Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Kobieta. Mądra, Piękna. Inteligentna. A co! Sobie komplementów nie będę żałować. Kocham smoki i ostatnio zaczynam się rozglądać za jakimś, Najlepiej czerwonym, bo ładniejszego koloru nie znam. Pozwalam zmianom, aby się działy.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 82382
Komentarzy: 730
Założony: 22 lipca 2006
Ostatni wpis: 3 stycznia 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ognisko

kobieta, 51 lat, Bochny

162 cm, 85.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 maja 2009 , Komentarze (3)

Ale jak ma być lekko jak się przekroczyło 85 kg. A swoją drogą, dlaczego pasek informujący o wadze nie chce się zmienić tylko pokazuje poprzednią najwyższą wartość. Ukrywać się mam, czy jak?

 

Wczoraj, a nie przepraszam czwarta rano to już zdecydowanie dziś, spędziłam chwilę, dłuższą chwilę na vitalii i znalazłam siebie sprzed dwóch lat. Kurczaczek skąd we mnie tyle energii się wtedy brało, aby tyle pisać no i do tego jeszcze chudnąć. Znaczy się mogę mimo wiecznego narzekania, bo jakby nie patrzeć narzekałam jeszcze gorzej niż obecnie coś robić.

 

A poza tym przeczytałam kilka komentarzy i wiem już, czego mi ostatnio brakowało. Wyrazów uznania oczywiście. Jako egocentryk doskonały potrzebuję rozpływać się w zachwytach, a vitalijki są w tym przypadku najlepszą grupą do wszystkich ochów i achów. Miodzio po prostu.

 

Ale, żeby tak od końca dać wam możliwość roztkliwiania się nad moją wspaniałością kopnęłam się kilka razy w tylną część ciała (Ciekawe czy będę mieć siniaki?). Nie powiem, żeby moje kolano było zachwyconą tą czynnością, ale co tam. Niech i wyjec wie, że nastał kolejny początek. Wlazłam na wagę i stwierdzam obiektywnie, że to złośliwe urządzenie zwariowało. Może ze starości. Ostatecznie ma już trzy lata. Rano pokazało 86.60. Uparte bydle nie chciało zejść ni 10 deko mniej. Ale ja mu jeszcze pokaże jak mawiał wilk.

 

Sportu dziś nie było. Po wczorajszych wyczynach rowerowych (ponad 38 km) i przy zbliżających się zmianach pogodowych wyjec zdecydowanie stawiał opór. Dziś mu jeszcze odpuściłam, ale jutro lekko mieć nie będzie. Jadę na zakupy, a to 5 tys. kroków będzie lekko licząc.

 

Jedzenie. No dobrze pogrzeszyłam odrobinę, ale mam dość wpisów, że się absolutnie za siebie biorę.

Spowiedź jedzeniowa wygląda tak:

·        2 kromki chleba graham z masłem, żółtym serem i kiszonym ogórkiem

·        2 kubki czarnej herbaty

·        2 małe pomarańcze

·        2 jabłka

·        1 jogurt kawowy

·        1,5 talerza szczawiówki

·        1 kromka białego chleba z żółtym serem i masłem

·        3 plasterki żółtego sera – zanim się opamiętałam

·        budyń waniliowy

·        1,5 litra wody

·        kawa z mlekiem

·        2 kubki czerwonej herbaty

·        0,5 chałki z masłem

Wygląda jeszcze gorzej jak się napiszę. Ale trudno się jadło się piszę.

Za to na pocieszenie oparłam się

ciasteczkom w czekoladzie

lodom śmietankowo – krówkowym

Mogłam a nie zjadłam. To, chociaż tu mam mały plusik

No dobrze na początek starczy. Poza tym muszę trochę polatać po waszych pamiętnikach. Zbaczać, co słychać u starych znajomych.

 

Tradycyjnie trzymajcie się ciepło maleńkie, bo jutro ma być zdecydowanie chłodniej i nie zapominajcie o parasolach. Wyjec twierdzi, że z pewnością popada.

7 października 2008 , Komentarze (3)

Z dniem dzisiejszym postanowiłam wprowadzić w sowim życiu dyktaturę. Jednoosobową. Tyranem i jednocześnie osobą wyzyskiwaną będę ja. Okazuje się, ze po dobroci się nie da, a marchewka jest zbyt mało skuteczna. Tu to trzeba sięgnąć po kij. I nie ma zmiłuj się, albo nie chcę mi się, albo nie mam czasu. Plany trzeba zacząć realizować a nie tylko je mieć.

