Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nigdy nie byłam szczupła - ani jako dziecko, ani jako osoba dorosła. Ale zawsze byłam "gruszką" z talią osy - co stanowiło powód do dumy (ponad 30 cm różnicy między talią i biodrami). Teraz jestem ogromnym "jabłkiem", w dodatku smutnym.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 5415
Komentarzy: 150
Założony: 18 sierpnia 2018
Ostatni wpis: 2 września 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Angela2707

kobieta, 58 lat,

159 cm, 109.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

2 września 2018 , Komentarze (14)

Witam serdecznie. Dziś niedziela - dla mnie dzień ważenia i mierzenia. Jak się spodziewałam, szału nie ma - no ale nie da się tracić po kilka kilogramów tygodniowo. Tak więc w tym tygodniu bez szaleństw - tylko 30 dag mniej, ale mniej!!! No i kilka centymetrów ubyło tu i ówdzie... :D

Dietowo poprawnie, bez wpadek - oprócz liczby posiłków. 

Jeśli chodzi o ćwiczenia, to po trzech dniach zumby miałam trzy dni lenistwa, jednak dziś rano zebrałam się i pojechałam na wycieczkę rowerową. W efekcie w tym tygodniu spaliłam 3.410 kcal i ćwiczyłam 4 razy, więc plan minimum zrealizowany z zapasem. 

W piątek odwiedziłam ortopedę. Dwa problemy z kolanem, muszę zrobić RTG i rezonans. Dostałam jakieś tabletki. Najważniejsze jednak, że kolano nie boli, a ja już nogami przebieram na jutrzejszą zumbę!!! 

Tyle u mnie. Idę zobaczyć, co u Was. Miłego niedzielnego popołudnia ;)

Wieczorna edycja wpisu: Zapomniałam dodać, że w piątek zaliczyłam kosmetyczkę (nowe paznokcie), a w sobotę fryzjera (farba). Tak więc śliczna :D:D:D i szczuplejsza :D:D:D zaczynam nowy rok szkolny! Przez następny tydzień spodziewam się latać na wysokości lamperii i pracować po minimum 10 godzin dziennie!

29 sierpnia 2018 , Komentarze (8)

Mam ostatnio problem z lewym kolanem. Nie to, że boli, ale czuję, że je mam. Na zumbie uważam, żeby nie uszkodzić. No, ale to ogranicza. Zapisałam się prywatnie do ortopedy, wizyta w piątek. Lepiej zapobiegać niż leczyć. 

Przez to kolano zastanawiałam się, czy nie zrezygnować z wczorajszych zajęć, ale potem pomyślałam, że jak będzie naprawdę źle, to po prostu wyjdę. Nie wyszłam - i bardzo się z tego cieszę. No, ale po powrocie do domu już mnie bolało pół nogi! Więc poszłam wcześnie spać. Dziś zero bólu (na razie), więc zumba w planach - a jakże! Ale wizyty u ortopedy nie odwołuję. Lepiej niech sprawdzi i coś zaradzi... 

Co do diety - to trzymam się twardo, mimo kilku spotkań towarzyskich (odbytych) oraz nieregularnego czasu pracy. Dobrze, że mam te swoje owoce, więc jakoś się ratuję. Wiem, że muszę zadbać o regularność posiłków - i to jest cel na najbliższe tygodnie. Pracuję nad tym! 

Co do ćwiczeń, to na razie też luzik. Po leniwym weekendzie - poniedziałkowa i wtorkowa zumba zaliczona. Dziś też się wybieram. Traktuję te zajęcia jak priorytet, tak samo ważny i obowiązkowy jak codzienne wyjście do pracy. Na razie działa. 

Życzę Wam miłego dnia!

27 sierpnia 2018 , Komentarze (10)

W sobotę i niedzielę nie ćwiczyłam w ogóle. Deszczowa pogoda nie zachęcała do jazdy rowerem, więc trochę poczytałam. 

Waga i centymetr zrobiły mi ogromną niespodziankę (- 7,5 kg; -48 cm we wszystkich obwodach ciała). Jednak uczciwie podkreślam, że pomiary początkowe były sprzed dwóch tygodni. Mam świadomość, że te stracone kilogramy to głównie woda, ale od czegoś trzeba zacząć. 

Dziś miałam bardzo intensywny dzień w pracy, ale diety nie przerwałam i na zumbie też byłam. Czyli dzień zaliczony pozytywnie. :)

24 sierpnia 2018 , Komentarze (10)

To najprostsze podsumowanie mojego dzisiejszego dnia. Nieważne... 

