a moze metoda malych kroko? tylko 3 kg dzieli mnie od 2 syfrowej liczny na wadze i tak bardzo chcialabym przesunac sie o ten krok i wejsc na ten mniejszy level, 3 kg!!!!!!!!!!!!!
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (4)
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 2877 |
Komentarzy: | 27 |
Założony: | 7 kwietnia 2016 |
Ostatni wpis: | 22 września 2016 |
Postępy w odchudzaniu
Historia wagi
a moze metoda malych kroko? tylko 3 kg dzieli mnie od 2 syfrowej liczny na wadze i tak bardzo chcialabym przesunac sie o ten krok i wejsc na ten mniejszy level, 3 kg!!!!!!!!!!!!!
mam plan
-slodycze tylko w niedziele, zadnego innego jedzenia slodyczy! (ta swiadomosc, ze juz nigdy nie zjem loda, mnie zabija, wiec musze miec jeden dzien w tygodniu kiedy to moge sobie na cos slodkiekogo pozwolic)
-zapisywanie tego co sie je, czyli dziennik jedzeniowy (musze kupic zeszyt) to dobre aby zobaczy ile tak naprawde sie je w ciagu dnia, bo...kazde skubniecie szybko sie zapomina, a co na papierze to na papierze i nie ma dyskusji...i pozniej jest szok, ze az tyle wyszlo wszystkiego...
-codziennie jakas aktywnosc fizyczna, zapisalam sie na wyzwanie ze skokami na skakance, wiec bede skakac....chodziennie cos zgodnie z idea, ze jak nic ci sie nie chce,to zrob cokolwiek...
na razie tyle, ale od czegos trzeba zaczac....
trzymajcie w kciuki za mnie!
ku pamieci:
wedlug roznych zrodel o zdrowym odzywianiu najlpiej wyeliminowac te produkty...
-sol
-cukier (najgorsze sa ciastka, ale inne slodycze przy odchudzaniu nie wskazane)
-kostka rosolowa
-zywnosc przetwozona (sosy w sloikach, w proszku, napoje sklepowe plus fast food)
-margaryny i produkty maslopodobne
-kawa
-alkohol
-wieprzowina, bardzo tluste mieso, i tak naprawde nie zdrowe, dietetycy odradzaja
(ps. ogolnie jestem zwolennikiem filozofii wega, ze wzgledu na cierpienie zwierzata na farmach przemyslowych, jem bardzo malo miesa, jesli juz to ryby, kupuje tez kurczaka albo indyka ale tylko z wioski, a nie z hodowli, uwazam, ze ludzie tak naprawde nie potrzebuja miesa, jedza je bo maja takie nawyki, mieso tez uzaleznia, podobnie jak kawa, cukier czy alkohol...)
czy cos jeszcze wchodzi na liste top niezdrowych produktow spozywczych? zastanawiam sie czy dalabym rade wyeliminowac wszystko na raz....a moze stopniowo odstawiam produkty pojedynczon, albo robic tygodnie bez jakiegos produktu np soli....jeden tydzien bez cukru, kolejny bez kawy? co wy na to? bez kawy to bylobym mi ciezko...
ps2. przydala by sie teraz lista super zdrowych produktow...aby w nia sie wpatrywac, a nie w to czeg nie wolno :/
znowu gdzies odplynelam...znowu zadnych zmian na wadze, kurcze nie wiem co ze mna jest nie tak, ze sie nie moge zmobilizowac, ze nawet jednego dnia nie moge przezyc bez slodyczy, a nawet jak jeden dzien przezyje, to nastepnego nadrabiam, jem impulsywnie, nie mysle co robie....jakbym byla czasami w jakims amoku, czesto mowie sobie, ze na dzis juz koniec jedzenia, ze jest juz wieczor i zadnego wiecej podjadania na noc, a za 15 minut cos zuje, jakbym zapomniala to co przed chwila sobie postanowilam...
chyba trzeba wrocic do spisywania co sie je, codzinny pamietnik spozywczy.....wtedy bede widziec ile zjadlam...kiedys juz prowadzilam takie kalendarze i przestalam bo mnie irytowalo ile tam bylo napisane, a wszystko przez jakies tam podajadanie w ciagu dnia...a kazdy kes trzeba zapisac....i okazuje sie, ze miejsc braknie na tych tabelach
ok, dzis kupuje zeszyt, wracam do spisywania jadlospisu...i do skakania na skakance, wyzwania to fajny pomysl bo czlowiek dazy do jakiego celu (lepiej malego) zbiera punkty, taka troche gra, mobilizujaca :) kto chce dolaczyc zapraszam :) skaczemy od dzis do konca roku 30.000 razy :) to jest jak najbardziej mozliwe :)
mam tyle na glowie, ze gdzies ucieklo mi odchudzanie....niestety nie pierwszy raz....dlugo nie zagladalam tutaj, ale czas wrocic i liczyc co sie zdjadlo, wczoraj niestety znowu pozarlam cala tabliczke czekolady w pracy, znowu zajadam stres...niestety, ale dla mnie jest to porownywalne z uzaleznieniem z jakim zmagaja sie np alkoholicy, ok, mozna sie zgodzic, ze jedzenie czekolady nie utrudnia nam funkcjonowania w takim stopniu jak wypicie pol litra czystej, bo dalej mozna pracowac, prowadzic auto i logicznie myslec, ale na pewno dupa od tego rosnie, a od duzej dupy maleje samoocena, kondycja siada....czlowiek robi sie leniwy, itp itd...koniec koncow jedzenie czekolady tez moze zabic...bo wszystko jest dlaludzi, ale w odpowiednich ilosciach...