Założenia jedzeniowe na dziś:

Śniadanie

- musli z mlekiem, jabłko

II śniadanie

Jabłko lub inny owoc

Obiad

Zupa + drugie bez dokładki

Podwieczorek

Jogurt + owoce

Kolacja

2 kromki chleba, masło, żółty ser, ogórek

Płyny

dowolne ilości: woda, herbata, cola zero

do dwóch kubków kawy z mlekiem.

Możliwość dopchania się ogórkiem, rzodkiewką, innym warzywem.

 

W razie przekroczenie, głownie w postaci słodyczy, bo te mnie nękają 50 brzuszków, a niech boli.

 

Ze sportu – 5000 kroków najmarniej.

 

Zapisane. Teraz tylko musi wejść w życie. Pierwszego dnia przeważnie wychodzi, więc się nie martwię.

21 lipca 2007 , Komentarze (7)

Te wykrzykniki to nie ozdoba, a radość z tytułu ukończenia sprzątania. Wyrzut sumienia zniknął ze środka pokoju, kurze starte ponownie (strasznie szybko łobuzy włażą na szafki), a wszystko pachnie waniszem do dywanów. A jeszcze rano nic nie zapowiadało takiej końcówki.

Wczorajszy dzień spędziłam na rybkach. Z tym, że zamiast na molo z parasolem wypłynęliśmy łódką na jezioro. Sporo osób się kąpało i w takich warunkach o połowach raczej ciężko mówić. A ja stara i głupia dałam się namówić. Prawie 10 godzin na wodzie. A ja w koszulce na ramiączka. Masakra Nie opalam się od lat. Sądzę, ze to jakiś atawizm po przodkach. Może jakaś praprababcia hrabianką była i białą skórę lubiła mieć. W każdym razie opalenizna łapie mnie na twarzy przedramionach (do wysokości rękawów koszulki) i do połowy łydki (spodnie). Łaże w czapce z daszkiem i smaruje się kremami z filtrem powyżej 30. Ale wczoraj krem nie pomógł. Wróciłam spalona, żywcem. Czego to ja nie robiłam od zsiadłego mleka, lodu przez balsamy po opalaniu do maści na oparzenia. I nic. Aż poszłam po rozum do głowy i posmarowałam moją ukochaną maścią na wyjca. Po 15 minutach jak ręką odjął. Żyję, może trochę sztywna, ale nie boli.........

Jak zwykle odbiegłam od tematu głównego, czyli porządków. Mój szanowny tatuś podsunął mi artykuł o dobroczynnym wpływie sprzątania na organizm. Może mu zbrzydło taszczenie odkurzacza w ta i z powrotem, a może potknął się o niego idąc do komputera, Kto go tam wie? W każdym razie głównym przesłaniem artykułu jest stwierdzenie, że sprzątanie pomaga sobie poukładać myśli, daje samozadowolenia i poczucie spełnienia. W związku z tym, że wierzę w słowo pisane spróbowałam i wiecie co? Faktycznie poczułam się szczęśliwsza, jak wypchnęłam za drzwi ten mój „wyrzut” i jutro z czystym sumieniem będę się byczyć.

Całą niedziela dla mnie. Może w końcu uda mi się skończyć czytać książkę. Miłego wypoczynku i uważajcie na słońce.

19 lipca 2007 , Komentarze (3)

Zgodnie z przewidywaniami stoi sobie na środku pokoju i wyrzuca. Cóż perfekcjonizm mnie dziś opuścił, na szczęście zresztą. Bo ile można sprzątać. A pokój mam duży, to z łatwością sobie radzę z omijaniem odkurzacza.

Upał mnie wykończył, Każdy ruch powodował zmęczenie totalne i litr potu. Organizmu podobno słuchać trzeba, jak się buntuje to najlepiej nic nie robić. No to nie robiłam prawie nic. Te kilka godzi przed komputerem i wklepanie trochę danych się przecież nie liczy.

