Z nudy postanowiłam zrobić sobie zdjęcie, by potem mieć z czym porównywać efekty ;) Ale mam gigantyczny tyłek O.o Jest mała nadzieja że pod sadłem trochę w nim mięśni jest, ale zobaczymy dopiero jak schudnę...
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (34)
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 9194 |
Komentarzy: | 400 |
Założony: | 30 stycznia 2016 |
Ostatni wpis: | 13 kwietnia 2016 |
kobieta, 29 lat, białystok
158 cm, 69.20 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Historia wagi
Z nudy postanowiłam zrobić sobie zdjęcie, by potem mieć z czym porównywać efekty ;) Ale mam gigantyczny tyłek O.o Jest mała nadzieja że pod sadłem trochę w nim mięśni jest, ale zobaczymy dopiero jak schudnę...
Poniedziałek, a ja się obijam... W tym tygodniu M. pracuje na popołudnia, więc większość dnia mam tylko dla siebie. I w sumie nie wiedziałam co z tym czasem zrobić... Mam dzień na regenerację, więc żadnych ćwiczeń w planie, pogoda taka sobie i na spacer mnie nie ciągnie, obiad zjedzony wcześniej, zanim Luby poszedł do pracy. Nuda trochę. Z tego wszystkiego poszłam na zakupy, ale i tak nic nie kupiłam. Wzięłam długą kąpiel, przygotowałam podwieczorek, uczyłam się, i chyba tylko mi zostało się uczyć dalej, ale nie wiem czy coś jeszcze wcisnę do głowy. Nawet już sprzątać nie ma co XD
Rano zobaczyłam lekki spadek wagi, ale poczekam do jutra by się upewnić zanim zaznaczę sobie na pasku.
No cóż, ja idę się obijać z kąta w kąt, a wam życzę miłego wieczoru ;)
Plan dnia wykonany w 100%- ćwiczenia, spacer, nauka, posiłki... Jestem zadowolona z siebie ;) Za to wczoraj... Kolega Lubego wpadł na piwko wieczorem, i te orzeszki w skorupce były takie kuszące... No nie mogłam się powstrzymać, jak stały na wyciągnięcie ręki. Wstyd. Przez to rano waga skoczyła, ale już teraz spadła, czyli to tylko woda. Słodyczy mogę odmówić, ale orzeszki i chipsy są dla mnie zbyt wielką pokusą. W dodatku dalej nie kupiłam sobie nowego słoiczka miodu, i apetyt na słodkie też wzrósł. Przed ćwiczeniami rano zjadłam jedną kostkę mlecznej czekolady, to i przeszło, ale ten zakup nie może czekać.
Na śniadanie zjadłam miseczkę wczorajszego gyrosa, na drugie- soczystą gruszkę, na obiad- brązowy ryż, 3 ramionka kurczaka z grilla i resztkę gyrosa (żal było tylko tyle zostawić), a na kolację jogurt naturalny z brzoskwiniami z syropu. Mam niesamowitą ochotę na nektarynki, ale oczywiście nigdzie jeszcze nie ma... Oby niedługo ;)
Robiłam dziś cardio z Mel B. Zestaw ćwiczeń średnio mi się podobał. Intensywne ćwiczenia na nogi następowały jedne po drugich, a potem nagle było strasznie luźno. Przynajmniej wyciągnęłam jeden wniosek- mam przerażająco słabe ramiona. Kiedyś robiłam pompki i nawet widziałam efekty, ale na studiach przestałam. Czas tego wrócić. Polecam stronę https://app.vitalia.pl/ . Plany są do wykonania, nawet dla kogoś bardzo słabego (jak ja ;). Obecnie zrobię 1, dla kogoś kto robi mniej niż 5 pompek, by rozruszać mięśnie, a potem spróbuję z drugim, który kiedyś robiłam bez problemu. Nie zależy mi na gigantycznych bicepsach, ale miło by było mieć świadomość że mogę zrobić jednym ciągiem choć 15-20 pompek.
Poszłam dziś z Lubym na dłuuugi spacer wzdłuż jeziora. Słońce świeci, pies biega jak głupi, kaczki wcinają chlebek, sielanka ;) Oboje poczuliśmy wiosnę :D Trasa już jest śliczna, ale nie mogę się doczekać jak będzie wyglądać latem. Nareszcie będę mogła wsiąść na rower. Wiosno, przybądź!
