Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mój wygląd zawsze mi przeszkadzał, czas wziąć się za siebie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 15582
Komentarzy: 355
Założony: 4 października 2015
Ostatni wpis: 9 kwietnia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tysialke

kobieta, 30 lat, Olsztyn

162 cm, 51.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 stycznia 2016 , Skomentuj

Cześć i czołem kochane robaczki! Wstając z łóżka z nadzieją spojrzałam na dzisiejszy dzień. Poszłam o własnych siłach do kuchni, uszykowałam sobie owsiankę, obejrzałam praktykanta i ubrałam się. Dziś czeka mnie zdejmowanie szwów, nie mogę się już tego doczekać, bo te małe, wredne niteczki wbijają się w skórę podczas snu i ani trochę go nie ułatwiają. ;) Na drugie śniadanie zaserwowałam sobie połówkę grejpfruta i dwie czekoladki- malagę i tiramisu. Na obiadek czeka mnie przepyszna zupka jarzynowa, a na kolację połowa grejpfrucika ... i coś jeszcze może wymyślę, nie wiem. Chcę przytyć do 52 kilo, by jednak ważyć tyle, ile sobie założyłam. Wiem, to śmieszne, ale powoli na pewno przytyję, kiedy w końcu moje zagubione mięśnie powrócą. Powiem wam szczerze- cholernie nie mogę się doczekać tego momentu. Moje nogi to flaki, ale co się dziwić, prawie cały miesiąc leżałam w szpitalnych łóżkach, w ogóle bądź bardzo mało chodząc. Takie oto życie. Jeszcze nigdy nie miałam tak niskiej wagi i zapadniętego <dosłownie!> brzucha. Kości wystają tak, że niekiedy boję się że sama się na nie nadzieję. Śmieszne życie, naprawdę. :D 

Nie wiem czemu, ale ta wersja bardzo mi się podoba. Piosenka jest niezła, wykonanie epickie. 

Zastanawia mnie co dziś mój doktor powie na temat rany i tego, jak się goi. Jestem też ciekawa czy został poinformowany o tym, że inni lekarze wyciągając mi drenaż z ciała doprowadzili do jego uszkodzenia i powstania krwiaka... No cóż, w południe przyjdzie mi się o tym dowiedzieć.

Pogoda za oknem mroźna i zaczerwieniająca nosy. Nie znoszę zimna, jednak nie wiedzieć czemu nie mogę się już doczekać by wyjść poza te bariery domu. Chcę wyjść. Wyjdę. Za 14 dni kolejna wizyta w szpitalu. Będzie dobrze, musi być. 

Plus ze szpitala- rozkochałam się w niegazowanej wodzie. Jest postęp! 

3 stycznia 2016 , Komentarze (1)

Tak, udało się... Wstałam z łóżka, powoli znowu wracam do chodzenia. Umyłam się, ubrałam... Jestem szczęśliwa, w końcu wyglądam jak człowiek, jak ja... Walczę dalej. :)

Daję radę!!! Może uda mi się nawet wyjść na chwilę przed klatkę na krótki spacer, zobaczymy.

2 stycznia 2016 , Komentarze (6)

Stając na wagę w szpitalu 22 grudnia ważyłam 56,6 kg. Dziś waga wskazuje... 51 kg. To poniżej mojego celu... :o

31 grudnia 2015 , Komentarze (1)

Kochani wszystkiego dobrego, spełnienia marzeń i osiągnięcia celu w dietkowaniu. Dziękuję że jesteście. Dziękuję za ciepło, serce i siłę, którą mi dajecie.

Mama zaczęła się czepiać że przypominam szkieletora. Nie wiem ile ważę, ale zdecydowanie uważam że dramatyzuje.

Niech te blizny w przyszłości nie będą dla mnie wstydem, a powodem do dumy, że tak zaciekle, jak dziki pies, walczę o swoje życie. Nigdy się nie poddam- w żadnym postanowieniu. Obiecuję.

29 grudnia 2015 , Komentarze (8)

Nie ma to jak profesjonalni lekarze i usuwanie drenażu... Kocham neurochirurgie, kocham mojego nowego przyjaciela krwiaka, kocham mojego nerwiaka, wszystkie szwy na karku, garści tabletek przeciwbólowych, wszystkie 7 rezonansów bez wyjątku, kocham morze łez, spowodowanych bólem... ale najbardziej w tym wszystkim kocham to, że wciąż mam siłę, by się śmiać.

Znowu w domu. Tym razem dwa tygodnie przykuta do łóżka, krwiak po niewłaściwym wyjęciu drenażu musi się zagoić. 18 stycznia kolejna wizyta odnośnie <miejmy nadzieję> już ostatniej operacji.