Ważne, że dziś piątek, a ja znów mogę "odhaczyć" ruch i dietę :D. Był rowerek - dystans 14,24 km, spalonych 938 kcal. I czas o 5 minut krótszy niż wczoraj!!! :D

23 sierpnia 2018 , Komentarze (19)

Czyli czwartek pozytywnie zaliczony :) 

W pracy trzy razy owoce i kawa, po powrocie do domu - zupa jarzynowo-grzybowa, rower, sałatka. 

Jako że nie było dziś zumby (tylko w poniedziałki, wtorki i środy), postanowiłam pojeździć na rowerze. Niezbyt długo, bo musiałam poczekać aż upał nieco zelżeje, ale w efekcie 14,22 km przejechanych i 941 kcal spalonych. 

DUMNA!!! 

23 sierpnia 2018 , Komentarze (18)

Wczoraj jakoś nie miałam weny do pisania, ale dziś już jest ok. Nie wiem, dlaczego na mojej tablicy nie wyświetlają mi się żadne Wasze wpisy. Nikt nie pisze? - nie wierzę. Może ktoś wie, jak to "naprawić", bo przy większej ilości znajomych ciężko jest kontrolować nowe wpisy - a chciałabym być na bieżąco z tym, co u Was, a także komentować Wasze wpisy i motywować Was, jak sama jestem motywowana :D

Najpierw wczorajszy dzień: woda i banan, potem kawa w pracy, brzoskwinie jako przekąska, leczo po powrocie do domu, zumba (827 kcal spalonych!!!), sałatka z odrobiną indyka. Skład podobny jak w sałatce z łososiem, jednak łosoś został zastąpiony indykiem, a sos zrobiłam na bazie jogurtu. 

W komentarzach piszecie, że mało jedzenia, że tylko cukry i węgle, itp. Nie do końca się zgadzam z niektórymi opiniami. Gillian Mc Keith nazywa swoją dietę "dietą obfitości" ze względu na ogromną ilość dozwolonych produktów, w tym wszystkie (!!!) owoce i warzywa, a także ciemne pieczywo, kasze, makaron czy ryż. Ideą jest sposób, w jaki łączymy poszczególne składniki, a także parę innych "przykazań", które - przestrzegane choćby w 80 procentach - przynoszą efekty, przynajmniej u mnie. Nie mam teraz możliwości, żeby opisywać wszystko dokładnie - Gillian napisała kilka książek na ten temat :D, a ja mam tylko swój pamiętnik na Vitalii. 

W każdym razie - dla mnie ta dieta to jest "TO". Nie muszę liczyć kalorii ani jeść truskawek w styczniu. Jestem pełna energii i tracę kilogramy. I o to chodzi!!! 

Nie chcę nikogo przekonywać, bo każdy musi znaleźć swój sposób na gubienie wagi. Mam nadzieję, że stracone kilogramy (jeśli wytrwam) będą najlepszym dowodem, że dieta działa i jest niezła. 

Ale dziękuję za wszystkie komentarze i proszę o więcej. Pozdrawiam i życzę miłego dnia!!! 

21 sierpnia 2018 , Komentarze (24)

Jednak nie z wrażenia... Po prostu przestałam mówić. Wiecie jak to wkurza? Zwłaszcza liczne telefony, uffffffff! No, ale co nas nie zabije, to nas wzmocni - psychicznie też... 

Dzisiaj kolejny dzień zmagań z własnym ja. Ale grzecznie. Na śniadanie woda i banan, potem dwie kawy, trzy brzoskwinie ciasteczkowe jako przekąska, sałatka po powrocie do domu, zumba, a na kolację arbuz. Wiem, że nie powinno się jeść owoców na kolację, ale wolę owoce niż słodycze. Mniejsze zło - i zdrowsze! 

Przepis na moją dzisiejszą sałatkę: trochę sałaty lodowej, szczypiorek, kilka rzodkiewek, pół żółtej papryki, papryczka ostra (uwielbiam), kilka śliwek suszonych (wędzone lepsze, ale nie miałam), trochę białego sera wędzonego - wszystko pokrojone w kostkę i polane pysznym sosem (oliwa z oliwek, sok z cytryny, pieprz, dużo czosnku, gotowy sos włoski - ja używam z Knorra). Do tak przygotowanej podstawy dodałam łososia wędzonego, trochę ziaren (słonecznik, dynia, orzeszki pinii) uprażonych na suchej patelni i kilka grzanek. Smacznego!!! 

Co do zumby, to dziś - według mojej aplikacji - spaliłam 822 kcal. 

