniej nie wyobrażałam sobie, że dałabym radę to zrobić :D Po konsultacji z rodzicami i nieco bezcelowym tłumaczeniu jak i dlaczego się je nosi, postanowiłam założyć je dziś na uczelnię :D Uważam, że nie wyglądały najgorzej :D  

Powoli pozbywam się swoich największych kompleksów, tłumacząc sobie, że skoro schudłam to należy mi się czasem modowe "szaleństwo"... A kiedy ten argument do mnie nie przemawia, oglądam swoje stare zdjęcia :D I to mnie rusza :D 

23 listopada 2014 , Komentarze (32)

Dziś mijają 4 miesiące, od kiedy rozpoczęłam dietę! 

Wynik? 18 straconych kilogramów, co daje średnią 4,5kg / miesiąc!

Do wymarzonej wagi pozostało 6 kg, ale poważnie zastanawiam się nad schudnięciem do 58 ;) Dieta nie jest dla mnie uciążliwa, więc nie byłoby to chyba problemem ;) 

Drastyczne fotki - tylko dla naprawdę wytrzymałych :D Po lewej 84kg ze środka lipca tego roku, po prawej 66 z dziś :) 

18 listopada 2014 , Komentarze (6)

Już niedługo miną równo 4 miesiące mojej diety... 4 miesiące walki o nową siebie, ćwiczenia silnej woli, zmian - nie tylko tych zewnętrznych. 

Swoje -17kg uważam za sukces - nie spodziewałam się, że naprawdę dam sobie radę, że będzie aż taki efekt. 

Każdym utraconym pół kolo chwalę się siostrom, rodzicom, przyjaciołom... Podnosi mnie na duchu jak znajomi komentują moje nowe zdjęcia na Facebooku, jak nawet ci, których nie widziałam już kilka lat, widzą zmianę i mi jej gratulują. Otuchy dodaje mi każdy pełen dumy uśmiech mamy, każdy żart taty, każdy wyciągnięty z szafy za duży ciuch. 

Czasem jednak okazuje się, że ludzie, po których się tego nie spodziewamy, podcinają nam skrzydła. Niby w żartach rzucony komentarz, a jednak po minie tej osoby wiesz, że to nie ma z żartem nic wspólnego. Wyczuwasz jad w głosie. Niby żarty, śmiechy w koleżeńskim gronie, pogaduchy o ciuchach, a tu nagle pada komentarz "i tak jesteś gruba" bądź inny temu podobny... 
Z życia wzięta, z najbliższego grona znajomych... I mówi to osoba, która ma większe problemy z wagą niż ja miałam na samym początku... 

Co mi pozwala przyjmować takie komentarze na klatę? Każde spojrzenie w lustro, w witrynę sklepową, w dół na swoje nogi! Nigdy nie osiągnę figury modelki, bo mam już taką a nie inną budowę ciała - szerokie biodra i ramiona od zawsze, a do tego jestem niska - ale przynajmniej zrobiłam coś, żeby nie wyglądać jak ten pączek na wystawie cukierni, w której szybie czasem rzucam na siebie okiem! 

Staram się jak najwięcej uśmiechać - cieszyć się życiem, nie tworzyć sobie sztucznych problemów i ignorować takie docinki! ;) 

Nie poddawajcie się! Uwierzcie w siebie i... Just Smile! :) ;) 

No i foteczka - przed rozpoczęciem dewielorybizacji i wczorajsza! <3 

15 listopada 2014 , Komentarze (3)

Wszystko się wali... 
Na uczelni - kolokwium jedno za drugim! 

Jestem chora i mam wrażenie, że momentami mózg mi się gotuje. A jak już poczułam się lepiej i miałam nadzieję, że zdrowieję - dowaliło dodatkowo bólem gardła i rozpoczynającym się kaszlem!

Spóźnia mi się okres. 

A waga nieustannie od kilku dni pokazuje 68 zamiast 67 ;|

Czuję się niemiłosiernie opuchnięta, mam wrażenie, że moja twarz wygląda teraz jak ziemniak, nie mogę oddychać i nie mam totalnie na nic ochoty... 

