Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Poczuć się lepiej w swoim ciele! :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 37920
Komentarzy: 677
Założony: 21 września 2015
Ostatni wpis: 7 września 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
_czarodziejka

kobieta, 35 lat, Gdańsk

168 cm, 86.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 czerwca 2016 , Komentarze (7)

Cześć Piękne (kwiatek)

Dziś raczej krótki wpis, bo nie mam o czym pisać :p

Dopadł mnie @, brzuch boli, więc poćwiczyłam Skalpel Chodakowskiej, bo to jedne z jej lżejszych zestawów. Dziś jeszcze przede mną tańce.

Wczoraj i przedwczoraj poćwiczyłam godzinkę orbitreka i chodziłam na spacery. W poniedziałek poszliśmy z L. na spacer 3godzinny, nie spodziewałam się, że tak nam zejdzie i tyle km zrobimy, ale samo się tak jakoś ułożyło. Poza tym uparłam się, że będę dokarmiać te małe bezdomne kotki o których pisałam jakiś czas temu i realizuję ;)

Kociaki są słodkie. Mimo dokarmiania ostrożnie podchodzą do ludzi, raczej nie dają się pogłaskać, jedzą tylko na odległość od człowieka. Może i dobrze, lepiej, żeby były ostrożne i wyczulone na niebezpieczeństwo, tym bardziej, że po tej ulicy spaceruje wiele osób z psami.

Zrobiłam im fotkę jak jadły, nie mam lepszej, bo maluchy były w ciągłym ruchu i się rozmazywały :D


Ostatni goście potwierdzili nam swoją obecność, więc jest fajnie ;) Dziś na forum przeczytałam, że na wesele to zawsze zaprasza się jak leci wszystkich wokół, więc nie ma co przywiązywać wagi do zaproszeń - i nie powiem, szczęka mi opadła. Nie wiem kto tak niby zaprasza, ale i ja, i wszyscy z mojego otoczenia jak zapraszali to tylko najważniejsze osoby, najbliższe grono, na którym naprawdę zależy parze młodej. Więc zupełnie nie rozumiem podejścia zaprezentowanego w tamtej wypowiedzi - to po prostu stwierdzenie nie mające w ogóle odzwierciedlenia w rzeczywistości :? Bardzo mnie dziwi takie rozumowanie.


Wiecie z czym a propos wesela mamy ostatnio największy problem? Z odpowiednio dużą folią do własnoręcznie skonstruowanego przez nas kosza prezentowego dla rodziców. Nie możemy znaleźć tej głupiej folii :D Jeździliśmy już po papierniczych, kwiaciarniach... I dupka, nie ma. Dziś lecimy specjalnie zobaczyć w Praktikerze, Leroy Merlin, może w Bałtyckiej... Wkurzające, że za taką pierdołą - bo inaczej tego nie nazwę - musimy się tyle nabiegać. :< Nie wiem co zrobimy jak się nie uda znaleźć - kosze w weekend będą przekazane świadkowej do pilnowania, więc do piątku musimy je wreszcie zapakować.


Ostatnio czuję się jakaś podmęczona. W weekend jedziemy do mojej rodziny i będziemy całe 3 dni biegać i załatwiać, dopinać sprawy organizacyjne... Z jednej strony dobrze mi chyba zrobi zmiana otoczenia, z drugiej strony chciałoby się wreszcie naprawdę odpocząć. :PP

Idę szorować łazienkę. A nie chce mi się... Normalnie leń na kilometr :D

Pozdrawiam ;)

27 czerwca 2016 , Komentarze (6)

Cześć Dziewczyny!!!

Weekend miał być spokojny, a nie miałam czasu, żeby dodać wpisu :p

Sobota zupełnie nie wiem kiedy zleciała... Na szczęście do południa było słonecznie i upalnie, więc zrealizowałam swój plan z opalaniem na plaży :D Po południu rozpętały się burze i trwały do nocy - a Narzeczony przygotował dla mnie niespodziankę na Starym Mieście i mimo pogody nie odpuścił.

