Pamiętnik odchudzania użytkownika:
BlueLilly

kobieta, 40 lat,

172 cm, 95.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

2 lutego 2017 , Komentarze (10)

zaciskam usta, by powstrzymac potok smutnych slow, zaciskam piesci, by ukryc zal i gniew, zaciskam powieki, by ukryc lzy... chowam sie w sobie, by ukryc sie przed tym wszystkim, co mnie otacza... uciekam w lekture, by choc przez chwile moc zlapac oddech, jeszcze tylko chwila, chwileczka, nabiore sil i wroce na posterunek. bede silna,

jest zle. bede musiala poleciec do polski. postaram sie zalatwic jak najwiecej, by pomoc rodzicom w tej beznadziejnej sytuacji. musze przemowic mamie do rozsadku, musze zadbac, by powstrzymac te lawine nieszczesc, nim przerodzi sie w zniszczenie nieodwracalne. musze spotkac sie z dziadkiem, bo jest tak zle, ze kazda chwila moze byc ostatnia, musze spotkac sie z ojcem, by dac mu odczuc, ze nie jest sam, by i jego problemy emocjonalno-pschychologiczne nie wyplynely znow na wierzch. musze utrzymac ten kruchy domek z kart, ktory mamy, bo pozniej moze nie byc juz co zbierac. w pracy wiedza. zgoda menago jest. jakby mialo nie byc... w firmie naprawde szanuje sie ludzi i jestem stokrotnie im za to wdzieczna. 

nie uzalam sie nad soba. jestem wdzieczna za to, co mam. bywa ciezko, ale zyje. doceniam.

motywuje sie tez do odchudzania. dla zdrowia. cholera dla zdrowia, bo bez niego nic sie nie liczy. mam w tej chwili w doopie wyglad, uj z planami, marzeniami o kieckach, spodniach, sesjach. uj z tym wszystkim, zdrowie najwazniejsze. w moich genach czycha cukrzyca, reumatyzm, problemy kardiologiczne itepe itede. zadbam o siebie, nie powiele bledow rodzinnych. nie dopuszcze do tego stanu. zawalcze. bede zdrowa. cholera musze byc zdrowa, zeby to wszystko ogarnac i utrzymac..dzis,jutro i za 10 lat, bo juz wiem, ze nikt za mnie tego nie zrobi. jesli przyjdzie mi zostac matka nie pozwole, by dzieci o mnie sie musialy martwic i przezywac to co ja teraz przezywam, nim jeszcze sama ulozylam sobie zycie. 

pedaluje na tym rowerku. najpierw nascie minut, potem 20,wczoraj 35. dzis bola mnie plecy, wiec przerwa. schudne wlasnie dla tych plecow, dla stawow, dla serca, dla lubego, dla rodzicow, dla mojego przyszlego zycia... zauwazylam, ze np kolacje wciskam w siebie juz coraz mniejsze. apetyt sie normuje. nie ciagnie mnie do slodyczy, nie przejadam sie, nie podjadam, gotuje. staram sie. 

31 stycznia 2017 , Komentarze (5)

Hej Kwiatuszki, 

Prawie 2 tygodnie minely od mojego ostatniego wpisu i wracam do Was chudsza o... caly kilogram. pfff hahahaha. No ale wazne, ze w dol. :P Zaczelam od odstawienia slodyczy, chrupek, napojow slodkich (procz kawy. czasem slodze kawe jeszcze). chociaz w weekend przydazyl mi sie kawalek tortu urodzinowego, nie ukrywam. Przez te 2 tygodnie udalo mi sie rowniez przepedalowac cale.. 25 minut :P To bylo przedwczoraj. Brzmi tragicznie? Prawda, ale pomalu pomalu sie rozkrece, zobaczycie. 

Zakupilam wyciskarke automatyczna do cytrusow i zaczelismy znow pic limonki. Poprzednio zdzialalo cuda - najbardziej dla lubego. W miesiac bez zmiany diety i cwiczen spadlo mu 5 kilo! Po tygodniu picia jeszcze nie moge stwierdzic wiekszych zmian w samopoczuciu (ostatnio rzeczywiscie bylam bardziej zywa, zwlaszcza rano, dzieki nim), ale fakt, mam wrazenie, ze apetyt mi sie zmniejszyl i nie mam juz parcia na zadne specjalne smaki.. ale o tym sie przekonam blizej @. ;) 

Poki co picie soku 15-30min przed posilkiem pomaga mi nie podjadac podczas gotowania/szykowania jedzenia. Bosz, ilez mozna zezrec podczas gotowania to sie w glowie nie miesci! Tu lyzeczka miesa, tu spradzic czy ryz gotowy, przy sniadaniu to i kanapka potrafi sie 'sprawdzic' podczas szykowania. Takze tak, koniec podjadania przed posilkiem. Poza 3 glownymi posilkami (czyli bez picia soku) wpasc moze poki co tylko owoc - najlepiej grejpfrut, lub pomarancz. Tak se wymyslilam... to zywy proces, poki co nie mam jeszcze ustalonego planu dzialania. Podchodze do tego kroczek po kroczku. Takimi 'baby steps'.