no ale ten jeden kilo mi zszedl od kiedy tu jestem, to dobrze, bo nie moglam ruszyc nawet z jedym kilogramem przez dlugie miesiace, chodz nie wiem czy to jest jakas moja zasluga, a bardziej tego, ze zmienily mi sie godziny pracy, dluzej siedze w robocie,wiec mniej podjadam w domu....i doskonale wiem, ze jakbym tylko wrocila na lono siedzenia w domu od razu by mi kilogramy skoczyly....dom mnie tuczy! nic na to nie poradze, ja nie moge w nim byc, znam juz ten proces doskonale...razem z mezem zawsze pracowalismy sezonowo (7 miesiecy zapierdziel bez dnia wolnego) pozniej 3 miesiace lekkiej pracy i 2 miesiace wolnego....nie chce wam mowic nawet, ale to bylo ciagle chudniecie i tycie, co roku...i co roku po zimowym tyciu cos mi zostawalo...a ciaza i siedzenie w domu na macierzynskim totalnie mnie zalatwilo.....
ale moze zycie zawodowe tez ma tu swojego 5 groszy dolozone, nie jestem z niego w pelni zadowolona, a to sprzyja pocieszaniu sie....mysle, ze uporzadkowanie zycia tez ma duzo z tym wspolnego....ale w koncu problemy zawsze beda sie pojawiac co jakis czas, i musze sobie z nim radzic, bez przybierania przy kazdym z nich po kilogramie...ehhh
chujowy dzien w pracy, ze jak wrocilam do domu to jedyne czego chcialam to miec swiety spokoj i sie nawpi***alc
bulka z kielbasa i cala tabliczka czekolady....nie moglam przestac....coz,wychodzi jedzenie kompulsywne i zajadanie problemow...
Plywalam na desce....kurcze z brzegu wyglada na latwizne, ze tylko sobie stoisz i wioslujesz, jak w kajaku, tylko ze na stojaco, ale wez wstan na tym!!!!! trzeba zlapac rownowage jak na rowerze...postalam pare sekund i schodzilam znowu na kolana, balam sie! a dzis mam takie zakwasy ze ze schodow zejsc nie moge...wychodzi brak aktywnosci fizycznej, od kiedy zaszlam w ciaze nic tylko spacerowalam, a jak urodzilam to w ogole dupa...i jeszcze w biurze zaczelam pracowac...troche sie wstydzilam na te dechy isc, bo po pierwsze, wcisneli mnie w super obciskajac pianke, a dwa, to balam sie ze jak spadne do wody,to sie nie wdrapie z powrotem na ta deske ;P no ale jak bede czekac az schudne, to predzej mi kaktus wyrosnie, trzeba sie ruszyc, jak sie nie rusze to nic dobrego z tego nie wyniknie, zmeczona jestem i do czwartku bede miec zakwasy na bank...do nastepnej niedzieli przejdzie....
dzis bylam na zajeciach z yogi...coz lekko nie bylo, bo po latach przerwy od jakichkolwiek zajec...chyba ze 3 lata bedzie jak bylam ostatnio na silowni ;P no i wez tu utrzymaj tyle kilogramow w rownowadze....i dzwigaj je...
ale dzis naprawde bylo fajnie, bo zajecia sa na plazy, chodz w piachu jeszcze trudniej sie cwiczy, ale czuje energie :) maz za to poszedl na paddla czyli na plywnaie na desce z wioslem po morzu, naprawde mu sie spodobalo chodz spadl chyba z 5 razy ;P i jestem super szczesliwa, bo nart nie lubi, silowni nie lubi, spacerow nie lubi...nawet aquaprkow nie lubi, no do niczego go nie moglam przekonac, a tu masz, jest! super!
idealna niedziela :) za tydzien powotorka tym razem to ja mam plywac AAAAAAAaa :D
to skakanie nawet mi dzis niezle poszlo ;P za to zjadlam jogurt po godz 20 ;/
w ciazy duzo spacerowalam, moze dlatego nie przekroczylam magicznych 10kg na plusie do 9 miesiac ;) myslalam, ze po porodzie bede spacerowac z wozkiem, ze to pomoze mi zgubic kilogramy, mialam obcykane trasy itp...no ale, moje dziecko ma alergie na wozek, grzecznie w nim siedzial tylko jak spal, i tylko do drugiego miesiac zycia, pozniej za chiny nie chcial siedziec, ani w gondoli, ani w spacerowce, ani w foteliku samochodowym, nic tylko go nosci i nosci...w nosidle chodzilam na krotkie spacery, ale nie na wiecej niz 30 minut, nie dawalam rady, plecy bolaly od noszenia, moze w chuscie byloby wygodniej, ale jakos wtedy nie pomyslalam o tym , a dzis nie jest do tego przyzwyczajony i nie da sie uwizac, wiec spacery spedzamy krecac sie wokol smietnika i grzebiac patykiem w jednej dziurze :/ swoimi drogami musi chodzic i to na wlasnych nozkach....
matki, ktorych dzieci siedza w wozkach...nawet nie wiecie jakie macie szczescie....
caly weekend bez jedzeia po godzinie okolo 19-sukces
ale bez cwiczen-porazka
no kurcze nie moge sie zmusic do wysilku, jak maly spi to od razu albo zabieram sie za robote domowa, albo zalegam przed kompem i ogladam filmy...albo gnije w necie...
dolaczylam do dwoch wyzwan, skakanie na skance....moze wyrobie sobie jakis nawyk, aby codziennie cos zrobic...
i -15 kg w 2016 roku ;)