Pojechaliśmy więc w deszczu i burzy na Starówkę, posiedzieliśmy w fajnej knajpce (Pikawa się zwie ;)), a później wyszliśmy na spacer. Pogrzmiało, lało, a on nie chciał powiedzieć gdzie idziemy. Poprowadził mnie jakimiś krętymi ścieżkami tak, że się pogubiłam. Później przyznał się, że na miejsce można było dojść w 5 minut prostą drogą, ale chciał mnie zamotać - i mu się udało :p

Niespodzianką okazała się być fontanna - podświetlana i wyrzucająca wodne kombinacje w rytm muzyki wygrywanej z pobliskiej wieży (chyba kościelnej, ale nie mam pewności).

Wiecie co? Jeszcze nigdy nie oglądałam grającej fontanny stojąc w deszczu, pod parasolem, przy boku swojego faceta...W ogóle oglądać pokazy wodne w deszczu... Trochę to dziwne. I jedno wiem - było niesamowicie! :DTen padający deszcz dodawał tylko uroku i czarował, tak jak fontanna. Ale wymyślił, ten mój L... :D


Niedziela zeszła nam na kupowaniu prezentów dla rodziców w ramach podziękowania ślubnego. Skombinowaliśmy własnoręcznie ogromne koszyki słodkości i do tego komplet 6 przepięknie zdobionych kieliszków do wina - dla każdego domu.

Kieliszki są takie (podobne do tych co kupiliśmy) - zachwyciły mnie od I chwili jak je zobaczyłam :D:


Co do diety... w piątek Narzeczony podstępnie namówił mnie na lody - na 2 porcje! Byłam nawet trochę zła, bo planowałam tylko 1 porcję, a on zapłacił za 2...  No i przecież nie mogło się zmarnować... Ale pyszne było, więc złość długo nie trwała :D Wliczyłam to w bilans kaloryczny dnia,  odpuściłam 1 posiłek, więc nawet jako grzech się nie liczy :p

Poza tym jadam grzecznie to co mogę, piję dużo wody, kawę zieloną, młody jęczmień i szklankę wody z octem jabłkowym... A i na czczo wodę z cytryną. Śniadanie to zwykle otręby owsiane z owocami, cynamonem i mlekiem 2 %. Obiady różnie... raz zupki, raz pierogi, raz danie z ciemnym makaronem... Jest ok. 

Ćwiczę systematycznie. Godzinkę dziennie - orbitrek lub coś Chodakowskiej. Do tego staram się dodatkowo ruszać, spacery, sprzątanie itd.

Jestem tuż przed @ i dziś z ciekawości weszłam na wagę. Dość często ostatnio wchodzę, ale teraz byłam ciekawa o ile kg zatrzymała mi się znów woda - a tu miła zaskoczenie - kolejny raz widzę -1kg. Tak to się żyje! :D

A to ta fontanna:

Naprawdę urzekająca - podczas oglądania zupełnie wyłączyłam się z otoczenia - była tylko muzyka i kolorowa tańcząca woda.

Dość bujania w obłokach - lecę gotować obiadek ;)

Pozdrawiam!!! (kwiatek):D

23 czerwca 2016 , Komentarze (14)

Cześć Vitalijki :)

Już się cieszą na zbliżający się weekend - wreszcie trochę spokoju :))) Odpoczniemy, poleniuchujemy z Narzeczonym, może się poopalamy nad morzem... Po cichu na to liczę, choć sobotę jak na złość zapowiadają deszczową. Ale w końcu co oni tam wiedzą :p

To będzie chyba ostatni spokojny weekend przed ślubem - lipiec to będzie miesiąc dopinania formalności i ciągłych wizyt. Czeka mnie też ugoszczenie rodziców i teściów jednocześnie - muszą się w końcu poznać, a ciężko było to zorganizować, skoro mieszkają od siebie ponad 700 km ;) Trochę się stresuję, bo nasze rodziny dość mocno się od siebie różnią i jednocześnie jestem ciekawa, jak tak inni ludzi się dogadają :D

Już chociaż popatrzmy na nasze mamy... Moja mama to nauczycielka, lubiąca się wystroić, mająca silny charakter, swoje zdanie i dobre serce. Mama L. z kolei to kobieta niesamowicie oddana rodzinie, uwielbiająca dzieci, nie stroi się tak jak moja, jest bardziej domatorką. Chociaż mają też cechy wspólne - obie uwielbiają czytać książki (i mamy z Narzeczonym to po nich ;)).