Wieczorem odrabiałam straty 1,5 godziny na basenie. Właśnie go otworzyli po remoncie. Woda marzenie. Pływałam tylko 35 minut – 50 długości z czego 1 km kraulem, a reszta grzbietem i żabką. Więcej się nie dało, bo zamykali. Resztę czasu spędziłam na nauce przekonywania do pływania. Ciężko mi szło, bo po raz pierwszy nie miałam osób dorosłych, ale maluchy. Ale jak nie chciały wejść, tak samo problem był z wyjściem. Ma się ten dar przekonywania co nie.

Po basenie pełna życia i energii, bo jak wszystkim zapewne wiadomo woda to najlepszy odstresowywacz, wróciłam do domu. Nawet po drodze myślałam o tym, aby usunąć ten mój „wyrzut”, ale jak mi zaproponowali spacer wieczorową porą, to kto by sobie zatruwał życie sprzątaniem. Zaliczyłam jeszcze półtorej godziny spaceru. I tak przekroczyłam limit ruchu na dziś

Wiem, że to wszystko wygląda, że mocno aktywna osóbka ze mnie. Gra pozorów to moja specjalność. Dużo rzeczy robię bo zmusza mnie sytuacja (prezesura w klubie sportowy), ale tak uczciwie to ja jestem z tych misiowatych, co wolą z książeczka na kanapie. Cierpię za grzechy młodości, kiedy to wymuszałam na moim ulubionym doktorku zwolnienie z wf. Zasada akcji i reakcji (to chyba III Niutona, jeśli pamięć mnie nie myli) obowiązuje wszędzie, nie tylko w fizyce.

Trzymajcie się jakoś Maleńkie. Ja jutro odpoczywam. Jadę łowić ryby. No to darz jezioro.

18 lipca 2007 , Komentarze (3)

sobie zaplanowałam. Po wczorajszych 15 km rowerem i 3,5 marszu z kijkami. Dziś postanowiłam nic nie robić. Wstałam o 9.30. Wreszcie udało mi się pospać. Okna mam na wschód to 6.30 ta maksimum na jakie sobie mogłam pozwolić, nawet jak innych palących zajęć nie miałam ( to stad ten rower przed siódmą). Należę do ludzi, którzy uwielbiają spać. Ale wracając do tematu otworzyłam oczy, założyłam okulary (taki pierwszy odruch krótkowidza, może być nago, ale w okularach) i pierwszą rzeczą, jaką ujrzałam była drabina. Stoi tak już od kilku dni, jak wyrzut sumienia, że w końcu wypadłoby zrobić porządek. A wolę mam silną i takie rzeczy na mnie nie działają. Nic nie robić to nic nie robić. Koniec. Ze zręcznością kota ominęłam ją i zeszłam na dół. Śniadanko zjadłam, prysznic wzięłam i włączyłam telewizję. A tam musiałam włączyć na perfekcyjną panią domu. No i mnie wzięło. Z prędkością światła zgromadziłam niezbędne akcesoria i dawaj, okno, drzwi, szafki, bibeloty, biurko. Nawet w szafie mam poukładane ciuchy równiutko i kolorami. Cholerny kaloryfer czyściłam ponad godzinę. Może macie jakieś sposoby jak się tam dobrać do środka, bo ja ręcznie patyczkami do uszu doczyściłam każdą szczelinę. Kiedy zostało tylko odkurzenie i wypranie wykładziny zadzwonił telefon. I tak zamiast zakończyć sprzątanie polazłam na spacer. Kilka minut temu wróciłam. Odkurzacza nie włączę, bo normalni ludzie już śpią. Litość w moim sercu nie pozwala mi zakłócać pory nocnej. Ciekawe czy docenią. A właściwie żadne ciekawie, jutro im to obwieszczę i każę się jeszcze podziwiać. No bo kto wie, czy do jutro mi nie minie perfekcjonizm. I odkurzacz wraz z waniszem tym razem będzie stał jako wyrzut sumienie. Poświęciłam się dla dobra rodziny niesamowicie, to muszą to docenić. Spróbowaliby nie?!!

Jutro dnia lenistwa się nie da urządzić, ale może tak pojutrze. W każdym razie plany jak zwykle mam.

Trzymajcie się Maleńkie, podobno idzie ochłodzenie.

