Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Kobieta. Mądra, Piękna. Inteligentna. A co! Sobie komplementów nie będę żałować. Kocham smoki i ostatnio zaczynam się rozglądać za jakimś, Najlepiej czerwonym, bo ładniejszego koloru nie znam. Pozwalam zmianom, aby się działy.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 82417
Komentarzy: 730
Założony: 22 lipca 2006
Ostatni wpis: 3 stycznia 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ognisko

kobieta, 51 lat, Bochny

162 cm, 85.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 maja 2009 , Komentarze (3)

Dziś kolejne 0,60 w dół. Widać moje kochane ciałko zaakceptowało ten stan, więc co mam mu bronić, ostatecznie jak tak bardzo chce .... Dobra żartuję sobie odrobinę, ale w takim tempie to zrzucałam wagę na głodówkach. Widać te pięć kilo już. Bluzki zaczęły się dopinać na brzuchu. Swoją drogą zawsze pierwsze efekty mam w talii i tam najpóźniej mi włazi tłuszczyk.

Trzy dni temu kupiłam w aptece sudocrem. Moje potówki się go przestraszyły i uciekają. Dobrze im tak.

Poza tym żyję i cieszę się tym życiem no bo w sumie o to chodzi.

 

Jedzenie:

1 kromka grahama z masłem i żółtym serem

1,5 kromki białego z żółtym serem i masłem

2 jabłka

deser owocowy: winogrona, arbuz, truskawki (nasze polskie już)

kilka pomidorków koktajlowych

klika ogórków małosolnych

kilka rzodkiewek

talerz szczawiówki z jajkiem

1 kawa z mlekiem

2 czerwone herbaty

1,5 kubka zielonej herbaty

1,5 litra wody

0,5 litra coli light

 

Ruch:

10 tys. kroków

8 dzień ćwiczeń na mięśnie brzucha

ćwiczenia na mięsnie Kegla

 

16 maja 2009 , Komentarze (2)

W piątek minął tydzień jak zaczęłam się odchudzać, nie próbować mamiąc sama siebie ładnymi słówkami, ale odchudzać z całą konsekwencją. Bez udawania, szukania kolejnej wymówki. Jeśli nie jest się dla siebie surowym jest się grubym. Zmieniłam nie tylko dietę. Powoli wprowadzam zmiany w całym życiu. Otworzyłam się w końcu na to, czego tak naprawdę potrzebuję. Przełamuje swoje lenistwo i przyznam, że doskonale bawię się efektami. Nawet nie przypuszczałam, że to jest tak łatwe. A do tego zaskoczyła mnie całkowita obojętność wobec jedzenia. Muszę pamiętać, aby coś zjeść. Cudowna metoda. Co do ćwiczeń zawsze się ruszałam więc, aż tak dużego problemu to nie stanowi, acz czasem te 10.000 zmusza mnie do wyjścia na spacer po 22. Zaskoczyły mnie za to mięśnie brzucha. Nie przypuszczałam, ze one tam jeszcze są. Jednak poprzednia seria a6w zostawiła widać jakiś ślad. Jak na razie jestem przy 8 powtórzeniach i nic, zero zakwasów, nawet nie specjalnie boli podczas wykonywania ćwiczeń.

 

Efekty

- 5 cm w talii

- 3,70 kg mniej na wadze

- więcej energii

- spokój

- spadek ciśnienia. Cieszy mnie szczególnie to dolne, bo już prawie zaczęło mi się zrównywać z górnym. A dziś proszę 108/75, czyli kawę mogę spokojnie pić

 

Dziś mimo, ze mam okres waga pokazała znów mniej, 10 dag, bo 10 dag ale mniej. Nie spodziewałam się niczego więcej, bo wczoraj ruch był wyłącznie na zachowanie równowagi. Nie mniej fantastycznie jest wchodzić na wagę i codziennie widzieć mniej.