Dietkę trzymam dalej, wzorowo i wręcz restrykcyjnie ;) Na razie nie zmieniam paska wagi, zważę się już po zbliżającym się @. Mam wrażenie, że widzę u siebie mięśnie brzucha, co jest o tyle dziwne, że wciąż mam na brzuchu tłuszczyk. Ale bardzo, bardzo cieszą mnie efekty. 

Co do ćwiczeń - dziś zaliczony orbitrek, wczoraj Sukces Chodakowskiej. Tak sobie uświadomiłam, że jestem w stanie zrobić już bez problemów te jej ćwiczenia, które na początku stanowiły dla mnie nie lada wyzwanie :D 

Wczoraj byliśmy też z L. na kolejnej lekcji tańca. Zaczynam to coraz bardziej lubić - a Buesa uwielbiam (pewnie dlatego, że najlepiej nam idzie :p). Jesteśmy w stanie bez najmniejszego problemu zatańczyć w rytmie, zrobić promenadę, mój obrót, podwójny obrót :) Jest dobrze :D


Ostatnio kupiłam sobie masło do ciała o zapachu trufli czekoladowych.... Niebo w... nosie :D Nie ciągnie mnie ostatnio do słodkiego, ale ten balsam jest po prostu niesamowity. Zresztą, kosmetyki z Ziaji na bazie masła kakaowego są równie cudne - taż mam ;)

Dzięki Dziewczyny, że jesteście, że komentujecie i wspieracie. Jesteście dla mnie ogromną motywacją i siłą!!! Dziękuję (kwiatek)

Miłego popołudnia ;)

21 czerwca 2016 , Komentarze (8)

Cześć Dziewczyny!!! :*

Pogoda coś ostatnio nie dopisuje - ranki zawsze są słoneczne i mamią wizją pięknego dnia, a zaraz po południu zawsze robi się deszczowo i brzydko. Ale nawet to mnie nie zniechęca!

Wczoraj i dzisiaj zaliczyłam orbitrek 1h obciążenie 4. I spacery :D 

Uparliśmy się z Narzeczonym i wczoraj wyszliśmy nawet w deszcz. Wzięliśmy parasole, pomaszerowaliśmy nad morze. A jak przyjemnie było! Lekki deszczyk, mało ludzi, pogadaliśmy sobie, pochodziliśmy - byłam bardzo zadowolona. ;)

Po drodze minęliśmy budkę dla kotów bezpańskich, gdzie bawiło się 5 małych kociaków... I przepadłam z kretesem, po prostu się rozpłynęłam. Były tak słodkie, urocze, małe, śmieszne, że o mało co nie wzięłam jednego do domu... Gdybym tylko mogła - jedno kocię już by miało swój dom. Szkoda, że na razie nie mogę :( Właściciel mieszkania nie zgadza się na zwierzęta (szloch) A mi się marzy właśnie kotek... Te maleństwa podbiły całkowicie moje serce, będę je regularnie dokarmiać, to już pewne.

Kociaki były podobne do tych:


Za to dziś odwiedziłam bibliotekę i wypożyczyłam nowe pozycje :D Oto one:


Dietę trzymam wzorowo, czuję, że chudnę i wydaje mi się, że widzę już efekty wizualnie. Ha! (alkohol)

Pełnia szczęścia :D Chociaż nie, do pełni brakuje mi kota, ale prawie pełnia :p

Pozdrawiam!! (kwiatek)

19 czerwca 2016 , Komentarze (12)


Hej hej :)))

Ostatnio czuję, że żyję! Czuję się lżejsza, piękniejsza, czuję się po prostu lepiej we własnej skórze :D

Jem mniej i zdrowo. Dzięki temu osiągnęłam wreszcie to odczucie lekkości. W weekend mam przerwę od ćwiczeń, ale środa, czwartek i piątek były pod znakiem treningu i ruchu. Orbitrek - 1h i 4 obciążenie, do tego zawsze rower lub spacer, sprzątanie, ogarnianie domu, Sukces Chodakowskiej itd. Także ruch wygrywa 8)


Moje spostrzeżenia - waga mi wcześniej nie spadała, bo chyba byłam przetrenowana. Tak mi się coś wydaje... Ćwiczyłam codziennie po co najmniej 2 godziny, cisnęłam duże tempo na bardzo wysokim obciążeniu na orbitreku, do tego dokładałam najtrudniejsze dla mnie ćwiczenia Chodakowskiej. W którymś momencie czułam przesyt, zmęczenie, zaczęłam zmuszać się do treningów. Moja frustracja rosła, bo im bardziej cisnęłam, tym gorzej wyglądała moja waga.