Pisac tu moglabym dzis godzinami o problemach jakie mnie sie trzymaja przez rodzicow, ktorzy na stare lata staraja sie za wszelka cene chyba 'odwdzieczyc sie' mi sie za to, ze nie bylam najlatwiejszym dzieckiem w wychowaniu, dajac mi odczuc jak to jest, gdy trzeba walczyc z ciaglym uporem i robieniem wszystkiego na opak... co skutkuje telefonami niemal obcych mi osob z troski o zdrowie mamy (i fakt, ze odmawia wszelkich badan, leczenia), ktore z kolei wplywa tragicznie na ojca slabego psychicznie. I wszystko skupia sie na mnie. Psychicznie, fizycznie..i finansowo. W kazdej chwili moze sie zdarzyc, ze bede musiala poleciec do PL zrobic tam porzadek... choc obawiam sie, ze tylko stracilabym czas, urlop i znow.. pieniadze. Fakt, kasa rzecz nabyta, ale kiedy cale zycie sie znia zmagalo i zylo NA STYK (a czesciej nawet 'pod stykiem' i w stresie) to kiedy w koncu moglabym odetchnac, zaczac planowac rodzine, dzieci.. okazuje sie, ze juz takie mam. W Polsce, I to grubo strasze ode mnie. Szkoda slow, nie mam juz sily. chcialabym wylaczyc telefon.. ale co to da, jak serca nie da sie wylaczyc.  

Starczy. Przerwa na lunch dobiega konca, wracam do pracy... 

P.S Kochane Kwiatuszki, poradzcie, co jadacie na CIEPLE kolacje... ?? Bede wdzieczna stokrotnie!(kwiatek)

18 stycznia 2017 , Komentarze (16)

Hej Kwiatuszki! (kwiatek)

U nas kolejny szary dzionek. Do tego boli mnie brzuch, cala noc sie budzilam i jestem jak zombie. Brzmi tragicznie, wiem.. ALE nie jest tak zle bo... WROCILA MI MOTYWACJA ( O YEAH!!). Powód? Najtrywialniejszy z moliwych. RYWALIZACJA  + AMBICJA hehe. 

Mianowicie - W zeszlym roku zaczelismy sie odchudzac w kilka osob w biurze z czego jeden kolega schudl 10kg (i trzyma), a z 3 kolezanek jedna szybko wymiekla, Dwie schudly po nascie, po czym yoyowaly do wagi jeszcze wyzszej! No i ja. Schudlam ze 108 do jakich 92... i obecnie znow mam jakies 97. Takze niestety czesc wrocilo, ale TRZYMAM SIE. 

Dzis rano kolega (najnowszy 'nabytek' biura), z ktorym z 6 osobowego pokoju jestesmy grubi, mowiac wprost, bo reszta to chuderlaki - oznajmil, ze odchudza sie juz 1,5 tygodnia. I jak to tak? Mam zostac sama jedna gruba, najgrubsza?? On sie zawzial kiedy ja sie poddalam.. nie przeszlam nawet 1/3 drogi jaka planowalam od zeszlego roku i teraz mam siedziec bez czynnie kiedy inni biora sie za siebie?? Mam latem nadal by taka jaka jestem? Mam sie nie doczekac swojej kiecki w rozmiarze 38/40 na kolejna firmowa Xmas party?? 

Procz powyzszej motywacji, dzis rano wlasnie wspominalismy z lubym jak to rok temu kiedy jedlismy zdrowo, bo ja sie odchudzalam, chodzilam wyspana i potrafilam wstac o 5, by pocwiczyc, a obecnie nawet 8 godzin snu nie pomaga sie wsypac. Lazimy jak zombiaki i nawet nie mamy sily ceszyc sie z auta, bo NIC nam sie nie chce! I jak sobie pomysle, ze teraz zamiast 50 min jazdy do pracy z czego 20-30min to marsz, bede wozic tylek autem do roboty (10min)... to juz w ogole nic tylko lozko, samochod, fotel w biurze, smochod, kanapa, lozko! O nie! 40 minut ktore odzyskam z czasu na dojazdy rano mialam zamiar wykorzystac na sen, Teraz jednak wiem, ze ten czas moge spozytkowac na poczatku na rozplanowanie posilkow, a z czasem i na cwiczenia. 