 

Jedzenie

1 kromka grahama z masłem i żółtym serem

2 kromki grahama z masłem i jajkiem

5 małosolnych

kilka rzodkiewek

kilka pomidorków koktajlowych

2 jabłka

kasza z grzybami, papryka, pomidorami i cebulką

surówka z młodej kapusty

kawa z mlekiem

1,5 litra wody

0,5 litra coli light

2  kubki czerwonej herbaty

Ruch:

10.000 kroków

7 dzień ćwiczeń na brzuch

ćwiczenie na mięśnie Kegla

 

I tak trzymać Maleńkie

15 maja 2009 , Komentarze (1)

 

Popływałam sobie, całe 2 km. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz przepłynęłam taki dystans. A do tego mój pan i władca postawił przede mną kolejne zadanie. I pływałam przy linie. Mimo, że nauczyłam się pływać fobia wody została. Szczególnie ostatnio dawała mi się we znaki. Polega to na tym, ze płynę i w pewnym momencie odzywa się we mnie lęk – utopisz się. Więc bawię się wyłącznie na skrajnych torach i do tego przy ścianie. Okazuje się, że człowiek wszystko sobie może wmówić. Weszłam i popływałam, zamiast przy ścianie to przy linie. Co prawda tylko w jedną stronę, ale na koniec udało mi się pokonać 50 metrów wyłącznie przy linie. Mój pan był zadowolony.

Dziś dla odmiany wmówiłam sobie, że nie interesuje mnie alergia. Zawsze po basenie kicham, mam katar. Rano się zaczęło. Acz potęga podświadomości jest wielka. Ja tam alergii nie zapraszałam won mi stąd. W życiu nie uwierzycie, poszła!

Z jedzeniem dalej spokój. Zaczynam się przyzwyczajać do tego stanu i nawet mi się podoba

 

Jedzenie:

2 kromki grahama z masłem żółtym serem

3 małosolne

1 banan

1 jabłko

kilka winogron

kilka pomidorków koktajlowych

kilka rzodkiewek

szczawiowa z ziemniakami i jajkiem

sałatka z młodej kapusty

kawa z mlekiem

1,5 litra wody

0,5 litra coli light (cholercia naftą smakuje)

 

Ruch:

2 km na basenie (80 długości) kraul

10.000 kroków

ćwiczenia na mięśnie Kegla

ćwiczenia na brzuszek dzień 6

 

Waga -0,7 kg

14 maja 2009 , Komentarze (3)

Naprawdę stworzyłam Potwora. Wczoraj, po zjedzeniu kolacji bezwiednie sięgnęłam po stojąca na stole surówkę z kapusty, jedna łyżka, druga, trzecia i nagle niesamowity ból w dole brzucha. Moment to trwało, ale wygięło mnie wpół. Łyżka odłożona i wszystko wraca do normy. Mój pan dał ostrzeżenie.

Wszystko zaczęło się od rozmowy o seksie. Osoby małoletnie są proszone o zamknięcie oczu. Dyskutowaliśmy i układzie, kiedy jeden z parterów dominuje, a drugi jest uległy i spełnia wszelkie zachcianki. I oboje czerpią przyjemność. W pewnym momencie ktoś zapytał, czy kobieta, która udaje orgazm po to, aby sprawić przyjemność partnerowi jest masochistką? I wtedy mnie olśniło. Udaję, że się odchudzam, aby sprawić sobie przyjemność. To, dlatego są te wszystkie efekty powrotów wagi na stare miejsce, pozwalanie sobie na nie trzymanie się ustalonych granic. A skoro doszłam do wniosku, że lubię się zadręczać, to postanowiła stworzyć sobie swojego Dominusa, który przekształca się w Potwora, a nie przepraszam Pana Potwora. Po co? No bo ktoś musi mnie pilnować, aby przyjemność sprawiało mi odchudzanie a nie tylko udawanie.

Ćwiczenia na brzuszek przyniosły efekt w postaci -4 cm. O dziwo jak na razie zero zakwasów. Wczoraj mój Potwór doszedł do dwóch wniosków:

- po pierwsze trzeba zacząć ćwiczyć mięśnie Kegla, żeby było na starość jak znalazł

- po drugie przestała mu się podobać zależność od coli. No to mam maksymalna dawka 0,5 litra na dzień.

Łobuz ma nade mną przewagę. Ulegam mu, ze świadomością, że to, co robi jest dla mnie dobre, a poza tym system kar jest dość okrutny.