Teraz trochę odpuściłam. No owszem, przycięłam kalorie, ale i ustaliłam sobie intensywność treningów tak, żeby sprawiały mi przyjemność, a nie były katorgą. Chęć do ruchu znów mi wróciła! - orbitrek już nie jest męczarnią, nie mogę się go doczekać! :D I wystarczyło tylko zmniejszyć obciążenie o 1 i przemówić sobie do rozsądku, że nie muszę przecież godzinę jechać na najwyższym możliwym tempie aż do zemdlenia :p


Wczoraj firma L. organizowała całodzienny Piknik Rodzinny dla pracowników i ich rodzin.  (klaun) Wynajęli zajazd położony w pięknych lasach, z dużą łąką tuż obok. Ale tam było atrakcji dla dzieciaków! Coś naprawdę fajnego!

Dmuchane zamki, trampoliny, malowanie twarzy, gry i zabawy edukacyjne, kurs I pomocy, pokaz żonglerki piłkami nożnymi i występ iluzjonisty.

Z tych dwóch ostatnich atrakcji sami byliśmy zadowoleni - fajnie się oglądało. A iluzjonista był powalający, ze swoimi żartami w stronę dzieciaków :D

Do tego darmowe jedzenie - grill i różne sałatki. (nie zgrzeszyłam za bardzo, zjadłam tylko szaszłyka, jedną pierś z kurczaka i do tego duuuużo warzyw i sałatek przez cały dzień).


Byliśmy z inną parą - kolega z pracy Narzeczonego wziął żonę. Fajni ludzie, ale tacy inni niż my! ;) Trochę jak hipisi, dla mnie tak niesamowicie kolorowi, ciekawi, zwariowani i oryginalni ludzie, że nie mogłam się nimi nazachwycać!  Bardzo, bardzo orientalni w swoich poglądach i życiu, ale dogadywaliśmy się bez najmniejszego problemu. W sumie dopiero wczoraj ich poznałam, a czułam się jakbym znała ich od dawna. 8)

Coś czuję, że jeśli będą w przyszłości jakieś imprezy firmowe to nasze pary będą zwykle trzymać się razem. :)


Fajną atrakcją były też 3 ecape roomy. Wprawdzie trochę prowizorki - bo zrobione w namiotach, ale i tak muszę przyznać, że można było się nieźle zabawić, rozwiązując zagadki.Podobała mi się rola detektywa, nie powiem, odnalazłam się :D Wspólnie z żoną tego kolegi otworzyłyśmy skrzynię, której ponoć nikomu wcześniej nie udało się otworzyć - prowadząca była zaskoczona. Ale w końcu co to dla nas, pikuś (cwaniak) :p


Aaa, no i w sumie to też zrobiliśmy sobie wspólnie z tamą parą długi spacer po lesie - do domu wróciliśmy pod wieczór. Czułam się tak zmęczona, jakbym miała ciężki trening ;)

Dziś wreszcie odpoczynek - siedzę na tyłku w domu i nigdzie się nie ruszam :p Już mi brakowało takiego dnia!

Pozdrawiam i spokojnego, słonecznego weekendu życzę!! (kwiatek)

16 czerwca 2016 , Komentarze (4)

Witajcie Vitalijki!!! (kwiatek)

Wczoraj daliśmy z Narzeczonym czadu. Nie poszliśmy na planowany spacer, tylko pojechaliśmy na przejażdżkę rowerową. 1,5h szaleńczej jazdy rowerem - bo tempo L. takie przycisnął, że do domu wróciłam cała mokra. Najpierw marudził, że jest zmęczony i nie ma sił - a jak sam narzucił tempo, to miałam problem z dogonieniem go. :D

I wiecie co? Chyba jednak nie najmądrzejszym pomysłem jest robić taki trening rowerowy tuż przed kursem tańca :p