Dziś waga już nie drgnęła, ale się tego spodziewałam. W końcu już drugi tydzień, nie będzie tak łatwo. Razem z Lubym postanowiliśmy zrobić gyros. Bazę zrobiliśmy wspólną- drobno pokrojona kapusta pekińska, czerwone cebule, ogórki konserwowe i kukurydza, ale potem się rozdzieliliśmy. On zrobił sobie po swojemu- z górą majonezu i keczupu, a ja całkowicie inaczej niż zwykle- z lekkim sosem czosnkowym na bazie jogurtu, kilkoma paluszkami surimi, szczypiorkiem i mniejszą ilością mięsa. Wyszło pysznie :D Na obiad mieliśmy gulasz z wczoraj, za to śniadanie rozdrobniłam sobie na 3 malutkie, całkiem różne przekąski- na początek banan, potem buraczki ze słoiczka (uwielbiam!), a na koniec kawałek śledzia w occie z kromeczką chleba razowego. Obiad, by się nie przejeść też rozdzieliłam sobie na dwa razy. Od kilku dni staram się jeść małe porcje, i już czuje efekty. Znacznie szybciej czuję się pełna :D Na pewno pomaga też że przed jakimkolwiek posiłkiem piję szklankę wody. Na ogół piłam tylko w trakcie i po, bo nie lubię jak mi smak jedzenia zostaje na języku.
To że piję więcej wody już daje efekty. Na ogół skórę mam bardzo suchą, teraz mogę się od czasu do czasu obejść bez kremu nawilżającego. Może niedługo będę mogła go wywalić do kosza ;) Drobne zmarszczki pod oczyma znacznie zmalały. Rano nie budzę się też mocno spragniona. Same plusy :D
Ech... Ogólnie to staram się ćwiczyć jak Luby jest w pracy, ale jutro będzie mnie mógł bezkarnie podglądać. Nie znoszę jak się ktoś na mnie patrzy jak ćwiczę, nie mogę się wtedy skupić :/ W dodatku mam w planie zrobić cardio z Mel B, a przy tym się nie da nie spocić i będę wyglądać okropnie. No obiecuję, jak choć wyjrzy z pokoju jak będę ćwiczyć, oberwie kapciem XD
Dzień 7- podsumowanie i jedzenie po 18
Nareszcie pełny tydzień :D Jestem zdziwiona jak szybko to minęło. Motywacja nie dość że zmalała, to jest jeszcze większa niż na początku mojej przygody :) Efekty? Dwa kilo znikło niczym zły sen. Tryskam energią. Zarażam dobrym nastrojem znajomych. Zachcianek brak. Tylko obawiam się zbliżającego się dużymi krokami zastoju. Jak sobie radzicie z buntem odchudzanego ciała? Słyszałam że dobrym sposobem jest zwiększenie ilości zjadanego białka na ten czas, albo jeden dzień bez diety, nie mówiąc już o ćwiczeniach na przyspieszenie zastałego metabolizmu.
Jakiś czas temu postanowiłam nie jeść po 18. Ogólnie się mówi o nie jedzeniu przez kilka godzin przed snem, i że 18 to taka optymalna pora na ostatni posiłek. Jednak raczej nie u mnie. Przez ostatnie dni kładłam się spać po prostu głodna. 18 to dla mnie za wcześnie. O 21-22, zamiast jak grzeczna dziewczynka kłaść się spać, ja wychodzę sobie na wieczorny spacer z psem i jestem całkowicie rozbudzona i aktywna. Jako że zazwyczaj zasypiam koło północy, od ostatniego posiłku dzieli mnie przez to całe 6 godzin.... Czy w takim wypadku powinnam dalej trzymać się tej 18, czy tak jak zwykle, zjeść kolację o 20? Próbowałam nawet wcześniej wstawać, ale bardziej aktywna psychicznie jestem po zmroku, nawet zakuwać wtedy jest mi prościej. Po prostu jest ze mnie mały nocny marek. Jak myślicie?