 

Jedzenie:

3 kromki grahama, masło, żółty ser

0,5 pęczka rzodkiewki

4 małosolne

1 jabłko

1 banan

jagody mrożone – salaterka

fasolowa z kluskami

no i ta nieszczęsna surówka z kapusty

1 kawa z mlekiem

2 czerwone herbaty

1 litr coli light

1,5 litra wody

 

Ruch:

10.000 kroków

sprzątanie

5 dzień a6w i kaloryferka

napinanie mięśni Kegla

 

waga -0,10 w dół

 

13 maja 2009 , Komentarze (3)


Dziś rano 0,30 dag mniej, czyli wychodzi na to, że wody się już pozbyłam i zaczynam sobie chudnąć. Te 3,5 kg nawet widać. Co do dbałości o ciało wyregulowałam sobie brwi. Znajomy, który z dużym zdziwieniem obserwuje moje poczynania stwierdził, że jeszcze jak się w sukienkę ubiorę to on zacznie wierzyć w cuda. Kto wiem może się i ubiorę. Co do tych wszystkich zabiegów cielesnych to traktuje je wyłącznie jako element diety. Poważenie. To, że jestem gruba nie oznacza, że mam być niezadbana. A poza tym mój wewnętrzny tyran uparł się zmienić we mnie wszystko, nie tylko wagę. Co od jedzenia wczoraj policzyłam sobie kalorie jakieś 1200 wypadło, więc przestałam się specjalnie martwić. Łaknienia i potrzeb jedzeniowych dalej zero. Stworzyłam potwora.

 

Jedzenie:

3 kromki grahama z masłem, żółtym serem, małosolnym, pomidorem

pęczek rzodkiewek

jabłko

zupa fasolowa z makaronem

truskawki mrożone

kawa ze śmietanką

2 kubki herbaty czerwonej

1,5 l. wody

1 l. coli light

 

Ruch:

10000 kroków, z czego 5000 nordic walking

28 km na rowerze – większość trasy pod wiatr

4 dzień a6w i kaloryferka

12 maja 2009 , Komentarze (2)

0,80 dag. Oczywiście, że się cieszę. Acz nie wiem czy nie przesadzam. Kurczę wczoraj nie zjadałam kolacji. Wszystko przez ten bark ochoty na jedzenie. Nie nastawiłam zegara i obiad wypadł po piątej. Ostatnie dwie łyżki kaszy to już przez siłę. Później chodziłam tak pełna, że stwierdziła zero miejsca na kanapki. No to dwa jabłuszka i koniec. Ruch też zaliczony. Muszę chyba tylko zmienić godziny wykonywania ćwiczeń na brzuch. Mam za dużo po nich energii i absolutnie nie chce mi się spać. Acha do tego wszystkiego zaczęłam dbać o ciałko. Depilacja, kremy, maseczki i lakier do paznokci nawet sobie kupiłam! Ten wykrzyknik był konieczny. Paznokci nie malowałam od jakiś 10 lat. Potworem się powoli staja. Ale nic to ? jak mawiał mały rycerz. Przeżyję. Dobrego dnia Maleńkie.

 

Jedzenie:

1 kromka grahama z masłem, żółtym serem, ogórkiem małosolnym, pomidorem

1 banan

1 jabłko

kilka mrożonych truskawek

2-3 małosolne

kasza jęczmienna (ponad pół woreczka) z sałatą, śmietaną, ogórkami i rzodkiewką

2 litry wody

1 herbata czerwona

1 kawa z mlekiem

1 l. coli light

 

Ruch:

11000 kroków

3 dzień brzuszków

11 maja 2009 , Komentarze (2)

 

Wczoraj schudłam 40 dag, dziś kolejne 90 dag. O jedzeniu w ogóle nie myślę. Metoda? Eksperymentuje z psychiką. Poważnie. Wpływa to nie tylko na wagę, ale i na resztę mojego życia. Zaczynam załatwiać sprawy, które ciągle odkładałam. Dziś wstałam przed piątą. Spałam jakieś pięć godzin. I czuje się rześko. JA śpioch doskonały z własnej no dobra lekko przymuszonej woli wstałam trzy godziny przed budzikiem. Wiem, że to wszystko brzmi lekko dziwnie, ale patrząc na pamiętniki niektórych witalijek zaczęłam się bać pisać o tym co robię. Tym bardziej, ze nie mam świadomości, jakie naprawdę będą tego konsekwencje. Na razie oczywiście ciężko mówić o wynikach. Chudnięcie na początku przeważnie idzie łatwiej i waga spada. Oczywiście, że dziwi mnie tak szybki jej ubytek. A do ten absolutny brak łaknienia. Ostatnie odchudzanie przebiegło pod dyktando myślenia co ma zjeść, czego jeść nie powinnam, w jakich godzinach. Teraz absolutnie nic. Zegar sobie tylko nastawiam, aby nie przegapić posiłków, no, bo coś jeść trzeba. Do tego wszystkiego uspokoiłam się. Taki stan miałam tylko po głodówkach. To nie jest euforia, tylko kompletne wyciszenia, spokój. Nic nie wyprowadza mnie z równowagi. Kurczaczek naprawdę zacznę się chyba bać sama siebie.

