Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Moją pasją jest ogród... poświęcam mu każdą wolną chwilę jeśli akurat nie skupiam się na odchudzaniu,bo ono spędza mi sen z powiek!!!! Szybko się poddaję ,nie umiem wytrwać dłużej na diecie jak tydzień..,dwa. Odchudzam się od zawsze i nigdy, bo zawsze jest jakieś "ale" ,zawsze znajdę powód ,żeby złamać zasady. Może tym razem mi się uda.... Trochę ćwiczę. Odpuszczam sobie weekendy . Kocham zwierzaki, pożegnałam mojego kochanego 15 letniego psiaczka i od pół roku mam młodziutką sunię, też pudelek, też czarna.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 128264
Komentarzy: 1083
Założony: 28 lipca 2006
Ostatni wpis: 6 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
grazynkach

kobieta, 61 lat, Skawina

168 cm, 69.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Utrzymam wymarzona wagę do końca roku 2012.

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 stycznia 2011 , Komentarze (3)

3 dzień.Po maleńku byle do przodu. Piękny dzień, udała się pogoda w niedzielę, dużo słońca, zero wiatru, cieplutko. Zaliczyłam spacer po oblodzonych ścieżkach, ale dałam radę. Wymyśliłam, że kiedy zaczyna mi dokuczać głód a jeszcze mam godzinę do następnego posiłku, to wychodzę z domu, na spacer, do ogrodu z psem,  do sąsiadki na chwilkę i wracam na porę posiłku  . W każdym razie muszę być wtedy zdala od lodówki. Na razie to działa, ale czy długo. Żeby szybko przysła wiosna, to zaraz zaczną się prace w ogrodzie. Będzie więcej ruchu, kopania, sadzenie, przycinania i ogólnie b. dużo porządków wiosennych, a to zawsze dodatkowy ruch no i do lodówki daleko. 
Małżonek coś mi się dziwnie przygląda, że obiady jemy o różnych porach i ja coś innego niż on... , ale nie komentuje. Wczoraj na obiad mieliśmy prawie to samo, bo zrobiłam kurczaka z wiśniami, ale małżonek miał jeszcze biały barszcz. Kurczak mu smakowaj. Pomyślałam, że może tam,  gdzie się da, to będę robić dwie identyczne porce i małżonkowi coś oprócz tej porcji... . Miałabym miej gotowania i resztek, z którymi nie wiem, co robić. Jutro będzie łatwiej, bo w domu zostaję sama, to będę dokładnie przestrzegać godzin posiłków i tego, co jem. Nikt mnie nie będzie namawiał, na kolejną kawę, czy lampkę wina do kawy... . Chciałabym, żeby mi się udało. 

8 stycznia 2011 , Skomentuj

to dobra rzecz aby zapomnieć na chwilę o jedzeniu. Godzina marszu, poszeł ze mną też małżonek i Bella. Już w drodze powrotnej czułam jak mi "obcy" w brzuchu rozrabia. Zjadłam swoją kanapkę. Dziwne, na zdjęciu wydaje się taka "wielka" a jak zaczęłam ważyć wszystkie jej składniki, to niestety, maleńkie to to wyszło  . Ale zjadłam, wypiłam herbatę i teraz szykuję obiad małżonkowi, bo mój będzie dopiero o 13.30.  Żeby zabicć czymś czas do obiadu, pójdę do ogrodu, pootrzepuję rośliny ze zmarzniętego śniegu, podwiążę te, które zdeformował śnieg. W internetowych sklepach ogrodniczych zaczął się wielki ruch, można już zamawiać roślinki na nowy sezon, co znaczy, że do wiosny bliżej jak dalej. I aż się chce żyć.

8 stycznia 2011 , Skomentuj

2 dzień.Wczoraj było ciężko, wieczorem zjadłam garść orzeszków pistacjowych, za to nie zjadłam kolacji. Wiem, że to bardzo źle i jestem na siebie zła. Weekendy będą jeszcze trudniejsze, bo w domu jest małżonek. Dietę zaczęłam bez jego wiedzy i chciałabym, żeby tak zostało, więc muszę się namęczyć, żeby utrzymać to w tajemnicy. Mimo wczorajszej wpadki, to i tak rano czułam się jakaś lżejsza, bo jakby nie patrzeć i tak zjadłam dużo mniej niż ostatnimi czasy jadałam. Nie bolał mnie żołądek, wyspałam się, rano nie miałam ociężałych powiek. To pewnie przez to wiadro wody i herbatek ziołowych, które wypiłam.
Dzisiaj drugi dzień i oby było lepiej. 

7 stycznia 2011 , Komentarze (4)

Pierwszy dzień a ja już marudzę  . Wróciłam ze sklepu, spociłam się okropnie, droga zajęła łącznie 90min . Dobry marsz, po oblodzonym asfalcie, więc wysiłek był spory. Później przygotowałam obiad, zjadłam go półtorej godziny temu a ja już jestem głodna. Wypiłam wiadro płynów, teraz parzy się herbata, ciągle myślę o jedzeniu a do następnego posiłku jeszcze kolejne półtorej godziny. Chyba się położę, może pośpię, to mi przejdzie. 