Oboje byliśmy tak zmęczeni, że w sumie to słabo nam poszło to tańczenie. Mnie chwyciły zakwasy po porannych ćwiczeniach Sukcesu, w tym ćwiczeniach na pośladki i uda, dobiłam się jeszcze tym rowerem... A L. był wykończony po pracy - normalnie po jego oczach widziałam wyczerpanie, choć już nic nie mówił. Chyba nie chciał już marudzić :D

Powiem Wam, że wspaniałego mam tego Narzeczonego. Tak bardzo chce mi sprawić przyjemność, że nie raz zmusza się do aktywnego spędzania ze mną czasu po pracy. Widzę, że wraca do domu podmęczony, ale i tak to on ciągnie mnie na spacery, rower, na porobienie czegoś razem - byleby tylko mi poprawić humor i pomóc w odchudzaniu. Jest niesamowity! <3


Dziś pochodziłam już 1h na orbitreku, czyli trening ładnie zaliczony. ;)

Dietowo trzymam się w ryzach, grzecznie jem tylko to, co dopuszczalne, piję dużo wody, rano na czczo wodę z cytryną, do tego w ciągu dnia zieloną kawę i młody jęczmień ze schłodzonym sokiem. W ogóle nie mam ochoty na słodkie (obym nie przechwaliła!) i póki co trzymam się z daleka od lodów.

;)

Pozdrawiam :D

15 czerwca 2016 , Komentarze (4)

Cześć i czołem Dziewczyny!!! :)))

Melduję, iż dziś odhaczyłam już Sukces z Chodakowską (jak zwykle dała mi wycisk), ćwiczenia na brzuszki, a przede mną jeszcze spacerek z Narzeczonym i wieczorem ponad 1h kursu tańca :D

Wczoraj był orbitrek i spacerek.

Jestem naładowana energią! Zmieniłam trochę swoje menu, ucięłam jednak kalorii - i już mam pierwszy spadek :D Na razie nic nie zmieniam na pasku, zrobię to za dłuższy czas, żeby mieć bardziej ustabilizowaną wagę. Tak się cieszę, wreszcie widzę, że coś tam się ruszyło - po 2 miesiącach zastoju! Nawet przyznam Wam, że tydzień temu waga w ogóle mnie podłamała, pokazując kolejne +2kg. 

Właśnie dlatego postanowiłam coś zmienić. Dzień zaczynam od picia wody z cytryną. Nie wiem czemu, ale jak piję to w ciągu dnia to wszystko ok, ale jak piję rano na czczo to zawsze mnie skręca, tak mi nie smakuje... Naprawdę zmuszam się, żeby to wypić.

No ale nic, zobaczymy jakie będą wyniki ;)


Co do formalności, które ogarnialiśmy, to trochę był śmiech na sali :D Specjalnie pojechaliśmy do Szczecina, żeby mógł ze swojego kościoła wziąć świadectwo chrztu i bierzmowania - potrzebne w mojej parafii.

W jego parafii ksiądz niepomiernie się zdziwił, że chcemy od niego świadectwo chrztu, bo okazało się, że L. chrzczony był gdzie indziej - i nieważne, że teraz należy do tej parafii, oni nie mogą mu wydać zaświadczenia.

Więc dobrze, pojechaliśmy do kolejnego kościoła (miejsca jego chrztu) - i tam patrzymy, a kancelaria jest tam czynna tylko w konkretne dni tygodnia od 16 do 18. Całe szczęście, że akurat trafiliśmy w ten dzień, tylko było przed południem... No więc ok, wracamy do domu, żeby o tej 16 kolejny raz pojechać do kościoła.

Przyjechaliśmy - w kancelarii siedzi jakaś starsza kobieta, bardzo nieprzyjemna. Coś tam pomruczała, minutę coś wypisała na karteczce, złożyła ją i oddała nam w kopercie. Pytam ją, czy zaznaczyła tam też bierzmowanie Narzeczonego (bo można zaznaczyć na jednym dokumencie) - a ona do mnie z gębą, że o co mi chodzi, tam jest wszystko co potrzeba do ślubu przecież! No ok... Chcemy wychodzić - nie, nie możemy, zatrzymała nas - musi być ofiara za wypisanie tego świstka :< (dobrowolna ofiara, ha ha ha!).