 

Jedzenie:

Sobota:

1 kromka grahama z: masłem, żółtym serem, sałatą, rzodkiewka

2 kromki chleba orkiszowego z masłem + sałatka z ogórka, rzodkiewki, szczypiorku i śmietany

2 jabłka

1 banan

1 kawa z mlekiem

pomidorówka z grzankami

kapusta zasmażana

2 kubki herbaty czerwonej

2 litry wody

1 litr coli light

Niedziela:

2 kromka grahama z: masłem, żółtym serem, sałatą, rzodkiewka

1 kromki chleba orkiszowego z masłem, żółtym serem rzodkiewką małosolnym

2 małosolne

5 koktajlowych pomidorków

1 jabłko

1 banan

młode ziemniaki z koperkiem i zsiadłym mlekiem

sałata + rzodkiewka + śmietana

1 litr wody

1 list coli light

2 kubki herbaty czerwonej

1 kawa z mlekiem

 

Ruch:

Sobota:

Sprzątanie

13 tys, kroków

1 dzień kaloryferka i a6w

Niedziela:

23 km na rowerze, z tym, że większość trasy pod wiatr

1000 kroków

2 dzień ćwiczeń

9 maja 2009 , Komentarze (4)

Sposób na lenistwo i obżarstwo w moim wykonaniu oczywiście. Teraz albo zacznę cierpieć na rozdwojenie jaźni, albo doprowadzę się do ideału. Na razie jedynym objawem jest kompletny brak łaknienia. Nie pamiętam już takiego momentu, kiedy kompletnie nie zastanawiałam się, co bym zjadła. Nawet na głodówkach podstawową myślą było jedzenie. Co, jak i gdzie. A tu masz - nic. Jem, bo wiem, że coś trzeba i wszystko. Żadnego kombinowania sałatek, owoców, warzyw. Nie przeszkadza mi paczka delicji, nie nęci smakowity zapach rogalików. WYOBRAŻACIE SOBIE TAKI STAN. Ja sądziłam, że nie istnieje. A tu masz wpadłam jak się do niego doprowadzić.

Dominacja kompletna. Może w głębi duszy jestem masochistką i dlatego się temu poddaje. W każdym razie na razie działa i liczy się tylko to, że od wczoraj do dziś schudłam 40 dag, czyli zrobiłam postęp szczególnie, że ostatnio waga szła wyłącznie w górę.

 

Jedzonko

1 kromka grahama z masłem żółtym serem, sałatą i rzodkiewką

2 kromki chleba orkiszowego z: masłem żółtym serem, sałatą, rzodkiewką i małosolnym

talerz zupy pomidorowej z grzankami

kapusta młoda zasmażana

2 jabłka

1 banan

1 litr wody

cola light

2 herbaty czerwone

1 herbata owocowa

i wszystko. Poważnie.

 

Ruch:

około 13 tys. kroków

umyte okno

posprzątana szafa pancerna

odkurzanie

8 maja 2009 , Komentarze (3)


Zachciało mi się rowerku. Ale co tam rowerku. Ja się dałam namówić na jazdę szlakiem turystycznym!!! Ładny miał kolor, czerwony i do tego dwa białe paski na górze i na dole. Na początku było całkiem nieźle. Piękna szosa i do tego z górki, żyć nie umierać. Później wjechaliśmy w las. Co prawda była wcześniej mowa o jakiejś piaszczystej drodze, ale cholercia nikt nie mówił, że będę jechać po pustyni. Moja biedna tylna część ciała. To widać kara za grzechy popełnione w jakimś wcześniejszym wcieleniu. Trzy godziny zajęło mi banalne 35 km. Przynajmniej piątkę z tego pokonywałam prowadząc rower i wyciągając nogi z piasku. Żeby na Mazowszu takie górki stawiać, a właściwie zakopywać je pod tonami piachu. Ale jakoś przeżyłam. Grupie zapowiedziałam, że jak jeszcze raz wymyślą taką drogę to będą mnie nieść na rękach i do tego słuchać jak śpiewam. Mam nadzieję, ze groźby poskutkują, bo jak nie....