16 lipca 2007 , Komentarze (4)

 

To tak jakby ktoś nie zauważył albo przegapił przypominam. A to wszystko przez tych narzekaczy. Deszczyk maleńki im przeszkadzał, 13 stopni to za mało. Najgorzej jest jak bogowie spełniają nasze pragnienie, bo zawsze nie w czasie i nie zupełnie tak jak sobie wyobrażamy – chcieliście słońca to macie, chcieliście ciepła to macie 36 w cieniu. Następnym razem poproszę maksymalnie 25, bo powyżej to już tylko wegetacja. Nic się człowiekowi nie chce. I ramach tego niechcenia wstałam sobie o 6.30 i poszłam na rower. Nawet przyjemnie na początku było, a w lesie wręcz chłodno. Ale po godzinie już się zaczęło zmieniać i wracałam w upale. Ale dojechałam. 22 kilometry w ciągu dwóch godzin. Wynik może niezbyt wygórowany, ale jak się weźmie pod uwagę trzy czynniki – upał, 27 kilometrów dnia wczorajszego i cholernego wyjca to stawiam się tak gdzieś w pierwszej dziesiątce na olimpiadzie. Wolno mi się dowartościowywać. Co do tych rannych wyjazdów może by tak ruszać o 6, to na upał bym się nie zapała.

Ale i tak największy dzisiejszy wyczyn to 45 minutowy spacer, z musu oczywiście, p ulicach mojego miasteczka. W okolicach godziny pierwszej. Szłam i zastanawiałam się jak człowiek smakuje ugotowany we własnym sosie. Najgorsze było wchodzenie do klimatyzowanych pomieszczeń. Nie ma mocnych pot lał się strumieniami jak tylko się wystawiło nos za drzwi. Te 45 minut kosztowało mnie więcej wysiłku niż cała jazda na rowerze. W związku z tym przyznaje sobie mistrzostwo Europy.

Dieta na razie sobie leży, ale może jakiegoś kopniaka jej dam i się odniesie. Od ziemi to podobno wilka można złapać. Ale skubana się nieźle okopała więc łatwo nie będzie.

Na dziś koniec, bo muszę zacząć odrabiać zaległości u Was. To trzymajcie się Maleńkie. Może nieco chłodniej.

15 lipca 2007 , Komentarze (5)

czyli do Was Maleńkie. Mam nadzieję, że teraz na dłużej. Usprawiedliwień oczywiście mam tysiące. Kto ich nie ma, jak się usprawiedliwiać chce. Po pierwsze wiekopomne dzieło pisałam. Poważnie. Napisałam i nawet wydałam książkę. Jak to dumnie brzmi - autor. Co prawda autografów setkami nie rozdaję, ale debiut mam za sobą. Dzieło jest nie do dostania w księgarniach, bo to wydanie na własny użytek, ale w kilku szacownych bibliotekach się znajdzie. Ładnie stopniuje emocje, aby na końcu, po wielkich zapowiedziach stwierdzić, że to 80 stronicowe dzieło to......... A guzik nie zgadliście, żadna praca magisterska. Napisałam historię (45 letnią) swojej organizacji sportowej. Dumna jestem przeogromnie. I odkryłam jeszcze coś nie mam uczulenia na kurz. Tony starych dokumentów, przez które się przekopałam potwierdziły, że spokojnie archiwistą w takim IPNie zostać mogę.

Po drugie i to chyba najważniejsze wyjec sobie wył. Strasznie. Ciekawe ile on jeszcze może?

 

Ale wracam stęskniona, pełna energii i pomysłów.

Od jutra otwieram wielką akcję „Ruszaj z Ogniskiem” pod moim jednoosobowym patronatem. Patronat obejmuję z własnej nieprzymuszonej woli, nie nękana przez nikogo, profitów finansowych z niego czerpać nie zamierzam, ale inne na przykład w postaci uznania, poklasku, słów uwielbienia itp. to i owszem. Zamierzam również wykorzystać swoje sadystyczne skłonności, więc jak usłyszę, że akcja fajna, ale mi się nie chce, albo nie mam czasu to złośliwa też bywam.

 

ZAŁOŻENIE AKCJI „RUSZAJ Z OGNISKIEM”

 

Właściwe to jedno- nieprzerwany ruch przynajmniej przez godzinę 5 razy w tygodniu. Dwa dni można mieć zły humor, pogodę lub ważne sprawy rodzinne lub służbowe.

Ruch – to każda aktywność fizyczna – spacer, marsz, bieg, pływanie, rolki, rower, oglądanie wystaw sklepowych (ale bez włażenia do środka), seks i podobne zajęcia, które podwyższają tętno. Absolutnie niedozwolone jest traktowanie jako ruchu: zmieniania kanałów w telewizorze, bieg 5 sekundowy do kuchni po ciacho, i kłótnia z mężem(żoną, chłopakiem itp.)