Wychodzimy od niej - zaglądam do środka - a tam nie ma ani słowa o bierzmowaniu!!! Myślałam, że piorun mnie strzeli na miejscu. Wściekłam się i powiedziałam L., żeby on do niej wracał i to załatwiał, bo ja ją chyba zagryzę.

Jakoś on też nie miał ochoty. Babka wpisała nam na świadectwie chrztu pod spodem datę jego bierzmowania i nazwę parafii - ale nie wiadomo było co to w ogóle jest, nie było ani słowa, że to bierzmowanie. Nie zaznaczyła tego :| Pytałam ją, czy jest na pewno wszystko, to przecież mi wręcz odwarknęła, że tak. I już sami zgłupieliśmy.

Podjechaliśmy znów na wszelki wypadek do jego parafii do której przynależy i był bierzmowany. Ksiądz tam spojrzał na świstek i stwierdził, że no rzeczywiście, przecież tam nie jest napisane, że to bierzmowanie (kreci) Nie uznają nam tego!

I poradził, że mamy do niej wrócić. (przypominam, że to był szczyt korków i od jednej części Szczecina do drugiej przebijaliśmy się ok. godziny). Na szczęście Narzeczony sam wpadł na pomysł, że przecież mogą mu na miejscu wystawić oddzielnie świadectwo bierzmowania, skoro bierzmowany był w tej parafii... No i ksiądz przytaknął, że to rzeczywiście świetny pomysł.

Także załatwianie głupich świstków z kościoła zajęło nam od 9 rano do 18 wieczorem, bo dopiero wtedy wróciliśmy do domu. Powiedziałabym (adekwatnie do sytuacji i kościoła) - bosko!! :PP:< Cały dzień było bieganie po parafiach. Bo oczywiście u nas nie można niczego załatwić szybko, prosto i skutecznie - nikt nie jest na tyle miły, żeby nam dokładnie wytłumaczyć formalności, mało tego - osoby siedzące w kancelarii (jak ta kobieta) same nie znają się na rzeczy i wprowadzają tylko zamęt.

Jeszcze ok, jeśli ktoś ma kościół na miejscu - ale u nas to odległość ponad 700 km i jakby okazało się, że coś nie tak, to jak my to szybko załatwimy???? Niemożliwe.


Ale się rozpisałam :D A na koniec parę zdjęć z przepięknej szczecińskiej Różanki:


W końcu dziś nie pada i wyszło słoneczko :) Zrobiło się też cieplej, bo ostatnie dni trochę wymarzłam (slonce) Super :D

Pozdrawiam!! :D

13 czerwca 2016 , Komentarze (6)

Cześć :)

W ten weekend pojechaliśmy do Szczecina załatwiać resztę spraw ślubnych. Nie spodziewałam się, że trafimy na Dni Morza!

Impreza taka, że opadła mi szczęka. W ciągu dnia mnóstwo atrakcji w postaci wielkich żaglowców do których można wejść i pozwiedzać od środka. Setki straganów: z ubraniami, zabawkami, jedzeniem i piciem, lodami, grami, rękodziełem, z wyrobem z drewna, ze szkła, z biżuterią... Po prostu wszystkie możliwości!

Po drugiej strony Odry wesołe miasteczko: kilka różnych kolejek górskich, skoki na bungee, diabelski młyn, dom strachów, dom śmiechu, z 5 różnych rodzajów karuzeli-wyrzutni, kolejki na wodzie... Do wyboru do koloru :)

Chodziliśmy 3,5 godziny - a tak naprawdę jedynie "liznęliśmy" z wierzchu tych wszystkich atrakcji. Tysiące ludzi - od dzieci po staruszków. 

Wieczorem były koncerty (nie byłam), a następnie pokaz sztucznych ogni (byłam). Powiem jedno - fascynujący! Pokaz zrobiony tak pięknie, porywająco i z przytupem, że się zakochałam i rozpłynęłam ;)

Niestety nie mam zdjęć swojego autorstwa, ale tak właśnie było:

(źródło: https://app.vitalia.pl/wydarzenia/dni-morza_sail-...

(źródło: https://app.vitalia.pl/showthread.php?t=164...

(źródło: https://app.vitalia.pl/artykul/festiwal-fa...

(źródło: https://app.vitalia.pl/1,112750,waly-chrobrego-za...