O sie rozpisalam!

Tymczasem lykam kolejna tabletke przeciwbolowa i niech ta @ sie juz skonczy.... 

P.S wlasnie w ramach lunchu (procz wpisu tutaj ;) ) przegladam  stronke Joe Wicks. Duzo ciekawych przepisow. Tylko nic nie zadziala bez ruchu. Wiem, wiem, latwo mi pisac, ze bede skakac, kiedy obecnie mam wymowke - @..ale jeszcze zobaczycie! Zaczynam dzis od diety, a za pare dni od ruchu. O yeah!! 

16 stycznia 2017 , Komentarze (15)

Bry dzien, Kwiatuszki…

Dzis Blue Monday. Najbardziej depresyjny dzien w roku. U nas mglisto I mokro, takze pogoda sie wczula w role.

Oj napilabym sie kawy, ale @ puka do drzwi, a kawa + @ to u mnie mieszanka morderczo-bolowa… takze morduje sie herbata. Oby przetrwac ten dzien.. isc spac.. Pocieszam sie tylko tym, ze luby mnie dzis odbierze autkiem z pracy.. I zamiast tluc sie 50min autobusem, bede w domku w 20 min (liczac korki -  bez korkow smiga sie 8min). Ach, witaj nowe zycie, bez godzin w autobusach I punktah przesiadkowych! (Takze zycie nie jest zle..zeby nie bylo, ze tylko narzekam :P )

Od paru miesiecy staram sie zmobilizowac do zmian. Do dzialania. Odchudzania. Kiedy jednak ma sie na koncie tyle Yoyo co ja… w pewnym momencie traci sie juz wiare, ze sie uda. Laski tu widze, chudna po 30kg w 8 miesiecy… a ja wiem, ze nawet na diecie glodowkowej i calych dni na slice u mnie tak nie bedzie. Kiedys moze  tak umialam.. organizm na to pozwala - z kazdym yoyem I kazdym rokiem jest ciezej. I zamiast dzialac, poki co jedynie probuje siebie przekonac, ze warto. Ze chocby te 10kilo poki co… a ze przyjdzie zaraz zastoj? Co z tego.. lepszy zastoj za 10kg niz trzymanie obecnej wagi, albo co gorsza tycie. Wiem. Ale wiedziec.. a WIEDZIEC to zupelnie co innego.. if you know what I mean.. 

Moje nowe wcielenie na V. rzeczywiscie jakies takie blue... zblazowane. Ale to sie zmeini.Mam nadzieje. Tylko jakos motywacji ciagle brak. do pisania rowniez.. 

9 stycznia 2017 , Komentarze (6)

Bry dzien… bardzo brrrr… szaro buro I ponuro. Humor jak muhomor (ale rozjasnia sie pomalu), Portki w pasie uciskaja. Czas sie wziac do koopy. W okresie swiatecznymi zabalowalismy, nie powiem. Bylo slodkie, bylo smazone itepe itede.. standardowo. Potem juz zdrowiej, ale nadal nieregularnie I porcje trzeba zmniejszyc.

Dochodze do siebie po tygodniowym chorobsku. Juz od zeszlego wtorku cos mnie w kosciach lamalo, a jak zwolnilam sie z robo w czwartek (zakichana, zamsarkana, rozkaszlana I rozgoraczkowana) tak przelezalam az do wczoraj w wyrze. Pierwszy dzien dzis sie czuje lepiej. 

Zdrowie worcilo, pomalu dojrzewam do dalszych zmian. Poki kaszle I prycham jeszcze nie bede sie rzucac na sporty jakies, ale jesc zdrowo to juz wypada. Od tygodnia nie jadlam slodyczy, mimo wolnie, po prostu nie bylo… I nie tesknie.

Jak schudlam do ok 95kg kupilam se nowe portki I to ciasnawe, takze teraz przy poswiatecznych 97kg juz mnie uwieraja. I dobrze. Taki byl cel wywalenia za duzych ciuchow. Musze sie kontrolowac, bo chwilowo kasy nawet na zakup nowych portkow nie mam. Haha.

Przez wiekszosc 10 wolnych dni, jakie mialam na koniec roku – od swiat do sylwka – latalismy za autami. I w koncu jutro odbieramy swoje upatrzone autko. Uff. Czesciowo na kredyt. Zdecydowalismy sie przeniesc kredyt z PL do UK (funt spadl I bedzie juz tylko gorzej). Byla to wiec jedyna okazja do tego, by pozyczyc troche wiecej w banku i w koncu kupic auto. Trafilo sie nam (powyzej budzetu,inne niz szukalismy, ale za to dosc mlode, bo 4,5 letnie z niskim przebiegiem. Biale. Na zlosc lubemy mowie na nie 'sniezynka' hahahah. 