W związku z patronatem udzielam kilka wskazówek na tydzień pierwszy:

  1. Godzina wykonywania ruchu – dowolna. Zalecam przed śniadaniem, bo wtedy od razu zaczynamy spalać tłuszczyk. Jak już coś zjemy to proces spalania tłuszczów zaczyna się dopiero po jakiś 30 minutach, bo wcześniej organizm czerpie energię z węglowodanów zawartych w posiłku. Wybór należy do Ciebie.
  2. Jak nie ruszałeś się przez miesięcy, lat kilka to nie szarżuj z 20 km na rowerze pierwszego dnia. Zdychać później będziesz, a pamiętaj, że jeszcze, co najmniej 4 dni ruchu ci zostały w tym tygodniu.
  3. Zakwasy – lekarstwa nie ma. Rada powtórzyć ruch, po najdalej tygodniu znikną. Zresztą jak mawia mąż mojej koleżanki – najgorsze jest pierwsze 10 lat, później człowiek się do wszystkiego przyzwyczai, nawet do żony. A Tobie po pierwszym tygodniu zostanie tylko 9 lat 11 miesięcy i 3 tygodnie do przyzwyczajenia – całkiem niedużo, prawda?
  4. Nie zapomnij o:
    • kremie z filtrem,
    • okryciu głowy,
    • wodzie lub przy większym wysiłku i upale napoju izotonicznym,
    • czegoś na kleszcze i komary.
  5. A przede wszystkim zawsze zabieraj ze sobą dobry humor. Ruszasz się dla nagrody nie za karę.

Acha przypomniało mi się jeszcze nagrody. Będą oczywiście, a co? Po pierwsze dyplom gratulacyjny za wytrzymania w akcji od 16 lipca do 22 września. Może nawet co tydzień będę takie dyplomy wręczać. Nie wiem, co prawda jak to jeszcze rozwiązać technicznie, ale dla chcącego nic trudnego. Pozostałe nagrody zależą od hojności sponsorów, pomysłowości mojej i Waszej.

Trzymajcie się Maleńkie. Jutro będzie wspaniały dzień.

4 maja 2007 , Komentarze (4)

Boli!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

15 marca 2007 , Komentarze (11)

Zamieszkało stado koni, podkutych, albo może krasnoludy urządziły sobie kuźnie i kują jakieś coś wielkiego i z pewnością żelaznego. Nie mogę jeść, spać, czytać. Nawet na basenie było zaledwie 20 długości. Dziś było mi bliżej dna niż powierzchni. Wynurzałam się w rytmie 4, 5 normalnie czynie to, co 3 lub 4 pociągnięcie ręki. W kraulu oczywiście i nie na trzy, bo głowę przechylam wyłącznie na prawą stronę. Wiem, że brzmi to dziwnie dla niewtajemniczonych, ale nie mam siły wyjaśniać. Było jeszcze 100 metrów biegu w wodzie oczywiście. Ale o tym też przy okazji. Dobra nie widzę na oczy boli mnie 4567 włos w 29967 rzędzie licząc od prawej.

Acha zaczynam myśleć nad swoją mową pogrzebową. Nie żebym się szykowała już na tamten świat, ale jak zacznę teraz to przez 200 najbliższych lat uda mi się stworzyć arcydzieło. Koncepcji na razie nie mam. Nie podoba mi się też pierwsze zdanie wygłaszane zwykle w takich okolicznościach „żegnamy dziś”. Dobra pomyślę o tym jutro.

To trzymajcie się Maleńkie zdrowo.

