No i "pykły" 3 tygodnie...łaaaał...normalnie nie wierzę :) Na poście najgorzej jest na początku....potem wyłącza się ośrodek głodu i jest "normalnie". Jedynie pamięć smaków przywołuje obrazy pyszności, ale nie wiąże się to ze skręcaniem w jelitach, czy kapaniem ślinki...po prostu wiesz, ze to było dobre i że tego spróbujesz "po", chociaż z wieloma produktami żywieniowymi mam nadzieję rozstać się na zawsze i przede wszystkim jeść już zawsze zdrowo (errata: przewiduję odstępstwa - wyskoki jednodniowe )
Podsumowując z rzeczy "naocznych" do efektów po 3 tygodniach zaliczam:
- -4,5kg (spadek od wczoraj 0,5 trochę podejrzany...ale skoro podsumowanie...niech tam )
- luzy w ciuchach
- brak notorycznej senności (mimo nie picia kawy)
- przestał mnie boleć kręgosłup (juuuuupiiii)
- nie mam pewnych przykrych objawów związanych z nadżerką
No to tyle, jakiejś mega energii do "przenoszenia gór" nie mam, ale też się "nie pokładam". Inne rzeczy muszą wykazać badania, a to za jakiś czas.
Trwam nadal , nie wiem czy aż 42 dni, jeśli będę musiała przerwać to za jakieś 2 tygodnie więc jeszcze trochę przede mną, no chyba , że mój organizm powie stop.
Takoż, mimo pochmurnego dnia, życzę wspaniałego piąteczku i cudownego weekendu