Takze nowy rok, nowy tydzien, nowe wydatki, nowe marzenia,.. i nowe mozliwosci. Obecnie bez planu, bez liczby, bez upragnionej wagi, totalnie bez pomyslu co i jak - Zaczynam. Jesc - Zdrowiej.. Mniej.. i jeszcze musze popracowac nad 'Czesciej'. 

Buziaki, milego dzionka, kwiatuszki! :) 

P.S Jeszcz ena koniec chcialabym Was wszytskie wirtualnie wysciskac i zyczyc Szczesliwego Nowego Roku... Spelnienia marzen.. i Gwiazdeczki z Nieba (gwiazdy).. symbolicznej.. jednym slowem duzo Szczescie. :*

11 grudnia 2016 , Komentarze (24)

Bry dzionek 

(dziewczyna)
(kwiatek)

Jako, ze u wiekszosci sasiadow w okolicy kazde okno mruga, swieci, choinki stercza w kazdym pokoju, mikolaje, renifery itepe mrugaja z podjazdow... i dachow, podjechalismy wczoraj z lubym do centrum handlowego zaopatrzyc sie w odrobine tej swiatecznej magii. Bylam tam pare tygodni temu i polki uginaly sie od balwankow, mikolajkow...a teraz swiecily juz pustkami! Tutaj swieta zaczynaja sie juz w listopadzie. Na szczescie trafilo sie kilka przecenionych dupereli... i juz mozemy sie cieszyc przytulnym zakatkiem przed-swiatecznym. Zapalilismy tez lampki w oknie od strony ulicy w sypialni i oficjalnie dolacajac tym samym do grona wczesno-swietujacych tubylcow. Choinka tez jest, ale czeka tradycyjnie na wigilijny poranek. 'Salon' wyglada teraz dosc przytulnie... tylko gdyby nie ten ohydny dywan, ktory landlord mial wymienic, ale sie rozmyslil.

Jak widac urzadzamy sie ty bardzo pomalu, ale wez zacznij w nowym kraju zycie i urzadz 4 pokoje ot tak od zera...wiekszosc mebli i tak jest 'na ten czas tylko' oby byly...ale jest dobrze... na ten czas. ;)

Ciekawa jestem, czy Wy tez juz gotowi do swiat, czy to jeszcze za wczesnie? :)

Odcudzeniowo zas...? Dzis bardzo grzecznie :P Niedawno wstalam i rozgoscilam sie z kawa i vitalia na powyzszej kanapie, ale zarez ide na spacer z futrem.

Wczoraj jedlismy w 'diner' przy centrum handlowym. Chcialam kurczaka z ryzem, luby z rozpedu zamowil z frytkami dla nas obojga, jak bylam w lazience. Zjadlam wiec pol porcji frytek, reszte oddalam jemu i dzis walcze od nowa.  Luby juz poinformowany o moim 'powrocie do odchudzania'. Mam tylko nadzieje, ze nie zacznie standardowo robic pizzy, czy piec ciasta... bo zwykle tak robi jak wspominam o odchudzaniu - nagle budzi sie w nim kucharz wszelkich smakowitosci, jakby sie bal, ze oboje juz do konca zycia bedziemy jesc sama salate i musi sie najesc pysznosci na zapas..

oki, to do milego... Milej niedzieli, jeszcxe poczytam co u Was i czas zaczac sprzatajaca niedziele... cala gora do ogarnciecia, tylko najpierw V, potem spacer i do gimnastyki...sprzatania znaczy sie.

8 grudnia 2016 , Komentarze (15)

jest mi dzis w uj tak strasznie zle... stres, lzy, zmeczenie... doopa.

jedzenie to moj nalog... nie, nie samo jedzenie, co 'napad zarcia'. i tak jak alkoholik do konca zycia juz bedzie alkoholikiem i nawet po odwyku nie moze tknac lampki wina, tak obzarciuch nie ma tej wygody, cos jesc musi. jest jednak ten moment, ten prog, po ktorym nastepuje lawina. Ciezko go uchwycic. to tak jakby alkoholik mogl wypic 3 lyki, ale juz kazdda kolejna kropla grozi lawina nawrotow uzaleznienia...