10 listopada 2014 , Komentarze (6)

W moim domu w ostatnich dniach nie mówi się właściwie o niczym poza odchudzaniem - do diety dołączył tata (startując z 98 kg) i mama (startując z 65). Pierwsze efekty są - mama -2kg, tata -3 :) Czuję się jak mały dietetyk! :D 

Mi natomiast dziś wybiło -17kg (według Vitalii moje BMI wynosi teraz 24,61, a startowałam z 30,85!!!) - do założonego celu zostało 7kg, ale zastanawiam się, czy nie zwiększyć sobie do 9 :) Idzie mi świetnie, a znalazłam ostatnio zdjęcia, kiedy ważyłam te magiczne 58kg... To było 8 lat temu, byłam właściwie jeszcze dzieckiem i nie miałam kobiecych bioder, a piersi były między A/B, więc wiem, że tamtej figury już nie uzyskam, ale przynajmniej wagowo będzie to samo! 

Mam coraz mniejsze opory, żeby nosić legginsy (co jest dziwne, bo znam osoby, które przy ponad 90kg się nie krępują....), więc zaczynam się do nich przyzwyczajać :D 

Dzisiejsze foto mało wyraźne, w troszkę uwalonym lustrze... Ale jest! :) 

6 listopada 2014 , Komentarze (2)

Ponad 3 miesiące nie miałam żadnego problemu z trzymaniem diety, a dziś... O MÓJ BOŻE!!
Zjadłam 1400 kcal, tj. prawie 2 razy tyle, co zjadam zwykle! Pogrążył mnie rogal marciński - nie mogłam się powstrzymać, uwielbiam je a święto tuż-tuż! Ponad 540 kcal w tym cudzie, a ja wrąbałam bez wyrzutów sumienia zanim wpisałam go do aplikacji... A potem cały dzień myślenia, wyrzucania sobie, jedna wielka ochota na sprowokowanie wymiotów! 

Najgorszy dzień na diecie ever! Nawet w lustro ciężko mi spojrzeć, bo czuję się jakbym była ze dwa razy grubsza przez to obżarstwo! 

2 listopada 2014 , Komentarze (1)

Na początku diety przy owulacji ważyłam prawie 5kg więcej... Waga skoczyła w górę z dnia na dzień i zaraz po skończeniu owulacji automatycznie spadła. W następnych miesiącach na czas owulacji zatrzymywała się lub wzrastała o 1-2kg... A tym razem? 

Jakie było moje zdziwienie, gdy stanęłam na wagę, a tu pół kilo mniej! Trzy razy sprawdzałam, czy waga jest dobrze ustawiona i czy dobrze widzę ;) To dla mnie szok, bo przez parę dni był zastój, byłam przygotowana na wzrost wagi i wcale się tym nie przejmowałam, a tu proszę! :) 

Dzisiejszy i wczorajszy dzień spędziłam rodzinnie i dość aktywnie - wczoraj półtorej godziny spaceru (krokomierz Vitalii pokazał 700 spalonych kalorii), zabawa z siostrzenicami, 230 brzuszków (130 rano i 100 wieczorem z mamą), trochę ćwiczeń na wewnętrzne partie ud (wyglądam przekomicznie robiąc je :D). Dziś z kolei brzuszki + basen oraz spacer. Już nawet nie mam zakwasów po brzuszkach, co mnie troszkę martwi :D 

Dziś dodatkowo dowiedziałam się od przyjaciela, że nasz znajomy z technikum (który swoją drogą podobał mi się przez jakiś czas ;) ) nie mógł uwierzyć, że moje nowe zdjęcia przedstawiają mnie <3. Cudowne uczucie! :) 

30 października 2014 , Komentarze (2)

I nadeszły te dni, kiedy waga nie ruszy z miejsca, a czasem nawet wzroście - wiem, że tak będzie. Już się przyzwyczaiłam, że w czasie jajeczkowania właśnie tak się dzieje. 

Wiem też, że zaraz wszystko wróci do normy <3 Dlatego nie poddaję się, nie dołuję i dalej dążę do celu! 