Tak więc - dzień uważam za udany. Teraz idę zobaczyć, co u Was. 

Buziaki :)

20 sierpnia 2018 , Komentarze (16)

czyli zaczęłam!!! 

Właśnie wróciłam z zumby, gdzie spaliłam "marketową" liczbę kalorii, czyli 799. Oczywiście, pomiar jest orientacyjny (przez endomondo), ale to zawsze jakiś punkt odniesienia. 

Dieta też w porządku, chociaż muszę jeść więcej posiłków. 

Dzień zaczęłam od wody z cytryną. Potem owoce i moja ukochana czarna kawa (na szczęście bez mleka i cukru). Woda, choć przy tym upale powinnam wypić jej więcej. Po powrocie do domu leczo warzywne z odrobiną ciemnego pieczywa. Na kolację nie mam jeszcze pomysłu, ale na pewno coś lekkiego. 

W każdym razie jestem zadowolona. Postanowiłam sobie, że ćwiczenia będą dla mnie takim samym obowiązkiem jak pójście do pracy. Przynajmniej 2-3 razy w tygodniu. I nie ma, że boli!!! 

Pozdrawiam :)

19 sierpnia 2018 , Komentarze (19)

Witam w niedzielne południe. Dziękuję Koleżankom za pierwsze komentarze i słowa wsparcia - to naprawdę pomaga i motywuje. 

Dziś rano dodałam pierwszy pomiar i pasek postępu. Nie wygląda to najlepiej, ale mam nadzieję, że z czasem zyska na urodzie. 

60 kg do zrzucenia to jakby zdjąć z ramion dorosłą osobę. Cel szczytny, ale odległy. Dlatego podjęłam wyzwanie: -20 kg do świąt (Bożego Narodzenia) i rzuciłam swoje: 2707 kcal tygodniowo przez rok. To pozwoli osiągnąć mi mniejsze cele, które w efekcie mogą stworzyć ze mnie zdrową i szczupłą kobietkę. 

Dziś przygotowuję się mentalnie do walki z samą sobą. Jutro wracam do pracy. Moje życie wróci na właściwe tory, a codzienna rutyna pozwoli ujednolicić pory posiłków. To oczywiście nie oznacza, że nie lubię urlopu - ale konkretny plan dnia czy tygodnia sprzyja odchudzaniu. Przynajmniej w moim przypadku... 

Życzę miłej niedzieli :)

18 sierpnia 2018 , Komentarze (12)

Albo środa. Tak przynajmniej twierdzą mądrzejsi ode mnie znawcy "wiedzy tajemnej". Osobiście mam dość poniedziałków, początków roku, miesiąca, wiosny czy wakacji. W moim przypadku to nie działało zbyt długo, a brak konsekwencji doprowadził do tego, co aktualnie można zobaczyć na wadze, czyli 117,1 kg. 

Jestem Angela, lat 52. Wodnik. Odchudzam się od zawsze. Jestem "fachowcem" w teorii i kompletną porażką w praktyce - jeśli chodzi o znajomość diet, zasad odżywiania i tzw. zdrowego trybu życia. Sprawdziłam na sobie niemal wszystko. 

Nie przepadam za mięsem, ale nie potrafię przejść na wegetarianizm, chociaż coraz częściej o tym myślę. Zajadam stresy i mam problemy ze snem, co jest bardzo męczące. Uwielbiam czarną kawę (bez żadnych dodatków). 

Jeśli chodzi o dietę, jakiś czas temu zachwyciłam się dietą obfitości Gillian McKeith, autorki książki "Jesteś tym, co jesz". Swego czasu straciłam ponad 30 kg, stosując zasady Gillian w około 80 proc. Sukces przyćmił mi umysł - w końcu organizm nie wytrzymał i zaczął wracać do dawnej wagi, oczywiście z dodatkiem. Przedtem miałam "dziesiątkę"  przodu, teraz mocną "jedenastkę". Nie zamierzam dobić do "dwunastki". Moim marzeniem jest "piąteczka", ale "siódemka" też będzie mile widziana. 

Jeśli chodzi o ruch - nienawidzę biegania. Od zawsze. Ale bawią mnie zumba oraz nordic walking. Lubię też jazdę na rowerze, ale nie rower stacjonarny. Jako trzydziestolatka uwielbiałam callanetics - zamierzam wrócić do tych ćwiczeń, które są skuteczne, intensywne - ale nie zabójcze dla kręgosłupa. 

Tyle o mnie :-)

Rzucam wyzwanie: https://vitalia.pl/index.php/mid/139/fid/1793/wyzw...