7 stycznia 2011 , Komentarze (4)

Pierwszy dzień. 
Jak tylko wyprawiłam małżonka  do pracy, zważyłam się, zmierzyłam, pozmieniałam dane, bo poprzednie były mocno nieaktualne  .  Odkurzyłam wagę kuchenną i przygotowałam pierwszy posiłek, śniadanie. Zważyłam każdą kromkę pieczywa, tuńczyka i serek. Na koniec zagryzłam to grejpfrutem, wypiłam herbatę zieloną i tyle. 
Brakuje mi składników na obiad, więc w południe pomaszeruję z plecaczkiem do najbliższego sklepu tj. 45min dobrego marszu, po zakupy. Na drogach gołoledź, więc muszę poczekać do południa, aż się lód stopi. Na drugie śniadanie produkty mam: kefir, sok pomidorowy, jest jeszcze seler, ale ja nie mogę jeść selera, bo mam na niego uczulenie. Po obiedzie zaliczę kolejny spacer, ale na ten drugi, to zabiorę Bellę. Muszę jeszcze odrobić lekcje z francuskiego na poniedziałek, sprzątnąć chatkę i tak minie większa część dnia. Oczywiście jeszcze obiad dla małżonka muszę ugotować, co oznacza, że muszę gotować dwa różne obiady  . Trudno, jak mus to mus. 

6 stycznia 2011 , Komentarze (4)

godziny 11.00. kiedy to miałam otrzymać swoją dietę smacznie dopasowaną. Żeby czas czybciej zleciał wybrałam się z "rodzinką" na spacer. Pogoda piękna, lekki mrozik, cudowne słońce, niesamowite widoczki... . Parę zary drogę przecięły nam sarny, widzieliśmy czaplę, nie wiem, co ona robi w Polsce o tej porze roku... . Zmęczeni i szczęśliwi wróciliśmy do domu. Zaraz uruchomiłam komputer, sprawdziłam pocztę i jest... . I co teraz... ? Zaczynam od jutra. Czy dam radę, to się okaże.

5 stycznia 2011 , Komentarze (3)

i dobrze. Wyjedliśmy wszystkie świąteczne jedzenie. W sobotę robimy nowe zakupy. Dzisiaj robię kotleciki rybne, ale upiekę je w piekarniku halogenowym, bez tłuszczu  i za miast bułki tartej dodaję do masy rybnej otręby owsiane. W smaku się nie różni kotlecik a jest dużo zdrowszy. Do tego surówka z buraczków. Mąż dostanie jeszcze ziemniaka i sos serowy do tej ryby. 
Mam mieszane uczucia... bo wczoraj wykupiłam abonament n 3 miesiące na "dietę smacznie dopasowaną" , nie wiem, czy na niej wytrwam, czy ona mi coś pomoże. Już tyle razy zaczynałam i nie kończyłam różne diety... wstyd.  Skusiły mnie proponowane przez Vitalię przepisy kulinarne... wczystko, co lubię, ser feta, kurczak grillowany, łosoś więdzony, tuńczyk, różne kolorowe surówki i sałatki z oliwką i nawet odrobiną cukru... .Zobaczymy, trzy miesiące, to może się uda, a później wykupię nastęny abonament. Vitalia wyliczyłla mi, że wymarzoną wagę 68kg powinnam osiągnąć 21.6. 2011. a to znaczy, że latem, będę cieszyć się nową sylwetką. 
Czy ktoś z Was, ma jakieś doświadczenie z taką dietę? Czy jesteście zadowolone z efektów? 

Moja sunia, która tak się Wam spodobała, w listopadzie skończyła 2 lata. Wabi się Bella  .Imię rodowodome miała nieciekawe, więc postanowiliśmy je zmienić. Długo się zastanawialiśmy, nic nam do niej nie pasowało. Ale kto ją widział po raz pierwszy, zachwycał się nią. Słyszałam ciągle" jaka ona piękna", "ale ona cudna" i została Bella. 

4 stycznia 2011 , Komentarze (1)

Dzisiaj już lepiej, choć ciągle mam brzydki kaszel, ale mówią, że kaszel to najdłużej męczy człowieka. W każdym razie, poranek zapowiadał się taki piękny, wyszło słoneczko, nie było wiatru i choć termometr pokazywał -4 stopnie, to nie czuło się tej temperatury. Dosłownie w parę godzin zmieniła się pogoda ( zaćmienie) ... nagle pojawiła się gęsta mgła, gęsta jak śmietana, nic nie było widać przez okna, temperatura spadła do -8 ... . by po chwili znów wszystko wróciło do stanu sprzed zaćmienia słońca. Znów wyjrzało słońce, zrobiło się cieplej. Śnieg tak pięknie skrzył się w słońcu. Ubrałam się ciepło, zadzwoniłam po "grupę wsparcia", tzn sąsiadkę i poszłyśmy pomaszerować z kijkami w rękach. Marsz dobrą godzinę, to dobry początek na postanowienie poprawy. A jaka szczęśliwa na spacerze była moja słodka sunia. Tak więc dzień uważam za udany.