12 marca 2007 , Komentarze (6)

Ten niezidentyfikowany przypływ energii oczywiście. A naprawdę się staram. Rano obudziłam się 20 minut przed budzikiem!!!! Wykrzykniki są niezbędne. Należę do ludzi, którzy uwielbiają i mogą spać. Dlatego każda dosłownie każda pobudka przed dźwiękiem budzika (strasznym zresztą) stanowi wydarzenie. No dobra, ale wracając do wątku głównego otworzyłam oczy i zobaczyłam słońce. Je też chyba dziś coś rozbierało. Świeciło jakby to był co najmniej lipiec. Przez głowę przemknęła mi myśl o myciu okna. Ale tylko przemknęła. Okno mam na wschód, kiedyś próbowałam je umyć od rana i okazało się, ze to czas stracony. Dlatego nie polecam tego typu zabiegów w pełnym słońcu. W związku z tym postanowiłam wykorzystać dany mi czas i ......... zagrzebałam się w pościeli z ulubioną ostatnio książeczką „Najstarszy” Christophera Paolini (o smokach oczywiście) a ulubioną, bo ją właśnie czytam namiętnie ale bardzo powoli. Jeden króciutki rozdzialik nie spowoduje zawalenia świata, a jak przyjemnie się dzień zaczął. Później zgodnie z zaleceniami a6w przy otwarty oknie. I zanim wyszłam do biura zdążyłam zajrzeć na vitalię, zjeść śniadanie, wziąć prysznic, posłać łóżko, wysuszyć włosy, zrobić makijaż ułożyć plan działania no i ubrałam się oczywiście. I to wszystko w 45 minut. Jakbym jakieś rekordy biła, a ja całkiem na spokojnie, metodycznie.  Zostało mi jeszcze pół godziny. To najpierw poszłam oddać ZUS. Zamierzałam to zrobić na koniec dnia, ale co tam. Wyszłam jak zwykle w kurtce, zimowej (no bo zimę jeszcze mamy, czyż nie?) Trochę zdziwiły mnie dzieciaki przed szkołą biegające na krótki rękaw, ale kto by tam ufał tym co w pięć minut załatwiają górę sprawunków w sklepie. Kilka kroków i zaczęło mi się robić ciut ciepło, rozsunęłam lekko suwak, do ZUSu doszłam rozpięta całkowicie, a jak wyszłam to kurtkę niosłam w ręku. Powariowała to pogoda czy może tylko mnie ta energia rozpierała. Ale gdzie tam tłumy rozpięte, bez szalików, czapek i rękawiczek. Gdzie się podziały mrozy, śniegi i zamiecie?

W biurze byłam przed szefem. Był chyba jeszcze bardziej zdziwiony niż ja. Nawet ciśnienie mi chciał mierzyć, bo wydawało mu się, że chora jestem. Rzeczy niezbędne załatwiliśmy w ekspresowy tempie. Nawet gość, który jak przyjdzie to marudzi, co najmniej dwie godziny dziś wyjątkowo się spieszył. Pozostało tylko zanieść papiery do starostwa, kiedy szef wpadł na „genialny” pomysł zobaczenia jak wygląda trasa marszu. Pomysł genialny, bo trasa liczy 5km, a dojazd do niej, co najmniej dwa. A przecież pogoda taka piękna to rowerkiem najlepiej. Nie powiem, co mi się najbardziej wytrzęsło, ale trzeba przyznać, ze droga okazała przejezdna.

Później jeszcze tylko zakupy – obowiązkowo banan. No i do roboty. Okno czekało. Jeśli chcecie zobaczyć wzorzec umytego okna zapraszam. Dorwałam fantastyczne mleczko, produkt miejscowy, mało, że tani to jeszcze rewelacyjnie zmył sadzę, plamy i temu podobne z plastikowych ram. Szyby to już była czysta przyjemność.

Zapranie plamy na wykładzinie ciut mi się rozrosło. Ciut tzn. wyprałam całą wykładzinę. Ręcznie! A spróbujcie to zrobić jak nie możecie klęczeć. Efekt przeszedł moje oczekiwania. Mało, ze czysto to jeszcze, jaki zapas. Poza tym zdążyłam jeszcze obejrzeć Rodzinę Zastępczą, Plebanię i Na Wspólnej, poplotkować z mamą, przeczytać dwa rozdziały mojej książeczki, gazety codzienne. I jeszcze napisać długi tekst na Vitalię.

Energii jeszcze dużo mi zostało. Rozdaję, Otwórzcie kanały energetycznie i  łapcie. Bo mój wyjec już zaczyna dopominać się swoich praw i nie wiem jak długo to jeszcze przetrzymam. Mam nadzieję, że będziecie jutro szczęśliwe Maleńkie.

Acha odpowiedź na pytanie z komentarzy. Piszę w Wordzie, bo jak mi zaczęło kasować teksty, to mnie jasny gwint trzaskał, a tak spokój mam. Piszę w Times New Roman kopiuję i mam z głowy.