Dostałam wczoraj jakiegoś pałera w związku z dzisiejszym kontrolnym ważeniem i spaliłam 500kcal ;) Miałam nadzieję, że waga mnie nagrodzi za mój trud, a ta szklana małpa zrobiła mnie w konia. Pokazała sobie trzysta gram więcej niż wczoraj. Płakać nie będę bo to chwilowe, ale jakoś niekomfortowo mi z tym. Musiałam na pasku zmienić wagę na wyższą i mi się ta upragniona szóstka zaś oddaliła, ech.
Dziś obiadek kombinowany, bo w menu vitalia nie ma takich rarytasów :) musiałam sama improwizować. Zostało mi mięso na tatar, więc znów był, mniam.Tym razem z ziołowymi ziemniaczkami, żeby było danie obiadowe i regulaminowe 450kcal.
W weekendy mniej się ruszam, bo odpada mi dłuższy spacer do biedronki i spacer z psem też odpada. Będę musiała na bieżni pocisnąć, żeby cokolwiek przez te dwa dni spalić. Rowerek też stoi zapomniany, trzeba by go odkurzyć. Nie lubię weekendów. Dobija mnie takie totalne lenistwo. Na sprzątanie mam czas w tygodniu, to co tu robić, jak nie ma co robić :) Cały mój ruch weekendowy to udzielanie się w kuchni, a kuchnia mała, to i ruch niewielki. Dobrze, że choć ta mini siłownia moja mnie ratuje, bo bym tłuszczem obrosła.