i tak dzis od rana przez scisniety zoladek ledwo wcisnelam platki na sniadanie - pol miseczki, wiecej nienweszlo. potem pite z kawalkiem kuraka i salatka na lunch. nastepnie, w obliczu problemu w pracy, padlo na suszone banany. kilka. ok. prog nie przekroczony. 

w domu zjadlam 2/3 kolacji i bylam najedzona. wiedzialam, ze jak rusze jeszcze gryza to nie bedzie juz odwrotu. kromka lezala na talerzu 20minut. zjadlam ja, jablko, cwierc pomaranczy. zapilam kawa inka i zagryzlam rodzynkami. plastrem sera i wedliny. 

w srodku az mnie telepie z glodu. nie takiego z zoladka, bo ten jest pelny... glod odczuwam skora, miesniami, ustami, nie umiem tego opisac. ucieklam do sypialni. przed soba. czuje sie pokonana. rece mi drza. stresuje sie jutrzejszym dniem. mam problemy z pewnym zleceniem w biurze...ale rowniez boje sie, ze poplyme znowu z jedzeniem. luby przebakuje cos o pizzy od kilku juz dni. moze latwiej byloby jakbym stres leczyla szlugami, czy czyms jak normalny czlowiek. tak, mam charakter nalogowca. mam to odziedziczone. we krwi. za mlodszych lat uviekalam w tv, obecnie w jedzenie, telefon, dzis zlapalam sie na scrollowaniu stron int w telefonie przez 20 minut. uj wie co tam ciekawego bylo. odlozylam telefon i czulam pustke. wlaczylam tv. cisza wzmaga glod. wzmaga te PUSTKE we mnie. juz chyba bardziej zrypana byc nie moge w wieku ponad 30lat... czuje sie jakbym wciaz miala 16...zycie toczy sie tak nierealnie szybko, a ja wciaz walcze sama ze soba. zycie sie toczy, a ja sie wciaz turlam jak kulka. chce stanac na nogi. szczuple nogi. 

8 grudnia 2016 , Komentarze (9)

 Czy to normalne, ze na zime trace apetyt..? Na pewno bardzo wygodne, bo szklana mnie dzis zaskoczyla ukazujac 94.8. Pierwszy kg za mna. Takze 'so far so good'... zostalo jedyne 27 O.o

Powiem Wam, ze cholernie brakuje mi przyjaciolki (Boziu, alez mam dzis ochote sie pouzalac I wygadac :P I to nie tak, ze tu na emigracji mi jej brakuje, bo brak ten odczuwalam juz pare lat przed wyjazdem. Znajomosci z liceum sie rozmyly I ograniczaja sie do sporadycznych konwersacji textowych. Po podstawowce (zagranicznej) zostaly jedynie 'lajkowe' znajomsoci na FB...a ta jedhna najepsza kumpela ze studiow... coz, odleglosc I zalozenie wlasnej rodziny robi swoje. Gdyby nie to, ze w lubym mam przyjaciela najlepszego na swiecie chyba bym oszalala... ale jednak co psiapsiola to psiapsiola. Moze kiedys jeszcze sie takiej dorobie. W pracy laski sa extra, ale maja tu swoje grona przyjaciol poza praca, takze I na to liczyc nie moge. Nie mam z kim pogadac o durnotach chociaz.. o takich zwyklych babskich sprawach, nie mam z kim farbowac wlosow, czy wymieniac sie ciuchami (chociaz to raczej wina tuszy I cyckow. Haha)..

W sumie to odczulam to dopiero na wyjezdzie firmowym na Xmas party. Przed impreza jedna z lasek mnie czesala a druga malowala paznokcie. Pogaduchy, smiechy, muzyka. Kurde, mniej bolalo, jak nie wiedzialam co trace. Ech, smuteczek. 

W kazdym razie party bylo mega. Liczylam na to, ze znowu grube fotki zmotywuja mnie do odchudzania, a tu zonk, wyszlam spoko HAHAHA coz za skromnosc.. ale Kaman, jakbyscie widzialy te angielskie PYZY w miniowach I botkach pod galaretowate kolana od razu by Wam samoocena skoczyla w obloki. 
Paradoksalnie fakt, ze czulam sie swietnie w swojej skorze sprawil, ze wlasnie mam ochote walczyc dalej. Jesli juz 12kg w rok zrobilo taka, roznice , ze KAZDY mnie komplementowal co bedzie za kolejnych 10kg? 
Za*****e bedzie ot co. :D Oby tylko chwilowe zaburzenia jazni, gdy odzywa sie we mnie GrubaLilly ze swoim wkurzajacym glosikiem "f**k this world, zyje chwila, zezre batona, a martwic sie bedzie przyszla ja" nie przydarzaly sie za czesto o bedzie git.