Kupiłam sobie w końcu matę do ćwiczeń i normalny centymetr krawiecki. Kolejne pomiary ciała będę więc porównywać z dzisiejszymi, a mata jest zdecydowanie lepsza od dywanu ;)
Dzień 6- pączek i dziwny dziadek O.o
W końcu jestem w domu mojego lubego, pod ciepłą kołderką, w tle leci odcinek 7 sezonu House'a, pies gryzie kość... Cudnie ;) M. ugotował pyszną zupkę warzywną, nie miałam wyrzutu sumienia jedząc całą miseczkę. Pozwoliłam sobie też na jednego pączusia- taki cheat meal. Po za tym trochę paluszków surimi, jabłko i płatki ryżowe na mleko. Jestem zadowolona z dzisiejszego jadłospisu :D
Dziś mam dzień przerwy w ćwiczeniach. Po za spacerami z psem nie zrobiłam nic. Dziwne uczucie, ale nie mogę się doczekać jutra. W planach kolejny dzień wyzwania z Mel B i dłuuugi spacer, jeśli pogoda pozwoli. Muszę z resztą rano kupić matę do ćwiczeń, bo tu nawet dość długiego dywanu nie ma i się będę ślizgać XD
Czy kiedyś zdarzało się wam jechać autobusem, pociągiem czy innym publicznym środkiem transportu i spotkać osobę która koniecznie musi opowiedzieć o swoim życiu? Jadąc rano autobusem do lubego padłam ofiarą takiegoż jegomościa. Koło 50-tki, te zęby które mu zostały dziurawe i niemal pomarańczowe, pijany w trzy dupy... I usiadł na przeciwko mnie. Najpierw po prostu poprosił bym go obudziła przed jego miastem docelowym (przypadkowo również i moim). Potem na chwilę przysnął, a po obudzeniu włączył mu się gadulec. Że jest z mafii, że ludzi zabijał, że w SS był, że tyle w życiu widział, ale ja mam w sobie jakieś dobro, że normalnie mi się wstydzi w oczy patrzeć (WTF?!). Daje mi swój numer, przypilnował czy go zapisałam, że jak bym czegoś potrzebowała to tylko dać znać, bo ma kontakty, i 10 milionów, i on mi wszystko da. Tylko by chciał bym mu zupy ugotowała i go pochowała, bo jakby z taką kobietą był to by się zmienił na pewno. Ja normalnie tam siedzę tylko, kiwam głową, uprzejmie się uśmiecham i najdelikatniej jak się da wykręcam się od zalotów, że za młoda, że zajęta, że nic nie chcę... 3 godziny takiego wykręcania. Najgorsza jazda w życiu. Ukradkiem napisałam do lubego by czekał na dworcu, bo tak natrętnie mnie staruch na piwo i w odwiedziny do jego siostry zapraszał, że bałam się że polezie za mną do domu. Całe szczęście pęcherz go ścisnął i zaraz po wyjściu z autobusu poleciał pod najbliższe drzewko. Tak, szczał się przy ludziach.
Dlaczego się nie przesiadłam? Nie dość że autobus pełny, a nie każdy lubi piszczącego psa za towarzysza podróży, to jeszcze się bałam że jak okażę strach i będę nieuprzejma, to zrobi się agresywny. Wystarczy że głośnymi obietnicami wp***dolu przepędził młodego chłopaczka który usiadł obok mnie na końcu autobusu. A tak byłam nietykalnym wzorem uprzejmej dobroci, który szybko zwiał zaraz po dotarciu na miejsce. Luby wziął torbę i został sprawdzić czy nie będzie mnie szukał, a ja jak najszybciej uciekłam z widoku. Gość odjechał taryfą, a ja- mam nadzieję- na dobre pozbyłam się go z życia. Oby. W końcu, jeśli jutro nie zadzwonię, to mnie będzie szukał... ;)
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze :D Wasze miłe słowa bardzo dużo dla mnie znaczą. Myślę że nie byłabym aż tak pozytywnie nastawiona i nie pozbyłam się dołka po oblanym egzaminie gdybym nie miała was i waszych pamiętników. Czytając o waszych sukcesach i problemach znajduję w sobie siłę by cieszyć się razem z wami i wspierać was w walce z problemami. A potem ta siła ze mną zostaje i pozwala mi samej działać dalej :D
Dziś na śniadanie płatki ryżowe na mleku (ostatnio mam na nie cały czas ochotę), a na obiad omlet z paluszkami surimi i czosnkiem. Nie mam jeszcze pomysłu na kolację. Waham się między sałatką owocową a naleśnikiem z duszonymi warzywami z mieszanki chińskiej i sosem sojowym.