DAM RADĘ. BO JAK NIE JA, TO KTO?

21 grudnia 2015 , Komentarze (3)

Rano wizyta w szpitalu. Witaj piękny poranku i świetna nowino - zostajesz zatrzymana! Cud się stał, że udało mi się wybłagać doktora, bym jeszcze na dziś wróciła do domu. Jutro znowu złapie mnie szpitalna mantra. Rano rezonans, w środę operacja... Szlag by to trafił. Wszystko się trzepie i sypie. Widocznie tak miało być.

Ach, odechciewa mi się wszystkiego, jedzenie jest bezpłciowe, postać w lustrze brzydka, zaniedbana, zmizerniała, bez blasku w oczach i radości na twarzy. 

Życie mnie zawodzi.

20 grudnia 2015 , Komentarze (2)

Stan się pogorszył. W miejscu szwu pojawił się guz- wycieka płyn z torebki jakiejś tam... trzeba znowu operować. Jutro konsultacja z doktorem... szpitalne święta. 

19 grudnia 2015 , Komentarze (2)

Druga noc bez morfiny, druga nieprzespana, przepocona, przepełniona ogromnym bólem noc. Uzależniony organizm, który użytkował przez pewien czas morfinę jest nieznośny. Mam problemy ze snem, zmiany skórne, nadmierną potliwość, nagły spadek apetytu, problemy z toaletą i jestem ciągle znużona. Ruszam się jak otumaniony pies, obijając się o ściany, ciągając leniwie za sobą nogi. Co oni najlepszego narobili w tym cholernym szpitalu? Czuję się jak psia kupa na trawniku. Zjadłam dwa jabłka, jestem pełna i nie mam ochoty nic jeść. Mama ugotowała bigos, zapach piękny, wygląda apetycznie... a moja obojętność mnie przeraża. Ręka boli, szwy rwą, głowa jest ciężka, noga drętwieje. Wiem, narzekam. I co z tego, przecież mam do tego całkowite prawo. Jak to możliwe że będąc 8 dni na morfinie, stałam się tak bardzo od niej zależna? Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, z ciekawości zajrzałam na temat 'leczenie nowotworów morfiną' i wszystko stało się jakby jaśniejsze. Mam nadzieję że ten stan nie utrzyma się na tyle długo, by rozpieprzyć mi święta. Z resztą... co to za święta. 

18 grudnia 2015 , Komentarze (4)

Jestem w domu. Koniec, powiedziałam że skoro umieram na ból, to równie mogę robić to w domu. Operacja poszła jak poszła- byłam świadoma tego, że może się nie udać. Nie ma co płakać, doktor zrobił wszystko, co mógł. Pocieszam się faktem że wciąż czuję dwa palce w prawej ręce i jako tako jestem w stanie chodzić. No i oczywiście że nowotwór nie zjada mojego rdzenia... Kolejna operacja w połowie stycznia. Niczego mi się nie chce, w nodze i ręce uczucie wiecznego odrętwienia- muszę się uczyć z tym żyć.  Mimo że żarcie w szpitalu było okropne mój organizm miewa się wyśmienicie... tłuściutko. Nie jestem w stanie wejść na wagę ale widzę po twarzy, że jestem pulchniejsza. Mimo wszystko mam to gdzieś. Moje priorytety się zmieniły. Jak wytrenować rękę, nogę, skąd wziąć pieniądze na rehabilitacje, jak odnaleźć się w nowym życiu i szykować się do kolejnej operacji. Nie wiem. Nic nie wiem. Dam radę. Doktor stwierdził że sam nie wierzy w mój hart ducha i wolę walki. Szkoda że tej woli zawsze brakowało mi w dietowaniu. Muszę się położyć, usypiam.

16 grudnia 2015 , Komentarze (2)

Od operacji minął tydzień. Doktor uratował mi życie. Kosztem władzy w prawej ręce... mimo to - żyję. 10 godzin operacji pod mikroskopem, 10 godzin męki i mozolnego wycinania mojego guza. Wyciął 3/4 zmiany. Mało zostało. Minął tydzień. Udało mi się wstać. Minął tydzień. Tydzień na morfinie, z odleżynami na twarzy, z czasem, który podział się nie wiadomo gdzie. Może w tym tygodniu wrócę do domu.Wrócę do domu na święta... A potem kolejna operacja. Morfino, pomagasz na ból... ale co z moją władzą nad ciałem? 

Czas. Potrzeba mi czasu.