Podczas tych 3,5 miesiąca odchudzania, miałam sporo czasu, by przemyśleć wiele rzeczy w swoim życiu. Doszłam do wniosków na pierwszy rzut oka dość banalnych, ale jednak ważnych. Otóż:

1. Nie warto tworzyć sobie sztucznych problemów - po co zatruwać sobie życie czymś takim? Po co wymyślać, wkurzać się na rzeczy, na które nie mamy wpływu. 

2. To, że reszta uważa, że nie dasz rady, wcale nie oznacza, że tak będzie - wszystko zależy od nas samych! Wiele osób mówiło mi, że nie dam rady schudnąć i co? Jakoś świetnie sobie radzę :D 

3. Dostrzeżenie w sobie pięknych stron wcale nie jest takie trudne! Mimo nadprogramowych kilogramów, każdy ma w sobie coś pięknego! Oczy, włosy, wnętrze... Wystarczy poszukać! :) 

Dzięki tym 3 punktom, oraz wielu innym, żyje mi się o wiele lepiej. O wiele łatwiej iść mi z uśmiechem ulicą, czuć się pewnie, być miłą dla innych. Nie straszna żadna depresja, słowo! :) Nie ukrywam, że sukces w odchudzaniu też ma w tym swój udział, ale często zapominam o tym, że schudłam - przecież w pociągu, na ulicy, wszędzie są piękne, zgrabniejsze dziewczyny, obok których muszę stać czy siedzieć i nie umknie mojemu spojrzeniu, że mam grubsze nogi... 

Tak więc...

UŚMIECHAJCIE SIĘ! 

Nie dajcie się wytrącać z równowagi wrednym docinkom, braku wiary ze strony innych, które często wynikają z czystej zazdrości! 

29 października 2014 , Komentarze (5)

Od jakiegoś czasu myślałam nad wprowadzeniem sobie ćwiczeń... Czegokolwiek, co mnie zajmie, a przy okazji pomoże na ostatniej drodze do wymarzonej wagi. 

Początkowo myślałam o czymś na nogi, jednak ciężko było mi znaleźć ćwiczenia, które nie obciążają kolan. A dziś, kiedy wreszcie znalazłam - okazało się, że nie mogę ich wykonać, bo jestem cienias :D 

Od wczoraj zaś robię brzuszki - po 100 sztuk na początek, wieczorkiem. Już dziś, po wczorajszej pierwszej setce, ciężko było mi się śmiać. O dziwo - cieszy mnie to! Bo wiem, że działa, że coś tam w środku się dzieje :) 

Tak więc do mojej diety dorzuciłam brzuszki :D Zobaczymy jak długo wytrzymam :D 

Wczoraj zdarzyła się dla mnie niezwykle miła rzecz... Otóż koleżanka z uczelni, z którą dość rzadko rozmawiam, przyszła i na dzień dobry: "Świetnie wyglądasz! Jak ty to zrobiłaś, ćwiczyłaś coś?"... Dziś druga nawiązała podobną rozmowę.

To naprawdę miłe, kiedy ktoś zauważa efekty! Nawet po tak długim czasie (w końcu od miesiąca widzimy się co najmniej 3 razy w tygodniu). <3 

Co więcej - szykują mi się gruntowne porządki w szafie! Bo o ile część z ubrań, które nosiłam wcześniej miałam ciasnych lub rozciągliwych i pasują na mnie nawet teraz, są po prostu luźne i nie wyglądają źle, spodnie już w większości wymieniłam, a tata regularnie dorabia mi dziurki w pasku, to kolejna część ubrań... Cóż - wyglądam jak w worku! Dziś chciałam założyć jedną ze swoich ulubionych bluzek, kupioną jesienią poprzedniego roku i aż sama zaśmiałam się do lustra. Wisi mi nawet pod pachami! 

Staram się póki co nie wymieniać całej garderoby - po pierwsze to trochę kosztuje, a po drugie wiem, że jeśli uda mi się jeszcze schudnąć to i nową garderobę będę musiała wymienić. Ale części ubrań po prostu nie da się już nosić :D Z jednej strony piękne, bo widzę swoje efekty - z drugiej straszne, bo w większości są to moje ulubione rzeczy i wiem, że szybko w nowe się nie zaopatrzę. 

Lecę przygotować się na jutro na uczelnię - ostatni dzień przed długim weekendem. Trzeba to przetrwać :)