(źródło: https://app.vitalia.pl/poznaj-miasto/dni-morza-ju...

I jak tu nie zakochać się w Szczecinie?


A wracając do diety i odchudzania, podczas wyjazdu nie miałam możliwości za bardzo poćwiczyć, jednak spacery (jak ten 3,5-godzinny) się zdarzały ;)

Dietowo w miarę, choć wpadły lody i ciasto - głupio było odmówić babciom Narzeczonego, kiedy specjalnie dla nas przygotowały i nas zaprosiły :D

W ogóle zawsze jak pojedziemy do mnie, czy do niego, to jesteśmy maksymalnie rozpieszczani przez wszystkich członków rodziny. To takie miłe, tylko niestety moja talia już mniej się cieszy :p

Dziś już dieta wzorowa, odmówiłam sobie nawet lodów mimo że L. proponował ;) Poćwiczyłam również na orbitreku i zaliczyłam spacer.


Sprawy papierkowe pozałatwialiśmy, choć nie bez przebojów (może jutro opiszę, bo dziś już mi się nie chce :D). 

Dziś odpoczywamy po intensywnym weekendzie ;)

Pozdrawiam! (kwiatek)

9 czerwca 2016 , Komentarze (6)


Cześć Dziewczyny ;)

Dietowo ostatnie dni mam bez grzeszków (puchar) Ciągnie mnie do lodów, ale trzymam się dzielnie.

Ograniczyłam trochę jedzenie, bo to już 2 miesiące - a efektów praktycznie brak. Nawet mam wrażenie, że obwody mi trochę wzrosły, choć nie mierzyłam, to tylko odczucie.


Dziś (za jakąś godzinkę) wyjeżdżamy do Szczecina załatwiać dalsze formalności w urzędach i kościele. Nigdy bym nie pomyślała, że będzie tyle zawracania tyłka tylko z samego faktu, że jesteśmy z różnych miast i parafii. Nic nie można zrobić od ręki, trzeba latać z jęzorem na brodzie od miasta do miasta i zdobywać kolejne zaświadczenia, potwierdzenia i inne bzdury. Jak ja nie cierpię tej całej biurokracji! :< (i piszę to z pozycji skończonych studiów prawnicznych - totalna porażka. Prawo powinno służyć obywatelom, a nie na odwrót :?)


Z ciekawszych rzeczy, to zaczęliśmy z L. chodzić na kurs tańca :D Potrzebny nam jak najbardziej, co byśmy gości nie rozdeptali na naleśniki na własnym ślubie :D

Wczoraj byliśmy na pierwszych zajęciach - są super! Poznaliśmy mnóstwo kroków podstawowych - pogubiłam się już jakie tańce były, jak na I raz to chyba aż za dużo bo nie pamiętam już co było do czego :p Ale za to dobrze mi szło, teraz muszę skupić się na utrwaleniu kroków.

Jak liczyłam w myśli rytm, to się gubiłam - ale jak już podłapałam intuicyjnie w rytm muzyki kroki, to tańczyło mi się bez problemu. Sama przyjemność ;) (i spora dawka ruchu).

Instruktorka to młoda dziewczyna z Ukrainy - przepiękna! Może to zabrzmi dziwnie z punktu widzenia innej kobiety, ale ja też umiem docenić piękno i się zachwycić, a dziewczyna jest po prostu urocza. Figury totalnie jej zazdroszczę (ale to zdrowa zazdrość - bardziej podziwianie ;)), do tego jest bardzo sympatyczna i ciągle uśmiechnięta.

Podgadałam wczoraj Narzeczonego o instruktorkę - na zasadzie, że chciałabym mieć taką figurę - to się zdenerwował i mnie opierdzielił :D Jednak faceci mają chyba inne kanony piękna - kobieta chciałaby być szczuplutka, zgrabniutka, a facet woli dziewczyny o odpowiednio kobiecych kształtach. No i w sumie dobrze, że się tak różnimy - tym lepiej dla mnie, że mu się odpowiednio podobam :p

Lecę się dopakowywać, bo nie zdążę, zaraz wpadnie L. i będzie wielki krzyk, że ja jeszcze nie gotowa :)

Miłego weekendu!! (bo już chyba w weekend nie zajrzę tu, raczej będę dopiero na początku tygodnia) (slonce)

Pozdrawiam ;)

7 czerwca 2016 , Komentarze (4)

Cześć Piękne!! :D

Ostatnio trudno zmobilizować mi się do regularnego pisania ;) Ale wciąż trwam (z wpadkami niestety), staram się i ćwiczę.