 

Spowiedź powszednia

·       1 kromka chleba zwykłego i 2 grahama z masłem, sałatą, żółtym serem

·       pęczek rzodkiewek

·       2 jabłka

·       10 winogron

·       pomidorówka z grzankami

·       młoda kapusta z zasmażką

·       2 kubki herbaty czerwonej

·       1 kubek herbaty owocowej

·       1,5 litra wody

·       cola light ale nie wiem ile

·       a i oblizałam łyżeczkę po lodach

 

Kurczaczek coś mało. Ale to wszystko przez ten rower. Zapomniałam jeść.

6 maja 2009 , Komentarze (5)

Wczoraj łobuz wygrał ze mną. Ostatnio rzadko mu się to zdarzało, ale mimo najlepszych chęci nie dałam rady nic napisać. Może zamierzał stworzyć wiekopomne dzieło na skrzypce i wiolonczelę. W każdym razie kolano rwało jak nie przymierzając kowal usuwający zęby.

 

Usprawiedliwienie napisane. Czas, więc przejść do konkretów. Dwa dni i pół kilo mniej. Widać kopanie się w tylnią cześć ciała powoduje spadek wagi. Co prawda może być to jedynie złudzenie hydrologicznie, ale i tak cieszy.

 

Wczorajszy dzień spędziłam na łażeniu. Głownie po sklepach, więc dochodzą jeszcze przysiady i wspinanie się na palce. Kroków było ponad 9 tys. Taki krokomierz niezła rzecz. Od razu człowieka dowartościowuje. Dziś dla odmiany leżę martwym bykiem i oglądam na przemian opady deszczu, gradu i wychodzące słoneczko. U mnie nie padało od 9 kwietnia to deszczyk się przyda. Jedna robota przynajmniej z głowy.

 

Co do jedzenia

Wtorek:

- chleb z masłem i tradycyjnie żółtym serem sztuk 6. Sera było mniej

- pęczek rzodkiewek

- makaron odsmażany z jajkiem + młoda kapusta z koperkiem i solą

- daktykle suszone – 15 sztuk

- winogron kilka (ciągle zapominam, że powinnam liczyć)

- jogurt musli z brzoskwinią

- 2 jabłka

- 1 l. wody

- 1 litr coli light

- 1 kubek zielonej herbaty o smaku grejpfrutowym

- 2 kubki herbaty czerwonej

Środa:

2 kromki chleba z żółtym serem

4 jabłka

winogrona

5 daktyle

młodziutka kapusta gotowana i zasmażką

jogurt kawowy

kawa z mlekiem

1 kubek czerwonej herbaty

1 litr wody na razie

 

Więcej grzechów nie pamiętam. Obiecuję poprawę. Swoją drogą wypisywanie tego wszystko wszystkiego pozwala człowiekowi lepiej się przyjrzeć temu. Bo tak po troszeczku nazbiera się tego bóg wie ile. A tak masz babo wszystko przed nosem, płacz i płać.

 

Acha. Jeszcze jedno wczoraj oparłam się jagodziankom!!!. Wiem, ze pysznym, bo babcia mojego przyjaciela tylko takie piecze. Medal mi powinni za to wręczyć. Przyniósł, postawił przede mną zaparzył kubek zielonej herbaty i powiedział częstuj się. A ja nic. Dwie godziny na nie patrzyłam ćwicząc silną wolę. Ale dałam radę. W końcu się nade mną zlitował i sam zjadł maltretując mnie opowieściami, że chyba ciut za dużo drożdży tym razem babcia dodała. Ale nic to – jak mawiał mały rycerz. Mimo wszystko przeżyłam.

Trzymajcie się i niech moc będzie z Wami Maleńkie.