Przyszło mi do głowy czy nie kupić sobie pulsometru. Chciałabym wykonywać dłuższe treningi, by wzmocnić wytrzymałość, ale nie chcę się potem zwijać z bólu przez zakwasy. Ogólnie to mam swoje tempo ćwiczeń, po którym nie jestem wyczerpana, ale myślę że stać mnie na więcej. Mając pulsometr mogłabym łatwiej się kontrolować. Więc co o tym myślicie? Czy któraś z was ma taki urządzonko, i chciałaby się podzielić doświadczeniami z treningiem cardio? ;)
Poprawa egzaminu za tydzień w czwartek. Dość czasu by się nauczyć. Lecę poćwiczyć, wyzwanie samo się nie zrobi ;]
Pech mnie w końcu dopadł. Nie zaliczyłam egzaminu, okazało się że mój promotor od stycznia jest na urlopie i dlatego nie mogłam go znaleźć, a bez podpisu na karcie tematycznej leże i kwiczę... Z tego powodu dałam się namówić na dwa cukierki i kawałek roladki z dżemem morelowym między zajęciami :( Przynajmniej smutny apetyt na słodkie po południu zamiast ciastkami zajadłam żółtymi śliwkami, ale i tak za łatwo mi to częstowanie szło. Wstyd mi za siebie.
Jutro następny egzamin, mam nadzieję że prostszy od tego, i umawianie się na poprawę. Chciałabym to jak najszybciej zaliczyć i mieć z głowy ten cały stres.
By przełamać smutek i irytację chciałam iść na dłuższy spacer, ale akurat się rozpadało. Jak pech to do końca...
W weekend przyłożę się do nauki na poprawę. Nie ma szans by jakiś głupi test mnie dobił! A promotor niech lepiej telefon odbierze, bo będzie miał trójkę bardzo zdenerwowanych studentów na karku ;)
Dziś zauważyłam pierwszy spadek wagi :D Wiem że na początku zawsze szybciej leci, ale zawsze to dla mnie miłe uczucie gdy widzę że coś się dzieje ;) Rano pochłonęłam całego pomidorka na śniadanie, razem z kilkoma kromkami chrupkiego pieczywa z puszystym serkiem. Pyszności ;) Na obiad ryż i jajko sadzone, a na przekąski- kiwi i kawał pomelo. Na kolację- kisiel z jabłkiem. W końcu nie czuję głodu :D
Zamiast zwykłego ćwiczenia ze stepperem zrobiłam sobie dwa dłuższe spacery w ciągu dnia, plus ćwiczenia z Mel B. Uwielbiam ją, zawsze mnie rozśmieszają jej reakcje XD Jestem pełna energii i motywacji. Czuję że tym razem mi się uda osiągnąć cel! :D
Dziś było doskonale :D Na śniadanie reszta ryżu z warzywkami i kurczakiem, potem ze dwie miseczki płatków ryżowych na mleku z bananem (uwielbiam zupy mleczne!), a na kolację mam zamiar zjeść tyle pomelo ile mi się zechce ;) Do tego dłuuugi spacerek z psem i godzinka na stepperze. Wymyśliłam sobie że będę jeść jednorazowo tyle, ile zmieści się w jednej z moich małych miseczek, czyli taką większą garść. Do tego przekąski z owoców i warzyw na surowo, gdy będzie mnie coś ssało. Jestem ciekawa efektów ;)
Podczas spaceru zastanawiałam się nad swoimi nawykami żywieniowymi, i stwierdziłam, że wcale takie złe nie są. Nie znoszę gazowanych napojów i nie potrafię właściwie zaspokoić pragnienia niczym po za zwykłą wodą. Po latach pracy nad sobą nie czuję już potrzeby jedzenie pieczywa ani mięsa. Wolę rybę od kotleta, nawet taką ościstą. Moją słabostką są za to od zawsze jajka, ale jak nie jem często tygodniami mięsa, to skądś to białko przydałoby się czerpać. Przepadam za wszelkiego rodzaju zupami mlecznymi. Owsianka na śniadanie zawsze daje mi energię na wiele godzin.
Za to za dobrze piekę by nie lubić słodyczy ;) Ale udało mi się znaleźć zastępstwa dla ciasteczek i babeczek. Wystarczy łyżka mąki ziemniaczanej i pyszny kisiel albo budyń gotowy. I to bez chemii ;)
Jak sobie uświadomiłam że brakuje mi wielu pokus prześladujących innych dietowiczów, od razu poczułam się bardziej zmotywowana. Zmiana w stylu życia już się dokonała. Teraz już nic nie zostało jak zmobilizować się do wysiłku i zrzucić zbędne sadełko!
Ale najpierw zaliczę egzaminy XD