Dopiero co wróciłam z domu rodzinnego, gdzie pomagałam organizować imprezę 18-stkową brata. Wyszła idealnie, goście byli zachwyceni, a brat przeszczęśliwy. Mój młodszy braciszek stał się dorosły, wciąż trudno mi w to uwierzyć. (klaun)

Oczywiście wpadł tort (torcik) i ciasto - ale z okazji tak wyjątkowej okazji czuję się rozgrzeszona:p


W weekend biegałam i basenowałam. Na basenie udało mi się zrobić w (trochę) ponad godzinę - 46 długości - jestem z siebie mocno zadowolona, tym bardziej, że miałam miesiąc przerwy w pływaniu :D (puchar)

Do tego biegałam z bratem i zrobiliśmy na raz coś ok 5 km. Uwielbiam biegać na tych moich rodzinnych terenach - pola, łąki, lasy, co chwilę stawy i ten cudowny spokój...(slonce)


Wczoraj wieczorem wróciłam do Gdańska, a dziś na hurra miałam rozmowę kwalifikacyjną. Zadzwonili do mnie wczoraj, oferta sprzed 3 miesięcy - zdążyłam zapomnieć, że aplikowałam :D Poszło mi dobrze, jestem zadowolona z przebiegu rozmowy, ale też nie liczę specjalnie na to, że akurat mnie wezmą. Praca średnia jak na mój gust i wykształcenie - jakby się udało to oczywiście będę się cieszyć i to mocno. Swoją drogą stanowisko dość typowe i nieszałowe - a kierowniczka przyznała, że zaaplikowało ponad 50 osób :D:D:D Śmiać mi się chce - i niby mówi się, że bezrobocia w Trójmieście prawie nie ma. 

50 osób na 1 mało ambitne miejsce - hahahaha!!

Swoją drogą zauważyłam, że jak się nie spinam i mi aż tak nie zależy to wtedy lepiej mi idzie - bo naprawdę jestem z siebie zadowolona po tej dzisiejszej rozmowie 8)


W domu miałam przeprawę z tatą co do transportu na ślub do kościoła i na salę. Rodzice to jednak upierdliwe duszyczki (właściwie mama jest spoko, tylko tata wydziwia), potrafi się wtrącać do wszystkiego i zawsze na wszystko ma swoje zdanie oraz swoje pomysły. Nie powiem, ile już nerwów zjadłam, bo mój tata ma swoje wyobrażenie o każdej najmniejszej pierdółce ślubnej.

Teraz uparł się, że tradycja nakazuje jechać młodym ze świadkami - i na nic zdały się tłumaczenia, że nie zmieścimy się wszyscy do samochodu, bo przecież świadkowie mają jeszcze swoich partnerów - i nic się nie stanie jak pojedziemy oddzielnie. Nie! On wie lepiej i już. (mysli)

Mieliśmy z L. jechać samochodem moich rodziców - to nawymyślał, nakombinował, no i zamówił nam  w końcu limuzynę w starym stylu. W ramach jednego z prezentów ślubnych. I ok, wszystko fajnie, tylko summa summarum do tej limuzyny zmieszczę się tylko ja z przyszłym małżem, więc świadkowie i tak pojadą czym innym. :? :D

Czasem to brak mi już sił na to wszystko. Nie dość, że stres i nerwy mam sama z siebie to jeszcze tata mi skutecznie dokłada na każdym kroku :D Wiem, że chce dobrze - ale na Boga! Wykończy mnie w końcu!! :PP:PP:PP Co chwilę z czymś takim mi tu wyskakuje.


Teraz przyjemniejsza część. Moje zakupy i prezenty z tygodnia:

Śliczna, wiązana z przodu z dość głęboki dekoltem, bladoniebieska sukienka sportowa:

Mega wygodne i proste sandałki - bardzo ładnie wyglądają na stopie:

I zamówiona przez internet torebka listonoszka, idealna na lato - śliczna i jaka wygodna :D

Słonecznie pozdrawiam! (slonce)